LIV
Liverpool
Champions League
04.11.2025
21:00
RMA
Real Madryt
 
Osób online 749

Litmanen: Liverpool był spełnieniem marzeń


Gdy Jari Litmanen podpisał kontrakt z Liverpoolem w 2001 roku, był już zwycięzcą Ligi Mistrzów i miał na koncie cztery tytuły mistrza Holandii zdobyte z Ajaksem, w którym stał się jednym z najlepszych piłkarzy w Europie.

Fin przeszedł długą drogę od nieudanego testu w Leeds United niemal dekadę wcześniej. Mimo że w karierze osiągnął już wiele, transfer na Anfield pozwolił mu spełnić dziecięce marzenie – zagrać w klubie, któremu kibicował od najmłodszych lat.

Litmanen spędził na Merseyside 18 miesięcy po zimowym transferze w styczniu 2001 roku. Choć kontuzje sprawiły, że nie zdołał wywrzeć takiego wpływu, na jaki wskazywał jego talent, sam przyznaje, że był to dla niego wyjątkowy czas.


– Miałem pięć lat, kiedy zacząłem kibicować Liverpoolowi, a moim pierwszym idolem był Kevin Keegan – wspomina Litmanen w rozmowie z FourFourTwo. – Kiedy odszedł do Hamburga, nie mogłem już tak często go oglądać, więc zacząłem podziwiać jego następcę, Kenny’ego Dalglisha. Był zabójczo skuteczny, technicznie znakomity i poruszał się po boisku z niezwykłą inteligencją.

– Dorastałem, oglądając Liverpool częściej niż jakikolwiek inny zespół, więc gdy w 2001 roku dołączyłem do klubu, to było coś wyjątkowego. Gdy zapytali mnie, jaki numer chcę nosić, sądzili, że wybiorę 10, ale powiedziałem: „A co z 7?”. Ten był już zajęty przez Vladimíra Šmicera. „A 17?” – miał go Steven Gerrard. „To może 27?” – należał do Gregory’ego Vignala. 


– Wtedy zapytałem o 37 – właściwie najpierw chciałem 77, bo chciałem połączyć siódemkę Keegana i siódemkę Dalglisha, ale powiedziano mi, że to zbyt wysoki numer i byłby największym w lidze. Więc 37 było idealne. Trzy razy siedem – Keegan, Dalglish i ja.

Litmanen dołączył w połowie sezonu 2000/01, w którym Liverpool sięgnął po potrójną koronę w pucharach, dołączając do formacji ofensywnej.

– Zacząłem dobrze, zwłaszcza że Michael Owen zmagał się z problemami z mięśniami dwugłowymi, a Robbie Fowler też często był kontuzjowany – wspomina. – W pierwszych miesiącach grałem naprawdę dobrze, ale potem doznałem kontuzji w meczu Anglia–Finlandia na Anfield – złamałem nadgarstek.

– To sprawiło, że musiałem opuścić ostatnie dwa miesiące sezonu i nie mogłem zagrać w trzech finałach, do których dotarliśmy. Musiałem też rywalizować o miejsce z Owenem, Fowlerem i Emilem Heskeyem. Cała trójka była wtedy reprezentantami Anglii, a dwóch z nich to wychowankowie Liverpoolu.

– Wszyscy grali świetnie – zwłaszcza Michael, który później zdobył Złotą Piłkę. Robbie był dla kibiców Liverpooolu bogiem, a Emile był wówczas najdroższym transferem w historii klubu.


– Byłem gotowy i dobrze pasowałem do naszego systemu, ale nie grałem tyle, ile się spodziewałem. To było trochę frustrujące, bo byłem w formie i nie miałem kontuzji, a mimo to trudno było wywalczyć miejsce w składzie.

Jak więc 54-letni dziś Litmanen wspomina swój czas na Anfield?

– Wejście na Anfield jako zawodnik było czymś wyjątkowym – mówi. – Atmosfera była absolutnie niepowtarzalna. A kiedy po raz pierwszy założyłem słynną czerwoną koszulkę w meczu Premier League z Aston Villą, to było spełnienie marzeń.
Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (0)

Pozostałe aktualności