Kryzys tożsamości na podstawie meczu z United
Liverpool przegrał z Manchesterem United 1:2, a kolejna porażka tylko pogłębiła dyskusję o tym, że zespół Arne Slota przeżywa poważny kryzys tożsamości.
Porażka na Anfield w niedzielny wieczór sprawiła, że aktualny mistrz Anglii traci już cztery punkty do aktualnego lidera w tabeli – Arsenalu. The Reds wciąż nie wygrali żadnego meczu w październiku, a to była ich czwarta z rzędu porażka we wszystkich rozgrywkach.
Bryan Mbeumo wyprowadził gości na prowadzenie już w drugiej minucie, wykorzystując zamieszanie w szeregach Liverpoolu po urazie głowy Alexisa Mac Allistera. Zespół Arne Slota wyrównał po golu Cody’ego Gakpo, który w trakcie spotkania trzykrotnie trafił w obramowanie bramki, a bramkę zdobył po zagraniu Federico Chiesy.
W tym meczu dało się odczuć silne déjà vu – dwa tygodnie wcześniej Gakpo również zdobył bramkę wyrównującą przeciwko Chelsea. I podobnie jak wtedy, gdy wydawało się, że mistrzowie mogą odwrócić losy meczu w końcówce, stracili gola i przegrali spotkanie.
Niewykorzystane okazje pogrążyły Liverpool
Na pierwszy rzut oka The Reds mogą czuć się pechowcami po tej porażce. Gospodarze trzykrotnie trafili w obramowanie bramki, a zarówno Cody Gakpo, jak i Mohamed Salah zmarnowali stuprocentowe sytuacje – jak na ich standardy – podczas gdy Liverpool wypracował współczynnik oczekiwanych goli (xG) na poziomie 2,3. Gdyby ten mecz rozegrać jeszcze raz w identyczny sposób, drużyna Arne Slota prawdopodobnie wygrałaby bez większego problemu.
Po porażce z Chelsea Slot stwierdził, że jego drużynie zabrakło „drobnych detali”, które mogły przechylić szalę zwycięstwa. To samo można powiedzieć i teraz. W inny dzień, przy odrobinie szczęścia, Cody Gakpo mógłby zdobyć nawet pięć bramek, gdyby piłka odbiła się korzystniej od obramowania bramki. Problem w tym, że Liverpool obecnie zbyt mocno polega na szczęściu.
Na początku sezonu mistrzowie Premier League potrafili wygrywać nawet wtedy, gdy nie grali najlepiej. Obecnie sytuacja wygląda tak, że zwycięstwa się skończyły, a gra pozostała taka sama – bez spójności, bez rytmu. Z jednej strony można to częściowo zrozumieć: latem Liverpool sprowadził ośmiu nowych zawodników, a siedmiu sprzedał. Doszło do dużych zmian kadrowych, a linia ataku została całkowicie przebudowana. Oczekiwano więc, że potrzebna będzie cierpliwość, by zespół się zgrał. Jednak obecna sytuacja nie wynika tylko z tego.
Slot nie próbuje już stopniowo wprowadzać nowych zawodników. Owszem, robił to na początku, ale w dwóch ostatnich meczach Florian Wirtz, letni nabytek za 100 milionów funtów, rozpoczynał spotkania na ławce rezerwowych. Zamiast tego Slot postawił na sprawdzony tercet pomocników: Dominik Szoboszlai, Alexis Mac Allister i Ryan Gravenberch.
Z kolei Hugo Ekitike, który świetnie rozpoczął sezon, oraz Federico Chiesa, prawdopodobnie najbardziej efektywny ofensywny gracz drużyny w tym sezonie, również zasiedli na ławce w meczu przeciwko Manchesterowi United. Slot w ataku postawił na Gakpo i Salaha, wspieranych przez Alexandra Isaka.
Były trener Feyenoordu nie podejmuje odważnych decyzji, które mogłyby tłumaczyć nierówną formę zespołu. Stawia na piłkarzy, którym ufa, ale oni nie dostarczają oczekiwanych rezultatów – z różnych powodów. Częściowo jednak to właśnie Slot ponosi za to odpowiedzialność.
