Czego potrzeba, żeby The Reds zostali Mistrzami?
Artykuł z cyklu Artykuły
Tak, proste pytanie? Zdecydowanie nie. To nie jest kwestia, jakich piłkarzy pozyskać, ani najlepszej formacji. To nie jest kwestia taktyki, ani stylu gry.
W pewnym stopniu wszystkie te rzeczy mają znaczenie, jednak według mnie najważniejsze są dwa główne aspekty.
Bardzo wiele sprowadza się do: czasu i pieniędzy, połączonych z menadżerskim talentem. Czołowy menadżer potrzebuje jednego z tych elementów, bądĽ nawet ich dwóch, żeby zdobyć Mistrzostwo Anglii w dzisiejszych czasach.
Obecne lato nie ma statusu ‘być, albo nie być’ dla Liverpoolu, ale bez wątpienia jest bardzo ważne i ekscytujące ze względu na nowych, zdeterminowanych właścicieli, którzy chcą, żeby The Reds rywalizowali o najważniejsze trofea i pamiętajmy, że Rafa jest wyraĽnie zdenerwowany po porażce w Atenach. Jestem pod wrażeniem jego zaciętości i wygląda na to, że niepowodzenie w Atenach wywołało w nim jeszcze większą determinację.
Pojawiły się pewne głupie dyskusje, ale to niekoniecznie jest złe. Wszystko sprowadza się do ulepszenia drużyny, żeby można było poważnie myśleć o Mistrzostwie Anglii.
Niezależnie od wyniku w Atenach, wszyscy przed meczem zdawali sobie sprawę z tego, że trzeba jeszcze wykonać wiele pracy, mimo że wiele kluczowych elementów jest już na swoim miejscu. Wiedzieliśmy, że będą zmiany; obecny skład jest niepodważalnie lepszy od tamtego z 2005 roku, jednak wciąż jest potrzeba nowych twarzy. Wszystko dobrze ewoluowało z roku na rok i na pewno będzie to kontynuowane. Jednak ten proces ewolucji potrzebuje przyspieszenia, jeśli mamy sięgnąć po Tytuł prędzej, niż póĽniej.
Już mówiłem to wcześniej i przeciwnie do mentalności ‘pierwsze jest pierwsze, a drugie to nic’ sam awans do Finału był dużym osiągnięciem: dowodem na to, że potrafimy regularnie pokonywać czołowe europejskie zespoły, co czynią The Reds od momentu przybycia Rafy Beniteza. I to nie w pojedynczych meczach, jak to ma miejsce w krajowych pucharów, ale w starciach, w których jakiekolwiek szczęście w losowaniu jest wyrównane przez konieczność rozegrania wyjazdowego meczu.
Jednak przede wszystkim dotarcie do Finału Pucharu Europy było znaczącym osiągnięciem, ponieważ Rafa nie podpisał jeszcze żadnego czeku na budzącą zawroty w głowie kwotę.
Oczekiwania w Liverpoolu pozostają astronomicznie wysokie, ale fenomenalna historia i nieporównywalne wsparcie kibiców – na pewno pomagają drużynie w pewnych sytuacjach (najlepszym na to przykładem, jest Półfinał z Chelsea) – tracą swoje znaczenie, gdy pojawia się kwestia pozyskiwania najlepszych piłkarzy, zwłaszcza jeśli ci zawodnicy wciąż mają ważny kontrakt z innym klubem i ten klub zdecyduje się oddać gracza jedynie za zawyżoną cenę.
