SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1615

"Zamurujmy Tunel Mersey"

Artykuł z cyklu Artykuły


Dwóch pisarzy rodem z Liverpoolu ma spory dylemat. Niedawno miała miejsce premiera nowej sztuki i zebrała jak najlepsze recenzje, jednak jeśli wydarzenia z tego spektaklu miały kiedyś zdarzyć się naprawdę to miałoby to znaczący wpływ na ich ulubiony klub.

‘Zamurujmy Tunel Mersey’ to tytuł śmiesznej sztuki Dave’a Kirby’ego i Nicky’ego Allta. Obecnie jest ona wystawiana w Tetrze Królewskim i wzbudza ogromne zainteresowanie wśród lokalnych krytyków.

Scenariusz opiera się na zdarzeniach dotyczących ‘Trójcy Kingsway’, którzy próbują utrzymać ‘tych snobów zza wody’ z dala od miasta.

Jednak z punktu widzenia kibiców Liverpoolu jest jeden problem – co zrobi Rafa Benitez i piłkarze mieszkający w Wirral, jeśli trio Scouserów nie pozwoli im przejechać?

Żeby się tego dowiedzieć musicie stanąć w ciągnącej się w nieskończoność kolejce po bilety – zainteresowanie jest tak duże, że w kasach konieczne było zatrudnienie większej ilości osób – my jednak możemy ujawnić, że Rafa i spółka nie mają powodów do obaw.

Chodzący na trybunę The Kop Dave i uczęszczający na trybunę Anfield Road Nicky mają bardzo łatwe rozwiązanie w takiej sytuacji, żeby wcześniej wspomniane osoby nie musiały dojeżdżać do Melwood bardzo długą drogą przez Most Runcorn.

„To żaden problem, zrobilibyśmy wyjątek dla każdego Czerwonego,” mówią zgodnie obaj. „Przecież musielibyśmy ich przepuścić, prawda? W innym wypadku zostalibyśmy zlinczowani przez wszystkich, którzy chodzą na Anfield Road.”

Sztuka ‘Zamurujmy Tunel Mersey’ została napisana w Barze Casa na Hope Street, a inspiracją do tego tworu był list napisany przez mieszkańca Wirral, który został opublikowany w Liverpool Echo.

Wszystkie prace nad tą sztuką trwały trzy lata i obaj Liverpoolczycy są dumni ze swego dzieła.

„Jest takie przysłowie ‘Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby’. W naszym przedstawieniu wiele osób z Wirral jedzie do Liverpoolu do pracy, potem wracają do pracy i nas wyklinają,” mówi Dave.

„Wszystko jest przedstawione w postaci komedii i jestem pewien, że większość mieszkańców Wirral będzie się z tego śmiać, ponieważ wszystkie kłótnie mają dobrą naturę. Nie śmiałbym obrazić Rafy, ani innych chłopaków, którzy tam mieszkają!”

„Ludzie z Merseyside posiadają jedną wspaniałą cechę – potrafią śmiać się z samych siebie. Oczywiście są wyjątki od tej reguły i właśnie o nich jest ta sztuka. Nie jest to satyra polityczna. Dla nas bardzo ważne jest to, żeby publiczność się z tym identyfikowała, ponieważ kontakt z publiką jest najważniejszą rzeczą w sztuce.”

Nicky dodaje: „Jest to napisane z myślą o masach. Wiele znanych osobowości jest krytykowanych w sztuce, ale nawet ludzie z Wirral będą się dobrze bawić. Chcieliśmy, żeby przedstawienie byłe miłe od oglądania i żeby to osiągnąć zastosowaliśmy humor Liverpoolczyków, zostaliśmy wychowani w takim typie żartów. Tak czasem bywa raniący dla innych, ale my tak właśnie żyjemy w tym mieście, bez przerwy z siebie żartujemy.”

Dave i Nicky powinni być już rozpoznawalni wśród kibiców Liverpoolu. Dave jest poetą w klubie podczas różnych spotkań, tymczasem Nicky napisał książkę „Chłopcy z Mersey”.

Napisali także jedną książkę wspólnie, która zebrała świetne recenzje. Jej tytuł to „Historie z The Kop” – znajdują się tutaj wiersze związane z The Reds. Została sprzedana w wyjątkowo szybki tempie, dzięki czemu pisarze zebrali tysiące funtów na rzecz Kampanii Sprawiedliwości Hillsborough, a także Hospicjum Dziecięcego Zoe w Zachodnim Derby.

