Hillsborough - perspektywa fana Evertonu
Artykuł z cyklu Artykuły
Nie tylko fani Liverpoolu stracili swoich najbliższych 15 kwietnia 1989 roku w Hillsborough. Ian Collins, zagorzały kibic Evertonu, opowiada o stracie swojego brata Gary’ego i o tym, dlaczego poddał się w walce o sprawiedliwość.
Przyjrzyjcie się długo i uważnie.
Jestem kibicem Evertonu. Żyję w Liverpoolu. Dokładniej to w Sefton. Tak, czy inaczej w Merseyside.
Już nie chodzę na tyle meczy, jak kiedyś. Już kilka lat temu zrezygnował z mojego sezonowego karnetu. Szczerze mówiąc, wkurzał mnie fakt, że pracuję na pensje takich piłkarzy, jak Pistone. Oni na to nie zasługują.
Mój starszy brat Gary zginął w Hillsborough. Uduszenie się. Stracił możliwość oddychania, gdy został zmiażdżony przez napór ciał. Wkurzam się zawsze, gdy o tym myślę.
Na pewno nie był aniołem, mam nadzieję, że przed meczem pomodlił się do Boga.
Nie lubię sobie o tym przypominać. Nie lubię, przypominać sobie, jak oglądałem telewizję, nic nie wiedząc, że mój brat tam był, dopóki ojciec mi nie powiedział. Nawet póĽniej, jak żartował: „Nasz Gary weĽmie mi jeden,” mówił o licznych hełmach policyjnych leżących na boisku.
Nikt nie dzwonił, żeby powiedzieć, że wszystko z nim jest w porządku. Z biegiem czasu coraz bardziej się martwiliśmy. Mój ojciec zmartwiony poszedł do pubu. Wrócił z okropnymi wiadomościami od swoich kolegów, którzy wrócili z Sheffield, ale nie potrafili się zmobilizować, by przyjść do nas do domu. Nie mam im tego za złe. Co by nam powiedzieli?
Moja matka przez cały dzień zachowywała spokój do tego momentu, ochoczo prasując każde ubranie w domu, którego nikt nie miał na sobie. Gdy usłyszała tragiczne wieści, które brzmiały okropnie „Nie da się inaczej tego powiedzieć, on nie żyje” – wszystkie ubrania zostały rozrzucone po całym domu, a deska do prasowania była wykorzystana w inny sposób.
Poszedłem do ogrodu, by otworzyć bardzo dobrego Jacka Russela, którego tam trzymałem.
Reszta dnia jest naprawdę dziwna. Teraz zdaję sobie sprawę z tego, że byłem w szoku. Spotykałem się z dziewczyną, którą znałem od lat. Nic poważnego, ale to było pierwsze miejsce, do którego się udałem.
Biedna dziewczyna nie wiedziała, co ze mną robić. Byłem nie do końca obecny. Chyba po prostu dała mi coś do picia.
Jej ojciec, który teraz jest teraz jednym z moich najlepszych przyjaciół wszedł. Nie wiedząc nic, o moim bracie zapytał się: „Wiesz, co się stało? Znałeś kogoś, kto tam pojechał?” Moja dziewczyna musiała z nim wyjść do innego i wytłumaczyć całą sytuację. ‘Tak’ powiedziałem do nikogo.
Następnego dnia pojechałem do Sheffield razem z ojcem i kilkoma wujami. Wszyscy bracia mego ojca, rozrzuceni po całym kraju, przyjechali tam, żeby nas wesprzeć.
Moja dziewczyna do dziś mi mówi, że nie powinienem był tam jechać. Jednak wtedy mówiłem: ‘Nie pamiętam, kiedy go widziałem po raz ostatni, muszę jechać.’
To była dziwna podróż pełna marzeń. Oczekiwałem, że spotkamy go stojącego na ulicy, uśmiechającego się do nas. Mówił: ‘Gdzie byliście, co?’
To się jednak nigdy nie wydarzyło i pojechaliśmy, żeby się upewnić, że jakaś osoba leżąca w kostnicy to właśnie Gary.
Mieli jakąś kościelną hale, gdzie przyjmowali ludzi takich, jak my. Robili wszystko, co było w ich mocy w tak tragicznej sytuacji, ale ostatnią rzeczą, którą potrzebowaliśmy to być pocieszanymi przez nieznajomego, który nie wiedział nic o osobie, której szukaliśmy.
‘Słuchaj, gdzie jest najbliższy pub?’ spytał się mój ojciec.
‘Jest jednym wzdłuż drogi. Młody chłopak tam zostanie?’ spytał się Lazarus.
Byłem pierwszym, który wyszedł.
Po krótkiej chwili postanowiliśmy, że lepiej odnajdziemy miejsce, gdzie trzymali ciała.
