Liverpool w tabeli xG Sky Sports poniżej oczekiwań
W tym tygodniu w rubryce Between the Lines rozważamy, czy dwie kolejne porażki Liverpoolu – z Crystal Palace i Galatasaray – to tylko chwilowe potknięcie, czy też sygnał poważniejszych problemów.
Gol Eddie’ego Nketiaha w 97. minucie na Selhurst Park przypieczętował pierwszą w tym sezonie porażkę drużyny Arne Slota. Zaledwie trzy dni później napastnik Galatasaray, Victor Osimhen, wykorzystał rzut karny dający zwycięstwo nad Liverpoolem – a Alisson, który musiał zejść z boiska z kontuzją, został wykluczony z sobotniego starcia z Chelsea.
Mistrzowie wciąż utrzymują dwupunktową przewagę na szczycie tabeli Premier League dzięki serii późnych goli w poprzednich meczach. Ale czy ostatnie dwa wyniki były do przewidzenia?
Dane dotyczące gry podpowiadają, że Liverpool ma sporo szczęścia, będąc liderem. W rzeczywistości według tabeli Sky Sports opartej na wskaźniku xG, obrońcy tytułu zajmowaliby dopiero siódme miejsce z dorobkiem dziewięciu punktów – za mającym problemy Manchesterem United, który wypada lepiej w różnicy oczekiwanych goli.
Statystyki pokazują, że Liverpool był wyraźnie lepszy od rywali jedynie w dwóch z sześciu dotychczasowych spotkań ligowych. Co więcej, jedynym zespołem, który w tym sezonie prześcignął własne oczekiwania w większym stopniu, jest beniaminek z Sunderlandu.
Co zatem kryje się za spadkiem jakości gry Liverpoolu?
Stałe fragmenty gry – problem dla Slota
Wydarzenia na Selhurst Park w sobotę uwypukliły jeden z kłopotów Liverpoolu – obie bramki dla Crystal Palace padły po stałych fragmentach gry. W poprzednim sezonie zespół stracił tylko 10 goli ze stałych fragmentów (nie licząc rzutów karnych). W obecnym bilans ten wynosi już cztery trafienia.
Pierwszy gol Ismaili Sarra, zdobyty po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Daichiego Kamady, oraz zwycięskie trafienie Nketiaha po dalekim wrzucie z autu Chrisa Richardsa, dopełniły listy po dwóch bramkach straconych ze stałych fragmentów gry przeciwko Newcastle w sierpniu.
Tylko West Ham, Leeds i Nottingham Forest straciły w tym sezonie Premier League więcej bramek po stałych fragmentach gry niż Liverpool. Dokładniejsza analiza statystyk pokazuje, że „The Reds” dopuszczają do znacznie większej liczby strzałów i sytuacji bramkowych (xG) po stałych fragmentach gry niż w poprzednich rozgrywkach.
Może to mieć związek z zamieszaniem zarówno na boisku, jak i poza nim. Doszło do zmian w formacji defensywnej – Trent Alexander-Arnold odszedł z klubu, a Milos Kerkez wygryzł z lewej obrony Andrew Robertsona. Drużyna pracuje też z nowym trenerem od stałych fragmentów gry, Aaronem Briggsem, który wcześniej pełnił rolę trenera rozwoju indywidualnego.
Zespół musi się dostosować do wspomnianych zmian. Słaba forma Ibrahima Konaté u boku Virgila van Dijka stanowi kolejny problem. Slot zwrócił jednak uwagę także na szerszy kontekst – rosnącą liczbę drużyn przykładających coraz większą wagę do stałych fragmentów gry.
- Pokazaliśmy, że potrafimy bardzo dobrze bronić przy stałych fragmentach, ale w piłce coraz częściej widzimy, że stają się one kluczowym elementem gry – powiedział. – To styl futbolu, który pojawia się coraz częściej.
Statystyki to potwierdzają – w Premier League pada obecnie więcej goli ze stałych fragmentów gry niż kiedykolwiek wcześniej, średnio 0,95 na mecz. - Każdy rywal, z którym się teraz mierzysz, wymaga bardzo dobrego przygotowania właśnie pod kątem stałych fragmentów – dodał Slot.
Najnowsze wydarzenia sugerują jednak, że jeśli Liverpool chce wrócić do poziomu z poprzedniego sezonu, te przygotowania będą musiały zostać jeszcze bardziej dopracowane.
Nowe transfery zawodzą?
Obrona przy stałych fragmentach gry to wysiłek całej drużyny, ale Liverpool boryka się też z problemami indywidualnymi. Jednym z nich jest forma Konaté, co wywołało dyskusję, czy „The Reds” nie powinni byli postawić na transfer Marca Guehiego zamiast bić rekord sprowadzając Alexandra Isaka. Większość pozostałych wątpliwości koncentruje się wokół nowych nabytków.