Oczywiście zawsze znajdą się wyjątkowe okazje. Czasem odkrywa się prawdziwy talent, a czasem po prostu dostaje to, za co się zapłaciło. To może prowadzić do sukcesów, ale taka droga jest znacznie trudniejsza niż dłuższa, niż ta obrana przez Chelsea w latach 2003 i 2004, gdy płacili każdą cenę, żeby zebrać dużą grupę klasowych piłkarzy i nie miało dla nich żadnego znaczenia, że kilku kompletnie zawiodło, jak choćby kosztujący 10 milionów funtów Scott Parker, czy o 6,8 miliona droższy Hernan Crespo, ponieważ wciąż było wystarczająco wielu zawodników, żeby zastąpić tych gorszych i równie wiele pieniędzy na pozyskanie kolejnych.
Jeśli chcesz bazować na pozyskiwaniu najbardziej utalentowanych młodych graczy z całego świata i czekaniu na koniec kontraktu twoich głównych celów transferowych (albo na to, żeby znaleĽli się oni w niełasce trenera, jak Mascherano w West Hamie), to możesz zbudować wielki zespół bez wydawania ogromnych sum pieniędzy; jednak w ten sposób poświęcasz możliwość sięgnięcia po tytuł szybciej, niż póĽniej. Trzeba czekać, aż młodzi dorosną i tracisz wiele czasu na oczekiwanie, żeby cena tych doświadczonych graczy spadła, albo żeby całkiem skończyły im się kontrakty.
Oczywiście historia Liverpoolu pomaga w przyciąganiu najlepszych piłkarzy, tak samo, jak Anfield i jedyne w swoim rodzaju The Kop. No i klasowi zawodnicy chcą grać dla Beniteza i występować u boku takich tuz, jak Gerrard, Carragher, Alonso, Mascherano i reszta. Północno-zachodnia Anglia nie jest tak atrakcyjna pod względem komercyjnym, jak Londyn, ani nie ma takiej pogoda, jak Barcelona, czy Mediolan, jednak klasowi piłkarze chcą spróbować swoich sił w Premiership i Liverpool świetnym miejscem dla nich. Zatem jest wiele pozytywnych czynników.
Wszyscy zgadzają się, że The Reds muszą mocniej powalczyć o Mistrzostwo Anglii. Jednak bardzo wiele sprowadza się do pieniędzy: to właśnie one mogą wyrwać tego upragnionego piłkarza z rąk jego obecnych pracodawców. W końcu jak to się mówi: każdy piłkarz ma swoją cenę.
I w przeciwieństwie do super-bogatych klubów, jak Chelsea i Manchester United, Liverpool nie był wystarczająco przekonujący w tej sferze w ostatnich latach. Czeki podpisywane przez właścicieli klubu nie były tak wysokie, jak te wystawiane przez szefów dwóch angielskich klubów, które jako mają lepsze osiągnięcia od The Reds od momentu objęcia posady przez Rafę Beniteza w 2004 roku. Dwoma najwyższymi transferami w historii Liverpoolu wciąż pozostają Emile Heskey wart wtedy 11 milionów funtów i Djibril Cisse za 14,2 miliona funtów – obaj pozyskani przez Gerarda Houllier.
Budżet jest prawdopodobnie jedynym obiektywnym czynnikiem, na podstawie którego można oceniać menadżerów w obecnych czasach; porównując dokonania trenerskie należy o tym pamiętać. Właśnie tak wiele zależy od finansowych możliwości.
Jednak można naciągać ten argument w dyskusjach, jak to słusznie zauważył John Northcroft w Daily Post z 27 maja. „Stwierdzenie, że Benitez wydał już 100 milionów funtów jest kreatywnym zmyślaniem jego krytyków,” Northcroft powiedział, dodając jeszcze: „od czerwca 2004 roku, gdy to Rafa przybył na Anfield, pozyskał on 29 piłkarzy. Sprzedał również 36, tym samym zmniejszając swoje wydatki do 44 milionów funtów.”
(Albo jednego Szewczenki i pół Shauna Wrighta-Philipsa, jeśli tak wolicie.)
