Potęga Anfield na niepewnym gruncie
Artykuł z cyklu Artykuły
Potęga Anfield na niepewnym gruncie
Tom Hicks i George Gillett przejęli Liverpool FC dokładnie rok temu. Andy Kelly z Daily Post rozpoczyna specjalny cykl reportaży poświęconych przejęciu klubu przez Amerykanów.
Siódmy finał Ligi Mistrzów, kolejne niezapomniane zwycięstwo nad Chelsea w półfinale, napastnik za rekordową kwotę 20 mln i projekty zupełnie nowego stadionu na 70 tysięcy miejsc. Gdybyś zaoferował te wszystkie rzeczy każdemu kibicowi Liverpoolu 6 lutego 2007, bo wtedy dokładnie Amerykanie Tom Hicks i George Gillett przejęli klub, przyjąłby to bez cienia wątpliwości.
Pomimo, że tak w skrócie wyglądał poprzedni rok na Anfield w rocznicę przejęcia mamy demonstracje fanów, którzy domagają się odejścia właścicieli. Puste miejsce obok Ricka Parry'ego i Davida Mooresa w sektorze dyrektorów, zostawione prawdopodobnie nie bez powodu mówi bardzo wyraĽnie, nie tylko o nieobecności właścicieli, albo także o braku umiejętności przewodzenia w klubie.
Jak to się stało, że od życzliwych sztandarów dla Toma i George'a przeszliśmy do piosenek "Wynocha z klubu" czy "Liverpool Football Club jest w niewłaściwych rękach", czego byliśmy świadkami w ostatnich tygodniach?
W jaki sposób miliarder z początku Tom Hicks został okrzyknięty przez the Kop jako "kłamca" zaledwie 12 miesięcy póĽniej?
Demonstracje być może mają miejsce raczej po meczu, tak by doping podczas meczu nie uległ zmianie. Jednak tysiące fanów podczas sobotniego meczu dało jasno do zrozumienia, że krytyka pozostanie nadal taka sama.
W jaki sposób od rozmów na temat bezpiecznej przyszłości klubu przez następne 30 lat przeszliśmy do omawiania kolejnej sprzedaży, tym razem Dubai International Capital i nawet możliwe, że za kilka dni?
Odpowiedzi na te i inne pytania mają swoje miejsce w złamanych obietnicach oraz sporej ilości pecha po drodze.
Jako miasto, Liverpool słynie z ciepłego powitania nowo przybyłych, którzy tego potrzebują. Różnica, kiedy Tom Hicks i George Gillett przybyli do miasta polegała na tym, że nie potrzebowali pomocy, ale sami mogli ją zaoferować.
Jak się wszyscy spodziewali, mieli rezerwę finansową i umiejętności na rynku, które w końcu pozwolą rywalizować z takimi potęgami jak Manchester United i Chelsea, by ostatecznie powrócić na szczyt angielskiego futbolu.
Co ważne, nie mieli negatywnej historii łamania praw człowieka jak ówczesny minister Tajlandii Thaksin Shinawatra, który obecnie jest w Manchesterze City. Wcześniej ten człowiek chciał przejąć Liverpool FC.
Obiecali również nie obciążać klubu długami, tak jak Malcolm Glazer na Old Trafford. To spowodowało radość płynącą ze śpiewów na Anfield "USA, USA", teraz jednak czujemy jakby to było sto lat temu.
Kibice byli nawet przygotowani przymknąć jedno oko na bliską znajomość Toma Hicksa z prezydentem Georgem Bushem, dla niektórych to było duże poświęcenie.
Zwyczajnie przyjęto umowę na 220 mln, ponieważ klub ogromnie potrzebował zmian. Informatorzy mówią o erze Mooresa jako okresie bezczynności, gdzie "wszystko było trudne do zrobienia." Zbyt często podsumowaniem jego rządów była metoda trzymania się The Liverpool Way i nie robienia niczego.
Podczas konferencji prasowej na Anfield, kiedy ogłoszono przejęcie klubu Hicks i Gillett mówili tylko w jednym kierunku, czyli poprawnie. Z drugiej jednak strony, małe zaniedbanie w tej polityce była "marka finansowa", która już wtedy wywołała alarm u niektórych.
Gillett powiedział: "Naszym głównym celem jest wygrywania, pasja, szanowanie tradycji i historii."
