LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 1097

Gdy kwadratowe części pasują do okrągłych otworów

Artykuł z cyklu Artykuły


Bardzo łatwo jest zaszufladkować piłkarzy. Bardzo łatwo jest przyjąć stanowisko, że każdy piłkarz potrafi spełniać jedną, jedyną rolę. Jednak często jest to błędne. Talent powinien iść w parze z uniwersalnością.

Nigdy nie byłem zdania, że piłkarz ma jedną, ustaloną pozycję i nie warto na ten temat dyskutować. Oczywiście nie chcielibyśmy, żeby bramkarze często decydowali, że jednak lepiej im będzie się grało na lewym skrzydle (zwłaszcza już po 15 minutach meczu), ale dobrzy piłkarze powinni posiadać zdolność do adaptacji.

Każdy piłkarz zawsze ma swoją ulubioną pozycję, która najlepiej do niego pasuje, gdzie jest najefektywniejszy. Jednak jeśli ewentualna zmiana pozycji oznacza, że dany zawodnik będzie prezentował 90% swoich umiejętności, a drużyna na tym zyska (w ten sposób, że możliwy zmiennik jest jedynie w 75% tak dobry, jak pierwszy piłkarz), to jest jak najbardziej słuszne rozwiązanie.

Jeśli mają fizyczne predyspozycje do gry na danej pozycji, to przynajmniej powinni być w stanie przyzwoicie grać na innej. Jeśli Denis Bergkamp mógł grać na lewej obronie w młodzieżowej drużynie Ajaxu (jednak tylko jako część swojej futbolowej edukacji), to wszyscy piłkarze i kibice powinni być otwarci na takie rozwiązania.

W ciągu ostatnich lat w Liverpoolu było kilku piłkarzy, którzy mieli w zasadzie dwa różne okresy w klubie: przez kilka sezonów grali na jednej pozycji, żeby potem zostać ustawionym w nowej dla siebie roli.

Zacząłem chodzić na Anfield w 1990 roku, gdy John Barnes był najefektowniejszym talentem w lidze: niezwykłym lewoskrzydłowym. Jednak oczywiście był to też czas, gdy równie dobrze sobie radził w roli napastnika, zostając królem strzelców w lidze i w sumie zdobył 28 bramek we wszystkich rozgrywkach. Ale wkrótce poważna kontuzja ścięgna Achillesa pozbawiła go tej fenomenalnej szybkości.

Gdy dorastałem Liverpool był moją obsesją tak, jak dla każdego innego dziecka oszalałego na punkcie futbolu, które kibicuje jakiejś drużynie. Jednak to dopiero w 1987 roku, gdy miałem 16 lat, zakochałem się po same uszy – miało to miejsce tuż po przybyciu Barnesa, Petera Beardsleya, Johna Aldridge’a i Raya Houghtona. Drużyna Kenny’ego Dalglisha pobudziła moją wyobraĽnię w taki sposób, jaki jeszcze nigdy tego nie doświadczyłem. Oni grali taką piłkę, że wyglądało to jakby grała Brazylia. I w sercu tej gry znajdował się John Barnes, człowiek, który zdobył jedną z najwspanialszych bramek w historii tej Brazylii.

Na myśl przychodzi mi jeden mecz, który miał miejsce niedługo po jego przybyciu do Liverpoolu. QPR przyjeżdżali na Anfield w roli niespodziewanego lidera w 1987 roku. Jednak w meczu tego nie było widać, ponieważ przewyższaliśmy ich w każdym elemencie gry i zmiażdżyliśmy 4-0. W pewnym momencie wydawało się, że będzie konieczna interwencja Amnesty International (już nie wspominając RSPCA, ze względu na to, że jeden obrońca Rangersów wyglądał, jak słabe, zagubione zwierzę).

W tamtym meczu miała miejsce jedna wyjątkowa sytuacja. Digger odzyskał piłkę w okolicach środka boiska i zaczął swój szybki rajd w kierunku pola karnego przeciwnika, ogrywając jednego z obrońców lewą stronę, a następnie praktycznie zaprzeczył wszelkim obowiązującym prawom fizyki, nagle skręcając w prawo, dzięki czemu ograł Reprezentanta Anglii Paula Parkera. Mógł wybrać łatwe rozwiązanie i z całej siły uderzyć na bramkę, ale zachował spokój i trzeĽwość umysłu, co pozwoliło mu spokojnie umieścić piłkę w siatce pod młodym Davidem Seamanem – który na twarzy miał wypisane zaskoczenie i wstyd, które poczuł jeszcze nieraz po strzałach Nayima, Ronaldinho i oczywiście fantastycznych bramkach Michaela Owena w Cardiff.