Zdecydowałem się na napisanie tego felietonu częściowo z tego powodu, że Liverpool stawia się w tej samej kategorii, co dwa wydające multum pieniędzy angielskie kluby. Dlaczego inni menadżerowie są szanowani za to, co osiągnęli, dysponując mniejszym budżetem od swoich rywali, a w przypadku Beniteza już tak się nie dzieje? Steve Coppell został wybrany Menadżerem Roku za swoje osiągnięcia – czyli ósme miejsce w Premiership – z bardzo niskim budżetem. Finansowe możliwości Coppella zostały wzięte pod uwagę, gdy zdecydowany się przyznać mu największe indywidualne wyróżnienie dla menadżera w Anglii. Choć wciąż zajęli niższe miejsce niż Bolton.
Jeśli Coppell wydał znacznie mniej niż Benitez, to Benitez wydał znacznie mniej niż Mourinho i Ferguson.
Pieniądze nie decydują o wszystkim i nigdy nie będą o wszystkim decydować – czas i talent jest w stanie z nimi wygrać – jednak czołowa dwójka klubów w ostatnich latach wydała tak zawrotne sumy, że bez środków finansowych, można jedynie próbować z nimi walczyć.
Prawdopodobnie limity jakie są nakładane na klub w przypadku ‘normalnych’ finansów ograniczają się do siły kadry i braku tych kilku dodatkowych piłkarzy, którzy mogą pokazać wielką klasę połączoną z regularnością na przestrzeni dziewięciu miesięcy? Niewielka różnica, jednak wystarczająca, żeby zmienić bieg kilku spotkań i co za tym idzie zdobyć na swojej drodze o kilka punktów więcej.
Biorąc to pod uwagę, prawdopodobnie rozgrywki pucharowe stają się najbardziej realistycznymi do odniesienia sukcesu, czego dowodem jest udział The Reds w czterech Finałach w ciągu trzech lat – dwa wygrane i dwa przegrane.
Arsenal, który wydaje znacznie bardziej zbliżone kwoty do Liverpoolu, niż Manchester United i Chelsea, przestał być zespołem z czołowej dwójki, jak to miało miejsce osiem razy z rzędu w latach 1997/98 i 2004/05 – trzy Mistrzostwa Anglii i pięć drugich miejsc – i stał się czwartą drużyną Premiership w roku 2006 i 2007. I w obu tych latach doszli do finałów: w 2006 do Finału Pucharu Europy, a w 2007 do Finału Carling Cup.
Wenger jest bez wątpienia ekspertem i bardzo dobrze wie, co potrzeba, żeby odnieść sukces w tym kraju – w końcu sięgnął po cztery FA Cup oprócz tych trzech Mistrzostw Anglii – jednak w ostatnich dwóch lat jego dokonania są gorsze od tych Beniteza, a obaj trenerzy prowadzą proces przebudowy zespołu.
Liverpool w obu tych sezonach zajął wyższe miejsca od Arsenalu i jeszcze wygrał FA Cup, podczas gdy Wenger został z pustymi rękoma. Interesujące jest także to, że w angielskie zespoły, które w ciągu trzech ostatnich lat reprezentowały kraj w Finale Pucharu Europy, są tymi drużyna stworzonymi za mniejsze pieniądze, spoza czołowej dwójki. Wenger nie dysponuje taką mocą finansową jak pierwsze dwa zespoły z tegorocznej tabeli ligowej, więc wybrał drogę ‘czasu’ i tworzy zespół, który razem grając będzie dorastał z każdym minionym rokiem. Benitez, którego główna kadra jest jeszcze młodsza od tej Kanonierów, nie ma innego wyboru i podążą tą samą ścieżką.
Liverpool wciąż jest jedną z najbardziej znanych i szanowanych marek w światowym futbolu, jednak nie można wymagać od klubu, żeby osiągał tyle samo, co znacznie zamożniejsi rywale, tylko i wyłącznie na podstawie bogatej historii. Łatwo jest twierdzić, że Liverpool powinien walczyć o Mistrzostwo Anglii i wiem, że ja sądziłem, iż będzie to możliwe po sezonie 2005/06, jednak walczyliśmy na bardzo nierównych warunkach.
