Najsłodsze zwycięstwo w porażce
Artykuł z cyklu Artykuły
Gdy trwała druga połowa i utrzymywał się wynik 0-0, a do tego czasu serce nie zadrżało nam zbyt wiele razy, to nie czułem wielkiej potrzeby napisania artykułu na temat tego spotkania. Wydawało się, że nie można powiedzieć wiele więcej, niż zostało to powiedziane po pierwszym starciu.
Jednak gdy The Reds stracili gola i zrobiło się 0-1 to możliwość naszego odpadnięcia stała się jak najbardziej prawdopodobna: graliśmy z Barceloną i ostateczne rozstrzygnięcie meczu wisiało na najsłabszym z włosków. Nagle zacząłem ciężko oddychać, obgryzać paznokcie i próbowałem dowiedzieć się, dlaczego każda sekunda w sobie tylko znany sposób wydawała się być długą minutą. Wyrywałem sobie włosy z głowy, a jest to spore osiągnięcie dla człowieka, który ich tam nie ma.
Zacznijmy od tego, że każdy mecz, w którym grasz z tak wielką drużyną jak Barcelona - i jesteś faworytem tego starcia - to jest to potencjalna sytuacja do potknięcia. W pewnym sensie na Katalończykach nie spoczywała wielka presja, ponieważ dla nich sprawy nie mogły już wyglądać gorzej. I przynajmniej chcieli choćby częściowo odzyskać swoją dumę.
Chyba nie ma gorszych spotkań dla układu nerwowego niż te, w których masz minimalne prowadzenie z pierwszego spotkania i grasz z zespołem, który jest w stanie wyrządzić ci krzywdę. W 2001 roku przeciwko Romie po pierwszym, wspaniałym w naszym wykonaniu spotkaniu prowadziliśmy 2-0, a w rewanżu The Reds wypadli bardzo blado i mieli szczęście, że udało im się awansować do kolejnej rundy, zwłaszcza, że sędzia podyktował pierwszy rzut karny-rożny w historii sportu.
Jeśli mówimy o pojedynczym, normalnym spotkaniu i w takim meczu obejmie się prowadzenie w pierwszej połowie, to momentalnie czujesz się znacznie pewniej, co znacząco wpływa na obraz gry, a także daje poczucie bezpieczeństwa i osłabia przeciwnika. I taki stan rzeczy może spokojnie utrzymać się w drugiej połowie. Jednak psychologia funkcjonuje zupełnie inaczej, gdy prowadzi się od dwóch tygodni.
W takim wypadku miałeś czas na rozważenie wszelkich możliwości. To ty możesz stracić bardzo wiele, a taka pozycja w sporcie jest bardzo trudna. Oczywiście każdy wolałby mieć taką przewagę, jednak może ona prowadzić do niepewności. Nie ma gorszej porażki od takiej, gdy miałeś już zwycięstwo w kieszeni.
Jednak moje przedmeczowe obawy bardzo szybko okazały się bezpodstawne, ponieważ The Reds całkowicie kontrolowali wydarzenia na boisku w pierwszej połowie. Jedynym zmartwieniem było przeczucie, że 'to nie jest nasz wieczór' o czym ciągle przypominał dĽwięk uderzanej poprzeczki.
Cały obecny sezon jest pełny zmarnowanych okazji. Ten zespół pokazuje, że stać go na prawdziwą wielkość, co widzieliśmy dwukrotnie w odstępie trzech dni w meczach z Manchesterem United i Barceloną, gdy to Liverpool zdominował oba spotkania.
Jednak wysoką cenę zapłaciliśmy za nieumiejętność wykorzystania stworzonych sytuacji w obu spotkaniach; na szczęście w przypadku drugiego spotkania nie miało to żadnego znaczenia dzięki bardzo rzadkiemu wydarzeniu: bramce Johna Arne Riise prawą nogą. We wczorajszym meczu powrócił do używania lewej, a także głowy, jednak trzykrotnie zabrakło odrobiny szczęścia.
Zdobywanie bramek jest najtrudniejszą rzeczą w futbolu. Jednak stwarzanie przynajmniej dziesięciu dobrych okazji do zdobycia bramki na mecz - co The Reds czynią praktycznie przez cały sezon - też nie należy do najłatwiejszych. W meczu z Barceloną The Reds oddali 18 strzałów, z czego dziewięć celnych; zdecydowanie więcej od zespołu, który musiał zdobyć dwa gole.
Już od 18 miesięcy nasza defensywa prezentuje się znakomicie, za wyjątkiem słabszego początku w tym sezonie. Pomocnicy kontrolują środek pola, niezależnie od tego, czy Gerrard gra w środku, czy na prawym skrzydle. I The Reds potrafią przedrzeć się przez najlepsze defensywy, nie bez pomocy ciężkiej pracy i mądrego poruszania się napastników.
Jednak ilość zdobytych goli nie oddaje jakości naszych ataków i to jest problem. We wrześniu na Stamford Bridge powinniśmy zdobyć trzy bramki, tak samo w dwóch ostatnich spotkaniach. To bez wątpienia jest frustrujące.
