Koniec z męczącymi porównaniami
Artykuł z cyklu Artykuły
Ostatnio zauważyłem wzrastającą skłonność do porównań Rafy z Gerardem Houllier.
To mnie martwi, ponieważ Houllier ostatecznie, mimo bardzo dobrej pracy wykonanej na początku swojego panowania na Anfield i trofeów zdobytych w środku pobytu w Anglii, nie sięgnął po te puchary, które mają największe znaczenie. Tym samym, jeśli ludzie wyciągają chore i bezpodstawne wnioski, poczucie powtórzenia wydarzeń z przeszłości jest łatwe do wywołania.
Z wielu powodów nienawidzę tych utartych porównań. Po pierwsze, ja w ogóle zastanawiam się, czy osoby stosujące te porównania śledzą rozgrywki na poważnie. Według mnie równie dobrze można stwierdzić, że Oasis i Beatlesi są identyczni, ponieważ pochodzą z północno-zachodniej Anglii i grają na gitarach. Jedynie, gdy porównany te dwa zespoły do czegoś kompletnie innego – jak na przykład Dolly Parton – to wydają się być one podobne.
Obecny styl gry bardzo różni się od tego prezentowanego za czasów Houllier, poza tym, że równie dużą uwagę przywiązuje się do poczynań obronnych. Jednak nawet sposób bronienia w wykonaniu The Reds jest zupełnie inny.
Cały blok defensywny gra zdecydowanie wyżej, co pozwala na lepsze utrzymywanie się przy piłce ze względu na bliskość poszczególnych formacji. Taktyka i ustawienie są bardziej zróżnicowane, istnieje możliwość wykorzystywania skrzydłowych na obu flankach – choć ten element gry nie rozwinął się jeszcze tak jak oczekiwano, ponieważ Pennant i Gonzalez wciąż się aklimatyzują, a Kewell jest kontuzjowany.
Odrabianie strat jest bardzo trudnym zadaniem w każdym meczu i za kadencji poprzedniego trenera zawsze stanowiło ogromny problem. Pod wodzą Benitez udało nam się odwrócić losy bardzo ważnych, kluczowych wręcz spotkań jak starcie z Olimpiakosem, Finały Puchary Europy i FA Cup, a ostatnio mecz z Barceloną na Nou Camp.
Po 2002 roku kibice zaczęli powoli tracić cierpliwość do Houlliera, ponieważ The Reds regularnie zawodzili w lidze – ogromną trudnością był sam awans do Ligi Mistrzów – a oprócz tego wcześnie odpadali z rozgrywek Pucharu UEFA. Teraz nic takiego o obecnym zespole nie można powiedzieć.
Największym przesądem jest stwierdzenie, że Benitez nie potrafi sobie poradzić z angielskim futbolem. Finał Pucharu Ligi w 2005 roku, zwycięstwo w FA Cup w roku 2006, a mimo to w gazetach (w ostatnich tygodniu choćby w Daily Express) pojawią się opinie, że Rafa traktuje te rozgrywki po macoszemu. Mnie jednak najbardziej denerwuje kompletna ignorancja ligowych dokonań The Reds w poprzednim sezonie.
Jeśli Rafa naprawdę nie rozumie angielskiego futbolu, to jakim cudem doprowadził klub do uzyskania największej ilości punktów od prawie 20 lat?
Jednak to nie wszystko. Co ważniejsze, Liverpool średnio wygrywał dwa spotkania z trzech rozegranych; tego nie osiągnęło nawet 17 zespołów z tych 18, które sięgnęły po Mistrzostwo Anglii w historii The Reds. (Tak wysoki procent zwycięskich spotkań bez wątpienia neguje stwierdzenia, że Benitez jest zachowawczym szkoleniowcem. W końcu, The Reds nie remisują zbyt wielu spotkań.)
Arsene Wenger potrzebował ośmiu lat na przekroczenie bariery 80 punktów. Alex Ferguson aż ośmiu (liczone było 38 spotkań z każdego sezonu). Futbol oczywiście przez ten czas się zmienił, jednak te fakty chyba pozostają znaczącymi wyznacznikami? Benitez, który „nie rozumie angielskiego futbolu” dokonał tego już w swoim drugim sezonie.
Oczywiście same w sobie 82 punkty nie gwarantują żadnych trofeów, jednak bez wątpienia trzeba ‘rozumieć’ ligowe rozgrywki, żeby osiągnąć taki poziom, niezależnie od tego, czy ostatecznie zdobywasz Mistrzostwo Anglii, czy też nie. Osoby zaprzeczające takiej argumentacji zachowują się tak, jakby mówiły, że sprinter biegnący na dystansie 100 metrów, który przekroczył barierę 10 sekund, jednak zajął zaledwie trzecie miejsce na Olimpiadzie, nie wie, jak robić, żeby szybko biegać.
No i dodajmy do tego wyniki osiągnięte w ubiegłorocznych rozgrywkach FA Cup, w których to musieliśmy zmierzyć się z pięcioma zespołami z Premiership (wliczając w to dwie czołowe drużyny) i tym samym otrzymamy jeszcze lepszy procent zwycięstw w spotkaniach z klubami z Premiership w sezonie 2005/06. Obecny sezon nie był zbytnio udany w rozgrywkach ligowych, jednak na tej podstawie nie można stwierdzić, że Benitez nie potrafi sobie radzić w tych rozgrywkach.
