FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1174

To są komplikacje, a nie katastrofa

Artykuł z cyklu Artykuły


Ilość lekcji życia, jakie dał Liverpool Football Club w całej swojej historii jest bardzo interesująca. Prawdopodobnie ten klub, jak żaden inny widział wszystko: największe triumfy i najtragiczniejsze katastrofy.

Rudyard Kipling wypowiedział kiedyś słynne słowa: "chodzi o to, żeby traktować tych dwóch oszustów na równi." Prawdopodobnie jest to prawda, ponieważ przez większą swoją część, życie znajduje się gdzieś pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. Po każdej katastrofie trzeba do sobie wrócić, to tak samo po chwili triumfu człowiek wraca do normalności. Niezależnie, czy mówimy o znaczeniu tych słów w 'prawdziwym życiu', czy tylko poruszając tematykę sportową.

Gdy zakończył się mecz z Arsenalem w Carling Cup to pomyślałem: "Dzięki Bogu, że nie będę musiał o tym pisać," jako że podobno potrafię znieść porażki. Jednak chwilę póĽniej zdałem sobie sprawę z fali krytyki, która nastąpi po tym starciu i jak zawsze ta krytyka urośnie do nieprawdopodobnych proporcji. To był zły tydzień, ale nie jest to jeszcze koniec sezonu, a tym bardziej świata.

Nie mam zamiaru tłumaczyć pewnych aspektów gry (zwłaszcza obrony i bramkarza, ponieważ niemal każdy atak Arsenalu kończył się bramką) ani oszukiwać się, że sięgnięcie po jakieś trofeum w tym sezonie będzie łatwe, jednak pomyślałem, że powinien włożyć trochę więcej wysiłku, żeby napisać ten dzisiejszy artykuł w celu stworzenia równowagi do oszalałej histerii. Bez wątpienia czytaliście już wiele negatywnych rzeczy, więc ja oferuje coś przeciwnego, choć jestem wciąż daleki od tańczenia na suficie (nawet, gdyby The Reds wygrali to tańczenie po suficie nie jest wskazane przez lekarzy).

Dla mnie największą stratą w tym meczu są groĽnie wyglądające kontuzje dwóch kolejnych pomocników. Benitez chciał uchronić swoich piłkarzy po bardzo ciężkim okresie, w którego skład wchodził trudny mecz w FA Cup i mimo to ujrzał dwóch zawodników zniesionych z boiska na noszach. W tych samych rozgrywkach, w meczu z Birmingham, Momo Sissoko doznał poważnej kontuzji barku, która do dziś wyklucza go z gry.

Niewiele razy The Kop była równie niesamowita, jak w Dniu Prawdy, który był niezwykle ważny dla wszystkich fanów The Reds. Ta trybuna wciąż posiada swoją umiejętność inspiracji. Proces odzyskania duszy The Kop już się rozpoczął, jednak w ostatnich latach kibice nieraz pokazywali, że potrafią wspaniale wspierać swój zespół. Po meczu w Carling Cup wszyscy odśpiewali You'll Never Walk Alone, podczas gdy ich ukochany zespół poległ 3-6 w jednym z najtrudniejszych do wytłumaczenia meczów w historii tego stadionu.

Może fani Liverpoolu niczym się nie różnią od przeciętnego przedstawiciela ludzkiej populacji. W końcu w 1985 roku Sting śpiewał: "Nawet kibice Manchesteru United kochają swoje dzieci." Jednak ja, będąc ogromnie subiektywny powiem, że kibice The Reds są wyjątkowi.

W ostatnim tygodniu podzielił się z Wami moimi problemami, w ciągu kilku ostatnich miesięcy stan mojego zdrowia znacząco się pogorszył, setki kibiców wysłało mi maile, niektórzy przypominali Stambuł. Więc zachowałbym się nie w porządku wobec nich, gdybym nie podziękował im za to zachowanie i muszę przypomnieć, że nie wolno się poddawać, trzeba szukać tego małego przebłysku światła; tego złotego nieba.

W życiu, gdy natrafiam na problemy to moim pierwszym odruchem jest zamknięcie się w sobie; jednak w przeciwieństwie do lat młodości, teraz stosunkowo szybko odnajduję determinację, która daje mi siły do walki. Choruję na uciążliwość (M.E.), która objawia się poprzez fizyczne i psychiczne wycieńczenie, stres pogarsza mój stan, więc sam mogę być swoim największym wrogiem. Może znowu działam na swoją szkodę, ponieważ siedzę przed monitorem, a powinienem się relaksować (tzn. leżeć i medytować, myśląc o kopnięciu - delikatnym, oczywiście - wymyślonego, buddyjskiego kota).