Nie mam żadnych wątpliwości, że pod względem talentu Benitez jest przynajmniej tak dobry, jak Wenger, Mourinho, czy Ferguson – trzech trenerów, którzy osiągnęli bardzo wiele.
Jednak o ile lepszy musiałby być od ostatniej dwójki, żeby ich wyprzedzić, wydając znacznie mniejsze sumy pieniędzy? David Moores sprzedał klub Tomowi Hicksowi i Georgowi Gillettowi właśnie z powodu finansowych wymagań, które w ostatnich latach urosły do niewyobrażalnych rozmiarów.
Dziesięć lat temu Liverpool mógł rywalizować na samym szczycie całej tej transferowej ruletki i przecież jeszcze w 1995 roku ustanowił rekord transferowy w Wielkiej Brytanii, sprowadzając Stana Collymore’a za 8,5 milionów funtów z Nottingham Forest. 11 milionów funtów, które The Reds zapłacili za Emile’a Heskey’a, Leicester w 2000 roku to było zaledwie cztery miliony mniej od ówczesnego rekordu, który należał do Newcastle i sprowadzonego z Blackburn, Alana Shearera. Jednak gdy Liverpool wydał obecną rekordową sumę w wysokości 14,2 milionów funtów za Djibrila Cisse w 2004 roku, to było to już o połowę mniej niż Manchester United zapłacił za Rio Ferdinanda w 2002 roku.
W ciągu czterech ostatnich lat w angielskim futbolu zaszły jeszcze bardziej dramatyczne zmiany. I to wszystko za sprawą jednego człowieka.
Przed przybyciem Romana Abramowicza do Anglii, ‘normalny’ wielki klub, jak Arsenal mógł zdobyć Mistrzostwo Anglii ze swoim bardzo ostrożnym podejściem do sprzedawania i kupowania zawodników, jednak nawet oni z menadżerem, który trzykrotnie sięgał po tytuł na Wyspach, całkowicie wypadli ze stawki. W celu nawiązania rywalizacji przenieśli się na nowy 60-tysięczny obiekt, co zapewni im dochody w dalszej perspektywie. Jednak w ten sposób bardziej utrzymają tempo z czołówką, a nie będą je nadawać. No i żaden klub nie jest w stanie wygenerować takich pieniądze, jakimi dysponuje Abramowicz na swoim koncie bankowym.
Wszyscy wiemy, że pieniądze stanowią różnicę. Ale jak dużą? W celu przeanalizowania korelacji pomiędzy budżetem danego klubu i ilością punktów zdobytych w Premiership, policzyłem średni koszt jednego zawodnika w sześciu czołowych klubach ligi.
Wziąłem pod uwagę moim zdaniem 20 głównych zawodników danej drużyny, na podstawie niedawno zakończonego sezonu; piłkarzy, którzy według mnie graliby najwięcej, gdyby wszyscy byli zdrowi.
(Ograniczyłem liczbę do 20, ponieważ dalej ciężko jest stwierdzić, którzy piłkarze odgrywają ważną rolę w danym klubie i obliczenia stają się jeszcze trudniejsze, gdy liczby zawodników w kadrach się różnią, ponieważ często numery są przydzielane młodym zawodnikom, którzy mogą nigdy nie wybiec na ligowe boiska w barwach tego właśnie klubu.)
‘Najlepsza’ 20 w Liverpoolu z sezonu 2006/07 kosztowała 86,5 milionów funtów i po przeliczeniu osiągamy wynik, że jeden zawodnik średnio kosztował 4,3 milionów.
