Nigdy tego nie przewidzieliśmy
Artykuł z cyklu Artykuły
Tak wiele wydarzeń zarówno dobrych i złych miało miejsce w Liverpool Football Club. Żadnego z nich nikt nie potrafił przewidzieć.
Nikt nie potrafi przewidzieć przyszłości (teoretycznie), ale w połowie lat 80-tych nawet najbardziej przewidujący umysł miałby problemem z przepowiedzeniem kolejnych zdarzeń na Anfield, a jeśli poprawnie przewidziałby przyszłość to z pewnością wtedy UPAM (Związek Mediów i Mistyków) wszystkiemu by zaprzeczył na podstawie nierealnych tez.
Poprzednie dwadzieścia lat – od środka lat 60-tych do 80-tych – to właśnie wtedy klub osiągnął swój najwyższy status, jednak od środka lat 80-tych życie na Anfield zaczęło przypominać „oszalały rollercoaster”. To porównanie jest bez wątpienia przestarzałe, zbyt często używane, ale naprawdę ciężko jest wymyślić coś innego, co tak szybko się wznosi i upada (oprócz Arjena Roobena).
Gdy zastanawiam się nad obecnym stanem Liverpool Football Club zawsze przypominam sobie wszystkie najgorsze chwile sprzed 20 lat, a nie tylko wspaniałą euforię po fenomenalnych sukcesach. Także ważna jest, by pamiętać o tym, jak dobre było ostatnich pięć lat. Oczywiście nie były doskonałe, ale znacznie lepsze od poprzedzającej je dekady.
Soren Aabye Kierkegaard (19-wieczny duński filozof egzystencjonalny, a na nie młody i utalentowany lewy obrońca z Brondby) mówił o życiu chwilą: że nie doceniamy życia, gdy trwa; dopiero w pełni rozumiemy wagę tych wydarzeń, gdy je sobie przypominamy – czasem ma to miejsce wiele lat póĽniej, gdy jesteśmy starzy i żałujemy naszych decyzji.
Więc zanim będzie za póĽno, pozwólcie, że zabiorę was w podróż do przeszłości, tak jak Duch ¦wiątecznej Przeszłości oprowadził Scrooge przez jego wspomnienia.
Jest rok 1990, a dokładniej kwiecień, jesteśmy na Anfield. QPR prowadzi 1-0, zanim Ian Rush przyjmuję na klatkę piersiową trudną piłkę i pokonuje bramkarza z ostrego kąta. Chwilę póĽniej John Barnes nerwowo wykorzystuje jedenastkę, a The Reds zwyciężają. Liverpool został Mistrzem Anglii po raz 18 w historii i 13 w ciągu ostatnich 26 lat. Tak naprawdę przez ponad dwie kolejne dekady następujące stwierdzenie pozostaje prawdziwe: jeśli ten rok nie był rokiem The Red, to niemal z pewnością będzie nim następny.
Kto by pomyślał, że to będzie jak na razie ostatni raz, gdy mogliśmy posmakować tak wyjątkowego szampana? (oczywiście w 1964 sięgnęliśmy po tytuł po 17 latach przerwy, więc może zmierzamy zupełnie przypadkowo do symetrii?)
Jest rok 2004, a dokładniej lipiec. The Reds awansowali do Eliminacji Ligi Mistrzów z największym trudem, a Michael Owen – człowiek, który gwarantuje bramki odszedł do Realu Madryt. Jego drogi zastępca złamie sobie nogę w przeraĽliwym wypadku krótko po przybyciu, a w styczniu Milan Baros jedyny zdrowy napastnik po tym, jak Neil Mellor i Florent Sinama-Pongolle odnieśli poważne kontuzje kolan, zdobędzie tylko jedną bramkę po fazie grupowej.
Po długim okresie przejściowym The Reds przegrają w całym sezonie 14 spotkań ligowych. Latem 2004 roku znając tą informację, nikt nie przepowiedziałby, że rok póĽniej Liverpool sięgnie po Puchar Europy. Ludzie to jest niedorzeczne.
Jest rok 2005, a data może być tylko jedna – 25 maja. AC Milan do przerwy wygrywa z Liverpoolem 3-0 i rozpoczyna się druga część gry po tym, jak sędziowie dali znak przedstawicielom TV, dwa razy sprawdzili swoje szwajcarskie zegarki i poprosili Włochów o zgaszenie cygar. Jedna z drużyn zdobędzie 3 bramki. Przyznajcie: to może być jedynie AC Milan.
Jest rok 2005, 1 stycznia. Rezerwowy Southampton, Peter Crouch za sześć miesięcy zawita na Anfield. To jest żart, prawda?
