Żebyśmy w maju niczego nie żałowali
Artykuł z cyklu Artykuły
Podczas dyskusji z przyjaciółmi, albo wymiany poglądów z kibicami Liverpoolu na forach internetowych, bardzo często się zastanawiam, jak bardzo bieg naszego życia i obecna forma psychiczna wpływa na odbiór rzeczywistości.
Nasz nastrój bez wątpienia wpływa na to, jak odbieramy dany mecz; czasem nie da się ujrzeć prawdziwego obrazu gry drużyny, której kibicujemy.
Mecz z PSV jest jednym z najlepszych na to przykładów ze wszystkich spotkań jakie w życiu widziałem. Chyba nigdy nie czytałem tak wielce różnych poglądów na temat tego samego meczu piłki nożnej. Jedni popadali w zachwyt nad niezwykle profesjonalnym występem, który zapewnił bezcenny punkt na wyjeĽdzie, a inni przeklinali fakt, że pozwoliliśmy ‘słabej’ holenderskiej drużynie odebrać nam cenną zdobycz.
Nie mogę powiedzieć, że oglądałem wtorkowy mecz w najlepszym nastroju. Tydzień wcześniej rozstałem się z dziewczyną, która naprawdę była dla mnie kimś wyjątkowym – spotkałem ją niedługo po powrocie ze Stambułu.
Może to brzmieć głupio, ponieważ nie jest zupełnie związane z futbolem, ale niestety moment rozstania nastał po strasznej porażce w derbach i przed wyjazdem na Stamford Bridge. Całkiem by mnie wykończył przegrany mecz na Old Trafford w środku tygodnia, na dodatek przegrany po wybitnie głupiej bramce (Między wierszami myślę tutaj o: Rafa zbliża się do boiska, żeby wydać odpowiednie instrukcje piłkarzom, gdy nagle piłka odbija się od jego głowy, przemierza 50 metrów i ląduje w samym okienku siatki The Reds. Rozważałem jeszcze spektakularną przewrotkę w wykonaniu sędziego).
Praktycznie całe moje życie skupia się wokół klubu, który kochamy i wydarzeń z nim związanych. Standard mojego życia zależy od sprzedaży książek na temat Liverpool FC; a po złym wyniku, nawet najtwardsi faceci wolą przeczytać 10 rad Cosmopolitan na temat woskowania, aniżeli głębiej przemyśleć tematy związane z The Reds. (Moja najbliższa książka 10 rad Paula Tomkinsa na temat woskowania ukaże się już w grudniu). Jestem także dumny, że co tydzień regularnie w środy piszę artykuły dla Oficjalnej Strony Liverpoolu i ja należę do optymistów, którzy cenią konstruktywną krytykę, jednak ciężko jest znaleĽć jakieś pozytywy, gdy jest się w złym nastroju.
Wydarzenia z naszego codziennego życia wypaczają odbiór rzeczywistości. Tak wiele złości, frustracji, nadziei, radości i rozpaczy wiąże się z kibicowaniem ukochanej piłkarskiej drużynie. Wszystkie te emocje uwalniają się w weekend, albo w środku tygodnia: w momencie, gdy nasze uczucia skupiają łączą się z wydarzeniami na boisku, na 90 minut ekstazy, albo tortur. Jako, że jestem gwałtowną osobą z artystycznym temperamentem często sporym wyzwaniem jest dla mnie próba wymazania z moich myśli wszelkich otaczających mnie spraw i skoncentrowanie się tylko i wyłącznie na meczu.
Chcąc ujrzeć bardziej przejrzysty obraz musimy wyzbyć się emocji. Zbyt wiele bredni się pisze na temat piłki w stanie ogromnego podekscytowania; w jednej chwili to, co piszemy może nam wydawać się jedyną prawdą, ale bardzo często te myśli nie są obiektywne. Właśnie dlatego menadżerowie bardzo rzadko uśmiechają się, gdy ich drużyna zdobędzie bramkę; nauczyli się ograniczać emocje do minimum. (jednak w dniu, gdy już nie będę szalał ze szczęścia po zdobytej przez The Reds bramce, przerzucam się na oglądanie kręgli).
