To już jest koniec
Artykuł z cyklu Artykuły
Rok 2007 dobiegł do końca, więc czas na podsumowanie minionych dwunastu miesięcy. Jakie były one dla The Reds? Czy był to rok udany, czy też należy spisać go na straty? Kto był jego bohaterem, a kto zawiódł? Z pewnością trudno jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania, jednak ja postarałem się to zrobić, czego efektem jest prezentowane Państwu, jak najbardziej subiektywne podsumowanie ostatnich 365 dni z życia kibica Liverpoolu.
1. Wydarzenie
Rok rozpoczął się dla Dumy Merseyside istnym przewrotem. W lutym nowymi właścicielami klubu z Anfield Road zostali dwaj amerykańscy miliarderzy- George Gillette i Tom Hicks. Zakończył się tym samym, trwający wiele miesięcy, okres przepychanek pomiędzy kolejnymi zainteresowanymi objęciem rządów w najbardziej utytułowanym klubie Anglii. Największym przegranym został Dubai International Capital (DIC), grupa kapitałowa ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, która była już bardzo blisko wygrania tego wyścigu, kiedy do walki włączyli się właśnie Gillette i Hicks przebijając ofertę szejka Mohammeda bin Rashida Al Maktouma. Największym wygranym tego zamieszania okazał się na szczęście Liverpool. Dzięki pieniądzom Amerykanów Rafa Benitez mógł dokonać minionego lata istotnych wzmocnień składu, bijąc przy tym klubowy rekord wysokości transferu (pozyskanie Fernando Torresa za 20 mln £). Doprowadziło to do polepszenia jakości gry The Reds, którzy na półmetku sezonu są jednymi z głównych pretendentów do zdobycia tytułu mistrza Anglii. Jankesi zamierzają również wybudować nowy, dużo większy stadion dla swojego klubu. Z kolei ostatnie nieporozumienia naszych właścicieli z Benitezem dowodzą tylko, że są oni profesjonalnymi biznesmenami, którzy po wyłożeniu sporej sumy pieniędzy zgodnie z życzeniami Rafy, teraz czekają na efekty jego pracy. Gillette i Hicks to nie studnie bez dna, z których można czerpać dowoli i bardzo dobrze. Osobiście nie mam wątpliwości, że przejęcie klubu przez Amerykanów było najważniejszym wydarzeniem minionego roku, a może nawet całej najnowszej historii Liverpoolu.
2. Bramka
Wśród wielu pozytywów w grze The Reds w ostatnim roku można wymienić również fakt, że zdobywali oni dużo pięknych goli, dzięki czemu jest w czym wybierać szukając tego najpiękniejszego. Mi szczególnie zapadła w pamięci bramka Petera Croucha zdobyta w meczu z Boltonem na Anfield 1 stycznia. W 61. minucie spotkania w pole karne piłkę dośrodkował Pennant, a nasz Piotr Wielki popisał się fenomenalnym strzałem nożycami, powtarzając tym samym swój wyczyn z meczu z Galatasaray w Lidze Mistrzów. Ten gol na stałe wpisał się złotą czcionką w książce pt. „Historia Liverpoolu FC”.
3. Asysta
O ile trudno jest wybrać najpiękniejszą bramkę, o tyle wybór najpiękniejszej asysty wydaje się wręcz niemożliwy. Jednak nie ma rzeczy niemożliwych dla redaktora Mirosława. Anfield Road, 31.03.2006, mecz Liverpool- Arsenal. W 35. minucie spotkania, po szybko rozegranym rzucie wolnym przez Alonso, piłkę na lewej stronie otrzymuje Fabio Aureoli, po czym z miejsca posyła idealne podanie na głowę Croucha, który zdobywa swoją drugą bramkę w tym spotkaniu. Było to przepiękne, mierzone dośrodkowanie, do którego Peter musiał jedynie przyłożyć głowę.
4. Zwycięstwo
Kiedy Liverpool wylosował w 1/8 finału Ligi Mistrzów Barcelonę, niewielu ekspertów dawało mu jakieś szanse. Kiedy piłkarski świat obiegła wiadomość o awanturze, jaką The Reds wywołali na zgrupowaniu w Portugalii przed meczem z Dumą Katalonii, to nawet najwierniejsi fani klubu z miasta Beatlesów zaczęli powątpiewać w możliwość sukcesu swoich pupili. Kiedy Liverpool ograł wreszcie Barce na Camp Nou, nikt już nie pamiętał o tym co było wcześniej, wszyscy bili The Reds brawo. Był to jeden z najlepiej rozegranych taktycznie meczy, jaki w życiu widziałem. Czerwoni pokazali, że organizacją i sercem do gry są w stanie wygrać z każdym, Rafa zaś udowodnił, że genialnym taktykiem jest. Cała „golfowa afera” obróciła się na chwałę LFC.
5. Celebracja
Po portugalskich ekscesach z golfem w tle, bukmacherzy umożliwili swoim klientom obstawianie, czy Craig Bellamy, jeśli zdobędzie bramkę na Camp Nou, będzie ją celebrował jakimś gestem z golfem związanym. Walijczyk bramkę strzelił, tak jak zresztą drugi bohater tej historii- Riise, i rzeczywiście nie omieszkał dumnie zaprezentować stu tysiącom kibiców zebranym na stadionie, jak i milionom przed telewizorami, efektowne golfowe uderzenie. Rodzina Craig’a pewnie nieĽle na tym zarobiła.
