To się nazywa odwaga!
Artykuł z cyklu Artykuły
W piłce nożnej są różne odmiany odwagi. Istnieją tacy twardziele, którzy nie obawiają się żadnego groĽnego wślizgu. I jest piłkarz, który nigdy się nie poddaje, bez względu na to, jak trudne wyzywania go czekają.
Pierwszy przypadek kibice uwielbiają, z powodu poświęcenia dla klubu. Drugi przypadek nie jest zawsze tak ciepło przyjmowany. Jeśli się nie chowasz to popełniasz błąd za błędem i tym samym skupiasz na sobie uwagę.
Luis Garcia mieści się w tej kategorii: sposób, w jaki walczy o piłkę i próbuję zrobić tą jedną rzecz, która pozwoli wygrać mecz. Jednym z problemów Liverpoolu przed przyjściem małego Hiszpana było to, że niewielu piłkarzy było w stanie zrobić coś zaskakującego.
Dobrze wyszkoleni technicznie potrzebują taką odwagę. Kiedy proste podanie może wydawać się dobrym rozwiązaniem oni próbują zrobić coś bardziej niekonwencjonalnego, co może otworzyć drogę do bramki.
Harry Kewell będzie musiał być odważny, kiedy wróci do gry. Nie chodzi mi o to, żeby grał z takim poświęceniem, jak Graeme Souness, ale musi przekonać do swojej osoby sceptycznych fanów i musi się pokazać, że można na niego liczyć.
Jedną rzeczą, która mu w tym teraz pomoże jest pełne zdrowie, którego ostatnio mu brakowało.
Jeśli brak Ci kondycji to ciągle możesz popisać się jakąś sztuczka techniczną, albo dobrym podaniem, ale nie jesteś w stanie minąć obrońcy na pełnej szybkości. A jeśli właśnie tego od Ciebie oczekują to sytuacja zamienia się w koło, w którym każda porażka zmniejsza morale.
Zawsze broniłem Jamiego Redknappa, ponieważ zawsze wychodził do podań, pokazywał się kolegom nawet, jeśli gra mu się nie układała, albo The Reds przegrywali. Xabi Alonso też jest takim piłkarzem, jednak z pewnością dużo lepszym od Anglika.
Jednak, jeśli mówimy o ciężkich momentach to na myśl nasuwa nam się jedno nazwisko: Peter Crouch. Anfield w sobotę bardzo go wspierało, tak jak wspiera wszystkich, którzy ciężko pracują.
Najgorszym aspektem sobotniego zwycięstwa z Portsmouth jest to, że prasa zwróciła zbyt dużą uwagę na przestrzelonego karnego, zamiast pochwalić Anglika, że bardzo się przyczynił do zwycięstwa.
Pewnie łatwo się pisze relację z meczu, kiedy jedno zdarzenie tak bardzo przyćmiewa wszystko inne, co się wydarzyło na boisku. W niektórych sprawozdaniach trzy gole zdobyte przez The Reds i trzy punkty były tylko jakimś tam dodatkiem do meczu. I tak przy okazji...
Dobrze, że Oliver Kay na tej stronie pisał, że jest teraz nagonka w prasie na Petera Croucha, choć nie wszyscy dziennikarze w niej uczestniczą.
Głównym faktem w sobotnim meczu nie było niepowodzenie Croucha, tylko fakt, że Liverpool wygrał 3-0 i zdobył trzy punkty, a Peter rozegrał dobre spotkanie. Cztery pewne zwycięstwa z rzędu i ja słyszę o jakimś „niepowodzeniu”?
Potrzeba wielkiego człowieka
Crouch pokazał swoją odwagę w sobotę, ponieważ równie dobrze mógł spokojnie stać i patrzeć, jak Djibril Cisse wykonuje karnego.
Był to bardzo miły gest ze strony Cisse, że mimo pazerności na gole postanowił, że pomoże Crouchowi w przełamaniu złej passy. Pewnie potem dobra aura po tym miłym geście spowodowała, że dośrodkowanie Djibrila zamieniło się na bramkę.
Uważam, że Cisse mają jak na razie trzy karne na trzy wykorzystane powinien wykonywać tą jedenastkę, ale nie mogę być zbyt surowy na piłkarza, który chciał wziąć na siebie odpowiedzialność. Jeśli Crouch by strzelił to przełamałby złą passę i wszyscy by wykonali krok naprzód.
Podczas gdy Crouch swoją grą i pracowitością bardzo mi zaimponował to jednak brak goli jest niepokojący. Zmarnował kilka 100% sytuacji, jak główka z Birmingham, ale także miał mniej okazji do zdobycia bramki niż powinien mieć.
Głównie z powodu podań, jakie otrzymywał, ale także, ponieważ koledzy przyzwyczajali się od jego stylu gry. Dobrze przeczuwa piłkarzy, z którymi gra, ale potrzeba czasu na zgranie się z nimi. Tego potrzebuje każdy zawodnik.
Jeszcze nigdy nie stwarzał tak dużego zagrożenia pod bramkę, jak w sobotę. Nie zdobył gola, ale zmusił bramkarza do kilku bardzo dobrych interwencji, zwłaszcza na początku meczu po atomowym strzale głową.
