Nowy duet w The Reds dobrze się zapowiada
Artykuł z cyklu Artykuły
Przejmując klub z Anfield Road, George Gillett i Tom Hicks kontynuują trend inwestowania w kluby angielskiej Premiership przez biznesmenów z zagranicy. Liverpool stał się siódmym angielskim klubem, którego właścicielem jest zagraniczne konsorcjum i trzecim kupionym przez Amerykanów w przięciagu ostatnich 18 miesięcy. Jak na kraj, który traktuje 'soccer' niezbyt poważnie jest to fakt przynajmniej zaskakujący.
Intencje rodziny Glazerów, gdy przejmowali Manchester United wciąż pozostają owiane tajemnicą, a że Amerykanie nie są skorzy do rozmów z prasą, to prędko nie zostanie ona odkryta. Na ich szczęście Czerwone Diabły zajmują pierwsze miejsce w ligowej tabeli z sześciopunktową przewagą nad drugą Chelsea i wciąż biorą udział w rozgrywkach Ligi Mistrzów.
Jednak klub wciąż ma długi, które są pozostałością po samym procesie przejmowania klubu i nic nie wskazuje na to, żeby ten zespół dysponował odpowiednimi środkami finansowymi do walki z Liverpoolem i Chelsea na rynku transferowym.
Jednak Glazer powinien być oceniany trochę w innej kategorii, ponieważ większość zagranicznych inwestorów wpłynęła na przejmowane klubu jak najbardziej pozytywnie.
W 1997 roku kontrolę nad Fulham przejął Mohammed Al Fayed i zespół z Londynu przeszedł wspaniałą transformację - z klubu znajdującego się na obrzeżach angielskiego futbolu, stał się średniakiem Premiership.
Milan Mandaric przejął Portsmouth i wprowadził ten zespół do Premiership, a jego następca Alexandre Gaydamak udostępnił Harry'emu Redknappowi odpowiednie środki transferowe, które pozwoliły angielskiemu trenerowi mocno zmienić tę drużynę.
Nikomu nie muszę chyba mówić, że Roman Abramowicz wydał ogromne pieniądze w Chelsea i stworzył naprawdę świetny zespół. Rosjanin chyba bardziej przejmuje się tym, co klub prezentuje na boisku, a nie poza nim.
Niedawno Randy Lerner i Eggert Magnusson postanowili odmienić losy odpowiednio Aston Villi i West Hamu, wydając ogromne pieniądze na każdego dostępnego, przeciętnego piłkarza. Z punktu widzenia biznesowego nie jest to najlepsze rozwiązanie, jednak jak najbardziej zadowala ono kibiców.
Na szczęście dla Liverpoolu ich nowi właściciele wypowiadają się bardzo rozsądnie i sugerują, że interes klubu jest dla nich najważniejszy, dodając, iż nie mają zamiaru szukać sposobu na szybki zarobek.
Bardzo szybko zaprzeczyli jakimkolwiek podobieństwom do Glazerów, mówiąc: "My pragniemy wygrywać. My nie przybyliśmy tutaj, żeby zarobić pieniądze na tym klubie. Chcemy podtrzymać tradycję zdobywania najważniejszych trofeów."
Jasno dali do zrozumienia, że udostępnią pieniądze na nowych piłkarzy, a ich dokonania z amerykańskimi zespołami pokazują, że naprawdę wiedzą, co jest potrzebne od odniesienia sukcesu w sporcie. Budowa nowego stadionu zwiększy przychody klubu i pozwoli marzyć o przywróceniu sytuacji z lat 70 i 80-tych, gdy The Reds dominowali w Anglii i w Europie. Możliwe, że stanie się to koniecznością, ponieważ na pewno potrzebne będzie kilka porządnych trofeów w celu przekonania fanów do przychodzenia na Adidas Arena, albo Budweiser Bowl.
Gillett i Hicks zaznaczyli także, że planują bardziej zróżnicować bilety, co zapowiada się naprawdę korzystnie, ponieważ obecnie albo płaci się duże pieniądze, by obejrzeć mecz Premiership, albo się go nie ogląda. Nazywanie klubu 'przedsiębiorstwem' i 'Liverpool Reds' na pewno trochę zraziło kibiców, jednak jeśli zespół powróci na sam szczyt Premiership, to chyba nikt nie będzie się przejmował, jak właściciele nazywają swój klub.
A więc teraz trzy kluby z tak zwanej 'wielkiej czwórki' są w posiadaniu bogatych zagranicznych inwestorów i pozostaje pytanie, czy Arsenal podąży tym śladem w najbliższej przyszłości? To smutne, że sam czysty futbol traci powoli swoją siłę, jednak wiele wskazuje, że teraz pieniądze zaczną odgrywać znacznie większą rolę w odnoszeniu sukcesów, więc zapewne kolejne kluby będą musiały pójść w ślady tej trójki.
Chris Burton
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 08.02.2007 (zmod. 02.07.2020)