Co poszło nie tak w starciu z Crystal Palace
Crystal Palace odwróciło losy spotkania z Liverpoolem, zdobywając bramkę w doliczonym czasie gry i odnosząc pamiętne zwycięstwo na Selhurst Park. Drużyna Olivera Glasnera kontynuuje tym samym swoją serię meczów bez porażki w Premier League.
Liverpool, który w tym sezonie wielokrotnie ratował punkty bramkami w końcówkach, wydawał się uratować remis, gdy Federico Chiesa wyrównał w 87. minucie. Jednak to gospodarze sięgnęli po pełną pulę – w ostatniej akcji meczu Eddie Nketiah dobił piłkę przy dalszym słupku, ustalając wynik w 97. minucie.
Już w dziewiątej minucie Palace objęło prowadzenie po stałym fragmencie gry. Goście ponownie pokazali swoją słabość przy rzutach rożnych – Ryan Gravenberch skierował piłkę głową w stronę własnej bramki, a Ismaïla Sarr z bliska wykorzystał sytuację. Liverpool miał jednak prawo czuć się rozczarowany, ponieważ wydawało się, że to Tyrick Mitchell jako ostatni dotknął piłki przed rożnym. Mimo to obrona mistrzów Anglii powinna lepiej poradzić sobie w tej sytuacji.
Palace dominowało w pierwszej połowie, zmuszając Alissona do trzech świetnych interwencji w ciągu pierwszych 30 minut. Ibrahima Konaté odpowiedział groźnym strzałem głową, ale poza tą próbą Liverpool – grający zdecydowanie poniżej swojego poziomu – miał spore problemy, by zagrozić defensywie, która przed tym meczem straciła w lidze zaledwie dwie bramki.
Po przerwie Arne Slot zdecydował się na roszadę taktyczną – Dominik Szoboszlai przesunął się na prawą obronę, Conor Bradley opuścił boisko, a jego miejsce zajął Cody Gakpo. Gra mistrzów faktycznie się poprawiła. Alexander Isak efektownie ograł dwóch rywali, lecz chybił w najlepszej sytuacji Liverpoolu, zanim Chiesa wyrównał.
Przebieg spotkania przeanalizowali dla nas Matt Woosnam oraz Andy Jones z The Athletic.
Czy Palace powinno otrzymać rzut rożny?
Drugi mecz z rzędu Liverpool "pomógł" rywalom, tracąc bramkę po stałym fragmencie. W środku tygodnia złe wybicie głową przez Wataru Endo sprawiło, że piłka padła łupem Shea Charlesa w meczu Pucharu Ligi z Southampton. Tym razem winowajcą został Gravenberch – naciskany przez letni cel transferowy Liverpoolu, Marca Guehiego, zgrał piłkę prosto pod nogi Sarra.
Powtórki pokazały jednak, że starcie pomiędzy Conorem Bradleyem a Tyrickiem Mitchellem, które doprowadziło do rożnego, prawdopodobnie powinno zakończyć się odgwizdaniem wznowienia od bramki. Arne Slot, wyrażając swoją frustrację, wyszedł poza strefę techniczną i został ukarany żółtą kartką.
Niezależnie od tego, czy rzut rożny został przyznany słusznie, Liverpool musi poprawić grę w obronie przy stałych fragmentach.
Czy Liverpool ma problem ze stałymi fragmentami gry?
Liverpool w tym sezonie wielokrotnie ratował się golami w końcówkach – tym razem jednak to The Reds padli ofiarą takiego scenariusza.
W konsekwencji nieudanego wybicia piłki po długim wrzucie z autu, Eddie Nketiah znalazł się niepilnowany przy dalszym słupku i nie dał Alissonowi szans. Dla Liverpoolu była to już druga stracona bramka w tym meczu w "drugiej fazie" stałego fragmentu gry. Długi wrzut Jeffersona Lermy został przedłużony przez Willa Hughesa, a następnie Marca Guehiego, aż futbolówka trafiła do Nketiaha, którego w linii spalonego utrzymał Ryan Gravenberch.
Zwycięstwa po golach w końcówkach były fundamentem świetnego startu sezonu w wykonaniu Liverpoolu, co rodziło pytania o to, na ile taka passa jest możliwa do podtrzymania. Strata dwóch bramek po stałych fragmentach – elemencie gry, który już przed sezonem budził obawy – nie przystoi drużynie broniącej mistrzowskiego tytułu i pozostawia Arne Slotowi wiele do przemyślenia.
