SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1398

Rhys zjednoczył fanów Czerwonych i Niebieskich.

Artykuł z cyklu Artykuły


Motyw z „Z Cars” - melodia, którą fani Liverpoolu zazwyczaj starają się zagłuszyć, gdy są na Goodison Park.

Piosenka, która jest tak kojarzona z Evertonem, jak „You'll Never Walk Alone” z Liverpoolem.

Jednak ostatniego wieczoru zebrała miasto i udało się jej zrobić coś, co wielu z nam wydawało się już niemożliwe – zjednoczyła Czerwonych i Niebieskich.

Od 1989 r. i tragedii na Hillsborough nie można było zaobserwować takiej jedności miasta.

Potrzebna była jednak kolejna tragedia, aby się to udało.

¦mierć 11-letniego Rhysa Jonesa dotknęła wszystkich na Merseyside.

W ciągu czterech dni widzieliśmy ponad 75 tys. fanów futbolu na Anfield i Goodison wyrażających swoje, pełne smutku, wyrazy solidarności z rodziną tego młodego człowieka.

Jednak najcięższe do wyobrażenia sobie są wydarzenia, które miały miejsce wczorajszej nocy.

Kiedy pojawił się pomysł zagrania „Johnny'ego Todda” na Anfield, pojawili się tacy, i można ich zrozumieć, którzy twierdzili, że coś takiego nigdy nie nastąpi.

Nawet wtedy, gdy prezes Liverpoolu Rick Parry, odważnie się na to zgodził.

Zwolennicy i krytycy spierali się, czy to wypali, czy nie zostanie zepsute przez bezmózgich idiotów w tłumie tysięcy ludzi.

Tymczasem od momentu, w którym rodzice Rhysa Stephen i Melanie, i jego starszy brat Owen weszli na murawę Anfield dumnie wdziewając barwy Evertonu, aż do chwili, w której ją opuścili żegnani uściskami Rafy Beniteza, byli adresatami pokazu miłości i uczucia, które pogodziło futbolowych rywali.

Już samo wejście rodziny Jonesów na boisko było ogromnie wzruszające.

Oto jest trójka osób ubranych na królewski niebieski, pochodzących ze „złej” strony Stanley Park, wchodzących na teren „wroga”.

Bez wątpienia mogli się denerwować co do przyjęcia, które ich oczekiwało.

Jednak nie było takiej potrzeby, gdyż żadne inne miejsce w tym kraju, lub nawet dalej, nie łączy tak mocno jak Merseyside w czasie tragedii. I raz jeszcze to się potwierdziło.

Kiedy niegdysiejszy gwiazdor The Reds Brian Hall ogłosił, że motyw z „Z Cars” rozbrzmi na Anfield, ogromna burza oklasków ogarnęła cały stadion.

W tym momencie, wszelkie wątpliwości co do tego, czy był to dobry pomysł, dosłownie zniknęły.

To nie był czas na podziały, i z pewnością nie był to czas na nieodpowiednią rywalizację – to był czas na pokazanie solidarności z rodziną z Liverpoolu w najtrudniejszej, najczarniejszej godzinie.

Gdy rozbrzmiewały pierwsze takty piosenki, nie zostały przywitane przez ryk, który zazwyczaj towarzyszy jej na Goodison, a przez milczenie, które przerywane było tylko przez szlochania i westchnienia, gdy dały o sobie znać silne emocje.

Fakt, iż było to Anfield w nocy z europejskimi pucharami, gdy tradycyjnie stadion zamienia się w kocioł pełen hałasu, sprawił, że chwila była jeszcze bardziej wzruszająca.

„Johnny Todd” się skończył, rozpoczęło się „You'll Never Walk Alone”, kolejna piosenka, która dzieli Merseyside na liniach futbolu, i która cieszy kibiców Evertonu równie mocno jak porażka w derbach.

Jednak stała się ona siłą jednoczącą, śpiewana równie mocno, o ile nie bardziej, przez trójkę ubraną na niebiesko, co 11-ka wdziewająca czerwone barwy.

Głosy na Kop łamały się ze wzruszenia, z pewnością można było usłyszeć uczucia w tym śpiewie.

Wiele umysłów wróciło pamięcią do 1989 r. kiedy to fani Evertonu na Glawdys Street dołączyli do wykonywania największego przeboju Gerry'ego Marsdena w hołdzie dla 96 ludzi, którzy nigdy nie wrócili do domu z półfinału Pucharu Anglii na Hillsborough.

Solidarność okazana w tym czasie była niezapomniana, gdy czerwoni i niebiescy jawili się wspólnie w pokazie obywatelskiej jedności, który przez wielu uważany był za jednorazowe wydarzenie.

Ostatnia noc dowiodła, że pod żadnym pozorem nie był to unikat. Był nawet ukłon do tamtych dni, kiedy część The Kop skandowała „Merseyside, Merseyside” - tak jak robili to kibice obu klubów przy kilku okazjach w latach osiemdziesiątych.

Poprzez swoją śmierć, mały Rhys Jones osiągnął coś tak niezwykłego, że nigdy, przenigdy nie zostanie to zapomniane – ponownie połączył Merseyside

Jak zasugerowała jego matka, Rhys z pewnością szeroko się uśmiechał obserwując te wydarzenia i mając świadomość, że to dzięki niemu „Johnny Todd” został zagrany na Anfield.

Ciesz się tą chwilą, mały kolego.

Tony Barrett

Ľródło: Liverpool Echo



Autor: Alex
Data publikacji: 29.08.2007 (zmod. 02.07.2020)