Rozsądna kwota i wielu dobrych piłkarzy w angielskiej piłce było kupowanych, bądĽ sprzedawanych za niższe sumy. Jednak to samo w sobie nie sugeruje nam, że ten zespół powinien być Mistrzem Anglii. W końcu, gdybyś powiedział jakiemuś menadżerowi, żeby kupił 20 zawodników za 4 miliony funtów, to zdobycie Mistrzostwa Anglii graniczyłoby z cudem.
Porównajmy to z Manchesterem United, który przeciętnie wydawał 7,1 milionów funtów i widzimy, że średnia cena zawodnika jest prawie dwukrotnie wyższa od The Reds, a łącznie wszyscy gracze kosztowali 141,4 milionów. I pamiętajmy, że to właśnie United mają w swoich szeregach największą liczbę wychowanków. I na dodatek tego lata wydali już około 50 milionów na trzech kolejnych zawodników, co może spowodować, że średnia na sezon 2007/08 może wzrosnąć do 10 milionów funtów, jeśli pozbędą się trzech tanich, niepotrzebnych graczy.
Oczywiście, jeśli jeszcze tego się nie domyśliliście, Chelsea wydała zdecydowanie najwięcej – na 20 głównych zawodników wydała porażającą kwotę 249,5 milionów funtów.
Nic tak świetnie nie ukazuje wyzwania, jakiemu musi sprostać Rafa Benitez, niż średni koszt piłkarza Chelsea, który wynosi niewyobrażalne 12,5 milionów funtów. Zatem Benitez, którego rekordowy transfer to Xabi Alonso za 10,5 milionów, wydał za swojego najdroższego piłkarza o dwa miliony funtów, niż Chelsea przeciętnie płaciła za swoich zawodników.
Prawdopodobnie największą niespodzianką są zespoły, które zakończyły sezon na niższych miejscach niż Liverpool. A zwłaszcza wydatki Arsenalu.
Z powodu niskich cen młodych zawodników sprowadzanych przez Kanonierów, łatwo jest zapomnieć, że wydawali większe pieniądze na doświadczonych graczy. ¦rednia cena piłkarza z 20 kluczowych w ich zespole to 4,8 milionów funtów, o pół miliona więcej niż w Liverpoolu.
Oczywiście nie możemy zapominać, że Wenger przez wiele lat zarabiał duże pieniądze poprzez póĽniejszą sprzedaż zawodników za droższe sumy, niż ich sprowadził.
Jednak niezależnie od tego, jak menadżer zrównoważył zyski i wydatki, wszystko sprowadza się do obecnych piłkarzy – w końcu to oni walczą o Mistrzostwo Anglii – i do relacji pomiędzy kosztem składu i ilością zdobytych przez niego punktów.
Pod wieloma względami ilość wydanych pieniędzy przez menadżera ma znaczenie (i jak napisałem już wcześniej, u Beniteza jest ona relatywnie niska), jednak może ona powodować, że zapominamy o ocenie obecnego składu, który walczy o trofea. Nie zdobywa się tytułów dzięki sprzedanym piłkarzom do innych klubów; można po nie sięgnąć jedynie za pomocą tych obecnie grających w klubie.
Jednak pieniądze to nie wszystko w walce o Mistrzostwo Anglii. Czas też ma swoje duże znaczenie.
Jeśli żaden menadżer w tych niecierpliwych czasach nie może dostać tyle czasu, ile dostał Ferguson, żeby wszystko naprawić po kilku pierwszych szokujących sezonach, to wymaganie od Beniteza cudów jest niesprawiedliwe.
Oboje Ferguson i Benitez objęli zespoły, które ukończyły sezon na czwartym miejscu – Ferguson oczywiście uczynił to bardzo dawno temu, w 1986 roku. Na tamtym etapie swojej trenerskiej kariery na Old Trafford, kibice United wywiesili taki oto transparent: „Trzy lata pełne wymówek i wciąż jest fatalnie. Żegnaj Fergie.” Porównajmy to z pełnymi humoru i wsparcia flagami z Aten i świetnie widzimy, o ile lepiej poradził sobie Hiszpan w ciągu tych pierwszych 36 miesięcy.
