Jesienny optymizm: The Reds pną się w górę
Artykuł z cyklu Artykuły
Dwa kolejne zwycięstwa w spotkaniach z renomowanymi i stosunkowo bogatymi klubami spowodowały, że nagle ogromna fala pesymizmu została zastąpiona nadejściem wielkiej wiary.
W ostatnim sezonie Liverpool dopiero w połowie paĽdziernika osiągnął najwyższą formę w lidze. Wygląda na to, że tym razem The Reds zaczęli grać lepiej już miesiąc wcześniej. Z pewnością opinie, że walka o Mistrzostwo po czterech kolejkach jest przegrana, były bezpodstawne. Liverpool sięgnął po sześć punktów w dwóch ostatnich meczach, podczas gdy Manchester United po wspaniałym początku stracił pięć oczek w ciągu tygodnia. Właśnie tak szybko może zmienić się sytuacja.
Teraz jest to już w pełni skład Beniteza, jednak ciągle możliwe, że minie kilka miesięcy zanim ta nowo utworzona drużyna osiągnie szczyt formy. W międzyczasie najważniejsze jest zdobycie jak największej ilości punktów i kontynuacja budowy silnego zespołu. Rotacja składa i przygotowanie fizyczne piłkarze da rezultaty w styczniu; The Reds w połowie sezonu nie muszą być wysoko na przedzie stawki, wystarczy dobra pozycja do ataku.
Większość nowych zawodników pokazuje oznaki dobrej aklimatyzacji i nawet ci, którzy jeszcze muszą odnaleĽć swoją najwyższą formę wnieśli do zespołu nową jakość; pomogli w zmianie stylu gry.
Chyba nigdy w historii klubu rywalizacja o miejsce w 16-osobowej kadrze nie była tak duża. Ludzie mówią o tym, że trzeba wiedzieć, jaka jest najsilniejsza jedenastka, a niektórzy nawet sugerują, że sam Rafa wie, kto jest najlepszy w jego zespole. Jednak, gdy takie poglądy są wyrażane ze względu na ogromną gammę możliwości to są one miłym problemem; to nie jest tak, że Rafa ma problemy ze znalezieniem jedenastu odpowiednich piłkarzy.
Biorąc pod uwagę przygotowanie fizyczne, formę, świeżość i kontuzje chyba tak naprawdę nie da się określić, kto stanowi niepodważalną ‘najlepszą jedenastkę’. Lepiej jest wystawić wielkiego piłkarza, który jest zmęczony i przeżywa lekki kryzys formy, czy trochę słabszego zawodnika, która osiągną najwyższą dyspozycję w swojej karierze? A może złym pomysłem jest wystawianie takich piłkarzy, którzy potrafią obnażyć słabości przeciwnika. Rafa wystawia zespół, który może wygrywać mecze, a co za tym idzie zdobywać trofea i w ciągu ostatnich pięciu lat udowodnił, że zna się na swoim fachu, jak nikt inny.
Niektórzy kibice chcieli wiedzieć, gdzie byli Crouch, Fowler, Garcia, Gonzalez podczas meczu z Chelsea; jeśli oni by zagrali to czterech innych zawodników nie znalazłoby miejsca w składzie. Prawda jest taka, że podczas każdego meczu znajdą się świetni piłkarze, którzy spędzą popołudnie w swoich garniturach na trybunach. Crouch z pewnością jest niezadowolony, ponieważ nie był w pierwszej jedenastce w ostatnich czterech meczach, tak samo, jak Fowler jest sfrustrowany brakiem okazji do pokazania się. Jednak ich czas wkrótce przyjdzie. Nikt nie straci miejsca w składzie na długi czas.
Rafa lubi uniwersalność i wiele możliwości. Ważna jest nie tylko liczba piłkarzy, którzy spokojnie znaleĽli sobie miejsce w innych drużynach Premiership, ale także liczy się różnorodność prezentowanych przez nich umiejętności. W zasadzie nie ma dwóch identycznych piłkarzy. Mogą mieć kilka podobieństw, ale każdy wnosi coś innego do zespołu, co pozwala zmienić obraz gry.
Teraz w klubie mamy dwóch świetnych skrzydłowych, którzy potrafią dośrodkować piłkę spod linii bocznej boiska. Jest także Steven Gerrard, który może wnieść coś nowego grając na prawej pomocy, a potrafi także zejść do środka z lewego skrzydła i oddać groĽny strzał na bramkę przeciwnika. Jednak, gdy na skrzydle gra Luis Garcia to styl gry zespołu wygląda inaczej.
