TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1871

Zawrotne wysokości na Nou Camp

Artykuł z cyklu Artykuły


Trzeba pokonać długą drogę, żeby dostać się na sam szczyt Nou Camp. Ale dla 5 000 kibiców The Reds, którzy dotarli do tego miejsca, ta podróż była schodami do nieba.

Na takich wysokościach bardzo łatwo jest wpaść w stan upojenia. Jednak, gdy Riise zdobył gola dającego prowadzenie The Reds, kibice w szale radości nie musieli wysoko skakać, żeby poczuć się, jak w siódmym niebie.

Miałem to szczęście, że zaoferowano mi lot do Barcelony w dniu meczu. Nie mogłem nie wykorzystać takiej okazji, by pojechać na Nou Camp, nawet jeśli mój stan zdrowia nie pozwolił mi na podziwianie uroków całego miasta.

(Prawdopodobnie nie ma to żadnego znaczenia, ale wspomnę dla wszystkich, którzy lubią wszelkie przesądy i omeny, że za każdym razem, gdy byłem w Barcelonie, to w tym samym roku The Reds zostawali Mistrzami Europy).

Pociągi metra, którymi najłatwiej było dojechać do stadionu były tak przepełnione kibicami The Reds, że czułem się prawie tak samo, jak w autobusach jadących do Stadionu Ataturka. Mieszkańcy miasta tylko z uśmiechem na nas spoglądali. Jednak w drugiej połowie meczu z ich twarzy zniknęły już te uśmiechy.

Mój przyjaciel z Barcelony, z którym na chwilę się spotkałem, dzień po spotkaniu wysłał mi maila, w którym napisał, że całe miasto było pod wrażeniem fanów The Reds zarówno przed, jak i po spotkaniu. Kibice Liverpoolu byli bardzo chwaleni w prasie; regularnie nazywani najgłośniejszymi, najbardziej zaangażowanymi i najlepiej się zachowującymi fanami, którzy kiedykolwiek odwiedzili to miasto. Wielu Hiszpanów nie może doczekać się swojej podróży na Anfield (choć wątpię, że spodziewali się jechać do Liverpoolu po przegranym meczu 1-2).

To spotkanie było zupełnie inne niż zremisowany 0-0 mecz w kwietniu 2001 roku. Wtedy hiszpańskie gazety pisały o 'dniu, w którym zginął futbol'. Ja już jestem zmęczony tymi ciągłymi porównaniami Liverpoolu za czasów Houllier do obecnych The Reds prowadzonych przez Beniteza. Tak, Benitez jest trenerem, który potrafi zdziałać cuda w grze defensywnej, jednak w żadnym meczu nie czyni tego całkowicie poświęcając atakowanie bramki rywala.

Houllier wciąż jest za bardzo krytykowany przez kibiców, którzy nie pamiętają dobrych sezonów pod jego wodzą, jednak ja nie mam żadnych wątpliwości, że taktyka Francuza była znacznie bardziej ograniczona od tej prezentowanej przez obecnego menadżera The Reds. W 2001 roku Liverpool dosłownie nie wychodził poza własną połowę boiska, a pamiętajmy, że grał wtedy z gorszą Barceloną od tej obecnej.

W 2001 roku taktyka Houlliera "wszyscy się tylko bronią" przyniosła spodziewany rezultat, więc w tym wypadku nie możemy tego krytykować i wtedy uzyskane doświadczenie w europejskich rozgrywkach do dzisiaj ma dobry wpływ na cały zespół. Obecna drużyna Beniteza jest lepsza głównie z jednego powodu - nie opiera się zawsze na dwóch czteroosobowych blokach, jak to było za czasów Houlliera. W póĽniejszych latach pracy Francuza na Anfield było to bardzo dobrze widoczne. Także, jeśli w 2001 roku, stracilibyśmy bramkę na 0-1 to ciężko jest mi sobie wyobrazić osiągnięcie remisu, a co dopiero wygranie tego meczu.