Kibicują The Reds od urodzenia, dorastali przemierzając kontynent wzdłuż i wszerz by kibicować swoim ulubieńcom i to właśnie na trybunach Anfield zdobyli najlepsze wykształcenie.

„To właśnie miłość do tego klubu dała nam inspirację, żeby zacząć pisać,” mówi Dave. „Obaj urodziliśmy się w Kirkby i znamy się od wielu lat. Od dawna chcieliśmy na poważnie zająć się pisaniem, jednak gdy byliśmy młodsi nie było to możliwe dla dwóch chłopaków z Kirkby. Moi starsi bracia naśmiewali się ze mnie, że piszę wiersze!”

„To prawda,” dodaje Nicky. „w społeczności, w której żyliśmy pisanie wierszy uznawane było za bzdurę i dopiero pięć lat temu, gdy spotkaliśmy się podczas jednego ze spotkań The Reds postanowiliśmy, że czas to zmienić. Zapisaliśmy się na kurs dla pisarzy i od tego wszystko się zaczęło. Jestem pewien, że jest wielu takich kibiców, jak my i mam nadzieję, że będą inspirować się naszym przykładem.”

Dave Kirby i Nicky Allt na temat The Reds

Pierwsze wspomnienia

DK: Ojciec po raz pierwszy zabrał mnie na mecz w 1965 roku. Znalazłem się na starej trybunie Boys Pen i od tamtej pory po prostu pokochałem to miejsce. To była naprawdę ogromna część mojego życia. Podczas tych wszystkich lat, gdy pracowałem w handlu nieruchomościami to była moja ucieczka od rzeczywistości.

NA: Ojciec zabrał mnie na mecz rezerw w 1967 roku. Graliśmy z Evertonem, w bramce stał Ray Clemence i wygraliśmy 3-0. Pamiętam, że świetnie się bawiłem. Jest jeszcze jedna rzecz, która szczególnie zapadła mi w pamięć, to jak jeden dzieciak do mnie przyszedł i dał mi bilet na mecz z Newcastle. Nie wiem dokładnie, który to był rok, ale coś około początku lat 70-tych, ponieważ dopiero, co pozyskaliśmy Keegana i grał właśnie w tym spotkaniu. Poszedłem na Anfield Road i wygraliśmy 5-0.

Ulubiony piłkarz

NA: Wszyscy ciągle zapominają o takim piłkarzu, jak Jan Molby i naprawdę nie wiem, jaka jest tego przyczyna, przecież był wspaniały zawodnikiem. Z tym swoim brzuchem przypominał mi bardziej piłkarza z Niedzielnej Ligi, ale za to jakim on był graczem. Także miał szokująco małe nogi, to jest nie do pomyślenia, że nosił zaledwie buty o numerze 38-40 przy takim wzroście. Raz do niego podszedłem i powiedziałem: „Hej, Jan, jesteś jednym z najlepszych piłkarzy, jakich w życiu widziałem, ale Twoje stopy są maleńkie,” a on na to „Tak, ale za to potrafią grać!”. Z pewnością Molby jest jednym z moich ulubionych zawodników, obok tak oczywistych piłkarzy, jak Kenny Dalglish i John Barnes. Obecnie moim ulubionym piłkarzem jest Momo Sissoko.

DK: Ja stawiam na Dalglisha, ponieważ dał mi tyle radości w moim najlepszym okresie, jako fana The Reds, gdy chodziłem na wszystkie mecze te na Anfield i wyjazdowe.

NA: A, co powiesz na Joey’a Jonesa? Nie mogę uwierzyć, że o nim zapomniałem!

DK: Pewnego razu jadłem obiad z Joey’em i Jimmym Casem. Siedziałem przy stole razem z piłkarzami, ale w końcu skończyło się tak, że stałem w kolejce z innymi ludĽmi, żeby zrobić sobie zdjęcie z idolami!

NA: Jimmy Case! Masz rację. Sprzedaliśmy go o dziesięć lat za wcześnie. Powinien być naszym kapitanem po Graeme Sounessie.