Sposób gry drużyny może radykalnie ulec zmianie z meczu na mecz; czasem może to nie przynieść spodziewanych rezultatów, jednak takie ryzyko zawsze istnieje, jako że każda jedenastka może zagrać konkretnego dnia słabo, jednak dzięki takiej zmianie, The Reds mają więcej możliwości. Teoretycznie wraz z każdym miesiącem ta drużyna powinna prezentować się coraz lepiej. Ze wszystkich najlepszych klubów to właśnie w Liverpoolu do składu wchodzi najwięcej nowych zawodników. I w tej kategorii mieści się nawet styczniowy nabytek – Daniel Agger, który nie rozegrał jeszcze tuzina spotkań w czerwonych barwach, ale na boisk wygląda, jakby wystąpił w Premiership już ponad 200 razy.
Jedną z rzeczy, nad którą pracowałem wraz ze statystykiem Oliverem Andersonem jest coś, co nazwaliśmy „bramkowym wpływem”. Wymyśliliśmy to na potrzeby naszej książki „The Reds Review”, jednak ciągle uważnie się temu przyglądamy. Wpływ bramkowy ma na celu określenie, jak bardzo obecność danego zawodnika w drużynie wpłynęła na liczbę straconych i zdobytych goli przez zespół w porównaniu do średnich liczb uzyskanych przez drużynę na przekroju całego sezonu. To jest ich indywidualny wskaĽnik „różnicy bramek”.
Dla przykładu, gdy Didi Hamann przebywał na boisku, The Reds stracili mniej bramek niż normalnie, jednak także Liverpool zdobył 10 goli mnie, gdy Niemiec reprezentował barwy klubu w ostatnim sezonie. Inni piłkarze, jak Peter Crouch, czy Harry Kewell spowodowali, że zespół zdobywał więcej bramek, niż stanowiła średnia, jednak równocześnie The Reds tracili więcej goli.
Oczywiście wiele zależy od tego, w jakim meczu grał dany piłkarz i jaka była jego rola (na przykład Hamann zazwyczaj wchodził na boisku w końcówkach spotkań, żeby uspokoić tempo gry i zapewnić drużynie stabilizację w defensywie). Jednak ta statystyka jest pewnego rodzaju innym spojrzeniem na piłkarzy, którzy nie goszczą często na pierwszych stronach gazet, ale mają oni pozytywny wpływ na rezultaty osiągane przez zespół.
Tak, jak w przypadku wszystkich statystyk ta też może nie ukazywać pełnego obrazu, jeśli piłkarz rozegrał małą liczbę spotkań; dłuższe okresy dopiero pokazują prawdziwą wartość. W ostatnim sezonie Agger wystąpił zaledwie w czterech spotkaniach, jednak miał jedne z najlepszych statystyk. Zdecydowanie górował pod względem bramek zdobytych przez drużynę, gdy on grał; Liverpool miał także lepszą średnią punktów, gdy Daniel znalazł się w składzie w porównaniu do statystki uzyskanej przez The Reds na przekroju 62 spotkań (za zwycięskie mecze pucharowe także przyznawaliśmy trzy punkty). Na przestrzeni całego sezonu drużyna zdobyła średnio 2.09 punktu na mecz; w czterech spotkaniach z udziałem Agger ta liczba wzrosła do 2.50.
Jednak oczywiście był to tylko mały przykład. Interesujące jest to, że ten trend powtarza się w obecnym sezonie i to jeszcze z lepszym skutkiem. Okres gry wciąż jest stosunkowo mały, ale wygląda na to, że obecność Aggera w zespole dobrze wpływa na poczynania Liverpoolu. Czy to tylko dzieło przypadku?
Luis Garcia jest kolejnym piłkarzem, który ostatnio prezentuj się wyśmienicie; w ciągu ostatnich 14 miesięcy liczba minut jego gry nie była wielka, jednak w tym czasie przyczynił się do większej ilości bramek, niż jakikolwiek inny piłkarz Liverpoolu.
Na potrzeby tej samej książki wraz z Oliverem opracowaliśmy nowy system przyznawania asyst, w którym asystę na koncie zapisują dwaj ostatni piłkarze, którzy dotknęli piłki bezpośrednio przed strzelcem gola. Nie mieliśmy tutaj na celu spróbowania ukazania ilości „zabójczych podań”, ponieważ takim mogło być dowolne zagranie w danej akcji: ostatnie, przedostatnie (jak w przypadku podania Xabiego Alonso przy bramce Kuyta z Newcastle), albo nawet pierwsze. Chcieliśmy bardziej tutaj ukazać, którzy piłkarze mają największy bezpośredni udział przy akcjach bramkowych; to oni kreują sytuacje bramkowe.
