Grób jednego z założycieli Realu pod Liverpoolem
Liverpool i Real Madryt, dwa giganty europejskiego futbolu, ponownie spotkają się na Anfield we wtorek.
Atmosfera zapowiada się gorąca, a dodatkowych emocji doda powrót Trenta Alexandra-Arnolda do rodzinnego miasta po jego letnim transferze do stolicy Hiszpanii. Jednak zanim rozpocznie się główne wydarzenie, rywalizujący kibice połączą siły, by uczcić to, co ich łączy, a nie dzieli.
Spotkają się w miasteczku Wallasey w regionie Wirral, położonym dwadzieścia minut jazdy od Anfield, przy grobie Arthura Johnsona, jednego z ojców założycieli Realu Madryt.
Wkład Johnsona w rozwój Realu był znaczący, choć pozostawał przez lata niedoceniony. Urodzony w Dublinie w 1878 roku, przybył do Madrytu, by pracować jako inżynier, a jednocześnie grał w pierwszym oficjalnym meczu w historii klubu, który wówczas nazywał się Madrid FC. Strzelił jedynego gola swojej drużyny w przegranym 1:3 spotkaniu z Barceloną w 1902 roku w rozgrywkach Copa de la Coronacion.
W 1910 roku został pierwszym trenerem zespołu i pełnił tę funkcję przez kolejną dekadę, co czyni go drugim najdłużej pracującym szkoleniowcem Realu po Miguelu Muñozie. Pod jego wodzą klub zdobywał regionalne mistrzostwa i triumfował w Pucharze Króla. Wśród jego zawodników znajdował się Santiago Bernabéu, późniejszy legendarny prezes, którego imię nosi dziś stadion Realu Madryt. Uważa się, że to właśnie Johnson wprowadził biały kolor strojów drużyny, inspirowany barwami londyńskiego klubu amatorskiego Corinthian FC.
Johnson później powrócił do Wielkiej Brytanii i osiadł w Wallasey. Pracował w firmie United Alkali Company w Liverpoolu oraz był sekretarzem lokalnego klubu bowls. Zmarł na zapalenie płuc w wieku 50 lat w marcu 1929 roku.
Jego grób znajduje się w kwaterze 16C, numer 177, na cmentarzu Rake Lane w Wallasey, po drugiej stronie rzeki Mersey, naprzeciwko Liverpoolu. Spoczywa tam wraz z żoną Adą, która zmarła w 1961 roku, lecz na kamieniu w kształcie otwartej księgi nie ma żadnej wzmianki o jego związku z jednym z najsłynniejszych klubów świata.
Portal The Athletic poinformował o istnieniu grobu w sierpniu 2023 roku, w artykule opisującym wpływ Anglików na początki Realu Madryt (Irlandia była wówczas częścią Zjednoczonego Królestwa).
Grób był zaniedbany i zarośnięty, a inskrypcja ledwo widoczna, dopóki lokalny historyk i twórca na YouTube Kevin Cuthbertson nie postanowił coś z tym zrobić.
- Zainspirowało mnie to, że Arthur spoczywa tam prawie sto lat bez żadnego uznania – mówi Cuthbertson. Pomyślałem, że nawet jeśli tylko wyczyszczę jego nagrobek, żeby bardziej się wyróżniał, to już będzie coś.
Filmy, które opublikował w Internecie, zwróciły uwagę innych i zachęciły ich do pomocy. Vincent Shuttleworth przygotował tabliczkę, która dziś stoi obok nagrobka i opisuje dokonania Johnsona.
- Imię Arthura zasługuje na to, by wymieniać je z takim samym szacunkiem jak nazwiska Ferenca Puskása, Alfredo Di Stéfano czy Zinedine’a Zidane’a – mówi Shuttleworth.
- Jego dziedzictwem jest klub, który stał się największym i najsłynniejszym na świecie. Był wizjonerem. Ten nagrobek to symboliczny kamień węgielny, na którym zbudowano Real Madryt. To miejsce stanie się obiektem pamięci i będzie pielęgnowane w przyszłości, to jest najmniejsza rzecz, jaką możemy zrobić.
