LIV
Liverpool
Champions League
17.09.2025
21:00
ATM
Atlético Madryt
 
Osób online 693

Zapomnijcie o Fergie Time - teraz to Arne Time


Nieskazitelny początek Liverpoolu w obronie mistrzowskiego tytułu w Premier League zyskuje teraz dodatkowy wymiar – aurę rodem z innej epoki.

To, co kiedyś nazywano 'Fergie Time', dziś staje się powoli 'Arne Time'.

Mianem 'Fergie Time' określano niezwykły zwyczaj Manchesteru United Sir Aleksa Fergusona, który regularnie łamał serca rywali golami w ostatnich minutach.

Widok zawodników przeciwnika opadających na murawę i zszokowanych menedżerów, podczas gdy Ferguson i jego piłkarze świętowali przy linii bocznej, stał się nieodłącznym elementem narracji o wielkim zespole odnoszącym wielkie sukcesy.

Mówi się, że naśladownictwo to najwyższa forma uznania – i właśnie teraz Liverpool Arne Slota powtarza dawny "fergusonowski" cios w nieustannej pogoni za kolejnymi zwycięstwami i trofeami.

Ostatnia podróż w 'Arne Time' miała miejsce na Turf Moor w niedzielę, gdy zespół Scotta Parkera – Burnley – bronił się znakomicie i był o sekundy od zostania pierwszą drużyną, która odebrałaby mistrzom punkty w tym sezonie.

A jednak, gdy siły i koncentracja rywali zaczęły słabnąć, a Burnley grało już w osłabieniu po czerwonej kartce dla Lesleya Ugochukwu w 84. minucie, Liverpool zrobił to znowu.

W ostatnich sekundach pięciu minut doliczonego czasu gry rezerwowy Burnley, Hannibal, zagrał piłkę ręką po dośrodkowaniu Jeremiego Frimponga. Formalności dopełnił Mohamed Salah, skutecznie egzekwując rzut karny.

Liverpool znów to zrobił. I zrobił to w 'Arne Time'. The Reds mają już cztery zwycięstwa w Premier League w czterech kolejkach – wszystkie przypieczętowane golami zdobywanymi na bardzo późnym etapie meczu.

W pierwszej kolejce na Anfield pokonali Bournemouth 4:2, trafiając w 88. minucie, a potem w doliczonym czasie, odrabiając wcześniejszą stratę dwubramkowej przewagi. Nastolatek Rio Ngumoha dał wygraną w 100. minucie starcia z Newcastle United, choć i tam Liverpool prowadził już 2:0.

Decydujący gol Dominika Szoboszlaia w meczu z Arsenalem padł na siedem minut przed końcem – a Salah poszedł w jego ślady, zapewniając triumf w samej końcówce meczu z Burnley.

Dla Liverpoolu Slota to całkowicie nowy fenomen.

W tym sezonie The Reds zdobyli już więcej bramek po 90. minucie (3) niż w całej poprzedniej kampanii, kiedy obie takie sytuacje zdarzyły się w jednym meczu z Brentford w styczniu 2024 roku - wówczas dwukrotnie do siatki trafił Darwin Núñez.

Co więcej, ta seria sprawiła, że Liverpool stał się pierwszym zespołem w historii Premier League, który wygrał cztery mecze z rzędu dzięki bramkom zdobytym w ostatnich 10 minutach regulaminowego czasu gry lub później.

Gol Salaha przedłużył także klubową rekordową passę Liverpoolu – 38 spotkań ligowych z rzędu ze zdobytą bramką. Ostatni raz The Reds nie strzelili gola w lidze dokładnie rok temu, również w niedzielę.

W przyszły weekend, w starciu z Evertonem na Anfield, będą mogli wyrównać osiągnięcie Tottenhamu – 39 kolejnych meczów z golem. Rekord należy do Arsenalu i wynosi 55 spotkań.


Z tym wszystkim wiąże się też psychologiczny efekt, który poszerza arsenał Liverpoolu.

Tak jak w czasach 'Fergie Time', teraz także słychać jęk niezadowolenia kibiców rywali, gdy tablica z doliczonym czasem idzie w górę, a Liverpool wciąż szuka zwycięskiego gola.

Tak było, gdy na St. James’ Park przy wyniku 2:2 na tablicy pokazano liczbę 11. Tak samo na Turf Moor, gdy pod trybuną Boba Lorda wyświetliła się piątka.

To tylko potęguje nerwowość przeciwnika i wzmacnia siłę Liverpoolu.

