Fairclough na temat PSV i Chelsea
Artykuł z cyklu Artykuły
Po takiej porażce zawsze dobrze jest mieć szansę na naprawienie błędów i dziś wieczorem The Reds mają właśnie na to szansę w Eindhoven na inaugurację tegorocznej Ligi Mistrzów.
Oprócz Barcelony, która jest chyba obecnie najsilniejszą drużyną w Europie raczej nie ma żadnych innych murowanych faworytów w tegorocznych rozgrywkach. Szansę na wzniesienie Pucharu Europy ma wiele zespołów, które są w fazie przebudowy. Jeśli The Reds nie sięgną po to trofeum to oczekuję, że wygra szerzej nieznana drużyna, sprawiając ogromną niespodziankę.
My spotykamy się ponownie z Ronaldem Koemanem – człowiekiem, który przyczynił się do naszego odpadnięcie z turnieju w zeszłym sezonie. W tym roku powrócił do Holandii, jako następca Guusa Hiddinka w PSV.
Pod wodzą Hiddinka zespół z Eindhoven miał kilka naprawdę świetnych sezonów w tych rozgrywkach, od dwóch lat nie przegrali meczu u siebie w fazie grupowej, choć drużyna Gerarda Houllier – Lyon pokonała ich 1-0 w poprzednim sezonie już w fazie pucharowej. Jednak nie jest to już ten sam zespół, co sprzed roku – kilku świetnych piłkarzy pożegnało się z klubem, ale Koeman sprowadził doświadczonego Patricka Kluiverta. Na małym, ale tworzącym wspaniałą atmosferę Philips Stadium nie będzie łatwo pokonać Holendrów, ale ja mam nadzieję, że The Reds zaczną tegoroczną Ligę Mistrzów od mocnego uderzenia.
Cztery lata temu byłem w Eindhoven na meczu tamtejszej drużyny z Arsenalem. Kanonierzy zmiażdżyli PSV 4-0, a Gilberto Silva zdobył najszybszą bramkę w historii Ligi Mistrzów – potrzebował na to zaledwie 20 sekund. Fantastycznie by było, gdyby The Reds mogli to powtórzyć i wygrać tak samo, jak to uczynili rok temu w Sewilli w meczu przeciwko Betisowi.
Mimo słabego wyniku w lidze w ostatni weekend, The Reds mogą przystąpić do tego meczu z ogromną pewnością siebie, ponieważ ponieśli tylko jedną porażkę w ostatnich 11 wyjazdowych spotkaniach w Lidze Mistrzów, choć ta jedna jedyna miała miejsce w lutym podczas meczu z Benficą, którą prowadził właśnie Koeman. Holender pewnie uważa, że ma idealnie rozpracowany zespół Rafy Beniteza po doświadczeniach z ostatniego sezonu i przyjściu Jana Kromkampa, ale mam nadzieję, że Hiszpan nas wszystkich czymś zaskoczy.
Im mniej będziemy mówić o sobotnich derbach tym lepiej, ale to właśnie The Blues lepiej rozpoczęli ten sezon i tak jak wielu fanów The Reds w czasie weekendu starałem się wszystkich przekonać, że to ciągle Liverpool króluje w Merseyside. Po tak straszliwej porażce zaskakujące jest, że fani The Reds mieli słuszne uwagi, co do tej porażki. Mieliśmy wszelkie prawo podejść do tego meczu pełni pewności siebie, ponieważ w ostatnich latach przeważnie ich pokonywaliśmy. Jednak tym razem wszystko się zmieniło i to Everton nas pokonał 3-0.
Czerwona część Merseyside prowadziła zawzięte poszukiwania w celu odnalezienia jakiegoś sensownego wytłumaczenia tej niespodziewanej i smutnej porażki. Nie możemy przegrywać tak dużą różnicą bramek z odwiecznym rywalem zza miedzy. Ponownie słabo rozpoczęliśmy ten sezon, ale jest jeszcze czas, żeby wszystko się zmieniło.
Rozpoczyna się tydzień, w którym naprawdę poczujemy, że ten nowy sezon zaczął się już na dobre – dzisiaj potyczka z PSV, a już w niedzielę jedziemy na Stamford Bridge, żeby zmierzyć się z Chelsea. Niestety tak samo, jak w przypadku spotkania derbowego chyba za wcześnie przychodzi nam walczyć z Mistrzem Anglii, jednak nie możemy sobie pozwolić na porażkę w tym meczu.
Jednym z głównych powodów naszych niepowodzeń w ostatnich sezonach ligowych jest niemożność pokonania Chelsea w lidze i jeśli ktoś chce powstrzymać ich przed zdobyciem trzeciego z rzędu Mistrzostwa Anglii to musi z nimi wygrywać. Całe Premiership się ucieszyło, gdy Middlesborough wszystkich zaskoczyło pokonując Londyńczyków i wiemy, że jesteśmy w stanie powtórzyć dokonanie Boro.
Chelsea trafiała na pierwsze strony gazet z powodu transferów Szewczenki i Ballacka jednak to wcale nie czyni ich nietykalnymi. Przyjście Ballacka tylko wyłącznie zachwieje równowagę w tym zespole, ponieważ będą szukać dla niego miejsca obok Lamparda i Essiena.
Niemiec nie jest już tym samym piłkarzem, który odegrał kluczową rolę w Bayerze Leverkusen, który wyeliminował The Reds z Ligi Mistrzów w 2002 roku, ponieważ w ostatnich latach Ballack borykał się z różnymi kontuzjami. Nie mógł sobie wybrać trudniejszej ligi niż Premiership, gdzie jego przygotowanie fizyczne będzie nieraz poddane próbie w starciach z takimi piłkarzami jak Momo Sissoko. Widzę wiele podobieństw w sposobie gry Lamparda i Ballacka – obaj chcą mieć pełną swobodę w działaniach ofensywnych i nie śpieszą się do pomocy kolegom z defensywy, bardzo dobrze czują się tuż za napastnikami.
Wygląda na to, że Chelsea zaprzestała swojej taktyki opierającej się na grze skrzydłami, preferując większe skomasowanie sił w środku pola. Także większy nacisk kładą na bocznych obrońców, którzy muszą być solidni w obronie, a także aktywnie wspierać drugą linię.
Teraz mają prawdziwie klasowego zawodnika w napadzie w osobie Szewczenki i nie muszę chyba nikomu mówić, że w niedzielę obrona Liverpoolu nie może zagrać tak tragicznie jak w spotkaniu derbowym.
David Fairclough
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 12.09.2006 (zmod. 02.07.2020)