John Aldridge po meczu z Wolves
W sobotę Liverpool pokonał Wolves (2:1), ale to wyglądało jako kolejna brzydka wygrana. Byliśmy chaotyczni i warto podkreślić, że to nie wydarzyło się po raz pierwszy.
Mając dwubramkową przewagę po 1. połowie, Liverpool mógł podwyższyć prowadzenie i kompletnie zdominować Wolves. Nie wiem, jakie słowa padły w szatni podczas przerwy, lecz w drugiej odsłonie spotkania zobaczyliśmy zupełnie inny zespół. Na boisku nie było widać przewagi.
Ten mecz był znakomitą szansą do polepszenia różnicy bramkowej i zwiększenia pewności siebie. The Reds mogli strzelić trzy lub cztery bramki, lecz zamiast tego sami sobie stworzyli niepotrzebne obawy po straconym golu.
Oni dostali rzut rożny, co w tym sezonie oznacza świetną okazję bramkową dla rywali. Każdy rzut rożny jest koszmarem dla defensywy drużyny Slota. Ktokolwiek odpowiada za stałe fragmenty gry, musi spojrzeć w lustro.
Musisz to odpowiednio zorganizować. Teraz Liverpool ma problem z każdym rzutem rożnym. Alisson dobrze interweniuje, ale wszyscy piłkarze są źle ustawieni i żaden z nich nie jest przygotowany do zagrożenia ze strony przeciwnika.
Liverpool pozwolił Wolves wrócić do meczu i pozwolił wykreować sytuacje, które mogły przynieść gościom remis. Podopieczni Slota mogą być zadowoleni z wyniku, ale lepsze drużyny wykorzystałyby słabość The Reds i sięgnęłyby po punkty.
W każdym razie, zwycięstwo znaczy zwycięstwo. Jednak jeszcze raz powtórzę, że lepszy rywal osiągnąłby więcej. Oglądałem mecz Leeds z Sunderlandem. Ponownie czekają nas długie wrzuty z autu, rzuty rożne, stałe fragmenty gry i długie podania. W ofensywie oni również mają niezłe tempo.
To wszystko może spowodować sporo problemów dla Liverpoolu, zwłaszcza przy tych mankamentach, które przeszkadzają mistrzom Anglii od początku sezonu.
Pierwsza bramka Wirtza i stracona szansa Chiesy
Pierwszy gol Floriana Wirtza wreszcie został faktem. Oglądałem go wiele razy i byłem przekonany, że jest to kwestia czasu.
To jest piłkarz, który przypomina mi Petera Beardsleya. Jest bardzo inteligentny, lecz potrzebował tego gola. Na pewno od dłuższego czasu przeszkadzała mu ta sytuacja. Właśnie dlatego to może przynieść mu ulgę i zbuduje pewność siebie.
Cieszę się, że doskonale współpracuje z Hugo Ekitike. Nie mam wątpliwości, że zaprezentują jeszcze wiele wybitnych, wspólnych akcji.
Alexander Isak też wróci. Jako napastnik potrzebujesz wsparcia, a Wirtz z pewnością to wsparcie potrafi zapewnić.
To właśnie z powodu nieobecności Isaka i kilku innych graczy w sobotę w pierwszym składzie zobaczyliśmy Federico Chiesę.
Zawsze daje z siebie 100%. Nie jest jednak w pełni sprawny fizycznie, więc nie mogliśmy oczekiwać od niego zbyt wiele w meczu z Wolves.
To najgorsza drużyna w lidze, więc była to dla niego olbrzymia szansa. Jednak od momentu dołączenia do klubu odgrywał jedynie niewielką rolę. Był to dopiero jego drugi występ w Premier League w ciągu ostatnich 18 miesięcy.
Nie chcę go usprawiedliwiać, ale nie można oczekiwać od niego zbyt wiele. Odgrywa jedynie niewielką rolę i choć dostaje szansę na grę w pierwszym składzie, nie jest to łatwe, biorąc pod uwagę obecną sytuację Liverpoolu.
Nie jest łatwo wejść do drużyny i od razu stać się gwiazdą. W tej chwili jest graczem, który ma wpływ na przebieg meczu. Można go wprowadzić na boisko i w ciągu 15 lub 20 minut ma szansę na zmiany.
Trudniej jest to zrobić od samego początku, gdy wcześniej nie miałeś takich możliwości. Nadal będzie miał szansę, wychodząc z ławki rezerwowych, zwłaszcza teraz, gdy Isak jest kontuzjowany.
Jednak jeżeli Arne Slot nie będzie go cenił, nie zrobi wystarczająco dużo, aby przekonać go, że powinien częściej występować w pierwszym składzie.
Nie jest natomiast jedynym, który nie gra zbyt często. Nie wiem, co się stało z Rio Ngumohą. Ostatnio nie dostaje żadnych minut.
Być może wynika to z sytuacji i trudności, z jakimi boryka się Liverpool w ostatnich miesiącach. Wprowadzałby nieco tempa i sprytu z ławki rezerwowych, ale z jakiegoś powodu Arne nie sięga po niego.
The Reds potrzebują zawodników, którzy wrócą po kontuzjach. Miejmy nadzieję, że Joe Gomez wkrótce wróci do gry. Ławka rezerwowych nie jest tak dobra, jak mogłaby być, ale przynajmniej wystarcza, aby jakoś sobie radzić.
Oh, his name is Diogo
To był świetny moment, kiedy zobaczyliśmy dwóch synów Joty biegających po boisku z Van Dijkem. Po raz ostatni oni biegali po Anfield, kiedy ich ojciec świętował zdobycie mistrzostwa Anglii.
Jednak widząc ich na stadionie, wracają te wszystkie emocje. Wszystko, co możesz zrobić, to pokazać szacunek i wsparcie dla rodziny. To straszne, przez co oni musieli przejść.
Ciężko sobie wyobrazić, jak trudne jest to dla nich, zwłaszcza w okresie świątecznym.
To był dobry pomysł na to, jak upamiętnić ich ojca. 60 tysięcy ludzi, kibice Liverpoolu i Wolves pokazali swój szacunek i pamięć poświęcone Diogo Jocie. To znaczy naprawdę wiele.
John Aldridge

Komentarze (0)