Isak w kryzysie – desperacki akt niewdzięcznika
Skoro Alexander Isak przeszedł już do etapu instagramowych wynurzeń w swojej trwającej całe lato histerii, można by oczekiwać, że w końcu przedstawi kilka faktów. Tymczasem jego próba wzbudzenia współczucia po tygodniach dziecinnych fochów sprowadza się jedynie do gołosłownego twierdzenia, że „złamano dane obietnice”.
Kibicom Newcastle trudno się dziwić, jeśli – po serii zachowań tak żałosnych, że z trybun padają pod jego adresem przyśpiewki o „chciwym draniu” – nie traktują jego słów jak świętej prawdy. W rzeczywistości istnieje tylko jeden namacalny dowód jego sytuacji: sześć lat kontraktu, który próbuje zerwać po zaledwie trzech.
O jakie obietnice chodzi Isakowi? Kiedy miały zostać złożone? I przez kogo? Szwed nie podaje żadnych szczegółów, zasłaniając się mglistym stwierdzeniem, że to, co „powiedziano i uzgodniono za zamkniętymi drzwiami” w Newcastle, nie zostało dotrzymane. To całość jego narracji o rzekomym „męczeństwie” – wzmianka o nieokreślonej umowie zawartej podczas nieznanego spotkania.
Jako argument w negocjacjach jest to konstrukcja wyjątkowo krucha. Nic dziwnego, że Newcastle szybko ją obaliło, wydając oświadczenie, iż nigdy nie złożono Isakowi żadnej obietnicy pozwalającej mu odejść tego lata.
Dla napastnika, niegdyś uwielbianego na Tyneside, a dziś powszechnie krytykowanego, to kolejny element długiej listy błędnych kalkulacji. Swoim dramatycznym wpisem w mediach społecznościowych brzmi bardziej jak zakładnik błagający o uwolnienie niż profesjonalny piłkarz. Bo jak inaczej reagować niż pogardą na stwierdzenie, że życie za 120 tysięcy funtów tygodniowo to forma „niewoli”, zwłaszcza gdy sam zainteresowany nawet nie gra w meczach?
Im dłużej trwa ta saga, tym poważniej należy pytać, dlaczego Liverpool – klub jego marzeń – miałby wydawać ponad 130 milionów funtów na tak niewdzięcznego zawodnika. Jeśli Isak potrafi zachowywać się w ten sposób w jednym klubie, nic nie stoi na przeszkodzie, by podobne kaprysy powtarzał w kolejnym.
Podobna logika dotyczy zabiegów Newcastle o Yoane Wissę, który korzysta niemal z identycznego scenariusza w Brentford. W przypadku Kongijczyka resztki lojalności wobec kibiców z zachodniego Londynu dawno się ulotniły. Wissa nie tylko wrócił wcześniej z obozu przygotowawczego w Portugalii i groził odmową treningów, jeśli nie dostanie zgody na transfer do St James’ Park, ale też – na wzór Isaka – sięgnął po „instagramową broń”: usunął wszystkie klubowe zdjęcia i ustawił czarne zdjęcie profilowe. Trudno oprzeć się wrażeniu, że nastolatkowie przechodzący pierwsze miłosne rozstania wykazują więcej dojrzałości niż ten duet.
Nie sposób nie współczuć Eddiemu Howe’owi. Z jednej strony musi unikać otwartego konfliktu ze swoim najskuteczniejszym napastnikiem, który w ubiegłym sezonie zdobywał bramki przeciwko wszystkim klubom „wielkiej szóstki” i strzelił decydującego gola w finale z Liverpoolem, zapewniając Newcastle pierwszy krajowy puchar od 70 lat. Z drugiej – musi brać pod uwagę nastroje rozgrzanych emocjonalnie kibiców. Jak dotąd jego podejście wydaje się wyważone: nie włącza Isaka do zajęć, by nie zatruwał atmosfery w drużynie, ale jednocześnie nie zamyka mu drzwi na powrót.
Aż chciałoby się, by menedżerowie Premier League mogli reagować na podobne wybryki w stylu Briana Clougha. Gdy zapytano go kiedyś: „Jak reaguje pan, gdy piłkarz mówi: ‘Szefie, myślę, że robisz to źle’?”, Clough odparł z kamienną twarzą: „Pytam go, jak jego zdaniem powinno się to zrobić. Dyskutujemy o tym przez 20 minut, a potem decydujemy, że to ja miałem rację”.
Kiedyś była to esencja zarządzania na najwyższym poziomie. Dziś jednak astronomiczne pensje piłkarzy, wspierane przez armię agentów, przesunęły balans sił wyraźnie na stronę zawodników. Isak doskonale wie, że mimo swoich wybryków jest zbyt ważny, by go wyrzucić, a człowiek o charakterze Howe’a musi to znosić, choć w każdej innej branży podobne zachowanie skończyłoby się natychmiastowym zwolnieniem.
Tym bardziej irytujące jest to, że Szwed nie ma nawet odwagi złożyć oficjalnego wniosku transferowego, woląc kryć się za mętnymi opowieściami o „złamanych obietnicach”, których nie precyzuje. To w istocie przypowieść o współczesnym futbolu. Chciałoby się wierzyć, że Newcastle wyciąga wobec niego twardą lekcję, egzekwując zapisy kontraktu, ale w praktyce znajdą sposób, by go ponownie wkomponować w drużynę – nawet po całym tym festiwalu ekscesów.
Trzeba też ostrożnie podchodzić do narracji, że Isak spalił za sobą wszystkie mosty w relacjach z kibicami. Jeśli transfer do Liverpoolu nie dojdzie do skutku, a Szwed strzeli kilka kluczowych goli, w Newcastle szybko doczeka się przebaczenia. Taki jest futbol – gdzie gwiazdy mogą bezkarnie łamać elementarne zasady profesjonalizmu, bo ich talent sprawia, że pozostają w praktyce nietykalne.
Oliver Brown
Komentarze (17)
Porównanie może nie na miejscu, ale jak kupisz chomika i chce ci spier***** to przyjmujesz jego transfer request?
I przykład chomika jest prymitywnym porównaniem, ale dość obrazowym na potrzeby sytuacji.