FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 902

Gdybanie w niczym nie pomaga

Artykuł z cyklu Artykuły


Podsumowując rok 2006, można powiedzieć, że był dla Reds rokiem udanym. Pomimo jednak końcowej zwyżki formy, dało się odczuć pewne rozczarowanie faktem, ile można było jeszcze osiągnąć.

Łatwym jest opłakiwanie słabego startu i mówienie "co by było gdyby", szczególnie teraz, gdy the Reds prowadzą w rankingach formy i grają wyśmienicie po obu stronach boiska. Jeżeli jednak Liverpool byłby od początku gotów sięgnąć po mistrzostwo (jak sam przepowiadałem latem), wtedy start - nawet przyzwalając na trudności w najcięższych grach wyjazdowych i brak szczęścia - byłby na pewno lepszy. Dowód tego mieliśmy już w poprzednim sezonie.

Nie można powiedzieć, że the Reds zajmowaliby obecnie jakieś lepsze miejsce, gdyby rozpoczęli sezon na pełnych obrotach. Fajnie jest tak sobie pomyśleć i zapewne byłoby to bardzo prawdopodobne. Jednakże drużyny z czołówki, pomimo że zyskują na pewności siebie, to poddawane są także większej presji. Może się to różnie skończyć.

Czasami zaczyna się dobrze, żeby potem poczuć jak się słabnie i jak powolutku "obluzowują się koła" - to samo zdarza się w samych meczach. Najlepiej przekonał się o tym West Ham, kiedy w Cardiff spadli z bardzo wysokiego konia. Oczywistym jest jednak, że aby w przyszłym sezonie włączyć się do walki o tytuł, the Reds potrzebują lepszego startu.

Rafa musiał latem dokonać kilku zmian. Zawsze trudno jest stwierdzić czy po takiej regulacji wszystko szybko sklei się w jedną całość, czy też wymagać będzie dłuższej pracy na treningach. Wydaje się, że mamy do czynienia z tym drugim przypadkiem. Teraz już jednak wszystko działa i widać to bardzo wyraĽnie.

Wystarczy że spojrzymy na pewne więzi porozumienia, które właśnie się budują. Kuyt i Bellamy to najbardziej oczywisty przypadek, ale Finnan i Pennant także warci są wspomnienia. Współpracują na prawej flance coraz lepiej, do tego stopnia, że bardzo trudno jest czasami stwierdzić, który pójdzie szerzej, czy też który przetnie boisko dośrodkowaniem (szczególnie, że Finnan jest najlepiej dośrodkowującym zawodnikiem jeżeli chodzi o podania z "drugiej", w jego przypadku lewej, nogi). W meczu przeciwko Boltonowi wymienili ze sobą niezliczoną ilość podań.

W międzyczasie Pennant i Kuyt wyśmienicie współpracowali przy pierwszych dwóch bramkach, jak również przy akcji gdzie Crouch przestrzelił głową. Drużyna nabiera wiele więcej potencjału, jeżeli każdy wie czego może się spodziewać po innych. Nawet jeśli niektórzy z zawodników mają nam jeszcze do pokazania swoje najlepsze indywidualne umiejętności, całość zaczyna się konsekwentnie kleić. Machina zaczyna działać i można już powiedzieć, że wygląda na bardzo spójną drużynę.

Jednym z najbardziej pokaĽnych momentów sezonu był ten, kiedy to Liverpool zagościł u Spurs, którzy mieli za sobą 12 wygranych meczów na własnym boisku. Liverpool wygrał i zachował czyste konto. Defensywa the Reds miała swój własny rekord - siedem gier z rzędu bez straty bramki - który skończył się w Blackburn. Pewność siebie nie ucierpiała i do czystego konta na White Hart Lane doszło rozstrzelanie Boltonu, który dopiero co wygrał pięć meczów.

Dalej nie jestem pewien, czy można zrzucić winę za słaby start na rotację, podczas gdy w mediach teza ta nadal dominuje. Benitez dalej zmienia po dwóch, trzech, czterech zawodników. Zmienia nawet środkowych obrońców. Okazuje się, że nieistotne jest kto gra z Carragherem, czy jest to Agger czy Hyypia - mamy przecież dziewięć czystych kont w dziesięciu ligowych meczach. W Valencii Rafa żonglował swoimi centralnymi defensorami tak, by dopasować się do danych warunków i tam to działało. Tak jak i u nas.