"Nie przyszliśmy tutaj, żeby ciągnąć korzyści z marki finansowa" powiedział Hicks. "Nie chodzi tylko o pieniądze. Jeśli chciałbym zarobić, wtedy są inne rzeczy na świecie, którymi mogę się zająć."
Właśnie ciągnięcie korzyści i nieprzestrzeganie tradycji klubu to dwa najpoważniejsze oskarżenia w dniu dzisiejszym wobec Amerykanów.
FINANSE
Pierwsza umowa rzeczywiście nie położyła klubu na minusie, jednak była tylko na okres jednego roku i miesiąc temu ponownie było trzeba negocjować.
Nowa pożyczka na 350 mln z Royal Bank of Scotland i Wachovia to obciążenie klubu na 105 mln. 60 mln z tej kwoty przeznaczone jest na pierwszą fazę prac przy nowym stadionie, reszta to transfery i kapitał obrotowy.
Niektórzy, chociaż nie wszyscy uważają to za uzasadnione. Jednak jest to część debetu spółki akcyjnej Kop Football, założonej przez Amerykanów do prowadzenia klubu i to jest najbardziej kontrowersyjne.
Rzecznik prasowy Hicksa ostatnio jasno określił, że sam majątek - to jest Liverpool Football Club - ma "zaopatrzyć" ten debet na prawie 200 mln, chociaż Gillett i Hicks również są w gotowości, gdyby klub nie zdołał osiągnąć koniecznych zysków. Nade wszystko, klub spłaca pożyczkę, która została wykorzystana do wykupienia klubu.
Nie powinno to specjalnie nikogo dziwić. Już na początku marca, ekonomista Daily Post Bill Gleeson ostrzegał o możliwości zwrotu pieniędzy na około 21 mln rocznie, prawdopodobnie przez klub. To by oznaczało, że klub odda dochody swoim właścicielom. Kiedy proces zmian finansowych w klubie mamy za nami, kwotę szacuje się na około 30 mln.
Teraz już wiemy, że jedyna rzecz która powstrzymała od obciążenia klubu całym debetem była osoba Ricka Parry'ego i byłego właściciela Davida Mooresa, którzy twardo bronili swojego stanowiska i nie chcieli zatwierdzić takich działań. Obaj są w zarządzie spółki Kop Football (są tam również Hicks, jego syn Tommy, a także Gillett wraz z synem Fosterem).
Jak dowiedziało się Daily Post, bankierzy wymagali porozumienia wszystkich sześciu członków zarządu na temat zmian finansowych i pożyczki. Właśnie dlatego Parry i Moores mieli okazję, by się temu przeciwstawić.
Usunięcie ich z zarządu w tym momencie mogło być postrzegane jako zbyt nieprzyjazne, dlatego osiągnięto porozumienie.
W liście Ricka Parry'ego w lutym ubiegłego roku czytaliśmy, że "klub jest w bezpiecznych rękach". Teraz nagle dla wielu kibiców to puste słowa.
Nie mamy tutaj przypadku jak z Glazerem, możemy jedynie nazywać to mini-Glazerem. Jednak mieszkańcy Liverpoolu nie tylko są niespokojni, ale buntowniczy. Nowa grupa fanów, Sons of Shankly, zamierza bojkotować produkty handlowe klubu. Jest to część kampanii przeciwko właścicielom, a jednocześnie mocny cios. Po drugiej stronie, kibice prowadzeni przez Rogana Taylora z Uniwersytetu Liverpoolu uruchomili radykalny plan wykupienia klubu. W założeniu ma być 100 tysięcy fanów, z których każdy zainwestuje po 5 tysięcy. Plan zakłada klub jako całość, w którym głosowanie będzie demokratyczne, a każdy członek na tych samych prawach. Jeszcze większe pole manewru ma DIC, jeśli złoży oczekiwaną propozycję. Osoby z Anfield przestrzegają jednak, że fani chwytają sie tej oferty nie wiedząc o niej jednocześnie zbyt dużo.
"Pytanie, na które powinni odpowiedzieć kibice to jakie szczegóły wiedzą o ofercie DIC? Prawda jest taka, że nie wiedzą prawie nic i chwytają się tej oferty, ponieważ trwa anty-amerykańska manifestacja" powiedziała jedna osoba z hierarchii na Anfield.