Jednak ja wolę optymistycznie patrzeć w przyszłość widząc, że obecnie zespół wygląda coraz lepiej. Pod wodzą Gerarda Houllier, The Reds czasem osiągali korzystne rezultaty w meczach z wielkimi zespołami - trzykrotnie na Old Trafford, na Nou Camp, na Stadionie Olimpijskim w Rzymie i w Finale FA Cup z Arsenalem - jednak nie prezentowaliśmy wspaniałego futbolu. Nie można narzekać na żaden z tych wyników, jednak nigdy nic nie wskazywało na to, że stajemy się zabójczą maszyną, którą mieliśmy się stać.
W sobotni meczu miło było (w pewnym sensie) zobaczyć, jak Liverpool powoduje, że Manchester United wyglądał mocno przeciętnie, mimo że to spotkanie przegraliśmy. Dobrze też było widzieć ofensywne intencje zespołu w obu starciach Ligi Mistrzów z najbardziej utalentowanym zespołem świata, mimo że wynik pierwszego meczu nie zmuszał Rafy do tak pozytywnego nastawienia. Niektórzy menadżerowie mogliby chcieć bronić się przez pełne 90 minut.
Każdy, kto twierdzi, że Rafa Benitez jest defensywnym trenerem, powinien natychmiast otworzyć oczy. Tak, on jest pragmatyczny i tak, organizuje bardzo dobrą defensywę. Jednak nigdy nie czyni tego kosztem ofensywnych ambicji. Prowadzone przez niego zespoły zawsze chcą atakować, jednak nigdy nie robią tego w nieprzemyślany sposób. Rafa zawsze zaznacza, że chce wygrać każdy mecz.
Można wyczuć, że w tym zespole jest wiele dobrego, jednak w tym sezonie zazwyczaj byliśmy 'blisko, ale jeszcze nie u celu', ponieważ wyniki nie zawsze odzwierciedlały naszą grę i nie udało nam się rozpędzić, co jest konieczne w walce o Mistrzostwo Anglii. Jednak teraz wyeliminowaliśmy Barcelonę, jesteśmy w Ćwierćfinale Pucharu Europy i jednocześnie pięć spotkań dzieli nas od najwspanialszego trofeum w Europie.
Pomocnicy i napastnicy bardzo ciężko pracowali, walcząc o każdą kępę trawy, czym bardzo przypominali zespół Valencii z 2002 roku, jednak to obrońcy zasługują na szczególne pochwały za powstrzymanie zespołu, który potrafi przeprowadzać jedne z najefektowniejszych i najtrudniejszych do przewidzenia akcji.
W końcowych minutach pierwszej połowy Steve Finnan był świetny. Jamie Carragher w pełni zasłużenie zbierze najwięcej pochwał i był moim Zawodnikiem Meczu. Jednak ja chciałem zarezerwować wyjątkowe pochwały dla Daniela Aggera.
Sami Hyypia, który został zmuszony obejrzeć mecz z ławki rezerwowych przez Duńczyka, który coraz szybciej się rozwija, bez wątpienia byłby dumny z takiego występu. ¦rodkowy obrońca, a także bramkarz, potrzebuje najwięcej czasu, żeby dorosnąć. Agger na pewno nie gra, jak 22-letni zawodnik. A zasługuje na jeszcze większe brawa, jeśli weĽmiemy pod uwagę fakt, że przybył na Anfield dopiero rok temu, nie rozgrywając uprzednio nawet 30 spotkań w dorosłej piłce.
Jest coraz silniejszy fizycznie i jego wykorzystanie piłki jest wspaniałe. Dobrze gra w powietrzu, choć niesprawiedliwym wobec niego byłoby oczekiwanie, że w tym elemencie gry będzie dominował tak samo, jak Sami Hyypia. W czasie weekendu bardzo miło czytało mi się wywiad z Duńczykiem, w którym podkreślał swój głód sukcesów. On na pewno nie buja w obłokach.
Jego bardzo szybki rozwój pozwolił Benitezowi na wystawienie innego rodzaju obrońcy w sercu defensywy The Reds i wiele wskazuje na to, że Daniel zabierze miejsce w składzie potężnemu Finowi. A jeszcze wiele możemy się po nim spodziewać, ponieważ wraz z wiekiem i nabytym doświadczeni obrońcy są tylko coraz lepsi.
Więc mimo póĽnej rany, europejska odyseja The Reds wciąż trwa. W tych dwóch starciach bardzo zainteresowało mnie to, że mimo iż, Barcelona prezentuje najlepszą, kombinacyjną piłkę i ma najbardziej utalentowanych, ofensywnych piłkarzy, to Liverpool zawsze wyglądał na lepszy i bardziej zrównoważony zespół.
Od samego początku, gdy Benitez przybył na Anfield, mówiłem, że w jego zespołach kluczowe jest osiągnięcie równowagi i te dwa spotkania pokazały, że The Reds są coraz bliżej tego celu.
Jeśli uda mu się rozwiązać problem nieskuteczności bez naruszenia tej równowagi to będziemy mogli mieć ogromne powody do optymizmu.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 07.03.2007 (zmod. 02.07.2020)