Siedzieliśmy na kanapach w pomieszczeniu, które jak mniemam było pewnego rodzaju kostnicą. Było tam wiele osób, które płakały, albo byłby bardzo smutne.
Kilku gości w białych strojach przeszło obok nas. Jeden z nich był mniej więcej wzrostu Petera Croucha. Mój wujek David powiedział: „Założę się, że sobie wali”. Wszyscy się zaśmialiśmy. Boże, potrzebowaliśmy tego. ¦miech jednak nie trwał długo, a uśmiechy szybko zniknęły z naszych twarzy.
Zostaliśmy zaprowadzeni do jakiegoś pokoju. Była tam jakaś szyba wyglądająca, jak okno przysłoniętą zasłoną od środka. Jak staliśmy tak w ciemności w dziewięciu nie było żadnych żartów.
Ktoś odsłonił zasłonę i tam leżał mój starszy brat – Gary. To był, na pewno. Albo coś, z czego uleciało życie przypominające go.
Mój ojciec położył ręce na szybie i przyłożył do niej twarz. Nie mogłem wytrzymać tego widoku i wybiegłem z sali. Wyszedłem na ulicę, i David wyszedł za mną i przyprowadził do budynku.
Potem spytałem się ojca po, co to zrobił. ‘Wiesz synu, zawsze musisz być pewnym,’ odpowiedział.
Wydarzenia z 15 kwietnia wywarły ogromny wpływ na moich rodziców, wyraĽnie zaczęli się starzeć. Teraz moje relacji z ojcem są lepsze, kiedyś częściej się kłóciliśmy. Teraz także lepiej dogaduje się z siostrą, ale wtedy, jako nastolatek często kłóciłem się ze starszą siostrą, ale czy było w tym coś dziwnego?
Niedługo póĽniej byliśmy w jednym z kościołów w mieście. Nie pamiętam, w którym. Ustawili nas w szeregu, jak jakiś żołnierzy, gdy [Maggie] Thatcher podchodziła do każdego i ściskała dłoń. To była najzimniejsza dłoń, jaką kiedykolwiek dotknąłem.
Najzimniejsze ręce, jakich kiedykolwiek dotknąłem i zarazem najzimniejsze serce, które uścisnęło dłoń chłopaka z Bootle. To by się nie wydarzyło gdybym był całkiem przytomny, ale wtedy byłem młody i łatwo poddawałem się emocjom. ‘Tak okropnie mi przykro’, to chyba powiedziała Maggie.
Wielkie brawa dla mojego dziadka, który po prostu się do nich odwrócił tyłem. Zapłaciłbym pieniądze, żeby to jeszcze raz zobaczyć. Tylko Bóg wie, co wtedy Maggie i jej kolega pomyśleli. Mam nadzieję, że sobie to dobrze przemyśleli, choć szczerze mówiąc wątpię w to.
Lepiej będzie, jak szybciej dojdę do konkluzji, jeśli w ogóle jakąś mogę wyciągnąć. Ja to piszę dla ludzi, którzy zrozumieją to takim, jakim jest, tak na podstawie zwykłego humanitaryzmu. Na podstawie czegoś, czego niektórym osobom wyraĽnie brakuje. Prosty humanitaryzm. Nie samo słowo, ale uczucie, o to mi chodzi.
My, jako rodzina zaczęliśmy dostawać listy i bilety na uroczystości upamiętniające to wydarzenie. Robiłem wszystko, żeby wesprzeć moich rodziców i myślę, że to samo był celem osób wysyłających nam te rzeczy. Od razu powiedziałem mamie, że nie będę odwiedzał grobu brata, co tydzień i ona to zrozumiała. Tak naprawdę na palcach można policzyć, ile razy tam byłem. Moi rodzice jeĽdzili tam co tydzień. To był ich wybór.
Oni także co roku chodzą na uroczystość. Na jedną z pierwszych ja też się udałem, stałem na The Kop zdziwiony tym, co zobaczyłem. Potem już nigdy tam nie poszedłem. Powiedziałem sobie, że nigdy nie pójdę na ten stadion, chyba że to będzie mecz derbowy.
To, co najbardziej mnie zdziwiło to liczba osób, które przyszły na stadion. Był pełny. Zginęło 96 osób, a każdej rodzinie dawali chyba z pięć biletów. Ja nie rozumiem, jak można chcieć w czymś takim uczestniczyć, jeśli w tragedii nie zginął nikt z twoich bliskich.
Na początku dnia zgromadziliśmy się w jednym z pomieszczeń. Jakimś cudem poszliśmy nie tam, gdzie trzeba i piłkarze weszli do tego samego pokoju u stanęli obok nas. Nigdy nie zapomnę widoku tych wszystkich ludzie, którzy ustawiali przy nich dzieci i robili sobie zdjęcia. Nie mogłem nic powiedzieć. Domyślam się, że wcale się byłem lepsze z moim czarnym herbem Evertonu na piersi.
