ATA
Atalanta
Europa League
18.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1009

Liverpool potrzebuje spokoju

Artykuł z cyklu Artykuły


W ostatnich tygodniach przyzwyczaiłem się do tego, że przeglądając różnego rodzaju doniesienia na temat The Reds, najczęściej spotykałem nagłówki typu: „Rafa na wylocie”, „Mourincho w Liverpoolu”, czy „Kibice nie chcą Jankesów”. Gdy uświadomiłem sobie ostatnio, jak przywykłem do tego typu „rewelacji”, to muszę przyznać, że mnie to przeraziło. Przecież Liverpool jest klubem, który zazwyczaj szczęśliwie unikał niepotrzebnych zawirowań związanych z konfliktami na poziomie zarządu, tymczasem teraz obserwujemy wyścig pt. „Kto namiesza najwięcej”. Niestety do tej gry włączyli się także kibice.

No właśnie, kibice. Można ich podzielić na trzy grupy: na tych, którzy chcą odejścia Rafy; na tych, którzy są przeciwni naszym amerykańskim właścicielom i na tych, którzy najchętniej pozbyliby się zarówno Hiszpana, jak i Hicksa i Gilleta. Ja osobiście nie utożsamiam się z żadną z nich. Dlaczego?

Zacznijmy od zwolenników zwolnienia naszego trenera. Są to fani, którzy za kryzys Liverpoolu obwiniają Beniteza i jego metody prowadzenia zespołu. Chodzi tu głównie o słynną rotację, która ma (zdaniem tychże kibiców) negatywnie wpływać na formę drużyny. Uważają oni, że Rafa nigdy nie będzie w stanie wygrać Premier League, gdyż nie rozumie i nie zrozumie tej ligi. Dlatego należy go zwolnić, znaleĽć nowego trenera (może Mourinho?) i problem się rozwiąże. Ci, którzy tak twierdzą (w większości są to kibice spoza Wysp, chociażby z Polski) zapominają o paru istotnych kwestiach.

Po pierwsze, to właśnie dzięki Benitezowi The Reds powrócili do grona europejskich piłkarskich potęg. Przed Hiszpanem, przez 15 lat siłą Liverpoolu była przede wszystkim jego nazwa i mit najbardziej utytułowanego klubu Anglii. Czerwoni nie osiągali większych sukcesów, z wyjątkiem pamiętnego 2001 roku, kiedy to udało się ekipie Gerarda Houllier zdobyć aż 5 pucharów, w tym Puchar UEFA i Puchar Anglii.

Była to jednak wyspa w morzu rozczarowań. Wszystko odmieniło się wraz z przybyciem na Anfield Rafaela Beniteza. W przeciągu trzech lat pracy zdobył z Liverpoolem Puchar Europy, Superpuchar Europy, Puchar Anglii, Tarczę Wspólnoty, był w finale Pucharu Ligi i w ostatnim finale Ligi Mistrzów. Odkąd trzyma stery Dumy Merseyside, Liverpool liczy się we wszystkich rozgrywkach, w jakich bierze udział, nie tylko dlatego, że jest to Liverpool, ale również, a nawet przede wszystkim dlatego, że stoją za nim konkretne wyniki. Stąd te uwielbienie, jakim jest darzony w samym mieście Beatlesów. Stąd też wsparcie, które kibice na Anfield okazują mu na każdym kroku. Rafa przywrócił chwałę The Reds i nikt nie może tego podważyć.

¦mieszy mnie szczególnie krytyka, jaka spada na niego po takich meczach, jak np. z Manchesterem City, czyli takich, w których The Reds przeważają na boisku, ale koniec końców remisują. Mało kto skrytykuje wtedy Gerrarda, czy Torresa, za to, że nie wykorzystali swoich szans na bramki, ale pełno jest wtedy tych, którzy żądają głowy Beniteza. A cóż on może zrobić w przypadku, kiedy jego zespół ma 60% posiadania piłki, mnóstwo okazji na bramki i nie zdobywa żadnej, sam wbiec na boisko? Czasem jesteśmy zbyt bezkrytyczni dla naszych piłkarzy, a od takich zawodników, jakich mamy, należy przecież oczekiwać bardzo wiele.