Można się spierać, że Benitez wystawił za słaby skład, ale kontuzje Luisa Garcii i Marka Gonzaleza są w tym wypadku kontrargumentami. W sobotę gramy kolejny mecz ligowy i jeśli byśmy go przegrali po tym, jak Benitez wystawiłby silny zespół w spotkaniu o Carling Cup, to ludzie zaczęliby mówić o "Pucharze Myszki Miki" i narzekali na zaprzepaszczenie szansy na pozostanie w czołowej czwórce. Ja nie mówią, że Rafa postąpił słusznie, czy też wystawiając taki, a nie inny skład; to menadżer musi myśleć nad bardziej długoterminowymi celami.

Już dwa lata temu byliśmy w podobnej sytuacji, gdy The Reds nie potrafili pokonać pierwszej przeszkody w FA Cup - zespołu Burnley. Wtedy rozpoczęły się rozmowy na temat 'kryzysu', a cztery miesiące póĽniej sięgnęliśmy po Puchar Europy i na swojej drodze pokonaliśmy drużyny o podobnej marce, jak Barcelona.

Był to z pewnością zły tydzień, ale jest to także szansa, żeby spojrzeć na większy obraz. Rafa Benitez jest pierwszym trenerem w historii Liverpoolu, który zdobywał trofea w swoich dwóch pierwszych latach pracy na Anfield. W tym sezonie The Reds zajęli pierwsze miejsce w grupie w Lidze Mistrzów i jak najbardziej wciąż walczą o najwyższe trofeum, nawet jeśli już teraz ludzie widzą Barcelonę w kolejnej rundzie.

Także nic nie warte jest to, że Rafa Benitez osiągnął równie wiele w ciągu tych dwóch lat, jak Alex Ferguson i Arsene Wenger w ciągu pięciu.

Dublet Wengera w 1998 roku były to jedyne trofea Francuza w ciągu pięciu lat pracy w Arsenalu; a Ferguson odniósł nawet jeszcze mniej sukcesów. To nie jest łatwa praca i teraz w przeciwieństwie do czasów, gdy ta dwójka zaczynała swoje kariery, w Premiership są cztery naprawdę silne zespoły, które zajęły pierwsze miejsca w swoich grupach w Lidze Mistrzów. Rywalizacja jest zacięta.

W ostatnim sezonie Benitez zdobył wraz z Liverpoolem 82 punkty w Premiership - najwięcej od 1988 roku. Obecny sezon w porównaniu do poprzedniego wypada bardzo słabo; ja nie chce ukryć zawodu spowodowanego takim rozwojem wypadków, ale pragnę ukazać większy obraz. Można być zawiedzionym, ale to nie jest katastrofa - to jedynie pogorszenie. To ważne, żeby potrafić odróżnić te dwie rzeczy.

Benitez nawet nie zbliżył się do czasu, który spędzili w swoich klubach dwaj wcześniej wspomniani menadżerowie - łącznie to już 31 lat - i tym samym nie mógł poznać dogłębnie każdego aspektu tego klubu, a także nie miał do dyspozycji ogromnych pieniędzy, jak to było w przypadku Chelsea - czwartego zespołu z tej "czwórki".

Pod względem pieniędzy, Benitez miał zdecydowanie mniejszy budżet niż Chelsea i Manchester United, choć podobny do Arsenalu. Jednak Wenger miał przewagę, ponieważ już dziesięć lat temu zakorzenił w klubie nowy system szkolenia młodzieży i skautów. To pozwoliło mu na wypełnienie swojego zespołu piłkarzami o pewnych predyspozycjach, takich, których potrzebuje w zespole: wszyscy są szybcy i silni, niczym atleci.

Więc pod względem pieniędzy i czasu Rafa ma trudniej, niż jego rywale. A mimo to osiągnął już całkiem wiele w czasie swojego pobytu na Anfield.

Jak już wcześniej wspominałem, ostatnio natrafiłem w życiu na pewne komplikacje; ale w żaden sposób nie mogę tego nazwać katastrofą. Czułem się chory i poprosiłem o zniesienie obowiązku regularnego pisania dla tej strony. Redaktor Naczelny Paul Rogers przypomniał mi, jak Bill Shankly i Kenny Dalglish opuszczali klub, który kochali, gdy nie czuli się dobrze, a potem tego bardzo żałowali. I szczerze mówiąc był to naprawdę mocny argument. Po wyniku takim, jak ten wczorajszy, gdy ostatnią rzeczą, jaką chcę robić jest pisanie o futbolu, tak prawdę mówiąc poczułem, że to jest ten czas, w którym powinienem włożyć jeszcze więcej wysiłku, niezależnie od mojego stanu zdrowia.

