Florian Wirtz zaczyna się rozkręcać
Znów dramatyczna końcówka, znów wybuchy radości po kolejnym zwycięskim golu w doliczonym czasie.
Po raz kolejny Liverpool wystawił swoich kibiców na próbę nerwów, zanim wyszedł zwycięsko z rywalizacji. Kapitan Virgil van Dijk dopisał się do coraz dłuższej listy bohaterów ostatnich minut, zdobywając bramkę głową w 92. minucie, zapewniając Arne Slotowi urodzinowy prezent na Anfield.
To szalona statystyka – obecni mistrzowie Premier League trzykrotnie w pięciu meczach tego sezonu roztrwonili prowadzenie 2:0, a mimo to za każdym razem zdołali odzyskać przewagę i zadać decydujący cios w samej końcówce. Zdrowy rozsądek podpowiada, że nie da się tego utrzymywać bez końca, ale to wciąż się dzieje. Każdy może sam zdecydować, czy to kwestia szczęścia, kondycji, odporności psychicznej czy determinacji.
A jednak w tym całym chaosie, gdy Liverpool rozpoczął kampanię Ligi Mistrzów od zwycięstwa z Atletico Madryt, pojawiły się bardzo obiecujące sygnały na przyszłość. Pod wieloma względami był to mecz inny niż poprzednie.
Przede wszystkim Liverpool zaprezentował poziom gry, którego wcześniej w tym sezonie jeszcze nie osiągnął. Powinien był rozstrzygnąć spotkanie na długo przed tym, jak Marcos Llorente doprowadził do wyrównania swoim drugim golem dziewięć minut przed końcem.
Gra gospodarzy miała o wiele lepsze tempo, intensywność i płynność w ataku. Oddali 20 strzałów wobec 10 rywali i wypracowali wskaźnik xG (oczekiwane bramki) na poziomie 2,60 wobec 0,61. Choć uwaga była skupiona na debiutującym Alexanderze Isaku, to jednak drugi najdroższy transfer w historii klubu skradł show.
Dla Floriana Wirtza był to duży krok naprzód. Niemiecki pomocnik pokazał dotąd jedynie przebłyski swojego talentu w pierwszym miesiącu po przeprowadzce z Bayeru Leverkusen za 116 milionów funtów (160,7 mln euro). Ku frustracji Slota, część ekspertów zdążyła już skrytykować ten transfer, poddając w wątpliwość sens wydania tak ogromnej kwoty.
Tempo gry i fizyczność Premier League były dla Wirtza szokiem, gdy adaptował się do nowych warunków, ale przeciwko Atletico zagrał z pewnością siebie i pokazał, dlaczego Liverpool uważał jego pozyskanie – kosztem Bayernu Monachium i Manchesteru City – za ogromny sukces.
Kupiono go, aby potrafił rozmontować defensywę rywali, i podczas 74 minut na boisku wykreował pięć okazji – więcej niż ktokolwiek inny w obu drużynach. Owacja, jaką otrzymał, gdy zastępował go Rio Ngumoha, który w wieku 17 lat i 19 dni został najmłodszym piłkarzem w historii klubu występującym w europejskich rozgrywkach, była w pełni zasłużona.
- Florian rzeczywiście kilka razy był blisko zdobycia gola i kilkukrotnie blisko asysty – powiedział Slot. – Widzę, że staje się coraz sprawniejszy fizycznie i coraz lepiej dostosowuje się do naszego stylu gry, co jest naturalne. Potrzeba trochę czasu na aklimatyzację. Wszyscy wiemy, jak wielką ma jakość, ale czasami ludzie zapominają, że to 22-latek, który po raz pierwszy w życiu wyjechał grać za granicę.
- Mam 47 lat, bo dziś są moje urodziny, ale rok temu, gdy przyjechałem tutaj jako 46-latek, był to mój pierwszy raz pracy za granicą. W ciągu pierwszych dwóch czy trzech miesięcy całe twoje życie się zmienia. Wszystkie rzeczy, które były dla ciebie normalne, nagle przestają takie być. Wszystko wygląda inaczej i to również czasem kosztuje sporo energii.
Połącz to z przejściem do nowego klubu, nowego stylu gry — ponieważ Leverkusen grał w systemie 3-4-3, a my gramy 4-3-3 — więc wymagamy od niego trochę więcej bez piłki i w defensywie. Ale widzę, że rozwija się coraz bardziej. On i drużyna będą się stawać coraz lepsi, ale jego występ bardzo mi się podobał.
W meczu z Atletico było wymowne, jak głęboko Wirtz schodził po piłkę od Van Dijka czy Ibrahima Konaté, by następnie rozpoczynać ataki precyzyjnymi podaniami między liniami.
Pod koniec pierwszej połowy zdołał uwolnić się spod opieki Pablo Barriosa, ruszył do przodu i podał do Isaka, po czym inteligentnie wbiegł w pole karne. Powrotne podanie było idealne, lecz po minięciu Jana Oblaka Wirtz nie doczekał się skutecznego wykończenia — Jeremie Frimpong nie zdołał oddać celnego strzału pod presją.
Isak wciąż czekał na swój pierwszy kontakt z piłką, gdy Liverpool prowadził już 2:0 po sześciu minutach — najpierw Mohamed Salah z rzutu wolnego nabił Andy’ego Robertsona, a następnie sam Egipcjanin trafił do siatki po podaniu Ryana Gravenbercha.
Jednak szwedzki napastnik stopniowo się rozkręcał, a porozumienie między nim a Wirtzem rozbudziło apetyty na przyszłość. Transferowy duet wart 241 milionów funtów rozumiał się bez słów. Obie próby strzału Isaka wynikały z podań od nowej kreatywnej siły Liverpoolu.
Po zejściu zmęczonego Isaka, którego zastąpił Hugo Ekitike, Wirtz został przesunięty na lewą flankę, gdy Alexis Mac Allister wszedł w miejsce nieskutecznego Cody’ego Gakpo.
Rozpoczynając szybki kontratak we własnym polu karnym, Wirtz powinien był mieć asystę, gdyby nie to, że strzał Salaha odbił się od wewnętrznej strony słupka. Chwilę później wykazał się kolejnym świetnym podaniem do Ekitike, który jednak fatalnie spudłował z dobrej pozycji.
- On dopiero się rozkręca, powiedział w rozmowie z LFCTV bliski przyjaciel Wirtza, Jeremie Frimpong. - Spędziłem z nim cztery lata w Leverkusen i wiem, co potrafi. Widzę, że to nadchodzi. To dopiero początek, zobaczymy o wiele więcej z jego strony. Oczywiście możemy grać lepiej jako drużyna, ale najważniejsze jest zwycięstwo. Dlatego przyszedłem do Liverpoolu. Oni wiedzą, jak wygrywać.
Obecność Frimponga u boku ułatwia Wirtzowi aklimatyzację w Liverpoolu. Zżył się również z Curtisem Jonesem, Dominikiem Szoboszlaiem i Ekitike. Jest skryty, ale bardzo ambitny.
Strzał głową Van Dijka po dośrodkowaniu Szoboszlaia z rzutu rożnego w końcówce spotkania sprawiła, że drużyna utrzymała rozpęd przed sobotnimi derbami Merseyside.
Slot ma wiele do przemyślenia przy wyborze składu, biorąc pod uwagę szybki rytm spotkań, ale wydaje się niemal pewne, że Wirtz rozpocznie mecz od pierwszej minuty. Teraz, gdy jego kariera na Anfield nabiera rozpędu, wiara we własne możliwości będzie w nim buzować.
James Pearce
Komentarze (0)