Podczas gdy szczytowa forma trafiła w dosyć póĽne stadium tego roku, zespół cały czas buduje się na nadchodzący sezon. Nadal mamy o co walczyć, wciąż uczestniczymy we wszystkich możliwych rozgrywkach pucharowych. Poza tym na dłuższą metę krytycznie ważne może okazać się zbudowanie fundamentu zaufania i zrozumienia.

Dla wielu kluczowych zawodników the Reds, nadchodzące lato może okazać się pierwszą prawdziwą przerwą od bardzo długiego czasu, po zakwalifikowaniu się do Ligi Mistrzów w 2005 i Mistrzostw ¦wiata w 2006 roku. Jest za wcześnie by zastanawiać się co wydarzy się w sezonie 2007/08, szczególnie że wszystkie czołowe drużyny również będą się rozwijać. Budowanie formy i pewności siebie jest jednak absolutnie kluczowe.

Dalej uważam, że druga część terminarza będzie o wiele łaskawsza. Gry na wyjeĽdzie odbywają się z drużynami, z którymi możemy spokojnie wygrywać, czego dowodem są niedawne osiągnięcia. W meczach na Anfield natomiast, możemy się spodziewać lepszych gier przeciwko Chelsea, Manchesterowi United, Arsenalowi czy Evertonowi. Wspominałem już o tym - włączając w to Bolton - wiele miesięcy temu. Moje słowa znalazły odbicie w rzeczywistości, gdy w tym tygodniu zespół pewnie rozbił przeciwnika na własnym boisku.

Ogólny rozwój w dużym stopniu zawdzięczamy nowym napastnikom. Ilość pracy i ruchu obu nowych atakujących jest fenomenalna i niewątpliwie odbija się to w solidności defensywy.

Zawsze chcemy, żeby nasi napastnicy stwarzali sytuacje i zdobywali bramki. Jeżeli jednak dodatkowo ciężko pracują dla całej drużyny, jest to dla wszystkich wyśmienitym przykładem i pozwala zespołowi dyktować tempo. Bellamy i Kuyt pracują ciężej niż jakakolwiek inna para, którą widziałem w Liverpoolu od czasów Iana Rusha i Petera Beardsleya - którzy byli razem pionierami jeżeli chodzi o wdrażanie taktyk defensywnych na samej szpicy formacji. Również, można by powiedzieć, należeli oni do ostatniej zwycięskiej w lidze drużyny Liverpoolu.

Co najważniejsze, oboje, zarówno Kuyt jak i Bellamy, posiadają wystarczające pokłady energii by po wielkim wysiłku nie stanąć na drewnianych nogach i patrzeć jak marnuje się wyśmienita okazja, piękne podanie, za którym nie ma już siły pobiec. Najbardziej frustrującym byłoby oglądanie dobrze broniącego napastnika, który nie daje póĽniej rady wykorzystać idealnej okazji bramkowej.

Dwójka ta wspaniale rozstraja defensywę przeciwnika - bezpośrednio zmusza ich do błędów. Robią nawet więcej przez kupowanie czasu swoim własnym obrońcom, w wyniku czego Ci mają chwile wypoczynku tak ważnego dla ich kondycji. W szczególności Bellamy - nawet oglądanie go jest męczące. Obrońcy grający przeciwko niemu przez 90 minut, muszą mieć potwornie przemęczone stawy i umysły. Podczas gdy Bellamy podróżuje po murawie niczym naszpikowany kofeiną szalony chart, to Kuyt - blond buldożer - szarżuje po całym boisku stając się jednocześnie piątym pomocnikiem, co ani trochę nie umniejsza jego zaangażowania na samym przodzie.

Peter Crouch także ciężko pracuje, czego dowodem jest już 10 zdobytych w tym sezonie bramek, włączając w to drugie już, przepiękne uderzenie nożycami. Może się czuć troszkę zawiedziony faktem, że nie ma dla niego stałego miejsca w pierwszej jedenastce, lecz Bellamy i Kuyt wypracowali już sobie prawdziwą więĽ porozumienia. Do tego Bellamy ma tą niesamowitą prędkość, której tak bardzo pożądają wszyscy managerowie.

Crouch zawsze znajduje się w meczowej szesnastce, co świadczy o tym jak bardzo ceniony jest przez trenera. Jestem wielkim zwolennikiem statystyk, ale pod warunkiem, że używa się ich w sposób prawidłowy, z rozwagą. Ciągle słyszałem, że Crouch nie strzelił ani jednej bramki w ostatnich 10 grach. Tak rzadko pojawiał się on jednak w wyjściowym składzie, że liczba ta tworzy obraz mylny i nieprawdziwy.

