Jak SS wpływa na mecze z United
Artykuł z cyklu Artykuły
Kolejny rok, kolejny szlagier z mancs w Teatrze Krewetek. Podczas gdy wyczekuję rozpoczęcia meczu, już teraz wiem, że nie będzie mi się podobał. Z dwóch powodów. Po pierwsze, jak głupio to nie zabrzmi, nie wytrzymuję obecności mancs w moim otoczeniu i zawsze, gdy z nimi gramy jestem zbyt wściekły od pierwszego do ostatniego gwizdka.
Zbyt wściekły, by cieszyć się piłką i w pełnej relaksacji oglądać poczynania naszych piłkarzy. Wrócę do tego póĽniej, ponieważ chcę skupić się na drugim wyjaśnieniu. Otóż biorąc pod uwagę, że nie jestem w stanie pojechać na Old Trafford, będę zmuszony do odbycia (nie)miłej, półtora godzinnej randki ze Sly Sports! (Sly - przebiegły, chytry; gra słów - przyp.red.)
Jako że Rupert Murdoch jest głównym sponsorem Sky Sports, nie spodziewam się wielkiego zaskoczenia. Tak więc nie będę zdziwiony, jeśli przekaz z meczu okaże się stronniczy i uszczypliwy.
Jasne, w studio z pewnością będzie wielu ekspertów, ale tylko dlatego, że to jedyna taka stacja w mieście. Warto odnotować, że gdy Sky i BBC emitują to samo spotkanie w tym samym czasie - jak np. finał FA Cup - BBC zawsze miażdży SS w statystyce oglądalności.
Według mnie dzień, w którym Sky i Premier League połączyły swoje siły, jest dniem, w którym zginął futbol dla klasy robotniczej. Przykładowo, zapomnijmy o oświadczeniach, według których terminarz jest ustalany losowo przez komputer.
Ta cała niedziela to kolejna bitweka pomiędzy chavs a gooners. Kluby wielkiej czwórki grają pomiędzy sobą jednego dnia, co rok! Oczywiście, wykorzystując ten jakże niezwykły zbieg okoliczności, Sky uruchamia swoje finansowe macki wprowadzając użycie określenia "Wielki Szlem" z zapowiedziami pełnymi ekscytującej muzyki i innego szaleństwa.
Okazuje się, że "Grand Slam Sunday" to prawdziwa kopalnia fortuny dla Sky Sports, a - o dziwo - komputer rok w rok, przypadkowo przynosi im kolejne brudne miliony. W tym sezonie nie jest inaczej.
Możecie nazwać mnie cynicznym, ale ciekawie będzie obejrzeć ogłoszenie terminarza Premier League na sezon 2008/09, gdy komputer znowu w magiczny sposób stworzy nam "Grand Slam Sunday".
Pomijając to, chwilę póĽniej Sky i inne stacje robią totalny chaos i połowa meczów jest przesunięta na inne terminy, by telewizja była utysfakcjonowana, a rozpoczęcia spotkań o czwartej po południu przechodzą do lamusa.
Oczywiście - Premier League otrzymuje ogromne pieniądze od TV, ponadto te sumy ciągle rosną, dzięki czemu możemy cieszyć się zainteresowaniem grubych miliarderów z całego świata, którzy chcą pobawić się w właścicieli klubu piłkarskiego.
Ci goście nakręcają gotówkę tak, jak muchy latają koło gówna, a na własnym przykładzie wiemy, że nie wszyscy przybywają z miłości do sportu. Więc gdzie idą pieniądze z przekazu telewizyjnego? Z pewnością nie są przeznaczone na poprawienie naszej sytuacji, sytuacji kibiców.
Każdy klub wyda ogromną kasę na pensje piłkarzy i nowe transfery, więc wydawałoby się, że jest to w jakiś sposób skierowane do fanów. Jednak nie mogę pozbyć się myśli, że gdy zarząd otrzymuje coraz większą gotówkę z biletów czy od sposorów, tym bardziej jest sknerowaty.
Koszty wejściówek zwiększyły się o sto procent przez ostatnie 20 lat, ale wyżeranie kieszeni kibica dopiero rozpoczyna się na tej fazie. Gdy byłem dzieciakiem sądziłem, że jeśli masz szczęście i trochę hałasu w portfelu, możesz kupić sobie coś do żarcia i plastikowy kubek z Bovril (który spowodowałby poparzenie trzeciego stopnia na twoich palcach, jeśli nie miałbyś rękawiczek) w przerwie meczu, a póĽniej w spokoju kupisz bilet autobusowy, by powrócić do domu po zakończeniu spotkania.