6. Porażka
Pośród nielicznych porażek, jakie The Reds doznali w roku 2007, jedna jest dla mnie wyjątkowa. Mam tu na myśli finał Champions League z 23 maja, w którym Liverpool uległ Milanowi. Pamiętam doskonale, jak wielka duma rozpierała mnie tamtego wieczoru, mimo, przecież, przegranego meczu. Jednak nie ta porażka się wtedy liczyła a fakt, że Czerwoni zagrali wielki mecz i pokazali światu, jak wielką są potęgą. A Milan? Milan miał wtedy niesamowite szczęście i podkreślane to było we wszystkich komentarzach do tego meczu. Jeśli jakiś „niezrzeszony” kibic miał pokochać którąś z drużyn po tym meczu, to tylko Liverpool. Zresztą, o tym spotkaniu będą po latach pamiętać tylko kibice rossonerich, a o Stambule 2005 wszyscy.
7. Rozczarowanie
Jeden piłkarz Liverpoolu będzie chciał jak najszybciej zapomnieć o tym roku. Jest nim Mohamed Sissoko. Malijczyk nie był nawet cieniem tego zawodnika, który podbił serca fanów w swoim pierwszym roku gry z Liverbirdem na piersi. Oprócz kilku pojedynczych spotkań (m.in. mecz z Barceloną na Camp Nou) Sissoko zawodził na całej linii, nie mogąc się odnaleĽć po powrocie po kontuzji, jakiej nabawił się w listopadzie 2006 roku w meczu Carling Cup z Birmingham. Smutno o tym pisać, ale na dzień dzisiejszy jego forma pozwala mu na grę, co najwyżej w rezerwach. Miejmy jednak nadzieję, że nowy rok przyniesie nową jakość w grze zawodnika, którego przecież wszyscy darzymy dużą sympatią.
8. Powrót
Ktoś kiedyś powiedział, że zdrowy Harry Kewell jest jak nowy transfer. Ostatnie miesiące nas o tym dobitnie przekonały. Zakończyła się wreszcie rehabilitacyjna odyseja naszego Kangura, a tym samym powiało świeżością w grze Liverpoolu. Harry zanotował kapitalny powrót do drużyny i wniósł element magii do jej poczynań. Już teraz, gdy nie jest jeszcze w pełni sił, zanotował kilka ładnych asyst i w każdym meczu nie schodzi poniżej pewnego, dobrego poziomu. Jego niebanalne umiejętności techniczne stwarzają Liverpoolowi przewagę w ataku, tak Czerwonym ostatnio potrzebną. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak życzyć mu w nadchodzącym roku jednej rzeczy: zdrowia!
9. Transfer
Od czasów Michaela Owena przez szeregi The Reds przewinęło się mnóstwo napastników. Żaden nie spełniał jednak pokładanych w nim nadziei i nie był w stanie zdobyć przynajmniej 15 bramek w lidze, że o 20 nie wspomnę. Aż do minionego lata. Wtedy za rekordowe 20 mln £ przybył na Anfield Road Fernando Torres i z miejsca podbił serca fanów Dumy Merseyside. Szybki, dynamiczny, świetnie wyszkolony technicznie, dobrze „czytający” grę, waleczny, od razu przystosował się do specyfiki Premier League i już teraz jest głównym kandydatem do zdobycia korony króla strzelców. Popularny El Nino dowiódł, że jest wart dużo więcej pieniędzy, niż te, za jakie do nas przyszedł. Będziemy mieli z niego pociechę jeszcze na wiele lat.
10. Piłkarz
No i wreszcie najważniejsze pytanie: kto był piłkarzem Liverpoolu roku 2007? OdpowiedĽ może być tylko jedna: Steven Gerrard. To on jest inspiracją i duszą naszego klubu, to on, jako chyba jedyny piłkarz świata, potrafi tak poderwać swój zespół do boju w najcięższych momentach. W tym roku stał się na dodatek najlepszym strzelcem Liverpoolu w całej historii Ligi Mistrzów, jak i Pucharu Europy. Choć pierwszą część poprzedniego sezonu miał słabą, to w drugiej powiódł The Reds do majowego finału w Atenach, a w obecnym gra fenomenalnie już od samego początku. Jednak wybór Stevena był oczywisty, więc warto wyróżnić jeszcze kogoś. Będzie to Pepe Reina, który już teraz jest określany, jako nasz najlepszy bramkarz w historii. To mu w dużej mierze zawdzięczamy tyle meczów bez straty gola, a szczególnie w naszej pamięci zapisały się jego kapitalne obrony w rzutach karnych w półfinale LM z Chelsea.
Teraz kilka słów końcowych. Rok 2007 z pewnością był udany dla Liverpoolu. The Reds ugruntowali swoją wysoką pozycję wśród klubów świata i poczynili postępy udoskonalając swoją grę. Widać efekty ogromu pracy Rafy Beniteza, jak i wkładu finansowego naszych amerykańskich właścicieli. Jednak jest nadal trochę do poprawienia, szczególnie w lidze, w której, choć lepsi, nadal gramy poniżej oczekiwać. Mimo wszystko liczymy się cały czas w walce o mistrzostwo kraju, a przecież w poprzednich latach w podobnych okresach mieliśmy już iluzoryczne szanse. Choć więc był to pierwszy rok pod wodzą Beniteza bez żadnego trofeum, to wszystko wskazuje na to, że i ostatni.
Autor: Miro
Data publikacji: 31.12.2007 (zmod. 02.07.2020)