Tomkins o Gerrardzie
Artykuł z cyklu Artykuły
Po kilkuset artykułach i siedmiu książkach o Liverpool FC w ciągu ostatnich kilku lat, ciężko jest mi znaleĽć coś nowego do powiedzenia o jego głównej postaci, której to właśnie mija 10 lat od debiutu w pierwszej drużynie.
Jednakże niedawne ponowne odkrycie Stevena Gerrarda, tym razem jako drugiego napastnika, daje przynajmniej coś względnie nowego do rozważania.
Udowodnił, że jest raczej dobry w nowej roli, zwłaszcza w duecie z Fernando Torresem. Ich wzajemne zrozumienie przerasta sumę ich indywidualnych wartości, które same w sobie należą do największych na świecie.
Uśmiałem się ze wszechwiedzących komentatorów Sky, którzy stwierdzili, w krytycznym tonie, że fani Liverpoolu nie mogą się doczekać ujrzenia formacji 4-4-2 z Keanem i Torresem, gdy ten pierwszy został zmieniony przez drugiego.
Potem nadeszła równie dziwaczna opinia Andy’ego Graya o tym, że takie decyzje zdeterminują, czy Liverpool będzie kandydatem do tytułu, a Kopites będą chcieli oglądać swój zespół rywalizujący o tytuł „we właściwy sposób” (tzn. z pozytywnym podejściem).
A wszystko to po tym, jak Gerrard i Torres tworzyli dewastujący tandem w poprzednim sezonie, z tyloma zwycięstwami, gdy grali razem. I minuty przed tym, gdy w dwójkę stworzyli okazję, w której Gerrard nieprawdopodobnie spudłował, a potem następną, w której kapitan już strzelił. Sam Torres strzelił jeszcze potem w słupek.
Jako Czerwony, nie ośmielę się sugerować, że przemawiam za cały kolektyw zwany ‘fanami Liverpoolu’, gdyż każdy z nas jest tak bardzo różny. Ale to, co każdy z nas chce, to zwycięska drużyna. A to co mamy, nieważne czy z przodu gra Keane, Torres, Kuyt czy Gerrard, to jest zwycięska drużyna.
Widzieliśmy całą czwórkę w różnych kombinacjach, i wcale nie działało to tak Ľle, prawda?
Spójrzmy prawdzie w oczy – dorobek strzelecki Gerrarda od przybycia Beniteza, gdzie sporo czasu grał na pozycji tradycyjnego pomocnika, jak również na prawym skrzydle, jest lepszy niż 80% czołowych napastników. Od 2004 roku zdobywa średnio niemal 20 bramek na sezon.
Jego nadbiegnięcia na dwa crossy Torresa były identyczne jak u kogoś pokroju Iana Rusha w najlepszej formie. Można w nich było dojrzeć instynkty rasowego napastnika.
Problem, który Gerrard stwarza Benitezowi polega na rozstrzygnięciu, gdzie ma grać. To oczywiście jest jednak błogosławieństwo. Jest tak dobry i tak wszechstronny, że może wygrywać mecze na każdej pozycji. Po co zatem ta krytyka, gdy jest przenoszony na różne pozycje, gdy Liverpool jest ex aequo liderem tabeli?
Jako zawodnik, Gerrard wygląda, że ma wszystko. Byłem na Anfield w lutym 2000 roku, gdy zaliczył wirtuozerski występ przy okazji zwycięstwa 3-1 nad silnym wówczas Leeds. Do czasu tego meczu prezentował się jako doskonale zapowiadający się zawodnik, zwłaszcza po imponującym występie przeciwko Celcie Vigo w swoim debiucie. Jednak jak dla mnie dorósł właśnie w meczu z Leeds. Był to występ kompletny w kategoriach gry w pomocy. To niesamowite, gdy pomyśli się, że było to niemal 9 lat temu.
Gdzie jest miejsce Gerrarda na liście najlepszych w historii Liverpoolu, zawsze będzie przedmiotem debaty. Z pewnością łatwiej będzie odpowiedzieć na to pytanie, gdy już zakończy karierę. Gdy wspinał się na wyżyny, wszyscy byli podekscytowani. Teraz już jednak, do pewnego stopnia, jest traktowany jak coś stałego i pewnego. Będzie najbardziej doceniony, gdy będzie go brakować.
