Czerwoni w Ghanie
Artykuł z cyklu Artykuły
Wiem, że wiele osób może się ze mną nie zgodzić, ale dla mnie nie ma rzeczy bardziej słodkiej niż bycie fanem The Reds. Tytuły i mistrzostwa, które zdobyliśmy ułatwiają kibicowanie, ale historia i unikatowe tradycje powodują, że ten klub jest tak wielce inny od pozostałych na świecie.
Jednym z pierwszych wspomnień jakie przychodzą mi do głowy jeśli chodzi o Liverpool z czasów dzieciństwa to wspaniały John Barnes, który zawsze wrzeszczał na swoją defensywę.
Był to jeden z pierwszych czarnoskórych sportowców pokazywanych na tak szeroką skalę w tamtych czasach w telewizji. Ludzie śledzili jego karierę praktycznie przez całe lata osiemdziesiąte. Był jednym z bohaterów takich jak Ian Rush.
Ludzie żyją tutaj wspomnieniami takich zawodników jak Bruce Grobbelaar, Peter Beardsley, Steve Nicol czy John Aldridge, ale to nie oznacza, że nowych fanów The Reds nie przybywa.
Magia finału Ligi Mistrzów z 2005 i cała droga do finału w 2007 roku spowodowała, że po ulicach biega sporo dzieciaków z dumą noszących czerwoną koszulkę.
Ja sam jestem zaskoczony jak bardzo kocham Liverpool. Czasami moja mama narzeka, że za dużo o tym rozmawiam i myślę.
Tu mieszka bardzo dużo fanów The Reds, dlatego błędem byłoby, gdybyśmy nie założyli własnego fanklubu. To było dla mnie spełnienie marzeń, kiedy w 2002 roku założyliśmy oficjalny fanklub Liverpoolu w Ghanie. Obecnie skupiamy ponad 300 członków.
Kibicowanie Liverpoolowi z tak daleka może być bardzo kłopotliwe i przyprawiać nas o istny ból głowy. Kiedyś oglądałem powtórki spotkań i fragmenty z najciekawszymi akcjami, ale nigdy nie pokazywali meczy na żywo i to było bardzo frustrujące.
W dzisiejszych czasach wszystko jest o wiele łatwiejsze. Za pośrednictwem oficjalnej strony możemy na bieżąco śledzić czy czasem nawet oglądać na żywo poczynania naszych ulubieńców.
Dobrze, że nie ma przesunięcia czasowego pomiędzy Ghaną i Wielką Brytanią i możemy oglądać spotkania o tej samej porze co wszyscy w Anglii.
Nieliczni z nas mieli szczęście zobaczyć mecz na żywo na Anfield, ale teraz najważniejsze dla nas jest, aby drużyna zdobyła mistrzostwo kraju i mam nadzieję, że to się spełni już niedługo.
W Afryce jest bardzo liczna grupa fanów Liverpoolu i mam nadzieję, że kiedyś The Reds zawitają tutaj w ramach przedsezonowych przygotowań.
wiem, że jest sporo fanów w Ghanie ale i w takich krajach jak Togo,Nigeria, Wybrzeże Kości Słoniowej, Benin, Mali czy Sierra Leone.
W lipcu 2005 roku o naszej grupie wypowiedział się trener Rafa Benitez, który zauważył nasze istnienie. To było fantastyczne dowiedzieć się, że zaistnieliśmy na łamach brytyjskich gazet.
Wizyta w Ghanie mojego bohatera z lat młodzieńczych sprawiła, że stałem się jeszcze bardziej szczęśliwy. W zeszłym roku zawitał do nas John Barnes.
Spora część naszego fanklubu pojechała na lotnisko do stolicy Akry, aby zgotować naszemu bohaterowi gorące powitanie. Jak się okazało całe miasto zostało zarażone manią Barnesa.
Barnes brał udział w ceremonii zorganizowanej na cześć legend z lat osiemdziesiątych i po niej mieliśmy dwie godziny na rozmowę z tym wielkim sportowcem. To był bardzo wyjątkowy dla nas wieczór i nigdy go nie zapomnę.
Cieszę się, że pomimo odległości jaka dzieli Ghanę i Liverpool ludzie tutaj żyją miłością do tego klubu. Jest tu tylu zagorzałych fanów, że czasem trudno w to uwierzyć. Jeśli Liverpool przegrywa, traktowane jest to tutaj jako tragedia narodowa.
Po porażce z Tottenhamem nie mogłem nic mówić. Ten mecz bardzo mnie zasmucił.
Wiedziałem, że ten mecz co najwyżej możemy zremisować, ale wiedziałem że taki wynik będzie cudem. Tego spotkania nie mogłem zobaczyć do końca, ale kolega powiedział mi jakim wynikiem zakończyło się to spotkanie i czułem się okropnie.
Tego dnia nie miałem już na nic ochoty, ale tak to bywa, kiedy oddajesz całe swe serce jednej sprawie i kiedy coś idzie nie tak cierpisz jeszcze bardziej.
Nasz fanklub stale się rozwija i jest nas coraz więcej. Coraz bardziej zakochujemy się w tym wspaniałym klubie i wiem, że cała Ghana śpiewa "You'll Never Walk Alone".
Joe Curran
Ľródło:liverpoolfc.tv
Autor: Majamajewski
Data publikacji: 24.12.2008 (zmod. 02.07.2020)