Les Wright, weteran ponad stu europejskich wyjazdów z Liverpoolem, skontaktował się z przedstawicielami oficjalnych klubów kibica Realu Madryt, by zaprosić ich do odwiedzenia grobu przed wtorkowym meczem na Anfield. Kibice obu drużyn złożą kwiaty, odmówią modlitwę po hiszpańsku i wymienią się upominkami.
Wielokrotnie spotykaliśmy się z Realem Madryt w finałach i choć między klubami panuje wielka rywalizacja, to również ogromny szacunek – mówi Wright. Ten gest przyjaźni może być przykładem dla innych drużyn i grup kibicowskich w całej Europie.
Gerardo Tocino będzie częścią delegacji Realu Madryt, która odwiedzi Wallasey po przybyciu do Merseyside.
Nie wiedzieliśmy zbyt wiele o Johnsonie wcześniej – przyznaje. Wiedziałem, że był pierwszym trenerem, znaliśmy jego nazwisko, ale niewiele więcej. Dzięki temu wydarzeniu dowiedziałem się, że to on nauczył innych zawodników zasad gry. Rozbawiło mnie, gdy usłyszałem, że tłumaczył im, iż mecz nie może trwać trzy czy cztery godziny, tylko półtorej, i że nie wolno robić przerw na papierosa.
To ważne, by docenić jego wkład. Dla nas klub to ogromna część życia. Spędzam w nim po 10–12 godzin dziennie. Tacy ludzie jak Johnson sprawili, że Real Madryt stał się rzeczywistością i powinniśmy o tym pamiętać.
Alfredo Relaño, dziennikarz hiszpańskiego Marca i historyk sportu, dorastał, słuchając opowieści o znaczeniu Johnsona w historii klubu.
- Johnson był nazywany ‘Anglikiem’ (mimo że pochodził z Dublina) – wspomina. Pamiętam, jak ojciec opowiadał mi, że na początku istnienia klubu był pewien Anglik, który tłumaczył wszystkim zasady gry. To były początki XX wieku, czas, gdy futbol dopiero docierał do Hiszpanii.
- Byli młodzi ludzie, którzy wracali z nauki w Londynie zarażeni piłkarską pasją. Johnson zorganizował ich, wprowadził taktykę, wyjaśniał reguły, grał z nimi w meczach towarzyskich. Uczył, jak się zachowywać, tłumaczył, że w przerwie nie można iść palić ani spotykać się z dziewczynami, lecz trzeba wrócić do szatni. 
- Pokazywał, jak się rozciągać i jak ustawiać stopę przy kopnięciu piłki. Rozegrał wiele spotkań towarzyskich, ale tylko trzy oficjalne. 
- Johnson był jak nauczyciel ze szkoły, który uczy podstaw – zasad i brytyjskiego wzorca zachowania. Santiago Bernabéu mówił o nim z szacunkiem nawet siedemdziesiąt lat później. Słyszałem, jak nazywał go ‘Anglikiem’, bo wszyscy zakładali, że był z Anglii.
        
- Klub jest miejscem przechowywania zbiorowej pamięci. W Athletic Bilbao, na przykład, z wielką dba się o pomnik legendarnego Pichichiego, pod którym składa się kwiaty. W Madrycie nie poświęcano temu tyle uwagi. Może w każdym pokoleniu znajdował się tylko jeden dziennikarz, którego to interesowało.
Lokalna gazeta The Wallasey News zamieściła w 1929 roku artykuł o jego śmierci pod tytułem: Śmierć znanego sportowca. Opisano w nim, że na pogrzebie zgromadził się tłum ludzi, ale nie wspomniano o jego związkach z Realem Madryt.
Przez prawie sto lat sytuacja nie uległa zmianie. Jednak gdy kibice obu klubów spotkają się przy odnowionym grobie Johnsona we wtorek, wreszcie nastąpi długo oczekiwane uznanie i uhonorowanie zapomnianego pioniera.
James Pearce i Guillermo Rai 
        

                            
                            
    
    
    
Komentarze (0)