W momencie, gdy w kwietniu 1988 roku na Anfield zawitało zajmujące ówcześnie drugie miejsce Nottingham Forest i zmiażdżyliśmy ich 5-0 w meczu, który przez wielu uznawany jest za nasz najlepszy występ w historii, zrozumieliśmy, że praktycznie wszystko jest możliwe. W końcu Steve Nicol (kolejny bardzo uniwersalny zawodnik) zdobył hat-tricka grając na lewej obronie w meczu na St James’ Park. W tamtym sezonie miażdżyliśmy zespoły jeden po drugim, jak rutyniarze. Barnes był gwiazdą wyjątkowego spektaklu.

W 1991 roku Graeme Souness przejął starzejącą się już ekipę po Dalglishu. Następnie Souness pożegnał się z kilkoma najlepszymi zawodnikami (Beardsley, Houghton) i sprowadził na ich miejsce piłkarzy gorszych. Alan Hansen musiał zakończyć karierę, ponieważ mijające lata i słabe kolana coraz częściej dawały o sobie znać. Jednak najprawdopodobniej największa stratą był brak szybkości Johna Barnesa, która już nie potrafił ogrywać zawodników jednym zwodem i tym samym zostawiać daleko w tyle.

Potem Barnes odrodził się pod wodzą Roya Evansa na pozycji środkowego pomocnika. Jego budowa przypominała już bardziej Jana Molby’ego, jednak w sposobie gry także miał wiele wspólnego ze świetnym Duńczykiem: bardzo mało biegał po boisku, ale przez jakieś trzy, czy cztery lata bardzo sporadycznie tracił piłkę.

Barnes zyskał sobie status Legendy w swoich sałatkowych czasach, gdy wyniósł skrzydłowych na piedestał, jednak wciąż pozostawał klasowym zawodnikiem w swoich póĽniejszych, eee, hamburgerowych latach.

Z obecnego zespołu to wiemy, że Steven Gerrard może grać dosłownie wszędzie. I oczywiście jego ustawienie na boisku spotyka się z wieloma gorącymi dyskusjami i śmiesznymi sugestiami, że Benitez wystawia go na prawym skrzydle tylko po to, żeby udowodnić swoją rację. Ja tam myślałem, że zagrał tam, żeby posiadał ogromną swobodę, która pozwoli mu niezauważonym wpadać w pole karne (czego powiedzmy sobie szczerze nie robił podczas meczu z Arsenalem) w taki sam sposób, jak to czynili na przestrzeni ostatnich lat najwyższej klasy ‘centralni’ piłkarze kalibru Zidane’a, Ronaldinho, czy Figo.

Jednak to Jamie Carragher przeżywa obecnie swoją drugą karierę po tym, jak zaczął grać na środku obrony po wielu latach spędzonych na bokach bloku defensywnego.

Jednak w przypadku Carraghera był to powrót na pozycję, do której został stworzony. W 1999 roku Gerard Houllier powiedział, że Carra pewnego dnia stanie się takim Marcelem Desaillym tego klubu; na tamtym etapie po prostu nie był jeszcze gotowy. Jako dziecko dorastał grając w środku pomocy i obrony, jednak w dorosłej piłce nie potrafił wystarczająco szybko dorosnąć do gry na tych pozycjach. Miał z tym problemy.

Przez lata solidnie prezentował się zarówno na prawej, jak i na lewej stronie obrony, jednak dwa ostatnie sezony pod wodzą Beniteza spędził w sercu bloku defensywnego The Reds. W tym sezonie nie prezentuje najwyższej dyspozycji, jednak jest to tymczasowe (i bolesne) przypomnienie, że mimo wszystko nie jest nadczłowiekiem.