DK: Muszę dodać Johna Barnesa. Przyszedł z Watford i dał Liverpoolowi taki powiew świeżości. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem. Dalglish jako menadżer odkrył w Barnesie coś, czego nikomu innemu się nie udało.

NA: Grał razem z Beardsleyem. Kolejny fantastyczny piłkarz. Wraz z Johnem Aldridgem tworzyli trzon naszej bezsprzecznie najlepszej drużyny w historii w sezonie 1987/88. Jeśli nie byłoby tej kary po Heysel w 1985 roku to Wielki Puchar trafiłby na Anfield jeszcze conajmniej ze trzy razy.

DK: Bez wątpienia. Wielka szkoda, że ta drużyna nie mogła pokazać się w Europie.

NA: Każda rozmowa na temat najlepszych piłkarzy i drużyn w historii Liverpoolu jest niekończąca się. Moglibyśmy tak wiecznie.

Pamiętne chwile

DK: Pierwszy Puchar Europy w 1977 roku. Mam wieczną pamiątkę (podwija rękaw swojej koszulki i pokazuje powoli zanikający już tatuaż). Ośmiu z nas zrobiło sobie takie tatuaże w piątek przed podróżą do Rzymu. Jednak nikt nam nie powiedział, ze one się zasklepiają, więc wszyscy do Włoch dojechaliśmy z bandażem na ramieniu!

NA: (dumnie unosi rękę i pokazuje znacznie nowszy tatuaż). Twój Liverbird wygląda, jak kaczka. Mała kaczka z parą doczepianych skrzydeł!

DK: (¦mieje się) Wiem ma ogromny brzuch od piwa i w ogóle. Jednak teraz już na poważnie jeśli miałbym szansę przeżyć jeszcze raz jeden tydzień to wybrałbym właśnie ten. To było coś wspaniałego i bez wątpienia to było najlepsza moja piłkarska chwila. Nigdy nie zapomnę, jak pociąg zatrzymał się w Szwajcarii w Alpach, wszyscy wyjrzeli za okna, a ktoś zaczął krzyczeć i rozniosło się niezwykłe echo. Minutę póĽniej wszyscy zaczęli to robić. Mieliśmy niezły ubaw.

NA: Fajnie, że o tym wspominasz, ponieważ podobna rzecz miała miejsce rok temu, gdy ponownie utknęliśmy w górach tym razem pomiędzy Bułgarią i Turcją, gdy wracaliśmy z ostatniego Finału Pucharu Europy. Była mniej więcej szósta rano i wszyscy robili to samo.

NA: Jeśli miałbym wybrać moją najwspanialszą chwilą to szczerze mówiąc byłby to dla mnie nie lada problem. Prawdopodobnie wybrałbym Stambuł ze względu na sam mecz; sposób w jaki walczyliśmy, myśleliśmy, że już nie żyjemy i nasze szanse są pogrzebane w przerwie. Potem śpiew kibiców i nasz fenomenalny powrót do gry. Ta historia była już opowiadana wiele razy, jednak gdy Dudek obronił ostatni rzut karny, to dla mnie historia zatoczyła koło. Tak długo czekaliśmy na ten tryumf, przez tą dyskwalifikację, musieliśmy oglądać słabe zespoły. Jednak po Stambule wszystko wydaje się być kompletne. Żaden piłkarski kibic nie widział więcej sukcesów niż fan Liverpoolu.

DK: Jest taki gość, którego poznałem w Leicester – prowadzi bar na Majorce, ma chyba teraz 59 lat. W ciągu całego swojego życia tylko raz był na Wembley. W takich chwilach uświadamiam sobie, że mieliśmy ogromne szczęście kibicując Liverpoolowi. Za sto lat ludzie będą patrzyć w przeszłość i myśleć ‘wow’, gdy zobaczą nasze wielkie sukcesy z lat 60, 70 i 80-tych. To był okres, podczas którego klub z tego kraju odniósł najwięcej sukcesów i my w tym czasie żyliśmy.

NA: Podróżowanie po całym świecie kibicując The Reds to wspaniałe doświadczenie. Trzeba naprawdę daleko pojechać, żeby tak szczerze docenić to skąd pochodzisz. Jeżdżę po świecie od 16 roku życia. Dzięki piłce byłem między innymi w Japonii, a także w wielu innych miejscach, do których bez Liverpoolu bym nie pojechał. Nawet z podróży do Szwajcarii na obozy przedsezonowe mam wspaniałe wspomnienia.

