Czy Steve powinien odejść?
Artykuł z cyklu Artykuły
Czy Steve powinien odejść?
W prasie głośno o tym ostatnio, fani również wydają się niezbyt zadowoleni z formy naszego pomocnika. Fragment artykułu w Guardianie stwierdza, że cała nasza ostatnia zniżka formy jest jego winą, i sugeruje, że jego najlepsza pozycja to wcale nie środek pomocy i Rafa powinien wziąć pod uwagę jego sprzedanie.
A to wszystko zaraz po prawdziwej kampanii w prasie żądającej gry Stevena w centrum pola, i oskarżającej Rafę o błąd w postaci ustawiania Gerrarda na prawym skrzydle. Ten zwrot jest dosyć komiczny, ale wyraĽnie obrazuje niechęć mediów do Rafy. Ten człowiek nie może zrobić nic dobrego, żeby nie być i tak oskarżonym o robienie złego.
Było też mnóstwo ataków na osobę Stevena ze strony mniejszości naszych własnych fanów. Sporo z tego to pewnie kac po jego zachowaniach w wakacje 2004 i 2005, niektórzy fani wciąż nie mogą mu tego wybaczyć. Może to wydawać się absurdalne, bo sporo już wody w Wiśle upłynęło od czasów tamtych wydarzeń, jednak zmusiło mnie to do refleksji nad tym, czy Gerrard wciąż może być za to szkalowany i czy nie powinien odejść.
Poważnie myślę, że trzeba się nad tym zastanowić – Gerrard wciąż jest młodym człowiekiem, a przy tym również gwałtownym młodym człowiekiem. Wielu sądzi, że tylko dlatego że zarabia takie ilości pieniędzy, jest odpowiedzialny za swoje działania i nie ma prawa mieć problemów. Niestety, życie tak nie wygląda.
Gerrard jest bardzo dumnym scouserem, ale duma to broń obosieczna. Z jednej strony jest dumny wdziewając strój i kapitańską opaskę klubu w swoim rodzinnym mieście. Z drugiej strony jednak, jego duma czyni go niezwykle wrażliwym w każdej sytuacji, i sprawia że w każdym, nawet najmniejszym skinieniu w jego stronę doszukuje się sztyletu wbijanego w plecy.
Z agentami bywa różnie, jednak na szczęście ten Stevena to przyzwoity człowiek, a jego interesy traktuje priorytetowo. Kiedy Steve czuł się Ľle w czasie jego pierwszego flirtowania z Chelsea, jego agent był kluczową postacią przy namawianiu go do pozostania, choć ostateczną decyzję pozostawił Gerrardowi.
Steve był świadkiem zwolnienia człowieka, który wprowadził go do zespołu, potem przyszedł Benitez. W tym samym czasie spędzał trochę czasu z Lampardem i Terrym w reprezentacji Anglii, przez co był doskonale świadom tego, co czeka klub z zachodniego Londynu. Dwa mistrzostwa pod rząd były póĽniej tego dowodem, a i też wprowadzenie tzw. The Special One zrobiło nieco większe wrażenie.
Zatem jego wybór oznaczał początek zupełnie nowej przygody z Rafą i prawdopodobieństwo pracy w kolejnym planie pięcioletnim lub wyjazd do nowobogackiej Chelsea, gdzie miano kupować sukcesy. Dla nas, czerwonych, nie ma tu o czym myśleć – perspektywa grania dla klubu z historią i tradycjami jest niesamowita – jednak dla ambitnego młodego piłkarza obwoływanego najlepszym pomocnikiem w kraju i przyszłością angielskiej piłki (szum wokół Gerrarda osiągał wtedy najwyższe poziomy), to z pewnością musiała być trudna decyzja.
Trofea czy lojalność? Benitez nie gwarantował sukcesów, a sporo z naszych występów w jego pierwszym roku pewnie zmuszały Stevena do myślenia, że są od nich dalej niż kiedykolwiek.
Gerro ostatecznie wybrał lojalność, ale pod warunkiem, że jeśli Rafa nie udowodni że potrafi osiągać sukcesy, to powie w klubie 'do widzenia'. Dla niektórych to herezja, ale on chce wygrywać – wyłącznie oczekiwanie jest dla przegranych, a zwycięstwo jest wszystkim dla takich młodych ludzi jak Steven.
Zatrzymanie się na jeden sezon rzuciło się jednak cieniem na klub – agresywne spojrzenia (jedne z jego najczęstszych, żeby być szczerym) miały oznaczać, że jednak wybiera się do Chelsea, a samobój w finale Carling Cup był już uśmiechem w stronę kibiców Chavs.
A potem mamy Stambuł. Nie mam zamiaru tu śpiewać peanów na temat tej magii, bo wszyscy wiemy jak wyjątkowa była noc 25. maja 2005 r.. Moi sąsiedzi myśleli, że ktoś mnie morduje, takie były moje okrzyki radości, wciąż mi to zresztą wypominają, ale to i tak lepsze niż moje próby w Singstar z moją najstarszą córką, co też przypomina masakrę w jakiejś gangsterskiej dzielnicy.
