Kiedy Kenny spotkał Fernando
Artykuł z cyklu Artykuły
Legendy przeszłości i przyszłości o podobieństwach
Kenny Dalglish i Fernando Torres to piłkarze zupełnie innych czasów, jak również krajów. Jak wynika z ich spotkania, mają więcej wspólnego, niż im się wydaje.
Żadnych porównań. Dzieciak mówi o tym bardzo jasno. Nie chce być porównywany do Króla. "W zasadzie to nie zrobiłem jeszcze niczego" twierdzi Fernando Torres. "Mówiąc prawdę jestem trochę zakłopotany, kiedy się spotykamy. Proszę, żadnych porównań."
A co na to "Król Kenny"? Jakie to uczucie, kiedy przez pół życia ludzie nazywali cię legendą i traktowali jak boga futbolu? W końcu jak to jest kiedy stajesz twarzą w twarz ze swoim przypuszczalnym następcą?
"Legendą jesteś tylko w oczach innych ludzi" mówi Kenny Dalglish. "Do czasu kiedy sam tak nie myślisz, nie ma żadnego problemu. Jeśli chodzi o Fernando, ludzie lubią szufladkować, przydzielać do różnych kategorii i porównywać. Najważniejsze, żeby być sobą."
Łatwiej oczywiście powiedzieć, niż zrobić. Nie można się od tego powstrzymać i trzeba dokonać porównania. Żeby coś docenić trzeba znaleĽć jakiś związek, odnieść to do przeszłości. Siedząc z dwójką utalentowanych ludzi nie można się powstrzymać od zauważenia pewnych wspólnych cech.
Nie tylko obaj są napastnikami, mają taki sam znak zodiaku Ryby, obaj byli kupieni za rekordowe kwoty i mają zdolność wprawienia the Kop w szał radości. W meczu z Bolton Wanderers Torres strzelił takiego gola, który do złudzenia przypominał sławną bramkę Dalglisha z FC Bruges w finale Pucharu Europy w 1978. Taka sama szybkość, wykończenie prawą nową, łagodne odbicie tuż przed linią bramkową i bezradny bramkarz.
Jest oczywista czerwona nić, która łączy obu zawodników - tak jest w Liverpoolu. Piłkarz przychodzą i odchodzą, ale koszulka i wszystko inne pozostaje w biegu. Torres gra z Jamie Carragherem, który grał z Robbie Fowlerem. Ten występował z Johnem Barnesem, który grał z Ianem Rushem. Ostatni grał z Dalglishem, który występował obok Emlyna Hughesa. Kapitan grał z Ianem St Johnem, który był na boisku z Rogerem Huntem, a ten z Ronnie Moranem. I tak dalej... Można się cofnąć aż do Malcolma McVeana, który strzelił pierwszego gola dla Liverpoolu w roku 1982.
W takim znaczeniu Torres i Dalglish niosą pochodnię klubu o 115-letniej tradycji. Mogą nie lubić porównań - bez znaczenia czy przez skromność czy dobre maniery - jednak zdają sobie sprawę z odpowiedzialności. "To my spełniamy marzenia" mówi Dalglish. "Tego marzenia kibice nigdy nie osiągną, ponieważ to my gramy. Oni żyją za naszym pośrednictwem."
"Mamy jednak marzenia, których nie można czasami osiągnąć" dodaje, po krótkim spojrzeniu w szerokie oczy Torresa. "Zawsze chciałem być na the Kop, ale nie mogłem tam pójść. Jedyny czas dla mnie był wtedy, kiedy trybuna była pusta. To zabawne, mój syn tam stał. Zostawiłem go pod opieką kogoś i mógł oglądać mecz z tamtego miejsca. Osiągnął więc marzenie, którego ja nie mogłem."
To powoduje mocne uczucia. Myślisz sobie jak taki człowiek jak Dalglish mógł opuścić coś tak zwyczajnego jak sobotnie popołudnie na trybunach, przy których gra twój zespół. Wówczas przemawia Torres z odrobiną smutku: "Byłem na the Kop, ale również tylko przy pustych trybunach. Chciałbym jeszcze przed zakończeniem kariery tam być."
Jego uśmiech jest nieśmiały, ale ma pewną intrygę. Zasada "żadnych porównań"? Nie ma jej. Zdaje już sobie sprawę, dlaczego z nami dzisiaj tu siedzi.
Obu łączy ten sam fakt, gdyż byli kibicami, których sen się spełnił. Torres chyba miał lepszy początek. Grał dla Atletico Madryt i był to klub z jego dzieciństwa. Dalglish nigdy nie zagrał dla swojego ukochanego klubu czyli Rangers. Z biegiem czasu, kiedy trener Celticu Jock Stein zapukał do jego drzwi by go zabrać do siebie, Dalglish gorączkowo zrywał wszystkie plakaty Rangers w swojej sypialni.
Kiedy futbol jest twoją pracę, lojalność wobec klubu wychodzi przez okno. "Kiedy grasz, trudno jest być kibicem" mówi Dalglish. "Wyjątkiem jest twój kraj. Właśnie dlatego gra reprezentacji sprawia mi tyle radości, ponieważ mogę być taki jak każdy. Mogę być fanem."
Spoglądamy na twarz Torresa i próbujemy zgadnąć o czym myśli. Reprezentacja, każdy jej kibicuje. Jak jest jest u niego w kraju?
"W Hiszpanii kluby są o wiele ważniejsze" mówi. "W Atletico kiedy tylko byłem z reprezentacją na Bernabeu, kibice wygwizdywali mnie ponieważ byłem z innego klubu. To wielki problem. Wszyscy mieliśmy tą samą koszulkę, ale była grupa z Realu Madryt, Valencii i Barcelony. Każdy trzymał się w swoich szeregach. Zwykle na treningu grali tak, jakby to był mecz między klubami."