NA: W tym momencie muszę także wspomnieć o roku 1986, gdy ustrzeliliśmy dublet pokonując Everton. Pamiętam, że opuszczał wtedy Wembley w stanie prawdziwej euforii, pojawiły się nawet łzy. Byłem tak szczęśliwy, można to jedynie porównać ze Stambułem.

Bill Shankly

NA: Nie możemy rozmawiać o Liverpoolu nie wspominając człowieka, który to stworzył. Naszego Boga.

DK: Oczywiście, jeden jedyny Pan Bill Shankly.

NA: Nasza pasja ma początek właśnie w nim. On to w nas zaszczepił. Gdy zobaczyliśmy całą pasję Billa Shankly’ego to stało się niczym nałóg. To właśnie jego trzeba obwiniać za moją miłość do Liverpool Football Club. Ja i Dave byliśmy dziećmi, gdy po raz pierwszy usłyszeliśmy Shanksa, ale od tej chwili nie było takiej możliwości, żeby zapomnieć o tym klubie.

DK: Scouserzy to ludzie pełni pasji. Taką mają naturę. Jednak, gdy przychodzi ktoś taki jak Shankly, to jak jakby wrzucić zapałki do ognia. On rozpalił ten płomień, który w nas kibicach Liverpoolu drzemał. On był arogancki ale w taki sposób pełny pasji. Nawet dzisiaj, gdy widzę stare zapisy wideo, w których on coś mówi to dostaję gęsiej skórki. On był dla nas niczym prorok, a jego przemówienia zyskały status legend. Czytałem Szekspira, który wypowiedział wiele wspaniałych myśli. Shankly uczynił to samo.

NA: Dla mnie, dla dziecka był mesjaszem, ponieważ jego sposób mówienie o klubie o mieście był niezwykły. Chciałbym, żeby na świecie było więcej osób takich, jak on, ponieważ miał ogromny wpływ na nas wszystkich. Tacy ludzie, jak ja i Dave teraz piszą właśnie dzięki takim osobom, jak Shanks. Młodzi ludzie myślą o takich osobowościach, jak Bill i mówią ‘pomyśl, on w nas wierzy’, co daje im wiarę, żeby iść naprzód i coś robić pożytecznego. Shankly wierzył w ludzi Liverpoolu i w dzisiejszych czasach społeczeństwo potrzebuje ludzi takich, jak on.

Rafa Benitez

DK: Pod niektórymi względami gość, którego teraz mamy, Rafa jest taką hiszpańską wersją Shanksa. Naprawdę coś takiego czuję.

NA: Jest bardzo dobrze wychowany, korzystnie się prezentuje i wygląda na to, że ma wszystko, co jest potrzebne.

DK: Jeśli kupi beznadziejnego piłkarza to rok póĽniej już tych zawodników nie ma na Anfield. On to od razu widzi i pod tym względem jest zupełnym przeciwieństwem menadżerów, którzy trzymają piłkarzy tylko dlatego, że ich sprowadzili.

NA: Dwa trofea w ciągu dwóch lat, w tym Puchar Europy w pierwszym sezonie. Nie można chcieć więcej.

DK: Aż boję się myśleć, co on może osiągnąć.

Anfield

NA: Zacząłem od Boys Pen, potem The Kop, a gdy miałem 16 lat i zaczęliśmy się ubierać inaczej niż reszta kraju to zacząłem chodzić na trybunę Anfield Road i tak jest do dzisiaj.

DK: Pozostałem lojalny The Kop, choć teraz jest to rząd 109.

NA: Niedawno byłem na Florydzie przez kilka miesięcy i nie mogłem się doczekać, jak wrócę na Anfield na mecz. Koniec tego sezonu to był pierwszy raz od wielu lat, gdy ominęła mnie część rozgrywek, więc szczerze mówiąc to już czekam na kolejny sezon.

DK: To jest nasz dom, tutaj są nasze korzenie. Wszystko w naszym życiu wywodzi się od tego miejsca. Ja je po prostu kocham.

Ľródło: liverpoolfc.tv



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 07.08.2006 (zmod. 02.07.2020)