W meczu z ubiegłego tygodnia, The Reds grali świetnie w defensywie, mimo że przez cały mecz nie brakowało nam piłkarzy atakujących bramkę gospodarzy i to jest właśnie ta główna i kluczowa różnica. Stworzyliśmy sobie sześć, albo siedem bardzo dobrych okazji bramkowych i to nie tylko po kontratakach. Wielka drużyna musi wypracować sobie idealną równowagę pomiędzy obroną, a atakiem i mimo, że futbol prezentowany przez The Reds nie był najbardziej efektowny, to ta równowaga tam była.

Ludzie mówili, że Barcelona zagrała słabo, jednak po 20 minutach gry obawiałem się pogromu, tak dobre były ich podania i poruszanie się po boisku. Widać było ich pewność siebie. Ja mogę zgodzić się ze stwierdzeniem, że mieli słabszy dzień, jeśli w całym meczu mieli problemy i nie pokazali swoich możliwości. Jednak Katalończycy grali przez pewien okres na miarę swoich możliwości i w takiej sytuacji należą się wielkie brawa dla zespołu, który ich powstrzymał, a następnie pokonał.

Oczywiście ja nie twierdzę, że pewność siebie Barcelony miała mocne podstawy, bo tak nie było. Jednak przypomnijmy sobie wyjazdowe dokonania Liverpoolu w tym sezonie, gdy przegrywali 0-1. The Reds musieli pokonać swoje własne demony i uczynili to w starciu z najlepszą piłkarską drużyną na tej planecie.

Pomógł nam też fakt, że Frank Rijkaard za wszelką cenę chciał odnieść zwycięstwo przed wyjazdem na Anfield i przeprowadzał bardzo ofensywne zmiany. Tym samym widzimy, że oni bardzo obawiają się meczu na naszym, słynnym obiekcie. Holender wiedział, że to będzie zupełnie inny mecz, niż ten z 2001 roku, gdy to Katalończycy w Liverpoolu wygrali 3-1. Atmosfera będzie znacznie bardziej elektryzująca.

Gdy wróciłem do domu to od razu obejrzałem sobie ten mecz jeszcze raz. Postanowiłem też rzucić okiem na przedmeczowe studio. Bardzo zirytował mnie fakt, że Glenn Hoddle i Ruud Gullit - dwaj świetni piłkarze, których podziwiałem w latach 80-tych - oboje tak bezmyślnie odnieśli się do sprawy Stevena Gerrarda grającego na prawym skrzydle.

Prawdopodobnie właśnie dlatego, oni w przeciwieństwie do Beniteza, byli jedynie 'dobrymi' menadżerami: tak samo, jak wielu byłych piłkarzy-ekspertów patrzyli tylko na odczucia zawodnika, ignorując pozostałe aspekty sprawy.

Ich głównym argumentem było to, że "nigdy nie wystawiasz swojego najlepszego piłkarza na innej pozycji, niż jego ulubiona" i bardzo długo mówili, jak to oni współczują Gerrardowi. Wyglądało to jakby Gerrard nie znalazł się w składzie na finał jakiegoś pucharu (albo kazano mu trenować z zespołem do lat 11), a przecież Anglik po prostu miał zniwelować główne Ľródło zagrożenia Barcelony na skrzydłach.

Wszystko krążyło wokół tego domniemanego problemu Gerrarda i praktycznie w ogóle nie wspomniano o celu, do którego dążył menadżer Liverpoolu: wygrania tego meczu taktycznym planem (w którym każdy z tych jedenastu piłkarzy odgrywa kluczową rolę). Po meczu Hoddle dał wyraz swojemu uznaniu dla Beniteza, jednak Gullit mówił - żeby potwierdzić swój wcześniejszy argument - że Gerrard nie był zbytnio widoczny; tym samym marnował się na prawym skrzydle. Jednak w futbolu nigdy nie chodziło o to, żeby przegrać, ale mieć w swoim zespole najlepszego zawodnika meczu. Doprawdy nie potrafiłem zrozumieć Holendra.