Tuż po wygranej, Gerrard zasygnalizował pewne swoje potrzeby, jednak Rafa, Parry i reszta klubu mieli inne rzeczy na głowie, głównie świętowanie, a Steve odebrał brak błyskawicznej oferty nowego kontraktu jako lekceważenie.
Dla mnie taka reakcja był godna rozpieszczonego dziecka. Ale choć wszyscy doznaliśmy tej radości Stambułu, to żaden z nas nie był w oku cyklonu i żaden z nas nie podnosił tego trofeum. To musiał być niesamowity zastrzyk adrenaliny, po takim uniesieniu uczucie pominięcia mogło być druzgocące dla kogoś, kto trzymał się swojego klubu, pomimo ryzyka, które wiązało się z zatrudnieniem Beniteza.
Steven w tym przypadku nawet bardziej niż flirtował z Chelsea – powiedział nam, że odchodzi, a Chelsea, że dołączy do nich (wysyłając sms-y opisujące jego zamiary do Jose i Kenyona). Na szczęście, wiadomości tekstowe nie są wiążące, a po długich poszukiwaniach przez Gerro właściwego rozwiązania wśród rodziny, przyjaciół czy agenta, w końcu do akcji wkroczył sam pan LFC i pomógł podjąć właściwą decyzję.
David Moores, którego imienia już teraz tak często się wymienia, co nie jest dobre, zważywszy na to, że jest Prezydentem Klubu, powiedział Stevenowi że jest tu uwielbiany i chciany. To wszystko czego chciał, co może wydawać się dziwne w megakasiastym świecie futbolu, choć wierzę że kontrakt na 100 tys. funtów tygodniowo musiał być miłym dodatkiem.
Koszulki Gerrarda płonęły przed Anfield (co napędziło też zyski klubowi, gdy fani koniecznie musieli mieć nowe koszulki po wygranej w FA Cup) a jego imię nie cieszyło się już takim szacunkiem wśród części fanów. Jego lojalność była otwarcie kwestionowana, a wygrywanie mogło się już okazać niewystarczające dla wielu, gdyż zniesławił dobre imię Liverpoolu przez podwójny romans z Chelsea – nowym wrogiem.
Ale o czym musimy pamiętać, że pomimo tego uczuć targających nim w owych czasach, pomimo 'ekspertów' w mediach mówiących, że rozwinąłby się o wiele bardziej gdzie indziej i osiągnął by o wiele więcej w koszulce o innym kolorze, i sugerujących że tu nigdy nie zrealizuje swojego potencjału, pomimo całej tej zewnętrznej presji, Steven Gerrard pozostaje głównym pomocnikiem Liverpoolu. Tak, łamał nam swego czasu serca, ale jest młodym człowiekiem – chce po prostu po sobie zostawić świadectwo zwycięzcy.
Lista zawodników, która musiała przenieść się ze swojego rodzinnego miasta dla dalszego rozwoju jest długa jak moje ramię – Torres i Rooney momentalnie przychodzą mi do głowy. Jednak Gerrard pozostał lojalny pomimo tych zawirowań i wciąż jednym z pewniaków przy ustalaniu składu (rotacja na bok!) i wciąż jest kapitanem.
Myślę, że ludzie powinni spoglądać bliżej domu, zanim zaczną ciskać kamienie w kierunku Stevena, za to że zwraca wzrok (jednak nie wybiera się) gdzie indziej. W naszych nieco mniej barwnych pracach, czy nigdy zadania nie zirytowały nas do tego stopnia, że nie sprawdziliśmy lokalnej prasy czy internetu w poszukiwaniu miejsca, w którym bylibyśmy bardziej doceniani?
Może poza tymi, którzy za bardzo się boją nowych doświadczeń, wszyscy szukaliśmy nowych możliwości, to naturalne, jednak przez tą zmianę nie zniszczyłbym marzeń fanów dla których był idolem. Czy to naprawdę jest wina Stevena? Jego kariera wybrańca jest transmitowana na cały świat (nie jestem pewien, czy wiele osób chciało by obserwować mnie przy pracy w audycie – chociaż program telewizyjny staje się coraz gorszy, więc „Dzień z Rachunkowością” już wkrótce może trafić do twojej stacji!).
Osobiście uważam, że dokonał właściwego wyboru pozostając talizmanem naszego klubu. Zgadzam się, że jest obecnie w kiepskiej formie, zgadzam się, że jest trochę kapryśny, ale nikt nie może nie docenić tego, co zrobił dla tego klubu i wątpić w umiejętności tego chłopaka.
Niektórzy mogą twierdzić, że jego występy w czerwonej koszulce są osłabieniem dla zespołu, jednak graczy światowej klasy jest niewielu. Jasne, że nie wszystkie z wielu kombinacji i zagrywek taktycznych Rafy pasują do tego chłopaka, wciąż jednak kluczowym jest doskonalenie jego i tak już ogromnych umiejętności dla dobra drużyny. Z pewnością tego wyzwania zazdrości mu każdy manager w Premier League i w wielu innych ligach na świecie, ale to właśnie do Beniteza należy zadanie wyciągnięcia tego, co najlepsze z naszego tajemniczego pomocnika.
Graham Roberts
Ľródło: This Is Anfield
Autor: Alex
Data publikacji: 17.10.2007 (zmod. 02.07.2020)