W 1989 roku, Alex Ferguson wciąż nie miał na swoim koncie żadnego trofeum na Old Trafford i zamiast poprawić sytuację, jeszcze bardziej ją pogorszył, zajmując ze swoim zespołem 11 miejsce w tabeli. Tamtego lata United wydali ogromne pieniądze na Paula Ince’a, Neila Webba i ustanowili nowy rekord transferowy na Wyspach, sprowadzając Gary’ego Pallistera i zamiast wspaniałego odrodzenia, ujrzeliśmy jeszcze większy spadek na 14 pozycję w 1990 roku.
Oczywiście Ferguson, jako Szkot nie był oskarżany o to, że ‘nie rozumie brytyjskiego futbolu.’ Ostatecznie te wielkie transfery doprowadziły United do Mistrzostwa Anglii, ale dopiero cztery lata póĽniej w roku 1993. Mogę podać jeszcze wiele innych przykładów na to, że nie można skreślać żadnego piłkarza zaledwie po roku gry w danym klubie.
Zatem duży budżet na transfery jest potrzebny, jednak niezwykłą przewagą jest obejmowanie posady menadżera przez tak długi czas, który pozwala na pozbycie się setek za słabych młodych zawodników z akademii i tuzinów nieudanych transferów i jednoczesne pozostawienie wspaniałych młodzików, którzy zdarzają się bardzo rzadko i transferowych strzałów w dziesiątkę.
Jak można oczekiwać od Beniteza, żeby natychmiast wyprzedził człowieka, który od 21 lat kształtuje klub od podstaw, i którego skład kosztował znacznie więcej od tego skompletowanego przez The Reds? Albo natychmiast wyprzedzić Chelsea, której menadżer Jose Mourinho nieprzeciętnie zdobył dwa Mistrzostwa Anglii w ciągu dwóch lat pracy na Wyspach, wydając przy tym nieprzeciętnie wysokie pieniądze na transfery?
Ostatnim człowiekiem, który zdobył Mistrzostwo Anglii bez ogromnych pieniędzy i bez długiego czasu to Arsene Wenger w sezonie 1997/98, który był jego drugim na Wyspach. Jak dobrze widać miało to miejsce niemal dekadę temu i Francuz potrzebował kolejnych czterech lat, żeby powtórzyć swój wyczyn. I w międzyczasie tak wiele się zmieniło.
W sezonie 1997/98 jedynie Manchester United był prawdziwym rywalem do tytułu dla Kanonierów. Dla porównania Benitez musiał zmierzyć się z trzema potężnymi siłami w ciągu trzech lat: z United, Chelsea i Arsenalem – zespołami, które wszystkie prowadzone są przez najlepszych trenerów.
Jednak pomimo tych wszystkich wymienionych powyżej argumentów – na temat potrzeby pieniędzy i czasu – nieporozumienia zdarzają się często. I głównie w temacie wydatków Liverpoolu.
Ludzie zdecydowanie za szybko opierają swoje sądy na odczuciach, a nie na faktach. Wystarczy spojrzeć na wydatki innych zespołów i znacznie mniejsze oczekiwania, jakie im się stawia, żeby zobaczyć różnicę. Presja ciążąca na menadżerze Liverpoolu nie wynika z jego wydatków, ale z tego, co się wydarzyło w latach 1965-90. My chcemy tych wysokich oczekiwań, ale trzeba zawsze brać pod uwagę obecny piłkarski świat.
Dwie drużyny, które ukończyły sezon na niższych miejscach niż Liverpool, najlepiej podkreślają słuszność tych słów.
