ATA
Atalanta
Europa League
18.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1077

Po drugiej stronie

Artykuł z cyklu Artykuły


Przy upiornych miejskich ulicach, które prowadziły w kierunku The Kop, na zabitych deskami domach widniały liczne znaki, mające odstraszyć w jakiś sposób zainteresowanych. ‘Brak elektryczności’ – mówiły niektóre. Kilkaset metrów dalej, niedzielnego popołudnia, na Anfield prądu był ojednak pod dostatkiem, a przy tym nie brakowało napięcia.

Iskrzyło się przez moment jednak w całej okolicy. Oblicze kryzysu widoczne było zarówno poza, jak i na boisku, a przed pojedynkiem z Manchesterem United, fani Liverpoolu musieli radzić sobie dosłownie z brakiem wszystkiego.

Grupa ponad 4 tys. fanów przybyła na stadion, by wysłać wiadomość sprzeciwu dla Toma Hicksa i George’a Gilletta Jr, amerykańskich właścicieli klubu, którzy sprowadzili na Anfield długi i niestabilność. Złość kibiców nie była związana jednak tylko z tym protestem. Fani wypełnili szczelnie trybuny, by wyrazić swoją pogardę wobec jednego z zawodników największego wroga.

Imię i nazwisko, które pojawiało się tego dnia zdecydowanie najczęściej: Michael Owen. W żadnym zdaniu, nie mówiono o nim jednak jako o byłym idolu Liverpoolu. Mimo wielu bramek, jakie Owen zdobył grając z Liverbirdem na piersi, napastnik nigdy nie był tak naprawdę w tych okolicach w pełni kochany. Jego czysta oziębłość i niewzruszenie blado wypadają w porównaniu z Robbiem Fowlerem, bohaterem wszystkich Scouserów. Uważano, że Owen dawał z siebie o wiele więcej, gdy biegał w koszulce reprezentacji Anglii. A jego styl gry – czyhanie tuż przy ramieniu ostatniego obrońcy – sprawiał, że pomocnicy byli ustawiani za głęboko, gdy mieli dostarczać mu górne piłki.

Owen zdobywał bramki i zawsze będzie. Czarny scenariusz zakładał, że powróciłby i strzeliłby gola przed The Kop ponownie, ale tym razem nosząc koszulkę Czerwonych Diabłów.

Konfrontacja tych dwóch zespołów nie wymaga zaostrzania. Ta nienawiść nie potrzebuje dodatkowego szumu. Anfield rzadko kiedy było tak spięte. Gospodarze byli jednak stroną przeważającą w pierwszej części spotkania – powrót Jamiego Carraghera do formy z pewnością bardzo ucieszył Rafę Beniteza – ale to dopiero druga połowa meczu spełniła oczekiwania.

Fernando Torres jest bohaterem całego Anfield. Ma szybkość młodego Owena, ale jest od niego dużo silniejszy i bardziej świadomy. Rio Ferdinand, jak większość na boisku, z pewnością był przekonany, że wypchnął Torresa w miejsce, z którego niemożliwe było zdobycie bramki. Hiszpański napastnik udowodnił mu, że się mylił. Fala zszokowania po tym trafieniu wstrząsnęła wszystkim.

Niespełna 10 minut póĽniej, Owen pojawił się na placu gry, wywołując tym samym spore poruszenie. The Kop podchwyciło moment. „Once a Manc, never a Red” wyraĽnie słychać było na stadionie - najgorsza obelga skierowana w kierunku zawodnika, który słyszał niegdyś swoje imię wychwalane przez tych samych ludzi.

Owen twierdził, że jego gra, mimo stracenia nieco szybkości, uległa poprawie, a niedzielny mecz był okazją do weryfikacji tych słów. Jako nastolatek często był statyczny, wyczekiwał na górną piłkę, pewny, że wygra pojedynek biegowy z jakimkolwiek obrońcą. Teraz pałętał się dookoła, wyczekując jakiegoś nieporozumienia między obrońcami, ale Carragher i Daniel Agger cały czas kontrolowali sytuację, sprawdzając co chwila w którym miejscu jest Owen.

Kiedy z boiska zszedł Torres, a w jego miejsce pojawił się David Ngog, taktyka Liverpoolu polegała na cofnięciu się, wciągnięciu w głąb własnej połowy zawodników United i graniu z kontry. Oczywiście panika wyczuwalna była zarówno na murawie, jak i trybunach. Carragher zmuszony był przez Owena do wejścia w stylu rugby. Obrońca miał szczęście oglądając tylko żółtą kartkę, ale to w żaden sposób nie narusza kultowego statusu tego zawodnika.

Ngog zaliczył trafienie, gdy United rozpaczliwie ruszyło do przodu, ale tu pozostaje pytanie: czy jeśli szukasz wpływowego zmiennika, nie wolałbyś mieć Owena? Płytkość składu Beniteza była widoczna w ostatniej fazie meczu, kiedy Martin Skrtel zastąpił Yossiego Benayouna, po czym goście stworzyli więcej okazji niż w całych poprzednich 90 minutach. Bez Torresa sprawy mogą potoczyć się zupełnie inaczej.

Zachwyt The Kop po meczu nie zmienia faktu, że w głowach kibiców pozostaje jednak głęboko zakorzeniony strach. Właściciele muszą poradzić sobie z ogromnym zadłużeniem. Prostym rozwiązaniem byłoby sprzedanie Torresa i Stevena Gerarda. I do tej okropnej myśli nawiązują plakaty na tych, wspomnianych na początku, wolnych domach niedaleko stadionu. „Wszystko, co wartościowe zostało usunięte” – głoszą.

Kopites mają nadzieję, że te same znaki i hasła tego typu nie dotrą na Anfield.

Tony Evans

Źródło: The Times



Autor: Czarodziej
Data publikacji: 26.10.2009 (zmod. 02.07.2020)