W czasie dwóch pierwszych sezonów Beniteza na Anfield, połączenie Mourinho/Abramowicz – wyjątkowe bogactwo i ogromna pewność tworzące kompletną jedność – było po prostu niemożliwe do pokonania, a Houllier nie musiał pokonywać takiej przeszkody.
Chelsea z pieniędzmi, pewnością siebie i Mourinho była niepokonanym przeciwnikiem do tego sezonu; nawet Paisley i Fagan nie musieli radzić sobie z taką sytuacją. Wenger i Ferguson, którzy podzielili między siebie poprzednie dziewięć Mistrzostw Anglii, zupełnie nie potrafili się odnaleĽć w latach 2004 – 2006, byli najwyraĽniej zszokowani, więc realistycznie patrząc, jakie szanse miał Benitez?
Rafa dysponował bardzo dobrym finansowym wsparciem ze strony Davida Mooresa i ówczesnego zarządu, jednak nie można nawet porównywać tego to pieniędzy wydanych przez Chelsea. Benitez miał zdecydowanie bardziej zbliżony budżet do tego, jakimi dysponowali Ferguson i Wenger po 2004 roku.
Jednak w ostatnich trzech latach nie musiał wydawać ogromnych pieniędzy – ponieważ wydał fortunę w kilku poprzednich sezonach i dopiero teraz zbiera z tego plony. Rio Ferdinand, Cristiano Ronaldo i Luis Saha przybyli na Old Trafford, jeszcze przed przybyciem Beniteza na Wyspy. Wayne Rooney przeszedł do Manchesteru w 2004 roku. Tymczasem Giggs, Scholes i Neville już występowali pod wodzą Fergusona od dekady, więc na nich nie trzeba było wydawać żadnych funduszy.
Podobnie wygląda sytuacja z Wengerem, który przed przybyciem Beniteza sprowadził do swojego klubu takich zawodników jak Henry, Toure, Fabregas, Ljungberg, czy Clichy. Zatem wiele pracy Francuz wykonał za pomocą książeczki czekowej, albo dobrego systemu skautów jeszcze przed 2004 rokiem. Tak, on teraz przebudowuje swój zespół, jednak podstawy powstały dawno, dawno temu.
Podsumowując te różnice, Chelsea wydała mniej więcej 500 milionów funtów, podczas gdy Wenger i Ferguson (który także kupił kilku piłkarzy za 12-30 milionów funtów) pracowali w swoich klubach odpowiednio od 11 i 21 lat. Zatem nie była to zupełnie wyrównana walka.
Nawet jeśli nowi właściciele wyłożą porządne sumy pieniężne na nowe transfery, to rywalizacja nie będzie w pełni wyrównana – nie dorównamy Chelsea pod względem wydatków i nic nie zmieni faktu, że Benitez kształtuje ten klub znacznie krócej niż dwójka z trzech najgroĽniejszych rywali do Mistrzostwa Anglii – jednak na pewno te pieniądze pomogą Hiszpanowi i zwiększą szansę na sprowadzenie najbardziej pożądanych przez niego zawodników. Biorąc pod uwagę jego niepodważalny talent, osiągnięcia, Benitez zasługuje na pełnie wsparcie.
Drugi z rzędu awans do Finału Młodzieżowego FA Cup sugeruje, że ulepszenie Akademii, które miało miejsce w 1999 roku w końcu przynosi spodziewane rezultaty: chłopcy kończący ją, w końcu mają pełne wykształcenie. Jednak prawdą jest też fakt, że młodzi piłkarze odnalezienie przez Beniteza i jego skautów odegrali tutaj kluczową rolę. Paul Anderson, Miki Roque, Jack Hobbs, Godwin Antwi i Astrit Ajdarevic pokazali się z jak najlepszej strony w poprzednim, albo obecnym sezonie.
Zatem mimo kilku niepowodzeń w obecnym sezonie, nie potrafię przestać myśleć, że klub podąża w jak najbardziej słusznym kierunku.
Tak samo, jak wiedzieliśmy po 2005 roku, że Benitez może nas doprowadzić do ostatecznego sukcesu w Europie – co dodaje nam wiary w obecnych rozgrywkach – tak wiemy z ostatniego sezonu, że jego metody mogą zapewnić bardzo dużo procent zwycięstw z przeciwnikami reprezentującymi Premiership. Z jego doświadczenia w Hiszpanii wiemy, że potrafi mobilizować zespół, pod względem psychologicznym, gdy ten walczy w wyrównanej walce o Mistrzostwo Anglii. On posiada ogromne doświadczenie uzyskane z gry na najwyższym poziomie, jednak to nie gwarantuje sukcesu.
Nawet najwspanialsze drużyny Liverpoolu przeżywały gorsze sezony w lidze. Kluczem jest to, żeby nie mieć dwóch słabych sezonów z rzędu; albo, jak to miało miejsce w latach 1981 i 2005 na ‘pocieszenie’ sięgnąć po Puchar Europy. W obecnym sezonie trzeba wykonać jeszcze wiele pracy, żeby ten cel osiągnąć, jednak jak najbardziej mamy na to szanse.
Niektórzy kibice nie będą zadowoleni dopóki nie sięgniemy po Mistrzostwo Anglii, jednak majowa udana wycieczka do Aten może wprowadzić w stan upojenia nawet tych najtrudniejszych do zadowolenia kibiców. Do następnego sezonu, przynajmniej.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 28.03.2007 (zmod. 02.07.2020)