Prawdopodobnie największą transformacją w historii tego klubu była ta Raya Kennedy’ego. Gdy przybył do Liverpoolu z Arsenalu był uważany za silnego, jak tur środkowego napastnika i to właśnie w tej roli widział go Bill Shankly. Jednak rzeczy nie ułożyły się tak, jak planowano. Kennedy nie wywalczył sobie pewnego miejsca w zespole i z czasem trafił do rezerw.

Pod wodzą Boba Paisleya zaszła przemiana i z silnego, postawnego napastnika, stał się świetnym lewoskrzydłowym w 1975 roku. Do dziś wiele osób uważa, że było to najlepsze długoterminowe posunięcie menadżera w historii The Reds. Oczywiście największe brawa należą się samemu Kennedy’emu, ponieważ to on był człowiekiem, który tak wspaniale się przystosował do nowej roli na boisku.

Kennedy był wysokim i zacnym piłkarzem. Gdy się oglądało go podczas biegu to zupełnie nie wyglądał na piłkarza; należy do tego samego klubu, jak Patrick Vieira i Chris Waddle pod tym względem, że jego wygląd był mylący i nie poruszał się naturalnie.

Jednak podajcie piłkę do stopy Raya i nagle naszym oczom ukazuje się najbardziej naturalny widok na świecie. Trzymała się jego nogi niczym najbardziej posłuszny owczarek. Nagle stawał się mistrzem panowania nad piłką, który rozdawał karty. Niektórzy piłkarze są zajęci, ale zajęci samym sobą i nigdzie nie dochodzą; Ray potrzebował chwili czasu, ale zawsze osiągał swój cel, zawsze.

Zawsze grał z podniesioną głową – oznaka dobrego piłkarza. Musisz wspaniale panować nad piłką, żeby móc pozwolić sobie na podniesienie głowy i tylko dobrzy zawodnicy to potrafią. Muszą wiedzieć, że ich przyjęcie jest perfekcyjnie, co pozwala im obserwować boisko, a nie piłkę. Posiadał tak wysokie umiejętności, że wyglądał w tej roli całkowicie naturalnie.

Jednak dyskusja na temat najlepszej pozycji danego piłkarza zawsze skończy się na Stevenie Gerrardzie. W przypadku kontuzji Momo Sissoko, przesunięcie Gerrarda do środka wydaje się być ruchem oczywistym i to może się zdarzyć na przestrzeni zbliżających się miesięcy.

Jednak prawdą także jest to, że grając na prawym skrzydle potrafi naprawdę groĽnie dośrodkować w pole karne, a także ma pozwolenie na przesuwanie się na bardziej ofensywne centralne pozycje, co utrudnia przeciwnikowi pokrycie Anglika. Kolejną zaletą jest fakt, że pozostawienie wolnej przestrzeni na prawej pomocy nie stanowi tak ogromnego zagrożenia, jak luka w środku pola i właśnie dlatego wielu najbardziej utalentowanych pomocników na świecie (tacy, jak ci wspomniani wcześniej) zaczyna mecze na skrzydłach, a potem biegają po całym boisku. To nie jest tak, że Benitez robi coś, czego inni najlepsi menadżerowie świata nie czynili z najlepszymi ofensywnymi pomocnikami na kuli ziemskiej.

Oczywiście w meczu z Arsenalem takie rozwiązanie nie funkcjonowało dobrze. Jednak podczas starcia z Chelsea, Steven rozpoczął spotkanie na lewej flance (zdaniem niektórych jeszcze większa zniewaga jego talentu!) i znalazł się w kilki sytuacjach podbramkowych, w których powinien zdobyć gole dla The Reds. Gdyby kilka razy miał lepiej nastawiony celownik, bez wątpienia decyzja o wystawieniu go na tej pozycji, zostałaby uznana za taktyczny geniusz.

Może i przyszła pora, żeby ponownie przesunąć go do środka pola, żeby spróbować czegoś innego podczas absencji Momo Sissoko. To menadżer musi podjąć decyzję. Jednak to właśnie niewiele ponad rok temu, Liverpool miał problemy w lidze, które w dużym stopniu zostały rozwiązane poprzez regularne ustawiania Stevena Gerrarda na prawym skrzydle.

Ale zaraz, przecież ustawienie Gerrarda na skrzydle, nigdy nie przynosi korzyści, prawda?

Paul Tomkins



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 15.11.2006 (zmod. 02.07.2020)