W ostatnim sezonie spośród wszystkich piłkarzy Liverpoolu to właśnie Luis Garcia był najlepszym piłkarzem pod względem dodanych do siebie asyst i bramek zdobytych na 90 minut gry. W tym sezonie wciąż czeka na swoje pierwsze trafienie, ale już zalicza ‘asysty’ we wspaniałym tempie: 1,4 asysty na 90 minut (w ostatnim sezonie też był najlepszym piłkarzem pod tym względem z 0,51 asysty na 90 minut gry. Jego obecna statystyka jest niemal trzy razy lepsza).
Mówcie, co chcecie na temat statystyk, ale takie obliczenia pokazują to, co odczuwa wiele osób: Luis Garcia stwarza zagrożenie pod bramką rywala.
W książce jest także omówiona liczba zdobytych bramek z dystansu przez The Reds, a także bardzo mało ilość goli straconych z takiego dystansu. Sobotni gol Johna Arne Riise był 50 trafieniem z dystansu od momentu przyjścia Rafy Beniteza na Anfield. Jednak jeśli Xabi Alonso utrzyma regularność zdobywania takich bramek, to chyba będziemy musieli zacząć wprowadzać nową statystykę.
Niewielu piłkarzy zdobywa jedną bramkę z własnej połowy w całej swojej karierze, a co dopiero mamy mówić o dwóch: jedna zdobyta lewą nogą, a druga prawą. (Co dalej, gol głową z połowy boiska?)
Gol Alonso zasłużenie trafił na pierwsze strony gazet po środowym meczu, jednak bramka Dirka Kuyta była ważniejsza. Nie tylko zakończyła strzelecką niemoc The Reds w trzech poprzednich spotkaniach, ale także Holender zdobył pierwszego gola w Anglii. Pierwsza bramka dla napastnika jest zawsze najtrudniejsza, zwłaszcza, gdy zaczyna rywalizować na wyższym poziomie rozgrywek.
Na świecie mogą być lepiej wyszkoleni technicznie napastnicy, ale niewielu wykonuje tak wielką pracę na boisku i dysponuje ogromną siłą psychiczną i fizyczną, jak właśnie Dirk. Widziałem porównania Holendra do Kevina Keegana i Marka Hughesa i z pewnością Kuyt dysponuje energią i umiejętnością wykorzystania swojego talentu do maksimum, czym mógł pochwalić się Keegan, jednak również posiada siłę i umiejętność przytrzymania piłki Marka Hughesa. Jednak Holender ma jeszcze bardziej bezwzględną naturę od tej dwójki.
Zawszę wolałem w zespole piłkarze, jak Kuyt – wschodzącą gwiazdę, która jest głodna sukcesów i gra dla zespołu – niż starszą supergwiazdę, jak Ronaldo. Entuzjazm i idealne podejście do wykonywanego zawodu Kuyta powoduje, że inni piłkarza przejmują jego stosunek. Jest takim piłkarzem, który jednoczy drużynę. Jednak ciągle potrafi zdobywać bramki, które rozstrzygają o losach meczu.
Im więcej masz w zespole takich piłkarzy, jak Kuyt, Gerrard, Carragher, czy Sissoko tym więcej pracy wykonuje cała drużyna: wtedy ten organizm zaczyna przewyższać swoje możliwości. Ciężka praca jest naprawdę zaraĽliwa. Peter Crouch jest podobny w tym, że gra dla zespołu, a Craig Bellamy nigdy nie daje za wygraną i walczy do samego końca. W składzie nie ma nawet jednego ‘pasażera’. W każdym zespole wystawionym przez Rafę będą piłkarze, którzy mogą rozstrzygnąć losy meczu, po prostu urodzeni zwycięzcy.
Dzięki tym dwóm spotkaniom na Anfield ligowa tabela nabrała już bardziej realistycznego kształtu, ponieważ rozegrano mniej więcej po równo meczów na własnym boisku, jak i tych wyjazdowych. Teraz wyraĽnie jest pewien moment kulminacyjny, a także wraz z trzema czystymi kontami w czterech meczach powróciła pewna stabilizacja. Do końca jeszcze daleka droga, ale wyścig wciąż trwa.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 27.09.2006 (zmod. 02.07.2020)