FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 856

Co tak naprawdę oznacza pokonanie Chelsea?

Artykuł z cyklu Artykuły


Więc, zupełnie nieważny mecz towarzyski, czy kluczowe spotkanie, które wpłynie na bieg wydarzeń przez kolejne dziesięć miesięcy.

Waga niedzielnego starcia została uwypuklona przez samego Jose Mourinho w piątek, który powiedział, że psychika zespołu Rafy Beniteza zostałaby znacznie osłabiona, gdyby polegli z Chelsea przygotowaną ‘jedynie na 50%’. Więc podczas, gdy wartość tego trofeum może być kwestionowana, to waga tego meczu – prawdziwa nagroda, jeśli wolicie – została tak naprawdę przepowiedziana przez Portugalczyka.

W czasach wojny psychologicznej to spotkanie było takim meczem psychologicznym. Nie była ważna parada z trofeum w otwartym autobusie ulicami miasta, ale liczyło się wypracowanie psychologicznej przewagi przez 90 minut gry. Oczywiście nie oznacza to od razu, że The Reds stanowią lepszy zespół, ale wzmaga to wiarę, iż Liverpool może poważnie powalczyć o Mistrzostwo Anglii. To jest kolejny dowód.

Bardzo ciekawe jest to, że Mourinho tłumaczył się już przed meczem, próbując siać strach w szeregach Liverpoolu i zarazem sugerował, że ewentualna porażka została spowodowana niepełnym przygotowaniem kondycyjnym. Tak to należy rozumieć: Chelsea nie przegrywa z drużynami, tylko z okolicznościami.

Po pierwsze, jak to jest możliwe, że na tydzień przed rozpoczęciem ligowych zmagań drużyna jest przygotowana tylko na 50%? Czy na obozie przedsezonowym urządzali sobie zawodny, kto zje najwięcej lodów na plaży? Oczywiście, że nie. Na tym etapie żadna drużyna nie jest przygotowana na 100%, nawet Liverpool. Ale 50%? Coś jeszcze chcieliście dodać?

Bez trzech podstawowych piłkarzy: Makelele, Cole’a i Cecha, Chelsea ciągle miała droższą ławkę rezerwowych niż wyjściowa jedenastka drużyny Beniteza. Historyjki o braku kluczowych piłkarzy i Stamford Bridge nie chodzą ze sobą w parze, zwłaszcza gdy Makelele jest zastąpiony przez wartego 24 miliony funtów Essiena, a miejsce Joe Cole’a zajął Ballack. Naprawdę bardzo smutne historie.

Mourinho także tłumaczył się Mistrzostwami ¦wiata, ale jeśli mnie pamięć nie myli, kilku piłkarzy Liverpoolu także spędziło sporo czasu w Niemczech. Jeden z nich Harry Kewell doznał dość poważnej kontuzji podczas tego turnieju. Tymczasem kontuzja kolana Robbiego Fowlera oznaczała, że Rafa nie mógł skorzystać z usług dwóch kluczowych graczy w tym spotkaniu.

Bardzo dobrze, że Rafa oszczędził kluczowych graczy na to starcie, pamiętając o przedmeczowych wypowiedziach Mourinho. Czterech piłkarzy z kręgosłupa drużyny uważanej za najlepszą jedenastkę Liverpoolu rozpoczęło ten mecz na ławce: Gerrard, Alonso, Hyypia i Bellamy. Jednak mimo to The Reds zasłużyli na to zwycięstwo i nie wyglądali na zespół bez kręgosłupa.

Oprócz zdobycia dwóch goli, Liverpool stworzył jeszcze dwie wyśmienite okazje strzeleckie w okolicach pola bramkowego. Przez 20 minut po rozpoczęciu drugiej połowy Chelsea miała przewagę i w zasadzie nie oddawała piłki The Reds. W pozostałych 70 minutach to Liverpool rządził na boisku. Tak bardzo, że można zaryzykować stwierdzenie, iż 13 maja byłoby tak samo.

Podczas gdy formacja Chelsea się zawęża i skupia w jednym miejscu, ustawienie Liverpoolu nabiera szerokości i przestrzeni. Chelsea miała przewagę nad Liverpoolu pod względem szybkości na skrzydłach; to był ich największy atut. Ale teraz jest już inaczej. Wspaniały Szewczenko zdobędzie wiele bramek, ale jego obecność w składzie zniszczy równowagę w zespole? Gole Ukraince wygrają Chelsea wiele spotkań, ale jakim kosztem? To samo tyczy się Ballacka. Jednak to są problemy Chelsea, a nie nasze. Choć porównanie jest niezwykle interesujące.

Już teraz widać, że w tym sezonie Liverpool będąc w posiadaniu piłki ma więcej możliwości. Fenomenalna szybkość na skrzydłach, połączona w naprawdę inteligentnym poruszaniem się, daje zawodnikowi będącemu w posiadaniu piłki ogromne pole manewru.

