Pierwsza porażka w lidze – co teraz?
Frustracja Arne Slota rośnie. Liverpool przegrał swój pierwszy mecz, a komentatorzy nie zostawiają na drużynie suchej nitki. Pojawiają się głosy, że zespół został pokonany własną bronią – w sobotnim meczu na Selhurst Park to Orły w ostatniej akcji zapewniły sobie zwycięstwo.
– Możemy winić tylko samych siebie – mówił Arne Slot po spotkaniu.
Pomimo kontrowersji związanej z rzutem rożnym, który – zdaniem wielu – został niesłusznie przyznany, a następnie przyniósł The Reds straconego gola, Slot nie zamierzał owijać w bawełnę ani tłumaczyć porażki innymi czynnikami.
– Nie mamy żadnych wymówek. Jeżeli jakaś drużyna zasłużyła dziś na zwycięstwo, to było to Palace – dodał.
Spotkania z Orłami nigdy nie należały dla Liverpoolu do łatwych. W ostatnich ośmiu starciach tych drużyn The Reds wygrali tylko dwa razy. Reakcje Slota na porażki zawsze wzbudzają zainteresowanie. Do tej pory pod wodzą Holendra Liverpool przegrał zaledwie pięć spotkań, a dwa z nich miały miejsce wtedy, gdy kwestia mistrzostwa Anglii była już przesądzona, a piłkarze wyraźnie dali się ponieść fali świętowania.
Jak dotąd Slot zaliczył w Anglii bardzo miękkie lądowanie – w debiutanckim sezonie zdobył mistrzostwo kraju i został ciepło przyjęty przez kibiców. Przegrał niewiele, wygrał dużo, a drużyna rozpoczęła rozgrywki mocnym akcentem, triumfując we wszystkich meczach aż do starcia z Crystal Palace. Kolejny pojedynek ligowy z tym rywalem czeka Liverpool dopiero w kwietniu – do tego czasu Slot będzie miał sporo okazji, by rozgryźć przeciwnika. Kibice liczą, że najdroższe letnie wzmocnienia The Reds zdążą się już w pełni wkomponować w zespół.
To nie jest moment na panikę. Gdyby nie gol Eddiego Nketiaha w ostatnich sekundach, Liverpool po raz kolejny uratowałby punkt w końcówce (choć remis tylko częściowo przykryłby problemy). W poprzednim sezonie, warto pamiętać, żadna drużyna nie zdobyła więcej punktów po odrabianiu strat w drodze po tytuł. To wiele mówi o mentalności zespołu, który potrafi podnieść się w trudnych chwilach. Tym razem jednak był to bez wątpienia sygnał ostrzegawczy. Najlepsza drużyna w lidze musi grać lepiej.
Metodą, po którą Slot sięga w trudnych momentach, zawsze był atak. Trener wykazał się odwagą, by nieustannie naciskać, dokonywać zmian, wprowadzać ofensywnych zawodników, angażować kolejnych piłkarzy w grę do przodu i podejmować ryzyko – mimo naporu w pierwszej połowie, który wielu innych menedżerów zmusiłby do cofnięcia się i wzmocnienia defensywy.
Liverpool miał sporo szczęścia, że do przerwy przegrywał tylko 0:1 i wciąż pozostawał w grze. Zamiast jednak zamykać luki, Slot uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie odważne przejęcie inicjatywy. I prawie się to opłaciło. Przesunięcie Szoboszlai na prawą obronę pomogło. Cody Gakpo wniósł dodatkowe zagrożenie w ataku, a później Federico Chiesa zdobył bramkę na wagę remisu.
Jeśli ktoś miał w tamtym momencie przechylić szalę zwycięstwa, wydawało się, że będzie to Liverpool. Być może dlatego Slot postawił na ofensywne ustawienie z pięcioma zawodnikami w linii ataku i pozostawił Ryana Gravenbercha na środku obrony, zamiast wprowadzić Joe Gomeza, który mógłby dać dodatkowe zabezpieczenie i uratować cenny punkt.
Odsłaniając defensywę, Slot ufał, że siła ofensywna wystarczy, by rozstrzygnąć mecz na korzyść Liverpoolu. Po spotkaniu nie tłumaczył jednak swojej decyzji wprost. Zapytany o wydarzenia przy stanie 1:1, wskazał na błąd jednego zawodnika – prawdopodobnie Frimponga – jako kluczowy moment.
– Jeden z naszych piłkarzy zdecydował się wybiec do kontrataku, co nie miało sensu, bo czas już się kończył. Powinniśmy skupić się wyłącznie na obronie – mówił.
– Być może jako zespół byliśmy zbyt ofensywnie nastawieni, a może jeden zawodnik przesadził z ofensywą. To sprawiło, że rywale zdobyli zwycięską bramkę, a my przegraliśmy – dodał.
Slot podkreślał też, że „w dodatkowym czasie niewiele się wydarzyło” – co z jego perspektywy było prawdziwe, ale i wyjątkowo frustrujące. Remis byłby dla Liverpoolu wartościowym wynikiem, potwierdzającym, że drużyna potrafi wyszarpać punkty w trudnych momentach. Tym razem jednak się nie udało.
Liverpoolowi zabrakło siły, by dowieźć wynik do końca. Na pewno nie przez brak zaangażowania – a jeśli istnieje sposób, by wrócić do gry po stracie gola, to Slot obrał taki, który kibice doceniają najbardziej: odważny i pełen determinacji.
Jeśli jednak nie udało mu się odpowiednio przekazać drużynie swoich założeń albo znaleźć właściwego ustawienia, warto przywołać jego słowa sprzed meczu. Zapytany, czego najważniejszego nauczył się w klubie, odparł: – Jeśli podejmuję w ciągu dnia 15–20 decyzji, to nie wszystkie będą dobre.
W poprzednim sezonie Liverpool potrafił sprawić, że odrabianie strat wyglądało na coś prostego – zdobył w ten sposób aż 23 punkty. Powtarzanie tego, zwłaszcza w starciu z tak zdeterminowanym rywalem jak Crystal Palace, jest jednak niezwykle trudne. To pierwszy raz w obecnych rozgrywkach, kiedy Liverpool znalazł się w roli goniącego wynik i nie potrafił odwrócić losów meczu.
Fakt, że była to pierwsza od 12 miesięcy naprawdę bolesna porażka w Premier League, sugeruje jednak, że drużyna powinna szybko znaleźć odpowiedzi na swoje problemy.
Komentarze (0)