STADION
"Wolałbym być szczęśliwym generałem, niż dobrym" tak mawiał Napoleon. W tym sensie Panowie Hicks i Gillett nie powinni rozpoczynać zbyt wielu bitew w najbliższym czasie. Kiedy przejmowali klub, stadion na Stanley Park kosztował około 225 mln. Jednak ich zdaniem projekty były "przestarzałe" i zlecili wykonanie nowych planów firmie HKS z Dallas.
Ogłaszając w lipcu 2007 projekty nowego stadionu, który został prawie zaakceptowany w większości, wzbudzili tylko zwodniczą perspektywę przyszłości. Obiekt miał być nawet rozbudowany, by pomieścić więcej niż 76 tysięcy ludzi. To czyniłoby stadion większym, niż Old Trafford.
Koszty stadionu wynosiły w tym momencie już 300 mln, jednak nie na długo. Zaledwie kilka miesięcy póĽniej suma ta powiększyła się do 450 mln, głównie dzięki wzrostowi cen stali i kosztów budowy na całym świecie. W tym samym czasie wartość dolara spadła około 10% w ciągu roku w stosunku do waluty europejskiej, w której Liverpool FC przeprowadza większość biznesu. Koszty stały się więc jeszcze wyższe dla dwóch osób, które prawie cały swój majątek trzymają w dolarach.
Jakby tego było mało, na rynku światowym zapadł kryzys w kredytach i pożyczenie pieniędzy stało się jeszcze trudniejsze. Początkowe plany zostały poprawione przez firmę HKS, która w zeszłym miesiącu przedstawiła plany obiektu na 70 tysięcy. Koszty szacuje się na około 400 mln. Prace jeszcze się nie rozpoczęły i żeby zapłacić za całkowite wybudowanie stadionu, będzie potrzebna kolejna duża pożyczka.
NIESTABILNO¦Ć
Pierwsze załamanie na zwykle zjednoczonej linii frontu Liverpool FC obiegło prasę za sprawą trenera Rafaela Beniteza i dwóch Amerykanów. Hiszpan, który był ograniczony na polu działania, postrzegany przez informatorów jako "trudny" - usłyszał, że ma się skupić na poprawieniu zespołu, podczas gdy chciał sprowadzić nowych piłkarzy. To pobudziło go do konferencji prasowej w listopadzie, na której powtarzał "Koncentruję się na przygotowaniu mojego zespołu". Swoją myśl mówił do znudzenia w obecności osłupiałych dziennikarzy.
PóĽniej mieliśmy szokujące rewelacje od Toma Hicksa, który potwierdził że miał potajemną rozmowę z Jurgenem Klinsmannem, jako potencjalnego zastępcę Beniteza. To było tylko "zabezpieczenie".
Wsparcie dla Beniteza, który wygrał w Stambule i w jednym z największych finałów Pucharu Anglii, przerodziło się w manifestację przeciwko Amerykanom.
W kuluarach George Gillett coraz bardziej popadał w konflikt ze swoim partnerem z biznesu z powodu jego publicznej gafy . Jak się mówi, ich relacje są obecnie głęboko nadszarpnięte. Nazwisko Gilletta nie pojawiło się w oświadczeniu prasowym, które wydano przy okazji umowy finansowej. Nie wypowiadał się również publicznie. Jego syn Foster wyjechał z Liverpoolu trzy tygodnie temu i powrót wydaje się raczej niemożliwy. Informator powiedział: "Ogłoszenie tej umowy jako zwycięstwo, to był błąd. Dlatego Gillett nie chciał włączyć do tego swojego nazwiska. Hicks nigdy nie zrozumie The Liverpool Way."
ROZWIˇZANIE
Powstaje pytanie co zrobić? Tom Hicks cały czas powtarza, że chce zostać w Liverpoolu. Jednakże Ľródła podają, że George Gillett widzi to inaczej. Ma nadzieję, że jego partner sprzeda swoje akcje konsorcjum DIC, chociaż "spodziewa się czego innego". Gillett być może wybierze taką drogę, jeśli DIC złoży ofertę. Mogą nawet obaj sprzedać swoje akcje. Jednym z problemów jest to, że Hicks wycenia klub na 1 bn, ponieważ wlicza dochody jakie przyniesie powstanie nowego stadionu w 2011 roku. To zdumiewające, że w Liverpool FC, który kiedyś był prawdziwym przykładem stabilności, nikt z właścicieli czy dyrektorów, a nawet trener nie może być pewny swojej obecnej pozycji.
Autor: Damian
Data publikacji: 04.02.2008 (zmod. 02.07.2020)