Jeremie Frimpong został ostatnim z nowych zawodników, którego Slot skrytykował za błąd przed zwycięskim golem Nketiaha przeciwko Palace.
- Jeden z naszych zawodników postanowił wybiec do przodu, bo chciał rozegrać kontratak, który był zupełnie niepotrzebny, bo czas się skończył – powiedział.
Krytyka Slota pojawiła się dwa tygodnie po tym, jak w pierwszej połowie zwycięskiego 1:0 meczu Liverpoolu z Burnley zdjął z boiska innego bocznego obrońcę, Kerkeza, po tym, jak ten obejrzał żółtą kartkę, którą menedżer później określił jako „nieprzemyślaną”. Kerkez, podobnie jak Frimpong, ma trudny start w klubie.
Hugo Ekitike również został upomniany za to, co Slot określił jako „niepotrzebną i głupią” czerwoną kartkę w zwycięskim meczu Pucharu Ligi z Southampton, co spowodowało jego absencję w spotkaniu z Palace – spory cios, biorąc pod uwagę dobrą formę napastnika.
Isak pokazuje zachęcające sygnały w budowaniu formy, zdobywając pierwszego gola dla klubu przeciwko Southampton, natomiast słabszy start Floriana Wirtza kontynuował się w meczach z Palace i Galatasaray.
22-latek, transfer za 116 mln funtów z Bayeru Leverkusen, wciąż nie zanotował ani gola, ani asysty dla nowego klubu, zmagając się z wypracowaniem swojej roli w systemie Slota.
- Myślę, że można uczciwie powiedzieć, że jak dotąd nie błyszczał w Liverpoolu – stwierdził Jamie Carragher w Monday Night Football, komentując Wirtza. „Ale też nie sądzę, by Liverpool dotąd był dla niego idealnym zespołem.
- Liverpool musi zrobić więcej dla niego, bo piłka trafia do niego znacznie rzadziej niż wcześniej.
Porównanie tego sezonu z poprzednim pokazuje, że liczba kontaktów Wirtza z piłką spadła o ponad 30%, z 86,9 na 90 minut w Bayerze Leverkusen do 63,7 w Liverpoolu, co utrudnia mu pokazanie swojej wartości.
Słabnąca siła ataku Salaha
Jest też kolejny sygnał ostrzegawczy: zagrożenie bramkowe Mohameda Salaha wyraźnie spadło. Talisman „The Reds” ma na koncie dwa gole i dwie asysty w sześciu meczach ligowych, co jest wynikiem gorszym niż w poprzednim sezonie – częściowo dlatego, że Egipcjanin wyznaczył sobie bardzo wysoki standard, notując 47 udziałów przy golach.
Jednak dane statystyczne pokazują, że wpływ Salaha w ataku znajduje się na historycznie niskim poziomie – i to znacząco. 33-latek średnio notuje tylko 0,4 oczekiwanych udziałów przy golach na 90 minut, co stanowi mniej niż połowę średniej z jego poprzednich ośmiu sezonów w klubie.
Nikt nie umniejsza roli, jaką Salah odegrał w sezonie mistrzowskim Liverpoolu, ale statystyki podkreślają skalę jego wkładu. Był zaangażowany w ponad połowę bramek Liverpoolu w sezonie – zdobywając gole lub asystując – osiągając najwyższy w lidze wskaźnik udziału w bramkach zespołu na poziomie 55,3%.
Jego 47 udziałów przy golach bezpośrednio wpłynęło na wynik w 21 z 38 meczów Liverpoolu, przyczyniając się do zdobycia 38 z 84 punktów. Bez tych wkładów „The Reds” zakończyliby sezon na 14. miejscu – za Evertonem.
Oczywiście, ktoś inny mógłby przejąć rolę Salaha, gdyby go zabrakło – ale dorównać jego wpływowi? To mało prawdopodobne, zwłaszcza bez podań, jakie wcześniej dostarczał Alexander-Arnold.
Liverpool nadal faworytem do tytułu
Czy więc kibice Liverpoolu powinni się martwić?
Nie według prognozowanej tabeli Opta.
Po sześciu kolejkach, z Liverpoolem na szczycie, Opta przewiduje, że drużyna Slota zakończy sezon jako mistrz, z przewagą dwóch punktów nad Arsenalem.
Wciąż są więc faworytem do tytułu. Jednak od problemów z obroną stałych fragmentów gry po słabnący wpływ Salaha – Liverpool ma przed sobą wyzwania, które musi rozwiązać przed sobotnim meczem z Chelsea.
Komentarze (0)