1 grudnia 2005 roku. Crouch od 24 godzin próbuje zdobyć pierwszą bramkę dla Liverpoolu i Reprezentacji Anglii i jest głównym pośmiewiskiem dla kibiców. Nie ma takiej możliwości, że w ciągu najbliższych dziewięciu miesięcy zdobędzie 26 bramek! – po czym będzie mógł pochwalić się dorobkiem39 goli dla klubu i reprezentacji od momentu przebicia się do pierwszego zespołu Southamptonu około 18 miesięcy wcześniej. To nie wszystko, totalną abstrakcją jest już fakt, że miałby zostać najskuteczniej piłkarzem w Reprezentacjach Narodowych w 2006 roku i pierwszym zawodnikiem w historii Anglii, który 10 razy trafił do siatki w jednym roku kalendarzowym. Jest m przykro, ale to się nie stanie.
1997: Paul Ince przychodzi na Anfield jako ‘ostatni element układanki’, który ma zapewnić drużynie zażartość, gwarantującą tytuł. 1994: Phil Babb jest witany w Liverpoolu jako jeden z najlepszych środkowych obrońców i jest tym, kogo potrzebujemy. 2002: Bruno Cheyrou jest ‘nowym Zidanem’, bramkostrzelnym pomocnikiem, którego nam brakowało. 1992: Paul Stewart dołącza do The Reds po wspaniałym sezonie w roli defensywnego pomocnika w Tottenhamie i ma być nowym Ronniem Whelanem.
2000, 1 paĽdziernik. Liverpool wygrał zaledwie trzy z ośmiu pierwszych spotkań ligowych. Kto by pomyślał, że The Reds zostaną pierwszym angielskim klubem w historii, który zagra w największej liczbie z możliwych spotkań w jednym sezonie (włączając w to europejskie puchary), i nie odpadnie z żadnego pucharu? Barcelona, Roma, Arsenal i Chelsea zostali pokonani na drodze do zwycięstwa w Pucharze UEFA, FA Cup i Pucharu Ligi.
2001, 13 paĽdziernik. Gerard Houllier przez wielu fanów nazywany „nowym Shanksem” po wspaniałej potrójnej koronie zdobytej kilka miesięcy wcześniej, jest zabrany do szpitala w przerwie meczu z Leeds United po zawale serca i ledwo uchodzi z życiem dzięki wspaniałej interwencji lekarzy. Jeśli tego nikt nie potrafił przewidzieć, to jeszcze trudniejsze było przepowiedzenie kolejnego sezonu, gdy „Le Boss” powrócił do pracy. (po tym jak Liverpool stracił na kilka minut przed końcem awans do Półfinału Ligi Mistrzów)
2002, jesień. Liverpool dostał dwie srogie, otwierające oczy lekcje piłkarskie od nieznanej hiszpańskiej drużyny z zupełnie anonimowym menadżerem. Nigdy o nim nie słyszałem...
1991, 20 kwietnia. Graeme Souness prowadzi Liverpool w swoim pierwszym meczu w roli menadżera – wspaniały wybór. Kto tutaj się nie zgadzał z tym? Posiada pasję i wiedzę; dumnie nosił kapitańską opaskę w tym klubie i był wspaniałym piłkarzem, pełnym serca do gry. Teraz jest także dobrym menadżerem po pięciu latach pracy w Szkocji.
Ja jednak zacytuję Homera Simpsona: ”D’oh!”. Zamiast przeszkodzić spadkowi on wziął w nim udział. Po tuzinie trofeów w poprzednich 17 latach, tylko dwa kolejne zawitają na Anfield w latach 90-tych i dopiero zatrudnienie zagranicznych szkoleniowców zmienia postać rzeczy. Jednak z pewnością nie przyniesie to żadnych długoterminowych korzyści.
1989, 26 maja, Anfield. Michael Thomas na dwa lata przed ruchem, gdy sam siebie zaskoczy dołączając do Liverpoolu, ogrywa obronę Liverpoolu w taki sposób, że Hansen, Nicol i spółka nawet go nie dostrzegli. Szczęśliwy rykoszet i Thomas ma przed sobą bramkę. Czas biegnie dalej.
Gdyby mogli przewidzieć przyszłość to Hansen, lub Nicol może powaliliby go zanim dobiegł do bramki Grobbelaara? Tylko oni to mogą wiedzieć. To jest okropne, ponieważ tytuł wędruje do Londynu dzięki ostatniemu kopnięciu piłki w sezonie, jednak czy to ma tak naprawdę jakieś znaczenie?
Pięć minut po czwartej, 15 kwietnia, 1989. Tak jak Highbury, czy Highfield Road, słowo Hillsborough znaczy ni mniej ni więcej niż pozostałe nazwy stadionów, nie wzbudza żadnych emocji. To po prostu kolejny obiekt, na którym rozgrywany jest wielki mecz – dla wszystkich, oprócz tych zgromadzonych na Leppings Lane, który wiedzą więcej. Minutę póĽniej cały świat zobaczy coś okropnego, nad wyraz tragicznego. Już nigdy nic nie będzie takie samo.
Jest wiele rzeczy, których nie potrafiliśmy przewidzieć. Jednak niewiele z nich kiedykolwiek zapomnimy.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 07.09.2006 (zmod. 02.07.2020)