Promień slońca, promień nadziei
Artykuł z cyklu Artykuły
(ang. tytuł: Ray of sunshine, ray of hope)
Ray Kennedy, przynajmniej w mojej opinii, jest graczem mitycznym. Reprezentuje wszystko to, co dla młodego człowieka symbolizują znaczący zawodnicy – piłkarz jako Superbohater.
Oni są futbolem. To jak by wcześniej nie było w ogóle innych graczy i żadni inni nie mieli przyjść w przyszłości. W Twoim dziecięcym umyśle istnieją bez historycznego kontekstu.
Powyższe akapity napisałem parę lat temu w artykule mającym zwrócić uwagę na bezustanną walkę Raya z Chorobą Parkinsona. W poprzednim miesiącu poproszono mnie o pomoc dla zbiórki pieniędzy w ramach akcji „Promień Nadziei” (angielska gra słów z imieniem – „Ray of Hope” – dop. red.). Mając to na uwadze, pomyślałem że wrócę do tego fragmentu i uaktualnię go dla nowych odbiorców.
Futbolowi fani nie zawsze są w pełni doceniani przez media, ale zainteresowania większości kibiców wykraczają daleko poza ostatnie wyniki. To po prostu jedna z tych rzeczy, za którą podróżnicy po klubach w całym kraju dostają wielokrotnie więcej pieniędzy niż kiedyś dostawała legenda taka jak Ray, jednak gdy fani widzą prawdziwego Wielkiego tego sportu w trudnej sytuacji i cierpiącego, będą robić co w ich mocy aby pomóc osobie, która na tą pomoc naprawdę zasługuje.
„Promień Nadziei” to inspirująca inicjatywa mająca na celu zebranie pieniędzy i podniesienia świadomości choroby Raya i w ogóle Choroby Parkinsona. W czasie meczu przeciwko Middlesborough 23. lutego, będzie miała miejsce zbiórka pieniędzy oraz oficjalny start tej inicjatywy zaraz po spotkaniu.
Tak naprawdę nie mam zbyt wielu wspomnień o Rayu jako piłkarzu z czasów gdy grał dla The Reds. Miałem zaledwie 10 lat w 1981 r., gdy grał swój ostatni mecz w czerwonych barwach zanim przeniósł się do Swansea. A swój pierwszy mecz na żywo zobaczyłem dopiero 9 lat póĽniej. Widziałem więcej razy grającego Istvana Kozmę niż Raya. Ale dzięki kasetom wideo i płytom DVD, wiem skąd się wziął cały ten szum.
Urodzony z jednym ze sławnych nazwiski XX. wieku w Northumberland 12 lat przed zabójstwem innego słynnego Kennedy’ego w Dallas, Ray był kluczowym elementem w pisaniu własnych nagłówków gazet przez Liverpool.
Sposób w jaki kontrolował piłkę i zdobył decydującego gola w półfinale Pucharu Europy w 1981 r. przeciwko Bayernowi Monachium, będąc wcześniej zmuszonym do przesunięcia się do przodu przez wczesną kontuzję Kenny’ego Dalglisha, podkreślił wszystkie przeciwieństwa w wielkoludzie – siła ciała i kontrola piłki przy przyjęciu na klatkę piersiową tuż przed oddaniem potężnego strzału swoją ‘słabszą’ prawą stopą. Wysoka presja, gra awans do najważniejszego meczu w klubowej piłce a on jest spokojny i opanowany. To był kolos poruszający się z gracją baletnicy. (Nie mówcie mu, że tak napisałem.)
Dopiero całe lata póĽniej dowiedziałem się, że prowadził ‘podwójne życie’. Nie był, tak jak wówczas wierzyłem, Liverpoolczykiem od samego początku. Był też graczem Arsenalu i szalejącym napastnikiem. Był kluczowym elementem zespołu Kanonierów, który zdobył podwójną koronę w 1971 r., zdobywszy 19 goli w tamtym sezonie. Choć miło by było gdyby potknęli się na ostatniej przeszkodzie w FA Cup, którą była jedenastka Billa Shankly’ego. Ale nie mam zamiaru rozpamiętywać meczu, w trakcie którego miałem ledwo miesiąc na karku.
