(Nie)potrzebna (r)ewolucja
Artykuł z cyklu Artykuły
Z zażenowaniem patrzę na narodową histerię, jaka wytworzyła się po estońskim dramacie Wisły. Czekam tylko, aż prezydent ogłosi żałobę, polski Internet zrobi się czarno-biały, a w telewizji zamiast koncertów zobaczymy co najwyżej powtórkę tysięcznego odcinka "Klanu". Jak już się doczekam, to bukuję bilet i lecę. Choćby na Marsa.
Nie potrafię zrozumieć, jak tegoroczna droga krakowian do bram Ligi Mistrzów mogła komukolwiek wydawać się prosta. W futbolu nie liczą się umiejętności, ale też psychika. Myślicie, że Albert Riera ma większy talent od Ronaldinho, że Adriano to przy Dirku Kuycie malutki robaczek? Proporcje są raczej odwrotne, ale to Kuyt i Riera radzą sobie świetnie w Liverpoolu. Adriano ma myśli samobójcze, a Ronaldinho testuje nowe technologie MilanLab.
Gdyby w piłce wyniki zależały od umiejętności, mecze byłyby niepotrzebne. Już na początku sezonu trofea możnaby rozdzielić pomiędzy Barcelonę, Madryt i Londyn. (A może i Manchester, ale do tej niebieskiej części...). Nie mogę opędzić się od wrażenia, że gdyby Wisła - zamiast z Levadią - próbowała dotrzymać kroku drużynie trzy razy mocniejszej, wyszłaby na tym o wiele lepiej. Rok temu Liverpool grał w eliminacjach do Ligi Mistrzów z belgijskim Standardem Liege. Na wyjeĽdzie cudem uratował remis, u siebie wygrał 1:0 po bramce w dogrywce. Czy Standard byłby równie dobry w starciu z zespołem o swoich parametrach?
Co tu jednak mówić o głowach Wiślaków, jak w nogach ciągle za mało... Starć z Levadią nie widziałem (obudzony w środku nocy mógłbym mówić przez pięć godzin bez przerwy o ciekawszych zajęciach, niż oglądanie meczu mistrza Polski z mistrzem Estonii), ale mam takie nieprzyjemne wrażenie, że obie drużyny były na podobnym poziomie. A jak na podobnym poziomie... to o co ten szum?
Powinno zmienić się podejście mediów, działaczy i kibiców do poziomu ekstraklasy. Otwieram brytyjski magazyn FourFourTwo i spoglądam na krótkie omówienia lig z całego świata. Oprócz tych największych - hiszpańskiej, włoskiej etc. - widzę m.in.: czeską, chorwacką, rumuńską, serbską, chilijską, kolumbijską, urugwajską, tunezyjską i południowoafrykańską. Polskiej nie ma. To gdzie nam do Ligi Mistrzów?
¦miać chce mi się jeszcze bardziej, gdy widzę zapowiedzi o rewolucji w Wiśle. Rewolucję będzie mógł zrobić Florentino Perez i szejkowie z Manchesteru, jeśli po wydaniu setek milionów euro nic w najbliższym sezonie nie ugrają. Co zainwestował Cupiał, by oczekiwać niewyobrażalnych efektów? Na europejskie puchary biało-czerwoni wciąż za słabi. Zamiast rewolucjonizować, lepiej zachować trenera, jego asystentów i piłkarzy. Powoli budować stabilną drużynę. Efekty przyjdą same. Tylko cierpliwości potrzeba.
Autor: Sochal
Data publikacji: 30.08.2009 (zmod. 02.07.2020)