Po meczu szkoleniowiec Liverpoolu powiedział dziennikarzom:
– Rywale stworzyli sobie więcej sytuacji z gry i w fazach przejściowych, więc zdecydowanie było więcej rzeczy, które mogły nam się nie podobać w naszej defensywie, niż tylko stałe fragmenty. Dobrą wiadomością jest to, że w tych momentach ratował nas Alisson.
Powrót Sarra kluczowy dla zwycięstwa Palace
Nie grał przez trzy tygodnie z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego, choć opuścił tylko dwa mecze. A jednak Ismaïla Sarr wrócił w sobotę tak, jakby w ogóle nie miał przerwy.
Senegalczyk zawsze miał świetny bilans w starciach z Liverpoolem, a trafienie z bliska w tym spotkaniu było jego trzecim golem w trzecim kolejnym meczu przeciwko mistrzom Anglii. Łącznie ma ich już pięć. Piłka mogła spaść mu szczęśliwie po zagraniu Gravenbercha, ale Sarr znalazł się tam, gdzie trzeba i pewnie wykończył akcję.
Pod wodzą Olivera Glasnera stał się jednym z kluczowych elementów drużyny, przechodząc przemianę ze skrzydłowego lub napastnika w rolę numeru 10. Jego powrót do składu był jedną z głównych przyczyn tego, że Palace potrafiło tak skutecznie naciskać Liverpool.
Grając między liniami, wychodząc do podań i dynamicznie atakując wolne przestrzenie za plecami obrońców, dawał swojej drużynie to, czego brakowało w czasie jego absencji. Jego bezinteresowne dogranie do Yeremy’ego Pino powinno zakończyć się bramką, lecz Alisson popisał się znakomitą interwencją. W tej sytuacji Sarr mógł, a nawet powinien, strzelać sam, ale wybrał opcję podania. Podobnie zachował się godzinę później, gdy wybiegł za linię obrony i znów odegrał do Pino w sytuacji sam na sam z Alissonem – tym razem jego podanie przeciął obrońca, choć wydawało się, że Sarr i tak był na spalonym.
To właśnie te charakterystyczne wejścia, o których Glasner mówił jeszcze przed meczem, sprawiały Liverpoolowi największe problemy, gdy Palace wyprowadzało kolejne ataki.
Po pięciu golach i dwóch asystach w ośmiu spotkaniach przeciwko The Reds, kibice na Anfield mają już serdecznie dość widoku Sarra.
Co powiedział Slot?
Arne Slot ocenił, że pierwsza połowa była "rozczarowująca", podobnie jak końcówka meczu.
– Raz jeszcze trzeba oddać uznanie Crystal Palace – powiedział szkoleniowiec Liverpoolu dziennikarzom. – To nie pierwszy raz, gdy z nimi przegrywamy. Graliśmy z nimi cztery razy i mamy na koncie jedno zwycięstwo, jeden remis i dwie porażki. To pokazuje, jak trudno jest ich pokonać.
– W pierwszej połowie zasłużyli na to, by prowadzić różnicą dwóch czy trzech goli. Stworzyli cztery naprawdę dobre sytuacje, ale druga część meczu była w naszym wykonaniu dużo lepsza, mieliśmy swoje okazje – a to nieczęsto się zdarza przeciwko nim. Trochę zajęło nam zdobycie bramki. Strata kolejnego gola po stałym fragmencie to jednak duże rozczarowanie.
Co powiedział Glasner?
Oliver Glasner z kolei przyznał, że postawa jego zespołu w pierwszej połowie była "naprawdę świetna do oglądania dla wszystkich".
– To była nasza najlepsza połowa, odkąd tu jestem (od lutego ubiegłego roku) – powiedział menedżer Crystal Palace po spotkaniu.
– W drugiej części meczu presja była ogromna. Tym bardziej jestem dumny, że mimo straty bramki w 90. minucie, gdy często zmienia się momentum i drużyna przegrywa, my potrafiliśmy podnieść głowy, pójść do przodu i odwrócić losy meczu na swoją korzyść.
– Zdobyliśmy gola na wagę zwycięstwa i jestem naprawdę dumny z tej grupy. Kiedy Will Hughes wygrał pierwszy pojedynek główkowy, Jeff Lerma przedłużył piłkę, a Eddie zdobył gola – a mówimy o trzech zawodnikach, którzy weszli z ławki – to pokazuje, że był to wysiłek całej drużyny. I właśnie dlatego mogliśmy wygrać.
Andy Jones, Matt Woosnam
Komentarze (13)
Zagraliśmy zbyt wysoko w pierwszej połowie, a to na CP nie jest za dobra taktyka.
Londyn ogólnie to ciężka ziemia do grania