Kryzys tożsamości Arne Slota
Liverpool w tym sezonie nie ma żadnej tożsamości. Było to już widoczne kilka razy, ale w meczu z Manchesterem United stało się to boleśnie oczywiste.
Na ponad 30 minut przed końcem spotkania Slot sięgnął po wariant awaryjny – „w razie nagłej potrzeby, rozbić szybkę”, czyli desperackie rozwiązania taktyczne, mające ratować wynik, zamiast świadomego, zaplanowanego stylu gry.
Gravenberch, Mac Allister i Conor Bradley zostali zmienieni przez Ekitike, Wirtza i Curtisa Jonesa.
Liverpool przeszedł wtedy na nietypowe ustawienie – Dominik Szoboszlai przesunął się z prawej obrony do środka, tworząc coś na kształt podwójnego pivotu (dwójki defensywnych pomocników) z Jonesem. W defensywie natomiast zespół grał trójką: Ibrahima Konaté, Virgil van Dijk w środku oraz Milos Kerkez po lewej stronie. Przez wprowadzone zmiany personale i taktyczne w ataku panował kompletny chaos – i to w złym tego słowa znaczeniu.
Przednia piątka wyglądała tak: Gakpo, Wirtz, Ekitike, Isak i Salah.
The Reds nie mieli żadnego planu. Wszystko sprowadzało się do wrzucenia na boisko jak największej liczby ofensywnych zawodników w nadziei, że uda się odwrócić losy meczu przeciwko fatalnie grającemu Manchesterowi United. Liverpool rzeczywiście stworzył kilka okazji – xG po przerwie wyniosło 2,06 – ale taki styl gry nie jest ani trwały, ani możliwy do powtórzenia.
Slot potraktował to spotkanie tak, jakby był to rewanżowy mecz półfinału Ligi Mistrzów z dziesięcioma minutami do końca, kiedy rzuca się wszystkie siły do ataku w desperacji. Jednak w połowie października taka mentalność nie powinna mieć miejsca.Trener powinien mieć jasny plan, jak rozbić defensywę Manchesteru United, zwłaszcza że miał dwa tygodnie przerwy reprezentacyjnej, by się przygotować.
Problemy Floriana Wirtza w Liverpoolu trwają
To była kolejna z serii niezrozumiałych decyzji Arne Slota. Zaledwie kilka dni po tym, jak powiedział publicznie, że Wirtz musi grać, trener posadził kreatywnego Niemca na ławce rezerwowych. Slot tłumaczył:
„On [Wirtz] musi grać – i grał naprawdę dużo. Ponieważ przyszedł z innej ligi i rozegrał wiele spotkań, to całkowicie normalne, że od czasu do czasu potrzebuje meczu przerwy – tak jak robiłem to z Mo Salahem i wieloma innymi. Aby wydobyć z niego to, co najlepsze, oczywiście musi grać – i tak właśnie było oraz będzie w nadchodzących tygodniach.”
Jednak po raz drugi z rzędu Florian Wirtz rozpoczął mecz na ławce rezerwowych. Po raz drugi z rzędu po wejściu na boisko wniósł ożywienie do gry. I po raz drugi z rzędu kibice zadawali sobie pytanie, dlaczego nowy numer 7 nie znalazł się w wyjściowym składzie.
Choć Wirtz nie miał wyraźnie określonej roli na boisku – bo przez ostatnie 30 minut Liverpool praktycznie grał z szóstką zawodników ofensywnych – to i tak wyróżniał się na tle pozostałych. Brał udział w akcji bramkowej dającej wyrównanie i dobrze współpracował z partnerami w ataku. Niemiec został sprowadzony, by robić różnicę i przesądzać o wynikach spotkań – a nie może tego robić, siedząc na ławce.
Arne Slot zrobił wiele dobrego w poprzednim sezonie i dzięki temu ma wciąż spory kredyt zaufania.Jednak w tym sezonie popełnia wiele błędów. Po tak kosztownym letnim oknie transferowym Liverpool miał walczyć o tytuł mistrza, a nie o miejsce w pierwszej czwórce.
Komentarze (0)