FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 958

Tak to właśnie widzę

Artykuł z cyklu Artykuły


Liverpool FC, Manchester United – dwa najbardziej utytułowane zespoły najstarszej i najlepszej na świecie ligi piłkarskiej. Autorzy dwóch najwspanialszych finałów w historii Champions League. Marki rozpoznawane wszędzie tam, gdzie dociera telewizja.

Kogo nie przekonują słowa, może przekonają wyniki: 7:1 z Romą i 8:0 z Besiktasem – oba na przestrzeni ostatniego roku.

Gdy Red Devils w 3 minuty pozbawili Bayernu Monachium tytułu najlepszej klubowej drużyny w Europie, cieszyłem się jak dziecko. Inna sprawa, że wtedy byłem dzieckiem i kibicowałem temu samemu zespołowi, co mój ojciec – Manchesterowi United. Sheringham, Solskjaer, Yorke, Schmeichel. Dla mnie był to wtedy najlepszy team na świecie.

Jakiś czas potem przechodziłem etap „młodego gniewnego” i na skutek szalejących hormonów oraz wrodzonej przekory z Red Devil stałem się the Red - co zostało mi do dzisiaj i zostanie już na zawsze.

Gdy Liverpool w 6 minut sprowadził Milan na ziemię byłem wniebowzięty. Kilkadziesiąt minut póĽniej byłem wniebowzięty jeszcze bardziej. Od kilku tygodni poprzedzających moje wniebowzięcie, powtarzały się następujące dialogi:

- Mendel, kto wygra Ligę Mistrzów?

- Liverpool.

W odpowiedzi tylko ironiczny śmiech, a w najlepszym wypadku spojrzenia pełne politowania. A LFC zaskoczył wówczas wszystkich, pokonując na swojej drodze przeciwników dysponujących większym potencjałem kadrowym i wygrywając Ligę Mistrzów chyba bardziej dzięki niewiarygodnemu sercu do walki, niż dzięki umiejętnościom.

Powtarzałem to na każdym kroku, zwłaszcza moim kumplom – kibicom Man Utd, który był wówczas klubem, ustępującym pod względem marketingu tylko Realowi Madryt. Liverpool nie miał marketingu, nie miał Abramowicza. Tamten triumf w Champions League był czymś jedynym w swoim rodzaju. Wydawał mi się wydarzeniem wykraczającym poza świat piłkarski. LFC był personifikacją najbardziej szlachetnych cech: wiary w zwycięstwo, waleczności, nie poddawania się wobec przeciwności losu. Walki do końca. Zawsze. (Odnosząc te wzniosłe słowa do własnej osoby, to całkiem możliwe, że dzięki tamtym wydarzeniom nie wyleciałem ze studiów już po pierwszym roku).

Kojarzę te fakty. Wiem, że od 1990r the Reds nie wywalczyli mistrzostwa Anglii. Wiem też, że po ostatnim meczu Alex Ferguson jest bardzo blisko wywalczenia swojego dziesiątego tytułu z United. Wiem, że żadna inna liga piłkarska na świecie nie jest tak prestiżowa jak liga angielska. Ale tu chodzi o coś więcej niż mistrzostwo. Tu chodzi o charakter zespołu, o jego ducha. Nawet jeśli LFC wyląduje w Division Two, to wciąż będzie LFC.

Trzeba wyleczyć się z kompleksu United. W tym roku zapewne wywalczą drugi z rzędu tytuł. Ale dlaczego stawiać mistrzostwo Anglii absolutnie ponad zwycięstwem w Champions League? Benitez nigdy jeszcze nie pokonał Fergusona w lidze, ale Ferguson od 10 lat nie może dokonać tego, czego Benitez w przeciągu ostatnich trzech lat dokonał dwukrotnie, rozkładając po drodze takich przeciwników jak Barcelona, czy AC Milan. To jest coś, z czego naprawdę można być dumnym. To jest coś, co trzeba na każdym kroku podkreślać, nie zapominając oczywiście o wyzwaniach teraĽniejszości. To jest coś, na co patrzył z podziwem cały piłkarski świat.

Od Manchesteru United bardziej nie lubię tylko Chelsea. W lidze interesują mnie przede wszystkim dwumecze z tymi dwoma drużynami, chociaż Chelsea przy Man Utd, to jak Skoda Octavia przy BMW – niby z zewnątrz ładne, ale jednak nie ta marka. Mecze Liverpool – Manchester United to światowy klasyk, który, podobnie jak pojedynki Real Madryt – Barcelona, czy Brazylia – Argentyna, elektryzuje kibiców na całym globie. To właśnie dlatego tak trudno znieść mi tą porażkę. Nie dlatego, że rozstrzyga się sprawa tak utęsknionego przez Liverpool mistrzostwa. Nie dlatego, że to liga angielska. Dlatego, że to porażka z United.

Liverpool przegrał mecz, a ja przegrałem zakład. Nie o pieniądze, bo one zabijają przyjaĽń, a założyłem się z kumplem. Trochę skopie mi tyłek, ale przeżyję i z pobłażliwością spojrzę mu w oczy. Bo Man Utd, to nie LFC.

Skończmy z oglądaniem się na innych i mówieniem, że „trawa sąsiada jest bardziej zielona niż moja.” Miejmy w sobie dumę, dumę do której mamy pełne prawo, wywalczone przez tych wszystkich, którzy poświęcali się dla budowy Liverpool FC. Kibice the Reds to my. Kibice żadnej innej drużyny nie mogą o sobie tego powiedzieć.



Autor: Mendel
Data publikacji: 23.03.2008 (zmod. 02.07.2020)