Maile, które otrzymałem w ostatnich tygodniach spowodowały, że zrozumiałem, iż jeśli nawet ludzie nie zawsze zgadzają się z tym, co piszę, to jest taka grupa kibiców, która chce (albo nawet potrzebuje) przeczytać, co nie jest skrajnie pesymistyczne. Więc ja czuję, że jestem coś winien tym wszystkim, którzy zdecydowali się ze mną skontaktować i okazać mi wsparcie.

Tak samo, jak Wenger ma swój typ piłkarzy, tak samo Benitez ma zawodników, którzy rozumieją jego filozofię i dzięki temu ja wierzę w dalszą przyszłość tego klubu. Jednym z takich zawodników, którego bardzo podziwiam jest Dirk Kuyt.

Podczas meczu z Arsenalem w FA Cup była taka sytuacja, że piłka znalazła się już na linii bocznej przy trybunie Centenary Stand, a mimo to Holender jakimś cudem ją utrzymał w boisku. Sam na pewno nie przyzna, że jego technika jest przynajmniej równie dobra, jak jego rodaka Robina Van Persiego, ale tej piłki w boisku nie zatrzymałby chyba nawet Maradona (tak nawet ręką, też nie). Oglądałem to kilka razy i wciąż nie jestem w stanie pojąć, jak Kuyt to zrobił, jednak pewne jest to, że w tej sytuacja dał z siebie dosłownie wszystko.

Technika Kuyta może nie wygląda najwykwintniej, ale bardzo rzadko mu się zdarza niechlujnie przyjąć piłkę. Domyślam się, że wynika to z ogromnej koncentracji, której często brakuje światowym gwiazdom, które mają chwile przestoju w meczu, gdy kompletnie się wyłączają z gry.

Gdy Benitez pozyskuje piłkarza, którego tak naprawdę chce - tego, którego obserwował od kilku lat - to można zobaczyć prawdziwy etos tego menadżera.

I to wcale nie jest ciężka praca i podejście kosztem umiejętności. Daniel Agger, jak na tak młodego piłkarza prezentuje wspaniałe podejście do wykonywanego zawodu i jest też najlepiej wyszkolonym technicznie środkowym obrońcą w lidze. Xabi Alonso bardzo ciężko pracuje na boisku zarówno w odbiorze piłki, jak i grze wślizgiem, a także często pokazując się do gry. Mimo to Hiszpan wciąż pozostaje piłkarzem technicznym. I Momo Sissoko jest znacznie bardziej utalentowanym piłkarzem, niż wiele osób sądzi; jego problemem jest wybranie odpowiedniego rozwiązania, gdy posiada piłkę, ale to minie wraz z nabraniem większego doświadczenia.

Fakty są takie, że Xabi Alonso i Dirk Kuyt, dwaj piłkarze, których Benitez wprowadził do kręgosłupa drużyny, pokazują ogromną sportową pasję i tym samym zawsze dają z siebie wszystko. Chcemy piłkarzy, którzy kochają Liverpool FC i ci dwaj z pewnością tak czują - ale także na pewno nie pozwoliliby sobie na odpuszczenie, gdyby występowali w Niedzielnej Lidze. To samo można powiedzieć o Jamiem Carragherze, a także Stevenie Gerrardzie, który przy stanie 1-5 wciąż walczył, a inne światowe 'supergwiazdy' na pewno już chciałyby udać się do domu i najlepiej zabrać ze sobą piłkę.

To są ludzie mający obsesję na punkcie futbolu. Oni dzielą identyczną pasję, jak ich menadżer. Sposób wypowiedzi Pepe Reiny po ostatnim Finale FA Cup świadczy tak samo o Hiszpanie. On jest kolejnym głodnym trofeów, perfekcjonistą, którego sprowadził na Anfield menadżer. Pepe był wtedy tak zły na siebie, że praktycznie nie potrafił świętować.

Kręgosłup tego zespołu napawa ogromnym optymizmem na przyszłość. To może brzmieć, jak chwytanie się brzytwy, ale dla mnie jest to bardzo realistyczna nadzieja na przyszłość.

Paul Tomkins



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 10.01.2007 (zmod. 02.07.2020)