Kiedy przybył do Liverpoolu w 1974 r., pozycja napastnika była tą, na którą chciał go Shankly przeznaczyć. Sprawy jednak nie potoczyły się tak, jak były zaplanowane, i nie udało mu się zdobyć na stałe tego miejsca i ostatecznie znalazł się w rezerwach. Ray był po prostu kolejnym przykładem utalentowanego zawodnika, któremu nie udało się zadomowić w nowym klubie, w nowym systemie gry, gdzie musiał uporać się z presją wynikającą z wysokiej ceny. Nie pomogło też, że Shanks przeszedł na emeryturę dokładnie w ten sam dzień, w którym przybył Kennedy.
Transformacja pod skrzydłami Paisleya z dużego i silnego środkowego napastnika w artystycznego lewego pomocnika w 1975 r., wciąż jest uznawana jako błysk geniuszu i dalekosiężnego myślenia ówczesnego managera. Aby ująć to w kontekst dzisiejszych czasów, to coś jak by Gérard Houllier grał Emilem Heskeyem na lewym skrzydle, a ten nagle zamienił się w Roberta Piresa (choć to nigdy nie nastąpiło).
Oczywiście, główne słowa uznania należały się tutaj Kennedy’emu, gdyż to on wychodził na boisko i tak wspaniale się przystosował. Nigdy nie narzekał na granie nie na swojej pozycji. Dobrzy gracze są wszechstronni. Każdy oczywiście ma swoją ulubioną pozycję, ale jeśli potrafisz kontrolować piłkę, podawać, strzelać, główkować, to możesz wykonywać swoją robotę wszędzie. I często dobrą robotę.
Kennedy często objawiał się z przodu wprost z drugiej linii i zdobywał jakże ważne gole, odpowiednio 10, 9 i 8 w trzech kolejnych sezonach między rokiem 1978. a 1980. Ale nie był typem Davida Platta, który oferował niewiele więcej ponad gole. Kennedy był odpowiednim zawodnikiem.
Było prawdą co ludzie mówili o Kennedym. Miał wyjątkowo ‘słodką’ lewą stopę. To właśnie ten przymiotnik, który się pojawia – słodka. Używa się go również wobec innych zawodników, choć głównie lewo nożnych, tak jak by ci którzy wolą jej używać, posiadali lepszą percepcję i wizję.
Był wysokim, wyprostowanym graczem – nie kompaktowym i dynamicznym jak Keegan, prawdziwa supergwiazda połowy lat 70. Przypatrz się sposobowi w jakim biegał, a w życiu nie powiesz że to piłkarz. Był w tym samym klubie co Patrick Vieira i Chris Waddle, klubie którego członkowie po prostu nie biegają naturalnie.
Daj mu jednak piłkę, a nagle staje się to najbardziej naturalny widok na świecie. Trzymała się go blisko jak posłuszny owczarek. Nagle stawał się mistrzem kontroli i podejmowania decyzji. Niektórzy zawodnicy są zajęci, jednak zazwyczaj zajęci robieniem niczego. Ray się nie śpieszył, jednak zawsze robił to co trzeba. Dzięki temu że grał wyprostowany, trzymał głowę wysoko, co zawsze znamionuje klasowych zawodników.
Potrzebujesz czasu żeby podnieść głowę, a tylko dobrzy zawodnicy mają czas będąc przy piłce. Musisz tak wiedzieć, że twoje panowanie nad piłką jest perfekcyjne, aby podnieść wzrok i przejrzeć pole gry, zwłaszcza w czasach gdy murawy dalekie były od obecnej doskonałości.