Spurs i Newcastle chcą być ‘wielkimi’ klubami i pod wieloma względami na pragnieniach się właśnie kończy. Oba te kluby mają wielu kibiców (lokalnie, jeśli nie na skalę światową) i mogą pochwalić się wielkimi osiągnięciami w swojej historii, choć miały one miejsce już dobrych kilkanaście lat temu. No i obie drużyny na przestrzeni ostatnich lat wydały całkiem spore sumy pieniędzy.
Zatem dlaczego nie oczekuje się od nich wygrywania Mistrzostwa Anglii? A jeśli to jednak za dużo, jak na ich możliwości, to chociaż zaciętej walki o ten tytuł? Czy to jedynie kwestia historii, gdzie nie można ich zupełnie porównywać do Liverpoolu? Newcastle wydaje dużo pieniędzy, ale niemal wszyscy naturalnie akceptują fakt, że ich nadzieje na jakiekolwiek trofeum chylą się ku końcowi jeszcze zanim pożegnamy sierpień.
Wspominam o Spurs i o Newcastle – którzy nie są uważani za kluby z wielkiej czwórki – ponieważ średni koszt piłkarza z ich składu to odpowiednio 4 i 3,8 milionów funtów. Albo innymi słowy, zaledwie o kilkaset tysięcy funtów mniej od Liverpoolu. Teraz spójrzmy na ligową tabelę i sukcesy w pucharach z ostatnich trzech lat.
Pamiętając o cenie wszystkich tych składów, pomyślałem, że dobrym pomysłem byłoby stworzenie takiej tabeli, w której pod uwagę wziąłbym średni koszt piłkarza i policzyłbym, który klub zyskał najwięcej ze swoich wydatków, funt po funcie.
Ta tabela przedstawia ilość zdobytych punktów przez każdy z ‘wielkich klubów’ za każdy wydany milion na swoich głównych 20 zawodników.
Liverpool..................... 0,78
Spurs............................ 0,75
Arsenal......................... 0,71
Man United.................. 0, 63
Newcastle..................... 0,56
Chelsea......................... 0,33
Oczywiście to tylko wskazówka, ale mimo to interesujący jest fakt, że Liverpool zajął pierwsze miejsce w tym zestawieniu i był najbliższy uzyskaniu jednego punktu za każdy wydany milion. I to uzyskane w sezonie, który w przeciwieństwie do tego 2005/06, nie był najlepszy dla The Reds w lidze. (w sezonie 2005/06 Liverpool miałby jeszcze większą przewagę w tej tabeli.)
Zatem Liverpool nie tylko uzyskał najlepszy efekt z wydanych pieniędzy (spośród klubów czołówki Premiership) pod względem uzyskanych punktów za wydany milion funtów w Premiership, ale jednocześnie awansował do Finału Pucharu Europy. (i trzy kluby, z którymi zmierzył się Liverpool w finałowych rundach – Barcelona, Chelsea i AC Milan – wszystkie kosztowały znacznie więcej pieniędzy.)
Liverpool zdobył ponad dwa razy więcej punktów za każdy wydany milion niż Chelsea. Oczywiście to nie oznacza, że gdyby Liverpool wydał dwa razy więcej pieniędzy, to zdobyłby dwa razy więcej punktów; zacznijmy od tego, że jest to z logicznego punktu widzenia niemożliwe, ponieważ w Premiership można maksymalnie zdobyć 114 punktów, a 68 razy dwa daje nam 136.
Im wyżej jesteś w tabeli, tym więcej musisz zapłacić za każde dodatkowe kilka punktów. No i oczywiście samo wydawanie pieniędzy niczego nie gwarantuje: można odnieść wrażenie, że Newcastle nawet gdyby wydało 500 milionów funtów w ostatnich latach, to nie odniosłoby takich sukcesów, jak Chelsea. Jednak to wszystko pokazuje różnicę pomiędzy czołową dwójką, a Liverpoolem i Arsenalem.
Zatem pod wieloma względami, Benitez po lecie przebudowy, powinien wyczekiwać kolejnego sezonu z poczuciem, że miał już całkiem sporo czasu i całkiem sporo pieniędzy.
