Deja vu, ponieważ Benitez nie owija w bawełnę
Artykuł z cyklu Artykuły
Latem 2004 roku Steven Gerrard udzielił wywiadu, w którym powiedział, dlaczego nadszedł czas na koniec reżimu Gerarda Houllier.
Przez większą część wcześniejszych 18 miesięcy Kapitan The Reds był na skraju wytrzymałości psychicznej, zaniepokojony brakiem postępów w klubie i po zapewnieniu przez Liverpool udziału w Eliminacjach Ligi Mistrzów powiedział, że tak dłużej być nie może.
„Najbliższe tygodnie będą najważniejsze biorąc pod uwagę tę najnowszą historię klubu,” powiedział Steven. „Będę bardzo uważnie śledził wszelkie wydarzenia.”
Wtedy Liverpool ledwo wyprzedził Newcastle w walce o czwarte miejsce w lidze zapewniające udział w Eliminacjach Ligi Mistrzów i Houllier uważał to za duże osiągnięcie, jednak Gerrard był bardzo mocno zmartwiony faktem, że taki rutynowy wyczyn był uznawany za sukces.
W wypowiedzi Stevena widać było wyraĽny podtekst i choć wtedy powstrzymał się od zażądania zmiany trenera, to jednak takowa była konieczna w przypadku jakiekolwiek rewolucji.
Gdyby wtedy Liverpool nie zadziała, to bez wątpienia nie udałoby się im wyjść zwycięsko, gdy Chelsea po raz drugi próbowała pozyskać Gerrarda w ciągu trzyletniej sagi z udziałem naszego Kapitana w latach 2003-05.
Teraz po wypowiedziach Rafy Beniteza po prostu automatycznie nasuwają się porównania z ówczesnymi słowami i głodem sukcesów Gerrarda. W czwartek rano szkoleniowiec The Reds praktycznie powtórzył słowa Anglika sprzed trzech lat.
„Klub musi działać natychmiast... kolejne tygodnie będą kluczowe... jeśli nie będziemy robić więcej, to nie będziemy mogli walczyć o Mistrzostwo... itd...”
Są tacy, którzy twierdzą, że należy podważyć całą strukturę klubu, czym prowadzą do całkowicie ekstremalnej dyskusji, jednak tragiczna organizacja wyprawy do Aten na pewno nie zadziałała kojąco na takie osoby, nawet jeśli największą winę za taki bieg wydarzeń ponosi UEFA.
W rannych godzinach czwartkowego dnia, Benitez zastanawiając, co powiedzieć na konferencji prasowej, był zmuszony do błąkania się ulicami nieopodal hotelu, ponieważ nie było dla niego żadnego wolnego pokoju.
Baza i obiekty sportowe, z których korzystał zespół były opisywane przez sztab szkoleniowy i piłkarzy jako tragiczne. Gdy przedstawiciele Liverpoolu spędzili w Atenach kilka dni po udanie zakończonym Półfinale Pucharu Europy, obiecano im luksusowe pokoje, jednak gdy drużyna zjawiła się w stolicy Grecji okazało się, że te apartamenty są zajęte.
AC Milan miał identyczne problemy.
UEFA świadomie wybrała miasto z zaledwie jednym lotniskiem i w tym to mieście tego samego tygodnia odbywał się wielki, światowy zjazd farmaceutów, co spowodowało blokadę praktycznie wszystkich hoteli. W tym przypadku UEFA zdecydowanie się nie popisała.
Wielu piłkarzy musiało opuścić swoje pokoje tuż po przyjeĽdzie, a Benitez ostatecznie całkiem oddał swój pokój.
„Jeśli tutaj nie wygramy, to w klubie zapanuje gorąca atmosfera,” ktoś z bliskiego otoczenia menadżera ostrzegł we wtorek wieczorem, wyraĽnie dając do zrozumienia, że Benitez uważał, iż UEFA jest częściowo, ale nie całkowicie odpowiedzialna za te problemy.
W pomeczowych wypowiedziach Beniteza wyraĽna jest konieczność rewolucji, o czym wspominałem w felietonie sprzed tygodnia.
¦rodowy wieczór był dla Liverpoolu swoistym zimnym prysznicem w europejskich rozgrywkach. Zamiast wspaniałej eskalacji pewnego okresu w klubie, ujrzeliśmy koniec tej ery.
Od lekceważącego podejścia ze strony UEFA, przez straszny widok części fanów próbujących przedrzeć się przez barierki, po nieodpowiednie przygotowanie wszystkiego ze strony UEFA i klubu, co było bardzo zawstydzające.
Większość trzeĽwo myślących kibiców Liverpoolu musiała czuć się jeszcze bardziej załamana po tak przykrych doświadczeniach. Znam wielu, którzy się zastanawiają, dlaczego tak się angażują. Sama idea Finału Pucharu Europy czasem jest bardziej ekscytujące niż przeżycie i doświadczenie takowego.
George Gillett i Tom Hicks przez sześć miesięcy mówią o swoim nadzwyczajnym zakupie, jednak nic bardziej nie eksponuje problemów, niż porażka w pucharowym finale. Teraz to oni muszą wykorzystać swoje fundusze, żeby Liverpool zarówno na boisko, jak i poza nim funkcjonował tak, jak przystało na klub o takiej renomie.
Uwaga zaczyna się skupiać na nich i ich zadaniem jest teraz spowodowanie, by powróciła ona na Rafę Beniteza. Tak też się stanie, jeśli zainwestują w drużynę i zajmą się innymi strukturami w klubie, które potrzebują dofinansowania.
Jeśli tak postąpią, to Benitez będzie musiał udowodnić swoje umiejętności na rynku transferowym. Utrata głównego skauta Franka McParlanda na rzecz Boltonu to duży problem, zwłaszcza, że nie znamy jeszcze oceny dotychczasowych dokonań Eduardo Macii.
Rafa musi pozyskać najlepszych piłkarzy, jeśli będzie miał udostępnione fundusze i musi pamiętać, że jego współpraca z tymi samymi włoskimi agentami będzie poddana bardzo szczegółowej obserwacji, jeśli zawodnicy nie okażą się wystarczający dobrzy.
Odejście Paco Herrery ubiegłego lata było porównany do straty Patrice’a Berguesa w 2001 roku, co wtedy miało destabilizujący wpływ na zespół. Niestety na chwilę obecną to porównanie jest jak najbardziej na miejscu.
Powiedzmy sobie szczerze, Liverpool przystępuje do kolejnego sezonu jako klub podzielony – utalentowany osoby ze sztabu szkoleniowego odchodzą i wiele kluczowych postaci nie ma ze sobą najlepszych relacji.
Jeśli lato 2004 roku było uznawane za jedne z najważniejszych w najnowszej historii klubu, to istnieje taka możliwość, że będzie ono wyglądało niczym piknik w porównaniu do tegorocznego.
Chris Bascombe
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 26.05.2007 (zmod. 02.07.2020)