Wielkie wspomnienia z gry w dniu wyścigów
Artykuł z cyklu Artykuły
Gdy Merseyside przygotowuje się do jednego z najbardziej sportowych weekendów w roku, wiele wspaniałych wspomnień wraca do mnie.
Raz w roku to nie futbol będzie najważniejszy w Liverpoolu w najbliższych dniach. Oczy całego świata będą w czwartek, piątek i sobotę skupione na Torze Wyścigowym Aintree, ale te słynne dni zawsze wzbudzają we mnie, jak najlepsze wspomnienia.
Był taki, czas gdy futbol był rozgrzewką przed wielkim popołudniowym wyścigiem. Jednak obecnie Aintree ma całą sobotę tylko dla siebie.
Gdy ja grałem na Anfield, Wielki Narodowy tydzień zawsze stwarzał wyjątkową atmosferę. W naszej Sali, gdzie leczy się kontuzjowanych piłkarzy było chyba więcej dżokejów, niż zawodników The Reds. To była miara przyjaĽni od tego klubu za czasów Joe Fagana i Ronniego Morana, gdy wszyscy byli zdesperowani, by jeĽdĽcy byli gotowi na wielki wyścig.
Przez te trzy dni, gdy trwały wyścigi Bob Paisley musiał wydawać specjalne polecenia takie było zamieszanie na Anfield, gdy typy na poszczególne konie były głównym tematem konwersacji. Trener był wielkim fanem wyścigów konnych i także wielu jego podopiecznych w latach 70 i 80-tych było równie zafascynowanych tym sportem.
W czwartek trening w Melwood był dużo krótszy, by wszyscy piłkarze zdążyli iść na otwarcie imprezy do Aintree, jak najszybciej to było możliwe. Pierwszego dnia szli wszyscy, ale w piątek sytuacja wyglądała już inaczej. Trenerzy przywiązali bardzo dużą wagę do ostatnich treningów i piłkarze mieli dokładnie wyznaczone, ile czasu mogli (oficjalnie) spędzić w Aintree, a przebywanie tam w zakazanym czasie było równoznaczne z utratą miejsce w składzie na sobotni mecz.
Oczywiście było kilku, którzy nie przejmowali się tymi zakazami i szli na zawody incognito i cały dzień unikali kamer i także piłkarze nie przejmowali się zbytnio, jeśli w sobotnim meczu zasiedli na ławce rezerwowych.
Dla mnie te dni mają wyjątkowe znaczenie, ponieważ gdy trzy razy się odbywały te wyścigi, ja grałem i za każdym razem zdobyłem bramkę.
Prawdopodobnie najbardziej zapadnie mi w pamięć mecz sprzed trzydziestu lat, derbowe spotkanie z Evertonem. Wtedy mecze piłkarskie zaczynały się zazwyczaj o 16:00, więc to było coś wyjątkowego zagrać o 12:30, w przeciwieństwie do obecnych czasów, gdy mecze są rozgrywane o każdej porze z powodu transmisji telewizyjnych. Ten właśnie mecz był dla mnie pierwszym występem w derbach, gdy zmieniłem Johna Toshacka na ostatnie 20 minut przy stanie 0-0.
Mecz oczywiście obfitował w wiele ostrych starć i tak naprawdę niewiele się w nim wydarzyło, co zapamiętałem oprócz ostatnich 2 minut. W poszukiwaniu piłki wróciłem się na połowę boiska, odebrałem piłkę Martinowi Dobsonowi i rozpocząłem mój rajd zakończony umieszczeniem piłki w siatce obok bezradnego Daviesa. Gdy dorastałem byłem wprowadzany w całą tą rywalizacje pomiędzy Czerwonymi i Niebieskimi, więc strzeleniu zwycięskiego gola w meczu derbowym było dla mnie naprawdę wyjątkowe. Nawet byłem zadowolony, że Phil Neal nie strzelił karnego w ostatnich minutach meczu, ponieważ w przypadku wyniku 2-0 nie byłbym w świetle reflektorów.