W innych strzałach brakowało pewności siebie, ale trafiał w bramkę częściej niż zwykle. Tak samo, jak Michael Owen, jak ma trudne momenty nie chował się. Pod konie meczu, kiedy dostał piłkę, mógł spokojnie się z nią odwrócić poczekać na kolegów, ale on ciągle chciał zdobyć tą bramkę.
Poprawa
Wyniki w lidze były na pewno lepsze niż ich odpowiedniki z poprzedniego sezonu. Czyż nie po to kupiliśmy Croucha, zwłaszcza na mecze wyjazdowe?
Z 11 rozegranych spotkań tylko mecz z Fulham zakończył się gorzej niż w ubiegłym sezonie.
Oczywiście ciężko grać znacznie gorzej niż w ubiegłym sezonie, ale w pięciu meczach osiągnęliśmy lepszy wynik, z czego dwa ostatnie zwycięstwa z Portsmouth i Aston Villą w poprzednim sezonie były remisami. To chodzi i zamianę remisów w zwycięstwa a porażek w punkty.
Wiem, że to nie jest idealny wyznacznik, ale takie argumenty są logiczne: osiągaj lepszy wynik w każdym odpowiedniku meczu z ubiegłego sezonu i będziesz wyżej w tabeli. Rozegraj pięć razy więcej meczów lepszych, niż gorszych i różnica będzie wyraĽna.
Jedno, co mogę powiedzieć na pewno to, że The Reds sprawili dużo więcej problemów drużynom, z którymi rok temu grali słabo. Wykończenie akcji nie zawsze było takie, jak sobie wymarzyliśmy, ale Liverpool stwarzał dużo więcej sytuacji podbramkowych niż rok temu. Teraz całkiem dobry procent tych sytuacji zamieniamy na bramki.
Widać poprawę na wielu pozycjach, ale zwłaszcza w obronie, która teraz jest dużo bardziej solidna. Już po zaledwie jedenastu meczach w tym sezonie mamy tylko samo spotkań z czystym kontem, jak w całym ubiegłym sezonie. Niepodważalna poprawa.
Czyste konto to podstawa, na której budowane są zwycięstwa, ale nie można go osiągać poświęcając atakowanie bramki rywala. Zanim przyszedł Rafa nie było to dobrze wyważone. Wszystko może być gorsze w piłce, ale w ostatnich tygodniach Rafa dochodzi już do optymalnego zbalansowania obrony z atakiem.
Kilka tygodni temu powiedziałem, że w Europie graliśmy dobrze tylko wtedy, kiedy obrona sprawowała się dobrze i nie widzę powodu, dlaczego w tym sezonie tak samo ma nie być w lidze.
Jest za wcześnie, żeby powiedzieć, że poprawa jest już stał, ale wszystko zmierza w dobrym kierunku. The Reds powoli budują konsekwencje w swojej grze i wyniki 2-0, 3-0, 2-0, 3-0 to chyba to, czego oczekiwali fani Liverpoolu.
To, co mnie najbardziej uszczęśliwiło to fakt, że te zwycięstwa osiągnęliśmy po przerwie na mecze międzynarodowe.
Pewność siebie wróciła i Liverpool gra teraz tak dobrze, jak nikt w kraju, zwłaszcza, jeśli weĽmiemy jeszcze pod uwagę Ligę Mistrzów.
Peter Crouch jest bardzo ważną częścią zespołu, który to osiągnął. Każdy zobaczy, że Peter dużo lepiej przetrzymuje piłkę niż Milan Baros, którego zastąpił.
Chcemy dobrą drużynę, w której wszystko dobrze funkcjonuje i odnosi sukcesy, czy zlepek 11 indywidualności, jak w Realu Madryt?
Jedynie martwię się Liverpoolem, ale myślę, że bardzo ciekawie wyglądają statystyki Croucha w reprezentacji, mimo że nie zdobył jeszcze bramki.
W dwóch meczach, w których zagrał od początku Anglia wygrała, w dwóch kolejnych wchodził na boisko, kiedy Anglicy remisowali bądĽ przegrywali, ale mecz w końcu wygrali. A dwa z trzech spotkań, w których nie wystąpił zakończyły się porażkami Synów Albionu.
Także Anglicy zdobywają więcej goli z Crouchem na boisku. Reprezentacja zdobywa gola, co 30 minut, gdy Peter gra, a bez niego na bramkę trzeba czekać aż 104 minuty.
Zróbcie z tym, co chcecie. To może być tylko szczęście, albo przypadek. Ale jeśli jesteś selekcjonerem angielskiej reprezentacji to patrzysz na grę, a nie co mówią fani.
Wyśmiewanie się z kogoś może sprawić, że będzie on silniejszy, bardziej zdeterminowany, żeby odnieść sukces. Peter Crouch doświadczył tego w takim stopniu, jak nikt inny, a mimo to gra w zespole Mistrzów Europy i ma duże szanse, żeby pojechać na Mistrzostwa ¦wiata.
Czasem w życiu musimy być odważni i nie możemy załamywać się tym, co mówią krytycy, tylko to powinno nas mobilizować do osiągania jeszcze wyższych szczytów.
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 24.11.2005 (zmod. 02.07.2020)