Polski Steven Gerrard
Artykuł z cyklu Artykuły
Ma dopiero osiemnaście lat. Jest piłkarzem Arki Gdynia. W tym sezonie zadebiutował w Ekstraklasie, mimo to cechuje go skromność, nie chwali się swoimi sukcesami. A ma już na swoim koncie wygraną wielką walkę - pokonał ciężką chorobę i wrócił do sportu. Przez komentatorów jest nazywany polskim Gerrardem.
W wywiadzie dla LFC.pl Marcin Budziński zdradza dlaczego wzoruje się na angielskim pomocniku i jakie dostrzega podobieństwa między sobą a Gerrardem. Jego marzeniem jest zgrać kiedyś w Premier League. Zapraszamy do lektury!
Kto jest Twoim piłkarskim idolem? Z kogo czerpiesz przykład?
- Między innymi ze Stevena Gerrarda. Podpatrywałem kiedyś Zidane’a i Deco kiedy grał w Porto. Najbardziej jednak odpowiada mi styl gry Gerradra, dlatego wzoruję się właśnie na zawodniku Liverpoolu.
Jak wygląda Twoja gra w porównaniu do stylu Gerrarda?
- Chciałbym mieć takie atomowe uderzenie jak Steven. Cały czas ciężko nad tym elementem pracuję. Gerrard świetnie czyta grę, mądrze rozdziela podania. Dobrze gra głową. Jest bardzo waleczny na boisku, a ja ogromnie cenię tę cechę u zawodników. Sam lubię walczyć żeby pomóc drużynie.
A charakter?
- Gerrard jest kapitanem, posiada więc cechy przywódcze i potrafi poprowadzić drużynę do zwycięstwa. Podpowiada kolegom z zespołu. Ja grając z rówieśnikami też liderowałem na boisku. Teraz jest trochę inaczej, bo to mi starsi koledzy pomagają i motywują mnie.
Liverpool w tym sezonie najczęściej występuje w ustawieniu 4-4-2.
- To jest moje ulubione ustawienie. Wychowałem się na nim, ponieważ tak graliśmy w Giżycku. Jestem zwolennikiem gry 4-4-2, to dla mnie optymalne ustawienie.
W takim razie dobrze czułbyś się w tej formacji u Rafaela Beniteza.
- Myślę, że tak. Benitez to świetny taktyk, na pewno wiele by mi przekazał. A wsparcie takich zawodników jak Gerrard, równie waleczny Riera czy Torres byłoby bezcenne.
Ze środka pola bliżej Ci do ofensywy czy do defensywy?
- Uwielbiam włączać się w akcje ofensywne, tworzyć je, być ich współautorem. Lubię też wracać się i grać w odbiorze. Jednak podobnie jak Stevenowi, bliżej mi do ofensywy.
Bierzesz losy meczu na swoje barki?
- Tak, staram się brać na siebie pełną odpowiedzialność.
Co jeszcze łączy Ciebie i Stevena?
- Ponoć wygląd.
A stanowcze „nie” od lekarzy zanim kariera rozpoczęła się na dobre?
- Tak… Tylko młodziutki wtedy Steven był świadomy tego, że coś się dzieje z jego dużym palcem [którym nadział się na widły grając w ogródku w piłkę]. Ja natomiast nie wiedziałem co mi dolegało. O swojej chorobie dowiedziałem się od lekarzy, którzy po jednym z meczów reprezentacji U-19 zrobili mi badania. Okazało się, że mam raka. Powiedzieli mi, że to koniec mojej przygody z piłką, że już nigdy nie wrócę na boisko. Na szczęście udało mi się z tego wyjść i pokonać chorobę. Lekarze do dziś dziwią się, że po czymś takim wróciłem do sportu. Nie mogli jednak wybić mi tego z głowy, nie przekonali mnie do porzucenia piłki.
Jesteś silny psychicznie, cały czas wierzyłeś.
- Oczywiście i dalej wierzę w kolejne sukcesy! Marzę, żeby kiedyś zagrać na Wyspach.
Rozmawiała Joanna Brzozowska
Autor: Joanna
Data publikacji: 05.12.2008 (zmod. 02.07.2020)