Oczywiście nie zgadzam się z wszystkimi decyzjami Rafy, ja również nie pochwalamy rotacji, którą stosuje. Jednak kiedy kładę na szali plusy i minusy jego pracy na Anfield, plusy zdecydowanie przeważają. Widać zresztą efekty tej pracy, Liverpool gra z sezonu na sezon lepiej w lidze (popatrzmy na imponujący start w obecnej kampanii), choć oczywiście nadal nie wystarczająco dobrze. Jestem jednak pewny, że Rafa zasłużył na przynajmniej jeszcze jeden rok zaufania z naszej strony.

A teraz przyjrzyjmy się tym, którzy za całe zło obwiniają naszych amerykańskich właścicieli. Obóz ten narodził się po wypowiedzi Toma Hicksa, który poinformował opinię publiczną o tym, że kontaktował się z Jurgenem Klinsmannem, traktując to jako zabezpieczenie na wypadek pogłębienia się nieporozumień z Rafą. Jest więc to obóz zwolenników Beniteza, dlatego sporo w nim rodowitych Scouserów. Ich zdaniem, Hicks i Gillett nie szanują tradycji Liverpoolu, traktują go jak zwykły biznes, z którego chcą osiągnąć jak największy zysk, choćby kosztem klubu. Wszystko to doprowadzi z kolei do tego, że The Reds skończą jak Leeds, czyli zbankrutują i zostaną zdegradowani do League Two, jak nie niżej oczywiście.

Cóż można odpowiedzieć na takie „argumenty”…Zacznijmy od tego, że jedynym, a to jedynym powodem, dla którego kibice znienawidzili Amerykanów jest ich konflikt z Benitezem. Wszelkie inne zostały wynalezione tylko po to, aby właśnie ten prawdziwy powód nie był jedynym. Prosta zasada, wkurzył nas ktoś w jednej kwestii, to już wszystko nas w nim wkurza. I stąd wzięło się narzekanie na to, że Jankesi nie dają pieniędzy na transfery, że ociągają się z budową nowego stadionu, że chcą zadłużyć klub itd. A prawda jest taka, że (jeżeli chodzi o finanse klubu) Amerykanie nie zrobili niczego, o co kibice mogliby mieć do nich pretensję.

Po pierwsze, w lecie Rafa dostał dość pokaĽną sumę pieniędzy, za co zakupił m.in. najdroższego piłkarza w historii klubu, Fernando Torresa, jak również Ryana Babela, który jest trzecim największym transferem Liverpoolu. Biadolenie więc nad tym, jak to mało mamy pieniędzy na wzmacnianie składu, jest zupełnie nie na miejscu. Owszem, są tacy, którzy wydają więcej, ale nie chodzi o to, aby wydać 80 mln funtów w jednym okienku transferowym, ale żeby kupić odpowiednich piłkarzy. Przykładem niech będzie Yossi Benayoun, który kosztował nas jedyne 5 mln, a prezentuje poziom warty większej sumy pieniędzy.

Po drugie, nie nazwałbym tego, co się dzieje wokół planów budowy nowego stadionu ociąganiem się. Powiedziałbym, że jest to raczej rzetelna ocena sytuacji, mająca na celu wybudowanie jak najlepszego (i najtańszego oczywiście) obiektu. Potwierdzają to ostatnie wydarzenia. Nowe plany są nie mniej imponujące od poprzednich, a przy tym wymagają mniejszych nakładów. Akurat pośpiech w tej sytuacji nie jest wskazany.