Torres się zatrzymuje. Dalglish zgadza się z jego zdaniem: "Nigdy nie było dobrej drużyny, jeśli w szatni było coś Ľle. Nie mam na myśli, że muszą iść razem wypić, ale szatnia jest bardzo ważna."
"Liczy się szatnia!" powtarza Dalglish tym razem po hiszpańsku, aby to podkreślić.
"Mieliśmy w Liverpoolu wielkiego ducha w szatni, byliśmy naprawdę blisko. Nawet teraz sześciu z nas jest najbliższymi przyjaciółmi. Gramy w golfa, wychodzimy z żonami, jesteśmy po prostu bliskimi przyjaciółmi. To coś wyjątkowego. To nie jest chyba coś nowego. Za 20 lat nie będzie chyba takich sześciu, którzy spotkają się w Liverpoolu?" Słowa zawisły w powietrzu, ale to nie jest żadne oskarżenie. Stwierdził tylko fakty. Piłka nożna się zmieniła. Ośmiu zawodników z wyjściowej jedenastki Liverpoolu nie jest z Wielkiej Brytanii. Niektóre rzeczy są tylko możliwe przez jakiś czas. ¦wiat poszedł do przodu.
Wracając do futbolu. Co się dzieje, kiedy gwiazda to niemiły człowiek? Jak to jest kiedy, nic się nie układa? Pewnie czekasz aż powtórzą jakieś stereotypy jak "wróćmy do podstaw" albo pomyślą o kolegach z zespołu. Jednak nie, odpowiadają z takim samym lekceważeniem. Oburzają się, ponieważ odpowiedzialność ich nie przerasta. "Zawsze chcę piłkę, bez względu jak słabo gram" mówi Torres. "Nawet jeśli zmarnuję dziesięć okazji pod rząd będę czekał na piłkę. Po to tutaj jestem. Nie będę się chował."
Dalglish odpowiada: "Oczywiście czekasz i chcesz piłkę. Musisz grać tak dalej. Na pozycji Fernando zmarnujesz więcej sytuacji, niż strzelisz goli. Bramki nie są tak ważne, ale sytuacje które przestrzelisz. Im więcej zmarnujesz, tym bliżej jesteś do bramki. W taki sposób trzeba myśleć. Jeśli nie masz odwagi by myśleć w ten sposób, nie możesz grać na tym poziomie."
Poszukajmy więcej wspólnych cech i jest. "Będę oglądał Atletico, ponieważ to moja drużyna" mówi Torres. "Oprócz tego nie lubię oglądać zbyt dużo futbolu. Chociaż jest inaczej, nie oglądam żeby się tym nacieszyć. Robię to ponieważ muszę poznać piłkarzy i drużynę przeciwną. Muszę ich rozpracować i przygotować się."
Twarz Dalglisha rozjaśnia się. "Byłem bardzo podobnie do Fernando" mówi. "Oglądałem zwykle swojego przeciwnika, by poznać zachowania bramkarza, cechy obrońców i czy mogę coś z tego wyciągnąć."
"PóĽniej patrzyłem czy jest jakiś piłkarz, którego mogę kupić. Teraz jednak nie zachwycamy się w ten sposób kiedy byłem małym chłopcem. Naprawdę nie koncentruję się tak bardzo, kiedy oglądam futbol."
Poznając piłkę przez 50 lat - jako kibic, piłkarz i trener - Dalglish jest skłonny, by to była po prostu gra. Może dlatego jest zadowolony z tego spotkania. Skromność Hiszpana i pewność siebie dała mu trochę radości. Siedem lat po tym jak zostawił futbol na dobre, fajnie jest sobie to wszystko przypomnieć, nawet na kilka godzin.
Jeśli chodzi o Torresa, nie tylko jest uczniem, który właśnie stawił czoła mistrzowi swoją postawą. Może już wcześniej był zawstydzony, ale promienieje na fakt tej znajomości.
"Dużo się dzisiaj nauczyłem" powiedział na koniec Torres. "Podoba mi się, że Kenny tak łatwo jest dostępny. Jest normalną osobą. Mówi, że nie czuje się jak legenda. Fakty są jednak inne, a jego 'normalność' mnie zadziwia. Zaprosiliście mnie tutaj, nawet jeśli wam powiedziałem, że jeszcze długa droga przede mną. Jestem bardzo dumny, że mogłem spędzić z nim czas. Jestem zaszczycony, że miał czas ze mną porozmawiać. Zobaczyć kogoś takiego jak on sprawia, że jeszcze bardziej chcę dalej ciężko pracować i może pewnego dnia być taki jak on."
Nastaje chwila ciszy. Dalglish wie, że czas by on powiedział coś mądrego. "Dzisiaj piłkarze są krytykowani za swoje zarobki i styl życia" mówi. "Jednak Fernando docenia wszystko co otrzymał."
"Fernando, to wyjątkowy klub i wyjątkowi fani." Dalglish mówi teraz bezpośrednio do młodego człowieka. "Kochają ludzi, którzy kochają nosić ich barwy. Nie są jednak głupi i wiedzą, kiedy to jest prawdziwe, a nie tylko na pokaz jak całowanie herbu i tak dalej. Kochają utożsamiać się z ludĽmi na boisku. Myślę, że utożsamią się z tobą bardzo, bardzo łatwo."
Artykuł z dzisiejszej gazety The Times.
Autor: Damian
Data publikacji: 10.12.2007 (zmod. 02.07.2020)