Gdy gracze osiągają ten niemal nadludzki poziom, wystarczy jeden gorszy mecz albo kilka kiepskich podań, aby dostać łatkę ‘przecenianego’. Momentami zawodnicy wyglądają na niemal doskonałych. A jeśli tylko okażą się jednak zwykłymi ludĽmi, następuję drastyczne rozczarowanie.
Myślę, że Gerrard musi walczyć z takim postrzeganiem wynikającym ze standardów jakie sam ustalił. I oczywiście, poprawiła się drużyna wokół niego. Nie musi robić już wszystkiego sam, co czasami zdarzało się przed paroma laty. Dzięki temu Liverpool jest teraz lepszy.
Pomimo dobrej gry niemal co tydzień, tak jak każdy inny zawodnik, jest podatny na okazjonalne potknięcia.
I znów, czas pomaga nam zapomnieć o anonimowych i nieważnych meczach czy przemijających sław. Jednak obecny kapitan nie ma jeszcze po swojej stronie nostalgii.
Obecnie znajduje się pod mikroskopem każdego tygodnia, z powiększoną każdą pomyłką. I o ile nie jest wolny od gorszych spotkań, nigdy nie zaliczył kiepskiego sezonu. Czy nawet przeciętnego.
Mając to wszystko na uwadze, byłem zaskoczony wnioskami panelu ekspertów, który zebrałem na potrzeby mojej ostatniej książki „Dynastia”.
W trakcie tego lata, grupa fanów Liverpoolu, wliczając w to sławnych autorów i dziennikarzy, w wieku od 27 do 82 lata (średnio 50), oceniła dla mnie w 10-stopniowej skali każdego zawodnika (za wyjątkiem tych, którzy grali przed ich czasami) z ostatnich 50 lat.
Oczekiwałem, że młodsi głosujący będą oceniać Gerrarda najwyżej spośród wszystkich biorących udział w plebiscycie. Natomiast ci starsi, którzy oglądali jeszcze takie legendy jak Albert Stubbins, Billy Liddell, Kevin Keegan czy Kenny Dalglish na żywo, będą nieco bardziej oszczędni.
Tak się jednak nie stało. Tylko Kenny Dalglish dostał okrągłą dziesiątkę od każdego pojedynczego sędziego, jednak Steven Gerrard nie był daleko w tyle. Jego średnia wyniosła niemal doskonałe 9,93, które było drugim wynikiem w całej puli. Głosujący w każdym wieku widzieli kapitana w tym samym świetle, pomimo tego, że nie osiągnął jeszcze niektórych rzeczy, które były udziałem jego poprzedników.
Nie można mieć teraz pretensji do Gerrarda, że wciąż czeka na medal za wygranie ligi. Była to jednak realistyczna ambicja przez kilka sezonów w ostatniej dekadzie. Obecny jest jednym z nich.
Czy Graeme Souness wygrałby ligę, gdyby grał w ciągu ostatnich dziesięciu lat? Oczywiście, że nie. Jednak gdyby Gerrard partnerował Sounessowi gdy The Reds byli najlepszą drużyną na świecie, wówczas w gablotach na Anfield znajdowałoby się teraz jeszcze więcej trofeów.
Istotnym jest zanotowanie, że gdy spojrzy się na najlepszych graczy z przeszłości, w wielu przypadkach nawet nie zbliżają się do poziomu Gerrarda i jego nieustannie wysokich standardów.
Souness spędził ‘zaledwie’ 6 lat w pomocy The Reds (ale co to były za lata!). John Barnes dominował w latach 1987-1990, potem jednak kontuzje znacznie ograniczyły jego efektywność. Robbie Fowler też tak naprawdę miał tylko trzy naprawdę złote lata, wszystkie w połowie lat 90., do tego kilka innych dobrych sezonów, a resztę czasu zmagał się z kontuzjami. Jego najlepsze lata były za nim gdy miał 24 lata.