Moi rodzice ciągle uczęszczają na takie uroczystości, ale nawet moja mama w końcu zaczęła przyznawać, że ją to powoli męczy. Moja siostra i ciotka także tam chodzą, a ja mój bilet zazwyczaj oddaję kuzynce, która była bardzo przywiązana do Gary’ego.
Zazwyczaj spotykam ich po tej uroczystości. Raz bardzo się zdenerwowałem na moją siostrę i kuzynkę, po tym, jak się dowiedziałem, że ‘lecą’ na Barosa. Kilka lat wcześniej ich uwagę przykuwał Berger.
Ostatnio byłem w Sheffield z robotą. Jak już skończyłem, co miałem do zrobienia, byłe bliski pojechania tramwajem do Leppings Lane. Jednak w końcu zdecydowałem się nie jechać. Uderza mnie fakt, że mój brat – który się na mnie wkurzał, gdy zakładałem jego ubrania (naprawdę się wkurzył raz, gdy zobaczył zdjęcia z naszych wakacji, gdzie stoję w jego bluzie Adidasa uśmiechając się po tym, jak złowiłem rybę), śmiał się ze mnie, gdy kopałem piłkę o ścianę, by potem ją złapać wykonując efektowny pad – zmarł w strasznym mieście, na strasznym stadionie, gdzie ludzie po dziś dzień siedzą i krzyczą w miejscu, gdzie jednej odszedł z tego świata, a ja nie mogłem mu pomóc.
Finał FA Cup w 1989 roku na który poszedłem wraz z dziewczyną. Dostaliśmy bilety za darmo od Liverpoolu. Wypiłem kilka piw przed meczem i dołączyłem do małych grupek, które szydziły przez większość meczu z Meta.
Niewiele pamiętam z tamtego meczu. Moja dziewczyna jest Niebieska i pamiętam, że ona stała i cały mecz dopingowała Everton. A jedną wyróżniającą się rzeczą w tamtym meczy była minuta ciszy: podczas jej trwania, ktoś włączył muzykę reggae na pełny regulator.
Nie lubię minut ciszy, jest ich zbyt wiele i nigdy nie są kompletnie ciche. Bicie braw to według mnie dużo lepszy pomysł. Myśl kibiców siedzących na fotelach w domu i bijących brawo jest wspaniała.
Kilka rzeczy, które zostawię wam do przemyślenia...
Jestem kibicem Evertonu. Mieszkam w Liverpoolu. Jestem Scouserem. Co jest w tym takiego trudnego do zrozumienia?
Żadna liczba flag, naklejek, czy tanich obrączek nie spowoduje, że mój Gary wróci do mnie.
Ciężko jest wytłumaczyć dzieciom, że mieliby jednego wujka więcej, gdyby nie zginął podczas meczu piłki nożnej.
Bojkotowanie The Sun nie ma sensu. Jeśli byś czytał The Sun, gdyby nie było tego bojkotu to naprawdę musiałbyś się zastanowić nad swoim światopoglądem.
Mam nadzieję, że nikt nigdy nie zaśpiewa „96 to za mało”, albo czegoś w tym stylu. Dlaczego mieliby to zrobić na meczu, gdzie gra Everton?
Mam nadzieję, że moja mama nigdy nie usłyszy, jak inni ludzie śpiewają piosenki o jej zmarłym synu.
Sprawiedliwość nigdy nie przyjdzie. Lepiej to zostawić. Ja sam mam z tym kłopoty. Niektórzy z was mają nawet więcej powodów, by jej się domagać.
Byłem na Hillsborough od 1989 roku. To był tragiczny mecz, cały czas padało, siedziałem razem z innymi fanami Evertonu.
Bakayoko zmarnował stuprocentową sytuację, co tylko dopełniło fakt, że o tym okropnym dniu trzeba, jak najszybciej zapomnieć. Trzy punkty byłyby miłe, ale ten mecz podsumował cały sezon.
Jestem dumny, że siedziałem na Wembley i śpiewałem ‘Merseyside’ podczas Finału. Także siedziałem na barkach wielkiego fana Watford, gdy przegrywali 0-2. Byłem razem z ojcem. Chciałbym kiedyś zabrać swoje dzieci na Finał FA Cup z udziałem Evertonu. Byłbym naprawdę wkurzony, gdyby jakiś chuligan by zniszczył ten mecz.
Ciągle jestem razem z dziewczyną, która zaopiekowała się mną tamtego dnia. Mamy trójkę dzieci. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jakbym się czuł gdybym stracił jedno z nich – a tym bardziej gdybym słyszał, jak ludzie o tym śpiewają.
Ona ciągle daje mi pić.
Ian Collins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 14.04.2006 (zmod. 02.07.2020)