W ostatnim sezonie oprócz Stevena Gerrarda, jedynym szybkim ofensywnym zawodnikiem The Reds był Djibril Cisse i mimo sporadycznych bardzo skutecznych ataków, co trzeba mu oddać, często w jego poruszaniu się po boisku brakowało inteligencji. Gdy grał w ataku za szybko ruszał do przodu i był łapany na spalonym; jako skrzydłowy po prostu brakowało mu naturalnego zrozumienia tej pozycji, nie wiedział, czy w danym momencie ma podejść do zawodnika z piłką, czy biec w kierunku bramki. Czasem wyglądał na oszołomionego i nic nie robił.

Najważniejszą rzeczą, jaką dokonali Pennant i Gonzalez nawet bez dotykania piłki jest zwiększenie wolnej przestrzeni. Z najlepszym trio w środku pomocy w całej Anglii (choć Chelsea tutaj na pewno by dyskutowała) miejsce, żeby mogli wyrazić siebie zostało wykreowane naturalnie. Pennant momentami grał tak szeroko z Maccabi, że wydawał się być częścią trybun.

Ruch Pennant przy bramce Riise podczas niedzielnego meczu nie jest na to jedynym przykładem, ale za to idealnym. Przypomniało mi to akcję Steve’a McManamana z sezonu 1995/96 na Old Trafford, gdy zmęczony Michael Thomas podał do niego piłkę, a McManaman pognał do przodu, podał do Fowlera, który posłał piłkę do siatki. Różnica jest taka, że w meczu z Chelsea ruch Pennanta został zignorowany przez Riise, ale dzięki temu Norweg miał miejsce, żeby zejść do środka, ponieważ Jermaine skupił na sobie uwagę obrońców biegnąć wzdłuż linii bocznej.

W ostatnim tygodniu młodzi zawodnicy Sissoko, Agger, Gonzalez, Pennant pokazali się ze świetnej strony i w grze The Reds wyraĽnie widać ożywienie. Szybkość i energia; samo oglądanie tego jest prawie, że męczące. Craig Bellamy jest kolejnym piłkarzem, który łączy szybkość z czystą determinacją: zwycięskie połączenie. W Cardiff był niczym fajerwerk, jednak w przeciwieństwie do innych szybkich piłkarzy, zaimponował opanowaniem i zwolnił grę, jeśli zaszła taka potrzeba, poczekał i wybrał najlepsze rozwiązanie.

Fabio Aurelio także zaimponował mi w swoim debiucie, mimo że ominęła go spora część przygotowań do sezonu. Na lewej pomocy wyglądał na dobrego, uniwersalnego piłkarza i miał trochę pecha, że nie udało mu się trafić do siatki.

Jest jeszcze za wcześnie, żeby przepowiadać sukces wszystkim nowym piłkarzom po zaledwie dwóch spotkaniach nowego sezonu. Jednak zawsze lepiej jest być do nich pozytywnie nastawionym, niż widzieć w nich swoich wrogów.

W tej drużynie Liverpoolu widać ogromny głód sukcesów i nie potrafię tego dostrzec w zespole Chelsea po dwóch Mistrzostwach Anglii z rzędu; może głód Londyńczyków będzie widoczny w Europie, gdzie ciągle muszą zaznaczyć swoją obecność. W niedzielę ciągle chcieli za wszelką cenę pokonać Liverpool. Jednak zamiast dorównać Liverpoolowi w staraniach o zwycięstwo, kilka razy utracili chęć do gry i to jest kolejny dobry znak psychologiczny.

Tydzień temu skupiłem się na bezpośrednich pojedynkach pomiędzy czołowymi zespołami Premiership i uznałem, że właśnie pod tym względem drużyna Rafy Beniteza musi się poprawić. Niedzielny mecz był kolejnym pozytywnie zdanym egzaminem.

Przez pierwsze 2/3 ostatniego sezonu, Liverpool nie wygrał żadnego meczu w Premiership i w Lidze Mistrzów z drużynami, które zajęły cztery czołowe miejsca w lidze. Sześć spotkań i tylko trzy zdobyte punkty z 18 możliwych (bardzo podobna statystka w porównaniu do pierwszego sezonu). Dopiero na początku lutego sytuacja się odmieniła, gdy w krótkim odstępie czasu pokonaliśmy Arsenal i Manchester.

Potem nadeszła wyjazdowa porażka z Arsenalem, ale dwa zwycięstwa z rzędu z Chelsea oznaczają, że wygraliśmy cztery z pięciu spotkań z głównymi rywalami do tytułu. Nowy sezon jeszcze się nie rozpoczął, więc można uznać, że nie ma to kompletnie żadnego znaczenia; z pewnością nie daje nam to żadnych punktów przed zbliżającym się sezonem. Jednak to pokazuje, że potrafimy pokonać wielkie drużyny i wygrać mecze o ‘sześć punktów’.

Teraz w każdym sporcie kluczowym czynnikiem jest psychika, więc ponownie wszystko może rozegrać się w psychologicznej wojnie. A pod tym względem The Reds są bardzo dobrze ukształtowani.

Paul Tomkins



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 16.08.2006 (zmod. 02.07.2020)