Teraz zwiększyła się oferta kurczaków, które możesz popić nie tylko Bavril, ale też cappuccino lub czymś innym, ale nie oczekuj dużej reszty po zapłaceniu 20. funtów. Poza tym program meczowy, który niedawno można było zdobyć za 50 centów, teraz kosztuje 3 funty.
Dni, gdy mogłeś zabierać ze sobą synów na stadion, dawno przeminęły. Koszty bardzo uderzają w finanse rodziny, więc nie można pozwolić sobie na regularne wizyty. Kiedyś dzieciaki chodziły na cotygodniowe show, teraz stało się to corocznym show - zabierasz chłopaka na urodziny albo Boże Narodzenie.
Przeciętny fan został poturbowany stopniowym wzrostem sum, i o ile kiedyś mecz był spotkaniem towarzyskim, to teraz jest już jak ten stary zrzęda, który chodzi po mieszkaniach i oferuje pralki po atrakcyjnej cenie.
Według mnie jest to jeden z najważniejszych powodów naszej udręki - atmosfera na trybunach stała się znacznie gorsza. Prawdziwi kibice nie mogą wejść na stadion tak często, jak robili to kiedyś, bo nie mają pieniędzy, albo po prostu nie dostają biletu, bo wcześniej zgłosił się jakiś dupek w garniturku, który ma głęboko w ..., co dzieje się na boisku.
To samo stało się w Atenach, gdy ogromna większość biletów została podarowana sponsorom, matkom piłkarzy, pradziadkom ich dzieci i wnukom członków zarządu. A prawdziwy kibic? Prawdziwy kibic bił się o wejściówki, często wydając po kilka tysięcy funtów na, jak się póĽniej okazało, nieprawdziwy bilet.
Przepraszam za małe odejście od tematu, odkładam mydło na bok i wracam do tematu. Oczywiście rzeczy, o których mówiłem, nie spoczywają wyłącznie na barkach Sly Sports, ale to oni spowodowali większość problemów.
To trochę ironiczne, że ich inicjały to SS, ponieważ identycznie brzmiał skrót nazistowskiego SS. Oni też prali mózgi milionom ludzi na całym świecie. Dla przykładu, jedną z rzeczy, która irytuje mnie w przekazach Sky, to ciągłe napominanie o "Premiership". Najwięcej goli w PREMIERSHIP, najwięcej występów w PREMIERSHIP, najlepszy zagraniczny piłkarz w PREMIERSHIP, i tak dalej. Tak jakby chcieli utwierdzić ludzi w przekonaniu, że futbol narodził się na Wyspach w 1992 roku.
Wielkie kariery Liddella, Matthewsa, Dixie Deana, Hunta, Yeatsa, Callaghana, Osgooda i innych są wymazywane z historii i totalnie ignorowane przez Sky, zapomniane przez nową generację fanów. Właściwie wydaje się, że piłkarz, który błyszczał przed 1992, nie jest wart odnotowania. Noo... chyba, że jest mancsem!
To zmienia postać rzeczy. Lizodupy ze Sky mają wiele do powiedzenia o Busby Babesie, Beście, Lawie, Charltonie, Robsonie i innych, po prostu mają mały problem z dziejami innych drużyn, a przede wszystkim naszymi!
Ostatnimi czasy było głośno o fanach the Reds, którzy zgłosili petycję o usunięcie Andy'ego Graya ze stanowiska komentatora Sky Sports. Chodziło głównie o mecze Liverpoolu, jako że wszyscy wiemy, iż Gray, będąc bluenose, nie może powstrzymać się od prowadzenia swojej mini-wojenki z Liverpoolem w swoim studio.
Muszę przyznać, że popieram tę inicjatywę, ponieważ podczas nielicznych okazji słyszałem totalną niesprawiedliwość i mylne komentarze tego klauna. Rzecz jasna - tylko na temat Liverpoolu.
Nie chodzi mi o to, by Gray nagle zaczął wyrażać się o nas w samych superlatywach. Chcę po prostu usłyszeć bezstronny, neutralny komentarz - a on takiego dostarczyć nie umie. Mam nadzieję, że ta akcja się powiedzie, ale niestety szczerze w to wątpię. Słuchanie głosu fanów raczej nie leży w szerokiej gamie zainteresowań palantów, którzy napędzają ten kanał.
Kolejnym aspektem irytującym mnie w SS, który na pewno pojawi się znowu w niedzielę, jest nieustanne krytykowanie Rafy Beniteza. Co chwilę powtarzają głupie, nieprawdziwe legendy o Benitezie i jego zespole. Rotacja jest wciąż kwestinowana, mimo że inne drużyny też ją stosują, często na większą skalę. To jedyny trener, który dostaje za to po dupie.