Kevin Keegan odszedł u szczytu formy po 6 latach, tak samo zrobił Ian Rush, choć potem wrócił, aczkolwiek nie wyglądając do końca tak samo. Michaleowi Owenowi wyszło siedem sezonów. Ian St. John – dziesięć, choć gole przestały spływać w siódmym. ‘Sir’ Roger Hunt zaliczył dekadę nienagannych występów, potem jednak zbladł. Gerrard, dla kontrastu, ma 28 lat i wciąż prezentuje się niezwykle okazale.
Nawet Jamie Carragher uznawany jest za światowej klasy obrońcę przez ostatnie cztery lata, gdzie wcześniej był tylko solidnym, rozsądnym bocznym obrońcą. Bardzo równym, jednak nigdy nie wyróżniającym się tak, jak wtedy gdy gra na środku.
Ian Callaghan spędził niemal dwie dekady w pomocy Liverpoolu i choć zasługuje na swój status legendy, nie dorównywał klasą Gerrardowi w kwestii umiejętności. Nawet Kenny Dalglish, wciąż uznawany za najlepszego zawodnika w historii klubu, nie równa się Gerrardowi i jego 10 latom Liverpoolowej wybitności. Z powodu jego wieku w momencie przyjścia, po 9 latach był już w zasadzie na emeryturze a po 8 przestał grać regularnie. (Gdyby tylko Shankly nie pozwolił 15-letniemu Szkotowi prześlizgnąć się przez sieć w 1966 r.)
Tylko bramkarze i obrońcy, którzy biegają mniej bez piłki (polegając bardziej na doświadczeniu i umiejętności pozycjonowania, dorównują 10 latom równej gry Gerrarda. Jest Ray Clemence, Bruce Grobbelaar, Phil Neal, Emlyn Hughes, Tommy Smith, Ron Yeats i oczywiście Alan Hansen, wraz z również godnym wspomnienia Sammim Hyypią, gdyż on też zbliża się do 10 lat w czerwonej koszulce, choć teraz jest już bardziej tylko zmiennikiem.
Fascynuje mnie kwestia ile Gerrard będzie jeszcze grać na tym poziomie, i jakie zmiany nastąpią gdy skończy już 30 lat. Ciężko oczekiwać, że utrzyma swój styl gry do 33 czy 34 roku życia, jednak jako inteligentny zawodnik, który potrafi dostrzec każdą możliwość podania czy choćby metr wolnej przestrzeni, i z niebywałą sprawnością fizyczną, powinien wytrzymać niż większość walczących generałów środka pola. Oczywiście, jeśli tylko uda mu się uniknąć poważnych kontuzji. Może nawet skończyć cofnięty do obrony, lub jako wolniejszy, drugi napastnik.
Z pewnością winien jest dług wdzięczności Gerrardowi Houllier za pracę jaką Francuz wykonał w 2001 roku. Wysłał wtedy Gerrarda do swojego rodaka osteopaty Philipe’a Boixel. Przedtem wyróżniający się młodzik był prześladowany przez rozmaite problemy z mięśniami, które opóĽniały jego rozwój. W styczniu 2002 roku, na koniec tych sesji, Boixel oznajmił, że jego pacjent jest wyleczony. Ilość spotkań rozegranych póĽniej przez Gerrarda potwierdziła, że miał rację.
Myślę, że również Benitez dodał coś od siebie do kariery Gerrarda. Nie tylko niepotrzebne wślizgi przeszły do historii, ale już od samego początku nowy manager starał się nauczyć Gerrarda jak mądrze wykorzystywać jego energię. Gdy masz taką szybkość i wytrzymałość, to kusi Cię by być wszędzie, i to jak najszybciej. Zwłaszcza, gdy jest się talizmanem drużyny i kimś, na kogo gra cała drużyna.
Teraz jednak jego gra dojrzała i ma takich graczy jak Torres, Keane, Alonso, Babel, Kuyt czy Riera, nadających na podobnych falach.
Czy powiedziałem, że Gerrard ma wszystko? Cóż, jest jedna rzecz, którą chciałbym żeby dodał do swojej gry. Medal Premier League. Z tym, jego pewność siebie wspięłaby się na jeszcze wyższy poziom.
A potem, kto wie – może stać się jeszcze lepszy.
Paul Tomkins
Ľródło: liverpoolfc.tv
Autor: Alex
Data publikacji: 20.11.2008 (zmod. 02.07.2020)