Benitez musi działać
Artykuł z cyklu Artykuły
Jedenaście punktów straty oraz wielka trójka wyślizgująca sie coraz dalej z objęć Liverpoolu mogą być najlepszymi świadectwami na to, że walka o Premiership już sie dla The Reds zakończyła. Mając w pamięci wielkie aspiracje i nierzadko wskazywanie Liverpoolu jako najgroĽniejszego rywala dla Chelsea, powoduje tym większy smutek.
Możemy jeszcze ujrzeć niepokonany ciąg zwycięstw, jak ten, który zespół pokazał pod koniec ostatniego sezonu, ale tego kalibru statystyki są bardzo oddalone od rzeczywistości, z którą Liverpool musi się zmierzyć w tej chwili. Po pięciu grach na wyjeĽdzie, z których ledwo wyciągnęli jeden punkt, zdobywając tylko jedną bramkę, wyglądają jakby w sposób pilny potrzebowali jakiejś strategii działania.
Jeżeli chcesz się uważać za jeden z czołowych zespołów w kraju, nie możesz wiecznie szukać inspiracji w jednym graczu. Jakkolwiek wielkim graczem jest Steven Gerrard, to odpowiedzialność i oczekiwania na niego nakładane są zdecydowanie zbyt wielkie, szczególnie w chwilach gdy nie gra najlepiej.
Zawsze uważałem, że miejscem Gerrarda jest pozycja w środku pomocy z nastawieniem ofensywnym; jednak może on też grać ustawiony szeroko na prawej stronie, może grać jako cofnięty pomocnik, a nawet jako prawy obrońca. Pewnie zagrałby nawet w bramce gdyby go o to poprosić. Tyle tylko, że dla jednego człowieka, tak wielka ilość odpowiedzialności, za tak wielki klub jakim jest Liverpool, jest zwyczajnie nie do udĽwignięcia.
Analizując grę Liverpoolu, możemy dostrzec różne problemy w grze zespołu i jest zadaniem Rafy Beniteza, aby im zaradzić. Manager jest tym, który otrzymywał laury za zwycęstwa w Lidze Mistrzów i FA Cup i również jego zadaniem jest podjąć zdecydowane działania, gdy nie dzieje się dobrze.
Jest wiele aspektów, które powinien rozważyć. Jego bramkarz, Jose Reina, wykonał jedną światowej klasy interwencję przeciwko Louisowi Saha, ale popełnił ostatnio wiele błędów opartych na złych decyzjach i wydaje się być bardzo niepewny gdy opuszcza linię bramkową.
Widzimy bardzo poważne problemy z tylnią czwórką. Moje zdanie na temat polityki rotacji w Liverpoolu jest bardzo jasne: czas na rotację zawodników jest zasadniczo wtedy, gdy się wygrywa, a formacją, co do której z rotacją trzeba podchodzić bardzo ostrożnie, jest właśnie defensywa.
Być może sport ten wiele się zmienił odkąd ja grałem, ale prawdą pozostaje fakt, że środkowi obrońcy choć biegają najmniej, rozmawiają między sobą zdecydowanie częściej niż gracze jakiejkolwiek innej formacji. W tym rejonie gry, jest absolutnie krytycznym, aby bezbłędnie rozumieć i czytać grę swojego partnera. Jako manager, powinieneś grać tą samą obroną 20 razy pod rząd, a nie usilnie ją rozdzielać.
W przodzie, słabości Liverpoolu niemal rażą. Wczoraj na Old Trafford stworzyli sobie jedną szansę - główkę Dirka Kuyta - a piłkę podawali tak kiepsko, że nigdy nie można się było spodziewać kontynuacji akcji. Możnaby mówić o braku szybkości, braku wysokości albo braku czegokolwiek w ataku Liverpoolu, ale przede wszystkim, od czasów Michaela Owena, nie mieli oni zawodnika zdolnego strzelić 20 bramek ligowych w sezonie. Na Old Trafford nie było podań, spójności, zagrożenia.
Podczas gdy Chelsea i Manchester United wydawali po 30 milionów funtów na jednego zawodnika, nawet Arsenal może i płaci duże ilości pieniędzy, to Liverpool wydawał pomiędzy 4 a 9 milionów funtów na transfery nowych graczy. Taka polityka zapewnia Ci "może-zawodników", takich, którzy może i wykonają zadanie, ale na których niebezpiecznie byłoby liczyć w czasie kryzysu.
Fakt, że mówi się o nowych inwestycjach w klub, mających przyjść z Dubaju, być może i jest przyjemny, lecz nijak się ma do tego co obserwujemy na murawie. Podczas gdy Old Trafford mieści się 75,000 a Anfield pomieści jedynie 44,000, jest oczywiste, że Liverpool działa w mocno utrudnionych warunkach. David Moores był świetnym prezesem zarządu Liverpoolu i jeśli uzna, że należy sprzedać klub powinien być wspierany i poparłbym go jeśli zechciałby zostać.
Jednakże są jeszcze inne czynniki, które odróżniają Manchesteru United od Liverpoolu. Wczorajsza gra United non-stop koncentrowała się wokół Paula Scholesa, Ryana Giggsa i Gary'ego Nevilla, ludzi wręcz "zatopionych" w wizerunku klubu. Ich entuzjazm dla piłki nożnej i dla Manchesteru nie zmalał nawet kilkanaście lat po ich debiutach na Old Trafford. Z łatwością możemy sobie wyobrazić jak zespoły Arsenalu, Chelsea czy Manchesteru United odnotowują choćby 14 kolejnych zwycięstw.
W przeciwieństwie do nich, Liverpool z obecną formą zawsze będzie musiał walczyć, próbując nie przegrać trzech meczy z rzędu. Wszystko to sprowadza sie z powrotem do pierwszego sezonu Beniteza, gdy Liverpool był wyśmienity w Europie ale nie był w stanie wygrać w Premiership poza własnym boiskiem. Wtedy wyglądali na zbyt słabych i kruchych, podczas gdy w chwili obecnej wydają się po prostu nie być wystarczająco dobrzy.
Benitez mógłby polemizować, że Liverpool jest już prawie u celu, szczególnie gdy gra u siebie, ale w kontekście tego co potrzebują osiągnąć, "prawie" może oznaczać miliony mil.
Alan Hansen
tłumaczył: Macieque
Autor: AirCanada
Data publikacji: 24.10.2006 (zmod. 02.07.2020)