Pamiętam, że starsi piłkarze mówili o tym, że ten wczesny początek meczu im przeszkodził w przygotowaniach do spotkania i mieli inne przyzwyczajenie – jednak dla mnie, dla młodego zawodnika – było mi na nawet łatwiej. Piłkarze mają swoje własne przyzwyczajenia i lubią przed każdym meczem robić to samo. Byli zmuszeni zmienić swoje przyzwyczajenia i to im przeszkodziło. Inna pora meczu oznaczała także zmianę pogody. Te derby zostały rozegrane w gorszej aurze, jednak pozostałe dwa mecze rozgrywane w czasie tych wyścigów odbywały się podczas wspaniałej słonecznej pogody, co nie zdarzało się często na Anfield.
Jeśli chodzi o te dwa pozostałe mecze, to pamiętam, że w jednym z nich stoczyliśmy ciekawą bitwę z Leeds United, wygraną przez nas 3-1. Tym razem Nealy wykorzystał już karnego i razem ze mną i Stevem Heighwayem wpisał się na listę strzelców.
Trzeci mecz rozgrywaliśmy przeciwko Swansea, którą prowadził wtedy Tosh. Dla mnie ten mecz jest pamiętny, ponieważ wtedy zdobyłem swoją ostatnią bramkę w barwach The Reds. Zdobyłem gola w pewnym zwycięstwie 3-0, które przybliżyło nas do kolejnego Mistrzostwa.
Potem wielu piłkarzy szło na wyścigi, by się zrelaksować i świętować zwycięstwo, ale muszę przyznać, że ja nie nigdy nie miałem szczęścia do obstawiania gonitw.
Wtedy ogromną rolę odgrywała policja, ponieważ musieli sprawować pieczę nad dwoma wielkimi sportowymi wydarzeniami, a teraz gdy wyścigi na Aintree stały się tak ogromnym przedsięwzięciem nie ma możliwości, by odbył się tego samego dnia mecz The Reds.
Ostatni raz, gdy zdarzyła się taka sytuacja miała miejsce w roku 1994, gdy gościliśmy Ipswich. Wygraliśmy 1-0 po bramce Juliana Dicksa i jak się póĽniej okazało, był to ostatni gol zdobyty przed starą The Kop.
Wiem, że w tym tygodniu wiele byłych gwiazd The Reds odwiedzi Aintree i nie będę zaskoczony, jeśli zobaczę także kilku obecnych zawodników Liverpoolu. Ostatnio dużo się słyszy o różnych historiach piłkarzy związanych z hazardem, jednak nie spodziewam się żadnych negatywnych doniesień na temat piłkarzy LFC, choć na pewno to wielkie wydarzenie skupi na sobie ogromną uwagę społeczeństwa.
W tym tygodniu bardzo często mówi się o przewidywaniach, więc jest to dobra okazja by nawiązać do przepowiedni Jose Mourinho, że Chelsea zostanie Mistrzem Anglii 9 kwietnia. Pewnie to tylko odkłada w czasie rzecz oczywistą, choć Londyńczycy jeszcze nie przekroczyli linii mety i na pewno dzięki temu koniec sezonu będzie bardziej emocjonujący.
Oczywiście lepie by było, gdyby to The Reds mieli szansę dogonić Chelsea. Ciężko jest teraz patrzeć w naszej sytuacji na ligowy finisz, ale ciągle może odegrać aktywną rolę w przeszkodzeniu Londyńczykom w zdobyciu jednego trofeum, bo już tylko tygodnie dzielą nas od półfinału.
The Reds grają ostatnio dobrze i utrzymują wysoką formę, co daje nadzieje, na zajęcie drugiego miejsce w lidze i, co Rafa już zaznaczył, będą do końca walczyć o Wicemistrzostwo Anglii, a jeśli to się nie uda to umocnić się na trzeciej pozycji.
Bolton przyjedzie na Anfield dzień po wielkim wyścigu i na ten mecz czekam z wielką niecierpliwością. Ciągle nie dają chwili wytchnienia swoim przeciwnikom i walczą o miejsce dające udział w rozgrywkach Pucharu UEFA, głównie dzięki wyśmienitej grze na własnym boisku. Są silni i bardzo dobrze zorganizowani, jednak mam nadzieję, że zaprezentujemy światową formę i pokażemy Boltonowi ich miejsce szyku.
David Fairclough
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 04.04.2006 (zmod. 02.07.2020)