Jednak nigdy nie będzie miał najwięcej czasu (21 lat Fergusona i 11 Wengera), ani najwięcej pieniędzy. W końcu nie ma takiej możliwości, żeby Gillett i Hicks podwoili, albo tym bardziej potroili średni koszt zawodnika Liverpoolu w ciągu, albo trzech lat, żeby zrównać się poziomem z Chelsea. (a przecież Chelsea jeszcze nie wydała wielkich pieniędzy w obecnym oknie transferowym, a na pewno to uczyni.)
Manchester United wyprzedzając Chelsea, udowodnił, że nie trzeba dysponować najdroższym składem, żeby zostać Mistrzem Anglii, ale oni musieli pokonać tylko jeden klub, który wydał więcej pieniędzy od nich; Benitez musi to zrobić z dwoma. I Ferguson, który też wydaje dużo pieniędzy, nie musiał wyprzedzić człowieka, który miał bardzo dużo czasu na doprowadzeniu do perfekcji swojej pracy w klubie. Dodajmy do tego jeszcze, że żaden z klubów wielkiej czwórki nie ma menadżera, który pracowałoby krócej od Beniteza.
Innymi słowy Benitez zajmuje czwarte miejsce pod względem wydanych pieniędzy, a także pod względem czasu spędzonego w swoim klubie. To na pewno nie ułatwia osiągnięcia pierwszego miejsca w ligowej tabeli.
Optymizm może wynikać z tego, że dokonania Rafy na rynku transferowym były przeważnie świetne – przynajmniej, kiedy przychodzi do wydawania większych kwot niż kilkumilionowych na półśrodki.
Gdy Benitez wydawał od 5 do 10 milionów funtów na zawodnika, to generalnie sprowadzał samych zwycięzców: nikt nie możemy mieć wątpliwości, co do umiejętności Alonso, Aggera, Reiny, Luisa Garcii, Croucha, Sissoko, Bellamy’ego, czy Kuyta.
Nie wszyscy z nich oczywiście są idealni (nawet piłkarze warci 30 milionów funtów niekoniecznie tacy są) i nie wszyscy do końca swoich karier będą grać na Anfield – choć każdy przybył do klubu, mając przed sobą jeszcze bardzo dużo czasu na grę w piłkę i większość już teraz podniosła swoją wartość. No i pamiętajmy jeszcze o dochodach wygenerowanych przez transfery Beniteza dzięki dwóm Finałom Pucharu Europy.
Większość poważnych transferów Beniteza oferuje wyjątkowe umiejętności w jakiejś formie i większość ma dwadzieścia-kilka lat, bądĽ mniej. Do dnia dzisiejszego jedynie Morientes, który kosztował właśnie taką mniej więcej kwotę, był nietrafionym transferem.
Zatem Benitez walczy z czasem i pieniędzmi. I dalej będzie to robił, choć im dłużej będzie pracował na Anfield i im więcej wyda pieniędzy, tym łatwiejsze będzie to zadanie. Pozyskując nowych piłkarzy wciąż będzie musiał się starać zyskiwać jak najwięcej punktów za wydany milion funtów. I jeśli to mu się uda – po poważnych inwestycjach w zespół – będzie miał wielką szansę na odniesienie znaczących sukcesów.
I pamiętając o tym wszystkim, o czym napisałem, Mistrzostwo Anglii będzie jednym z największych możliwych do wyobrażenia osiągnięć.
Jego dokonania w Valencii i Liverpoolu z całkiem niewielkim budżetem były wspaniałe, więc nie da się oprzeć wrażeniu, że za kilka lat i z odpowiednimi środkami do pozyskania odpowiednich piłkarzy, Rafa zakończy nasze długie oczekiwania na 19 Mistrzostwo Anglii w historii klubu.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 04.06.2007 (zmod. 02.07.2020)