Ja już mam dość bronienia taktyki wystawiania Gerrarda na prawej flance, jednak chyba w ciągu ostatnich 18 miesięcy, Liverpool osiągnął wystarczająco dużo korzystnych rezultatów z Anglikiem na tej pozycji, żeby zakończyć tę głupią dyskusję. On może grać na każdej pozycji w pomocy. Nie osiągaliśmy wielu tak wspaniałych wyników, jak to zwycięstwo nad Barceloną w ostatnich latach, nawet można zaryzykować stwierdzenie, że było to najlepsze wyjazdowe zwycięstwo w historii The Reds i dokonaliśmy tego Kapitanem "marnującym się" na prawym skrzydle.

Nawet, gdyby zagrał w środku pola to nie miałby szans zdominować tego meczu, jak to miało miejsce w spotkaniu z Sheffield, z bardzo prostego powodu: Barcelona za często była przy piłce. Może się nie znam, ale wydaje mi się, że Barcelona jest trochę lepszą drużyną od zespołu prowadzonego przez Neila Warnocka. Jak wszyscy wiemy w środku zagrał Sissoko i wykonał fantastyczną robotę, odcinając od piłki i przeszkadzając w konstruowaniu akcji piłkarzom Rijkaarda.

Im silniejsza będzie pomoc Liverpoolu (i co za tym idzie cały zespół), tym więcej Gerrard będzie mógł zaoferować grając na prawym skrzydle. Przyjście Mascherano daje nam kolejną świetną możliwość w środku pola i im lepiej zawodnicy Beniteza opanują środek pola, tym więcej swobody będzie mógł mieć Steven w atakowaniu bramki przeciwnika. A nawet jeśli przebieg meczu zmusi go do pozostawania przez większą część spotkania na skrzydle, to i tak może mieć duży wpływ na przebieg wydarzeń na boisku. To właśnie jego wspaniałe podanie z prawej strony boiska do Dirka Kuyta rozmontowało defensywę Katalończyków przy bramce Riise.

Kuyt jest kolejnym świetnym piłkarzem, dla którego dobro zespoły jest znacznie ważniejsze od indywidualnych osiągnięć. On poświęca możliwość strzelania goli na rzecz pracy w innych obszarach boiska. Jednak poprzez wykonywanie takiego ogromu pracy dla zespołu, może stworzyć wiele okazji bramkowych, a także ograniczyć pole manewru przeciwnika w ofensywie.

Gdyby sędzia linowy nie zobaczył - i tym samym popełnił błąd - bramki Bellamy'ego, to trafienie zostałoby zapisane na konto Kuyta. Holender nie spędza całego meczu w polu karnym, czekając na sytuacje bramkowe, jednak mimo to ma ich całkiem sporo. On ciągle jeszcze przyzwyczaja się do tego, że teraz mierzy się ze znacznie lepszymi przeciwnikami, niż miało to miejsce w lidze holenderskiej i jestem pewien, że będzie skuteczniejszy, gdy już w pełni się do tego przystosuje. On jest urodzonym snajperem i będzie bez wątpienia częściej trafiał do siatki po doświadczeniach z tego sezonu.

Nie wiem, czy za tydzień na boisko wybiegnie Peter Crouch, ale jestem pewien, że jego wzrost i umiejętność wygrywania pojedynków główkowych, sprawiłyby Barcelonie ogromne problemy, ponieważ mieli pod tym względem kłopoty już z Kuytem (choć powrót Liliana Thurama pomoże im w tym względzie). Na pewno są piłkarze lepiej grający głową od Croucha, jednak nikt nie wzbudza takiej paniki u obrońców, jak on. Bellamy też na pewno będzie przydatny w kontratakach, ponieważ Barcelona będzie musiała atakować, jeśli chcą awansować. Nie zapominajmy jeszcze o Dirku, bez którego ciężko sobie wyobrazić nasz zespół.

W ten weekend oba zespoły zmierzą się z bardzo groĽnymi rywalami w lidze, co na pewno nie jest idealnym rozwiązaniem, jednak przynajmniej obie drużyny mają takie same warunki.

Nie lubię przewidywać wyników spotkań, jednak jedno mogę powiedzieć - nie zapowiada się na remis 0-0. Choć bez wątpienia nas taki rezultat by w pełni satysfakcjonował.

Paul Tomkins



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 28.02.2007 (zmod. 02.07.2020)