Wyczuwam ogromne przygnębienie i złość wśród fanów, którzy oczekują, że The Reds uczynią cud i wyrwą ich ze stanu depresji. I to stanowi ogromną część historii piłki nożnej: ten wyimaginowany świat, do którego uciekamy w naszych głowach na te półtorej godziny.
Jednak chyba jeszcze przed żadnym meczem w moim życiu nie przeczuwałem tyle złego, jak przed ostatnim spotkaniem z Chelsea na Stamford Bridge. Naprawdę nie byłem w nastroju na mecz, już wcześniej wspominałem o powodach takiego stanu, a na dodatek stawka była niezmiernie wysoka, te starcia w swojej naturze są niezwykle zacięte, więc po porażce nie jesteś w stanie nic poradzić, że czujesz się, jak śmiertelnie ranny byk poszukujący wody. Jednak wiedziałem, że nie mogę uciec od tego meczu. Zbliżał się wielkimi krokami, jak coś czego się boisz, ale nie możesz się przed tym ukryć. Trzeba było to przeżyć, istniały dwa scenariusze. Na mnie zwycięstwo nie podziałałoby jak czarodziejska różdżka, nie zmieniłoby tego, co poszło nie po mojej myśli, jednak porażka byłaby ostatnim gwoĽdziem do mojej trumny.
Niestety polegliśmy, trochę pechowo, ale nie załamałem się kompletnie. Ta porażka nie oznacza końca sezonu, jeszcze czekają nas 34 ligowe spotkania, a przecież trzy z czterech pierwszych meczów to były ciężkie wyjazdowe starcia (co zdecydowania skrzywiło ligową tabelę) i każda z czterech czołowych drużyn poniosła już przynajmniej jedną porażkę. Jednak przegrana z Chelsea nie ułatwia nam zadania.
To była kolejna porażka, o której zadecydowały centymetry – The Reds po raz piąty trafili w słupek w ciągu ostatnich ośmiu dni. Sędzia po raz kolejny nie podyktował dla nas ewidentnego rzutu karnego – jest to już piąte tego typu zdarzenie w tym sezonie.
To jest jeden z tych meczy, do których wracając pamięcią myślisz ‘co by było, gdyby’, ale tak jak to zauważył były napastnik Chelsea Tony Cascarino, Rafa nie zrobił niczego Ľle. The Reds stworzyli więcej dogodnych sytuacji do zdobycia bramki niż w ostatnich trzech wizytach na Stamford Bridge – oszukując kilkakrotnie defensywę Mistrzów Anglii. Zabrakło tylko kilku centymetrów przy wykończeniu akcji. Ci piłkarze mogą teraz żałować, że nie wykorzystali tych sytuacji, ale przynajmniej się w nich znaleĽli, nie bali się zaryzykować; przynajmniej próbowali wykorzystać zaistniałą sytuacją, nie bali się wziąć odpowiedzialności na własne barki.
W tamtej chwili wiedziałem, że chciałbym mieć umiejętność cofnięcia czasu, żeby niektóre rzeczy zrobić inaczej. Żal jest bardzo frustrującym uczuciem; ponieważ nie możesz cofnąć się w czasie, żeby zmienić bieg wydarzeń.
Możliwość spojrzenia w przyszłość jest wspaniała, można zmienić swoje słowa, albo czyny, albo nawet wystawić inną drużynę w meczu. W ostatnich 90 spotkaniach Rafa za każdym razem zmieniał wyjściową jedenastkę w porównaniu do poprzedniego starcia, jednak pomijając nieliczne sytuacje, w których żałował swoich decyzji, w tych 90 meczach mieszczą się także te, które zapewniły nam Puchar Europy, FA Cup, a także prawie najwyższy procent wygranych spotkań na przekroju całego sezonu w historii klubu.
Chyba najlepiej wyraził to amerykański dziennikarz Sydney J. Harris: „Z czasem żal za rzeczy, które zrobiliśmy przemija; żal za rzeczy, których nigdy nie zrobiliśmy pozostaje wieczny.”
Ja mam nadzieję, że piłkarzem w maju nie będą mieli wielu powodów do żalu. Jedną rzeczą jest przegrać po zaciętej, uczciwej walce, jednak przekonanie, że powinieneś i mogłeś zrobić więcej znacznie utrudnia życie.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 20.09.2006 (zmod. 02.07.2020)