Ciągle mówię o dzieleniu bramek w przeciwieństwie do ludzi nawiedzonych myślą nadlatujących z czołówek gazet 20-bramkowych strzelców. Obecna czwórka ustrzeliła już 27 goli, co przy fakcie, że mamy dopiero połowę sezonu, jest świetnym wynikiem. Do tego tylko jedna z tych bramek padła z rzutu karnego.

Zaledwie kilka miesięcy temu chwaliłem konto bramkowe Kuyta i zastanawiałem się nad tym czy ujrzymy jakiś ślad "20 asyst", których spodziewał się po nim Martin Jol. Od tego czasu strzelił kilka bramek, ale miał bezpośredni wpływ na kolejne dziesięć. Razem z Gerrardem, Pennantem i Garcią mają dwucyfrowe wyniki w kategorii ilości udziałów w ostatnich dwóch podaniach przed strzeleniem gola.

Dalej jest Luis Garcia. Zawsze będę bronił tego co ten zawodnik ma do zaoferowania. W chwili obecnej to już 31 bramek przez dwa i pół sezonu i wszystkie z gry w polu. To niewiarygodny wynik dla zawodnika, który nawet nie zawsze wychodzi w pierwszym składzie.

Rozstrzygający gol Garcii przeciwko Spurs był świetnym instynktownym uderzeniem po strzale Gerrarda i bardzo trzeĽwym przechwyceniu piłki. Warto jednak zaznaczyć, że cała akcja rozpoczęła się właśnie od Hiszpana, gdy ten wyłuskał piłkę głową po lewej stronie środka pola, na krótko przed tym jak sam skierował ją do siatki w prawym rejonie pola karnego.

Jeżeli chce się udzielić w obronie (i dotyczy to także przedniej dwójki), to trzeba pokazać determinację i spryt w przemieszczaniu się na pozycje ofensywne, kiedy tylko Twoi koledzy przejmą piłką. Łatwo patrzy się na bramkę, przy której napastnik tylko dostawia nogę. Żeby to jednak uczynić musi znaleĽć się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim momencie. W Nowy Rok, Garcia wszedł jako zmiennik, by w zasadzie wystawić Kuytowi trzecią bramkę na talerzu i utrzymać niesamowity bilans asyst.

Ważnym czynnikiem, jeżeli chodzi o drugą część sezonu, będzie na pewno złamanie przeklętej formy wyjazdowej, przez wygranie trzech z czterech odbywających się poza Anfield spotkań - bariery psychologicznej, którą czym szybciej trzeba było pokonać. Nie wystawię jednak the Reds całkowicie pozytywnej diagnozy, dopóki nie uda im się wygrać, lub ewentualnie nawet zremisować meczu, w którym będą z początku przegrywać. Muszą uwierzyć, że gra nie jest stracona, gdy tylko przeciwnik pierwszy wyjdzie na prowadzenie. Oczywiście jeszcze większa ilość czystych kont mogłaby znieść zasadność tej potrzeby.

Na końcu chciałbym dodać, że piszę nieco mniej w związku z pewnymi problemami zdrowotnymi. Nadszedł czas by wypocząć (poddać się rotacji?) i spędzić więcej czasu na poboczu, pisząc bardziej sporadycznie. Mam jednocześnie nadzieję, że kiedyś znów będę w stanie pisywać do tej kolumny nieco bardziej regularnie i nie sprawiać wrażenia "Seana Dundee" (niemiecki zawodnik grający w Liverpoolu w latach 98-99; kupiony za 2 miliony funtów z Bundesligi zagrał 2 razy i nikt nie wiedział po co i... kto go kupił - przyp. red.).

Kiedy zacząłem regularnie pisywać o the Reds podczas sezonu 2000/2001, zespół kilka miesięcy póĽniej zdobył trzy trofea. Kiedy powróciłem po dwu letniej przerwie na początku sezonu 2004/05, Liverpool potrzebował 11 miesięcy, że zdobyć Puchar Europy. Mam nadzieję, że powrót do regularnego pisania za rok lub dwa przyczyni się fo jeszcze bardziej wyjątkowych osiągnięć.

Paul Tomkins

Żródło: liverpoolfc.tv



Autor: Macieque
Data publikacji: 03.01.2007 (zmod. 02.07.2020)