No i wreszcie po trzecie, sprawa pożyczki, jaką po raz drugi zaciągnęli Amerykanie w celu spłacenia tej pierwszej i rozpoczęcia prac nad nowym stadionem. Praktyka zaciągania jednego kredytu w celu spłacenia innego nie jest niczym nadzwyczajnym, dług zaś, jakim obciążono klub (teoretycznie 105 mln, ale faktyczna suma będzie zdecydowanie mniejsza) jest tak naprawdę żaden, jeśli weĽmiemy pod uwagę, jakie dochody ma Liverpool. Same prawa do transmisji telewizyjnych są więcej warte.

Nie widzę więc konkretnych powodów dla których należałoby zrezygnować z Jankesów. Zgadzam się z tym, że zachowali się nie właściwie względem Rafy i również nie optuję za tym, aby im bezgranicznie ufać, ale na tak kategoryczne i negatywne oceny, jakimi są ostatnio poddawani, jest zdecydowanie za wcześnie.

Pozostali nam jeszcze ci, którzy są przeciwni zarówno Rafie, jak i Jankesom i chętnie pozbyliby się z Anfield ich wszystkich. Tej grupy kibiców szczerze mówiąc w ogóle nie rozumiem. Chcą zwolnienia Beniteza i jednocześnie chcą również odejścia Amerykanów, wokół których całe zamieszanie rozpętało się dlatego, że ponoć chcieli zwolnić Beniteza. Pozwolą Państwo, że tego nie skomentuję.

Któż jest więc winien obecnej sytuacji w klubie? Otóż nie ma tylko jednego winowajcy. Swoje zrobiła rotacja Beniteza, która spowolniła proces zgrywania się naszej drużyny, co z pewnością odbiło się na jej wynikach. Swoje zrobili Amerykanie, którzy niepotrzebnie prowadzili jakieś działania za plecami Rafy, doprowadzając do nerwowej atmosfery w klubie. Swoje zrobił również Rick Parry, któremu zabrakło zdecydowania mogącego rozładować tę napiętą sytuację. Na dodatek sami piłkarze często nie wykazywali na boisku takiego zaangażowania, jakiego się od nich oczekuje (miłą wymówką stało się narzekanie na niepewną sytuację w klubie). Ale najwięcej złego zdziałały angielskie media, które rozdmuchały bezsensownie cały ten problem do niewyobrażalnych rozmiarów. Gdybym więc miał karać winnych, musiałbym zwolnić Beniteza, cały zarząd, Amerykanów wysłać za Ocean, wyrzucić pół składu i zlikwidować wolne media w Anglii.

Ja jednak nie jestem zwolennikiem burzenia jednego, aby zbudować drugie. Liverpoolowi teraz potrzebny jest spokój, a nie rewolucja. Cieszą mnie więc ostatnie doniesienia o poparciu Jankesów dla Rafy i ich posunięcia na arenie finansowej klubu. Nie twierdzę, że sprawdzą się oni na pewno, ale uważam też, że za wcześnie jest jeszcze na ocenianie Hicksa i Gilletta. Tak oni, jak i Benitez, nie powinni być jeszcze przekreślani.

Dlatego mam nadzieję, że kibice skończą z bezsensownymi kłótniami i protestami. Dobrze, zamanifestowali swoje poparcie dla Rafy i niechęć wobec pomysłu jego zwolnienia, ale niech też dostrzegą dobrą wolę tej drugiej strony, bo takie komentarze, jak przedstawiciela kibiców z Anfield, który po doniesieniach na temat korzystnych warunków pożyczki Amerykanów stwierdził: „cieszymy się, ale i tak chcemy żeby odeszli”, nie są zbyt konstruktywne i nie najlepiej świadczą o inteligencji niektórych fanów. Skończmy z populizmem i (jakby to powiedział Rafa) skupmy się na piłce.



Autor: Miro
Data publikacji: 29.01.2008 (zmod. 02.07.2020)