Krytykowanie wprowadzenia krycia strefowego jest kolejnym hobby SS, ale gdy straciliśmy najmniej bramek w lidze dwa sezony pod rząd, a w tym mieliśmy najlepszy start od 30. lat, nikt nie pochwalił managera. Po prostu przestano o tym mówić.
Jednak zapewniam was, że jeśli kiedykolwiek stracimy głupiego gola, czy nawet kilka, od razu rozpoczną wywlekanie swoich zakurzonych argumentów.
Trenerowie innych drużyn mogą wyrzucać pieniądze na prawo i lewo, ale nigdy nie są celem ataków Sky. Natomiast Rafa jest krytykowany zawsze i niezależnie od okoliczności. Przed sezonem mówili o tym, że przepłacił za Torresa. Gdy okazało się, że transfer Nando był strzałem w dziesiątkę, mówią - Rafa miał szczęście.
SS lubi też powspominać o innej winie Beniteza, który rzekomo zbyt rzadko daje szansę gry Torresowi. Oczywiście pomińmy fakt, że - nie licząc dni, gdy był kontuzjowany - Fernando gra praktycznie non-stop od września i odpoczywał rzadziej niż Ronaldo.
Oczywiście Fungusface (fungus - grzyb, face - twarz; gra słów - przyp.red.) nie jest krytykowany za rotowanie Portugalczykiem. Teraz zwrócili swoją uwagę na Mascherano. Nagle stał się graczem, na którego nie warto wykładać większej fortuny.
Rzeczą jasną jest, że Manchester czy inny zespół, który wydał znacznie więcej pieniędzy na znacznie słabszego defensywnego pomocnika jest usprawiedliwiony.
Te przykłady nie mają końca. W sobotę usłyszymy kolejne durne komentarze Gray'a i jego giermków. Nie chodzi mi o samą krytykę; możesz się jej spodziewać, jeśli przegrywasz. Jednak zbyt duża jej część jest zmyślona i niesprawiedliwa.
Każdy woli bardziej zbalansowane opinie, jakie dostarczał chociażby Gary McAllister, ale on już odszedł. Miałem nadzieję na Jamiego Redknappa, ale okazał się kolejnym sługą SS powtarzając ich bzdurne zarzuty.
Jeśli chodzi o sam mecz z United to, jak powiedziałem wcześniej, będę zbyt zdenerwowany, by spokojnie oglądać przekaz. Wiem, że jesteśmy w formie, ale w ciągu ostatnich lat wielokrotnie graliśmy dobrze przez kilka tygodni, by w końcu spaść z wysokiego konia.
Często wydaje się też, że nie tylko mancs i ich kibice są przeciwko nam, ale też sędziowie i telewizja. Niezależnie jak dobrze zagrasz, w Teatrze Iluzji mogą dziać się różne, zaskakujące rzeczy. Zawsze na korzyść gospodarzy.
W zeszłym sezonie pojechałem tam i graliśmy beznadziejnie. Przegraliśmy zasłużenie w stosunku 2-0 i, szczerze mówiąc, mieliśmy sporo szczęścia. Musimy poprawić swoją dyspozycję, jeśli chcemy zabrać im jakieś punkty w tą niedzielę.
Jesteśmy w stanie wygrać, ale co roku powielamy ten sam błąd - zapominamy o tym, by grać, skupiając się na wytrącaniu ich z rytmu.
Rok temu na Anfield było prawie tak, jak być powinno, ale wszystko zrujnował gol Johna O'Shit w doliczonym czasie gry. Mam nadzieję, że Torres, Gerrard, Babel i spółka pokuszą się o jedną czy dwie groĽne akcje.
Jeśli mancs nas pokonają, prawdopodobnie zapewnią sobie zdobycie tytułu. Jeśli my to zrobimy, damy szansę innym. Spodziewam się mocnego krycia Torresa, ale jak widzieliśmy wcześniej, wystarczy mu tylko ułamek sekundy i trochę miejsca.
Jednakże od tygodnia mam przeczucie, że to Babel może zostać bohaterem. Z pewnością będzie miał sporo przestrzeni na lewej stronie, ponieważ defensywa mancs skupi się na Torresie i Gerrardzie. Holender otrzyma kilka okazji na zejście do środka i odpalenie kilku rakiet.
Marzę o wygraniu tego meczu i wsadzeniu kolejnych dwóch palców w dupę Andy'ego Gray'a i SS, ale gdybym miał postawić pieniądze na jakiś rezultat, przeznaczyłbym je na remis. Jeśli chodzi o drugi mecz "Wielkiego Szlema", uważam, że wygra Arsenal. Jeśli my nie możemy zdobyć mistrzostwa, to niech oni je zdobędą.
Autor: Sochal
Data publikacji: 22.03.2008 (zmod. 02.07.2020)