W miarę jak mecz zbliża się do końca, Liverpool wchodzi w głowy rywali, siejąc strach, że decydująca bramka w końcówce jest tylko kwestią czasu. Wynik był wyjątkowo okrutny dla Burnley, ale dopóki sędzia nie zagwiżdże po raz ostatni, nikt nie może być pewny punktów przeciwko The Reds.

Na swój dramatyczny sposób Liverpool realizuje dokładnie to, czego Slot domagał się w zeszłym sezonie.

Holender powiedział w styczniu:

– Jedną z rzeczy, które chciałbym, żebyśmy robili lepiej w drugiej połowie sezonu niż w pierwszej – choć nie zawsze było to konieczne – jest zdobywanie zwycięskich bramek w końcówce. Mam nadzieję, że nie będziemy często w takich sytuacjach, ale jeśli już, to raz, dwa, trzy razy musimy trafić w ostatnich minutach, kiedy na to zasługujemy.

Po kolejnym takim przypadku na Turf Moor Slot powiedział:

– Komplementy dla Burnley za sposób, w jaki się bronili. Trudno było nam znaleźć przestrzeń, kilka razy byliśmy blisko.

– Gdybyśmy strzelili, mecz mógłby się otworzyć, ale skoro się nie udało, oni konsekwentnie trzymali się swojego planu. Musieliśmy czekać do końcowej fazy drugiej połowy – i w ostatnich minutach dostaliśmy to, na co liczyliśmy.

– Była szansa, że się uda, ale było trudno, bo rywale mieli wielu zawodników za linią piłki. Potrzebowaliśmy odrobiny szczęścia albo odrobiny magii. Magii zabrakło, ale szczęście dopisało. Próbowaliśmy im utrudnić życie, ale bronili się bardzo mocno.

Fakt, że Liverpool potrzebował bramek w końcówkach we wszystkich czterech dotychczasowych ligowych zwycięstwach, pokazuje, że zespół nie zbliżył się jeszcze do swojej najlepszej formy w tym sezonie – co jest niepokojącą perspektywą dla rywali, zwłaszcza z napastnikiem wartym 125 mln funtów, Alexandrem Isakiem, czekającym w odwodzie.

Slot zatrzymał Isaka poza składem na mecz z Burnley, uznając, że lepiej poświęcić czas na odbudowę formy przed środowym starciem Ligi Mistrzów z Atletico Madryt na Anfield.

Jeszcze ważniejsze jest jednak to, że obecny Liverpool pokazuje wręcz stalowy charakter. Siłę mentalną towarzyszącą umiejętnościom. Mentalność zwycięzców, zgodną ze starą maksymą innego wielkiego menedżera, Briana Clougha: "strzelenie gola zajmuje tylko sekundę".

Liverpool nie wygrywa może brzydko, ale na pewno nie jest to futbol piękny. To złowieszczy sygnał dla rywali.

W typowo wrogiej atmosferze Turf Moor Burnley stawiało zacięty opór, będąc znakomicie zorganizowane, by powstrzymać Liverpool.

Ostatnim razem, gdy Scott Parker mierzył się z The Reds jako menedżer Bournemouth, w sierpniu 2022 roku skończyło się kompromitującym wynikiem 0:9 na Anfield – porażką, która kilka dni później kosztowała go posadę.

Tutaj Parker był o 30 sekund od zrehabilitowania się. Jego drużyna świetnie się broniła – Martin Dúbravka obronił groźne strzały Szoboszlaia i Frimponga, a Federico Chiesa nie trafił głową w jedynym momencie rozluźnienia defensywy Burnley.

Na nic się to jednak zdało. W końcu i tak dopadł ich 'Arne Time'.

Phil McNulty

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności

Kerkez ma wsparcie Robertsona w Liverpoolu (1)
15.09.2025 10:50, MaksKon, Liverpool Echo
Wnioski po meczu z Burnley (0)
15.09.2025 08:15, Bartolino, The Athletic
Statystyki (2)
14.09.2025 23:22, AirCanada, Sky Sports
Parker po meczu z Liverpoolem (11)
14.09.2025 22:50, FroncQ, burnleyfootballclub.com
Kontuzje w Atlético przed meczem z LM (3)
14.09.2025 21:56, Olastank, Liverpool Echo
Salah: Nie poddajemy się (0)
14.09.2025 21:29, Klika1892, liverpoolfc.com
Slot o meczu z Burnley, zmianach i Isaku (1)
14.09.2025 20:57, Armani87, liverpoolfc.com
Skrót meczu (1)
14.09.2025 19:35, AirCanada, własne