Wadą Kennedy’ego była jego szybkość. W jego ostatnich latach w Liverpoolu, wiedział że coś jest już fizycznie nie tak i było mu coraz ciężej nadążać za tempem gry. Miał fizyczne problemy przez wiele lat, jednak jego ogromna sprawność maskowała ich powagę i nigdy nie pozwalała na pojawienie się naprawdę sporych obaw. Ale zaczęły one wpływać na jego grę, a po przenosinach do Swansea, jego kariera szybko się załamała. Dopiero po kilku latach okazało się, że jego problemy spowodowane były Chorobą Parkinsona.
Obecnie stan zdrowia Raya powoduje, że jest praktycznie uwięziony w domu, a mówienie sprawia mu ogromne trudności i jest dla niego wielce męczące. Ma dopiero 56 lat, i bez postępu w sposobach leczenia, prognozy nie są dla niego dobre.
Ludzie mówią, że daliby wszystko aby zostać profesjonalnym piłkarzem, albo przy jeszcze większym szczęściu, grać dla Liverpoolu (albo Arsenalu), wygrać Mistrzostwo Ligi i Puchar Europy, zdobyć ponad 100 bramek czy reprezentować swój kraj przy wielu okazjach. Ale tak naprawdę nie daliby niczego, ponieważ powiedzieć tak jest bardzo prosto, a o wiele trudniejszym jest tak zrobić. I nikt nie zamieniłby swojego zdrowia na chorobę taką jak Raya.
Czy ktokolwiek zamieniłby ‘normalną’ egzystencję na wspaniałe życie do wieku 31 lat, ale z gwałtownym fizycznym spadkiem jako zapłata? (granie w piłkę nie było czynnikiem przy chorobie Raya.) Warunek, który sprawił, że kilka lat temu Ray przewrócił się pod prysznicem i wymaga większej ilości szycia niż większość piłkarzy w ciągu całej kariery. Dzieje się to u człowieka, który wskazał ‘balans ciała’ jako jeden z jego głównych atutów na boisku.
Jak bardzo wspomnienia ogrzewają cię w ciągu nocy? Ray mógł tylko sprzedać swoje medale, koszulki i czapeczki reprezentacji Anglii, co zresztą uczynił kilka lat temu. A z czego opłaca rachunki? Nawet gdyby grał w dzisiejszych czasach, gdzie byle podróżnik po klubach szybko staje się milionerem, to bogactwa nigdy nie zrekompensowałyby dwudziestu lat stopniowej fizycznej degradacji do takiego stanu.
Ale faktem jest, że nie ma już swojego zdrowia i nie ma też bogactwa które w dzisiejszym sporcie tak łatwo osiągnąć. Nie ma również możliwości zarabiania na najlepsze możliwe życie na jakie miał nadzieję. Wszyscy chcemy mieć wspaniałe życie, ale za jaką cenę?
O ile jego wspomnienia nie ogrzeją Raya nocą, to te które dał nam, fanom, wciąż pomagają ogrzać nasze dusze. I za to zasługuje on na każdy, najmniejszy nawet skrawek wsparcia.
Paul Tomkins
Ľródło: liverpoolfc.tv
od Alexa: Pozwolę sobie na parę słów od siebie. Choroba Parkinsona jest bardzo poważna. Choć sama w sobie nie jest śmiertelna, to tak jak zostało to opisane w artykule, skutkuje coraz większym inwalidztwem a w ostateczności doprowadza do stanu, w którym chory nie ma już w żadnym stopniu możliwości samodzielnego życia i skazany jest na pomoc innych. Choroba te niezwykle wymęcza organizm, przez co jest on bardziej podatny na inne dolegliwości. Wciąż nie ma na nią skutecznego lekarstwa, obecne medykamenty jedynie osłabiają objawy i opóĽniają postęp choroby. Dość powiedzieć, że na Chorobę Parkinsona cierpiał Papież Jan Paweł II a i jemu nie udało się pomóc, pomimo najlepszej opieki jaką zapewne został otoczony. Na tą chorobę cierpiała również moja zmarła przed paroma miesiącami babcia i wiem w jakim stanie może się teraz znajdować Ray Kennedy. Więcej na temat tego schorzenia możecie przeczytać TUTAJ.
Autor: Alex
Data publikacji: 22.02.2008 (zmod. 02.07.2020)