FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 0

Gdzie byliście w Stambule?

Artykuł z cyklu Artykuły


Byłem za bardzo zajęty śpiewaniem „Where’s Your European Cups” aby usłyszeć wędrownych fanów Kanonierów marudzących „Where’s Your Famous Atmosphere”

Nie uważam aby działo się coś złego z akustyką na Anfield, ale mógłbym przysiąc, że atmosfera była bojowa. Ważny mecz przeciwko Arsenalowi, grającemu teraz jak Galacticos, zatem fani byli gotowi na stojący wieczór.

Odszedłem z The Kop po 18. w niedzielę głuchy jak pień, jednak mój zmysł Anfield mówił mi, że jednak brakowało trochę decybeli.

Atmosfera na Anfield to dosyć kontrowersyjny temat wśród moich przyjaciół ostatnimi czasy. Coś jak by nikt nie chciał o tym rozmawiać. To nie jest tak, że się tutaj czemuś zaprzecza, ale temat wywołuje kręcenie głowami. Ludzie się pytają – skąd ten marazm? Skąd ta apatia? Pojawia się nawet coraz silniejsza szkoła mówiąca, że ciche Anfield jest odzwierciedleniem przeciętnych wyników – musimy śpiewać po zwycięstwo!

Możemy zdmuchnąć Chelsea jednym wspólnym tchnieniem, ale tracimy głosy w meczach przeciwko Tottenhamowi czy Birmingham.

Widziałem ostatnio mnóstwo niezadowolonych fanów. Widziałem nawet szaliki rzucane na murawę w meczu z Kogutami. Pomruki spowodowane wysokością ceny biletów czy postawą zawodników. Wreszcie kilku mówiących, aby Rafa wziął swoją politykę rotacji i wsadził ją sobie w…

Jesteśmy tak skupieni, tak skoncentrowani na wygraniu Premier League, że staje się to niemal ogłupiające. Kiedy Liverpool gra Ľle, to zaczynamy obgryzać paznokcie. Stajemy się cisi, zgnuśnieli i smutni. A wtedy ktoś wychodzi z pierwszymi słowami „Fields Of Anfield Road” i wszyscy się doń dołączają a wtedy Liverpoolowa terapia sprawia, że czujesz się nieco lepiej.

Nie miałem biletu do Aten i finał oglądałem w Liverpoolu.Przegraliśmy, jednak miasto balowało jak Rio De Janeiro – nawet członkowie ‘The People’s Club’ dołączyli do nas przy kilku piwach.

Jestem pewien, że gdybyśmy mogli zabutelkować atmosferę z półfinałów Ligi Mistrzów w 2005 i 2007 roku, i dozowali ją w tych nieco mniej prestiżowych spotkaniach, to spokojnie moglibyśmy walczyć o trzy punkty, gdzie często zmuszeni byliśmy poprzestać na jednym.

Mój przyjaciel z RPA często przypomina mi, że Spion Kop to miejsce, w którym Boerzy zmasakrowali brytyjską armię – żołnierze ci jednak umierali ze śpiewem na ustach.

Legenda mówi, że oddział walijskich inżynierów śpiewał „Men of Harlech” w czasie bitwy o Rouke’s Drift, gdy legiony uzbrojonych w dzidy Zulusów rzuciły się na nich.

Mamy naszą pieśń wojenną, „Poor Scouser Tommy”, a odśpiewanie w przerwie „You’ll Never Walk Alone” na stadionie Ataturka było wezwaniem do walki, które odmieniło historię.

Jeśli chodzi o podnoszenie poziomu decybeli, The Kop to prawdziwy wymiatacz. Kopites nigdy nie siedzą, tylko ciągną dalej, jak króliczki Duracella. Gdyby film „300” był musicalem, to kręciliby go na The Kop. Oddanie tego miejsca potrafi zatrzymać maszerujące armie, a najwięksi generałowie futbolu – Pele, Maradona, Cruyff - oddawali hołd fanom Liverpoolu wiernym na śmierć i życie.

Arsenal ugrzązł, gdzie powinien był wygrać. Szable tej będącej w wyjątkowej formie drużyny tylko się zatrzęsły w konfrontacji z napiętymi muskułami 12. zawodnika Liverpoolu.

12. zawodnicy to zagrożony gatunek, który występuje już tylko na kilku stadionach w Europie. Natrafiliśmy na jego okaz w trakcie potyczki z Besiktasem, a jego obecność sparaliżowała The Reds.

Jak widać atmosfera w Stambule wystarczyła do zmrożenia krwi. Nie to, że tureccy fani byli żywiołowi. Oni byli jak religijni fanatycy powtarzający swoje mantry. Jednak to teraz oni w sobotę wchodzą do jaskini lwa. Byłoby jednak miło gdyby lew ryczał tak samo głośno w meczach z Fulham i Boltonem, bo tych skalpów też potrzebujemy.

Wiem, że kampania „Odzyskać The Kop” ma wybijać rytm marszu Liverpoolowi ku chwale. Sektor ‘Ultras’, który składa swoje struny głosowe w ofierze, poprzez najgłośniejszy śpiew. „Odzyskać The Kop” to najlepsza rzecz od czasu wynalezienia krojonego chleba, i zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, że potrzebne są nagłaśniane kampanie mające na celu podniesienie poziomu głośności na Anfield. Jesteśmy w końcu najgłośniejszymi fanami na świecie.

Pracowałem w Bari we Włoszech w 1998 i miałem w zwyczaju chodzić na ich wszystkie mecze w domu. Widziałem Zidane’a grającego w Juventusie, i to było przeżycie! Ultrasi Bari mówili mi: „Barry, chcemy dwie rzeczy od Liverpoolu – Michaela Owena i The Kop”. Dwie rzeczy, w które wierzyli, że mogą odmienić oblicze ich gry – gdybym mógł cofnąć się w czasie dodałbym do tego Marka Clattenburga. Thierry Henry umarłby za ten rodzaj uwielbienia i wsparcia, które by otrzymał, gdyby posłuchał swojego serca i przybył na Anfield. Dlatego uśmiecham się ironicznie, gdy Kanonierzy mówią o wspaniałych atmosferach. To rozpoczyna całą debatę o zdolnych drużynach, które doznają zawodu ze strony swoich kibiców i przeciętnych zespołach, które stają się legendami dzięki swoim fanom.

Gdy fani Arsenalu żartowali z naszej słynnej atmosfery, The Kop odpowiedziało im ciętą ripostą – gdzie byliście w Stambule?

Barry Ellams

Ľródło: This Is Anfield



Autor: Alex
Data publikacji: 03.11.2007 (zmod. 02.07.2020)