Powrót do normalności po zdobyciu Ligi Mistrzów
Artykuł z cyklu Artykuły
Im wyżej zajdziesz tym boleśniejszy jest upadek i wielu Czerwonych ciągle nie może dojść do siebie po dziwnym sezonie łączącym zawód ze zdobyciem najcenniejszego trofeum w Europie.
Zdobycie Pucharu Europy spowodowało naprawdę dziwne zdarzenia – po prostu ludzie byli nieszczęśliwi. Albo raczej to spowodowało, że byli niewyobrażalnie szczęśliwi, tylko, że jak sezon rozpoczął się to było to tylko wspomnieniem, który każdy próbował odtworzyć każdego dnia.
Uczucia wywołane przez zwycięstwo w Stambule zdarzają się tylko raz w życiu; nawet wielu weteranów, którzy pamiętają rok 1977 uważa, że ten Puchar Europy z 2005 roku jest dużo cenniejszy niż pierwszy. Po pierwsze z powodu zaskakującego dojścia do Finału, a potem dokonania rzeczy niemożliwej, wygrania meczu, mimo że się przegrywało 0-3.
Przez chwilę życie w maju było bardziej interesujące niż w sierpniu, czy we wrześniu. Zanim przyszedł Rafa i po raz piąty zdobył Puchar Europy było to tak prawdopodobne, jak to, że Gary Neville przeprowadzi się do Albert Dock i zacznie mówić jak prawdziwy „scouser”. To była najbardziej nieprawdopodobna i niemożliwa rzecz na świecie.
Ale tak się stało (część z Pucharem Europy nie Garym Nevillem) i wiele osób ciągle próbuje dojść do tego, jak doszło do wygrania Ligi Mistrzów.
Co musisz zrobić, żeby zostać na samej górze gór? Albo raczej co zrobić, żeby podążać za sukcesem?
Ten sukces mógł chwilowo zaburzyć postęp Liverpoolu.
Z pewnością to spowodowało, że zwycięstwo nad Liverpoolem nabrało większego wymiaru, więc The Reds musieli, jak najszybciej poprawić swoją grę. Przeciwnicy sięgają wyżyn swoich umiejętności, tak jakby grali z tym Liverpoolem sprzed lat, a tamci zawodnicy byli do tego przyzwyczajeni.
Drużyny, jak Fulham, czy Crystal Palace poczuły się przez chwilę Mistrzami Europy, ponieważ jednego dnia pokonali Mistrzów Europy. Każdy błąd popełniony przez The Reds jest przez krytyków postrzegany, jako „początek upadku” obecnych Mistrzów Europy.
Stabilność Liverpoolu i jego fanów na początku sezonu mogłaby być większa, gdyby pozamieniać trochę ostatnich 30 wygranych w sezonie, tak żeby zamiast zdobycia Ligi Mistrzów, The Reds wygrali więcej meczy w Premiership, dzięki czemu zajęliby zadowalające trzecie miejsce.
W ten sposób wszyscy byliby całkiem zadowoleni zamiast być najszczęśliwszymi osobami pod słońcem, ale tym samym zmieszanymi z powodu powrotu do rzeczywistości na początku sezonu. Zamiast bycia całkiem zadowolonym przez dłuższy czas, fani Liverpoolu doświadczyli wspaniałego stanu trwającego minutę, żeby kolejną minutę pogrążyć się w melancholii.
Mimo, że na początku to nie pomogło, ten sukces może okazać się kamieniem milowym w historii klubu i z czasem przyniesie ogromne korzyści na wiele różnych sposobów.
No jest tylko to na, co czekają wszyscy kibice – te niezapomniane chwile, ale dzięki temu piłkarze wiedzą na, co ich stać i będzie to dla nich bardzo dobra lekcja na przyszłość.
Dzięki temu Liverpool znowu powrócił na piłkarską mapę Europy i potwierdziło się, że Rafa Benitez jest hiszpańskim Midasem. Może nie wszystko, co dotknie zamienia się w złoto, ale wiele przeobraża się w srebro. Najlepsi młodzi zawodnicy przychodzą do klubu, którzy mogą okazać się wielkimi gwiazdami przyszłości.
Destabilizacja
Puchar Europy to pierwsze wielkie trofeum (jedno z „wielkiej dwójki”) zdobyte przez tych piłkarzy i niektórzy z nich mogli przez to trochę się zdestabilizować.
Przyszło to w czasie przemian – przemian, które potrzebowały odrobiny sukcesu i tylko przyćmiło ten problem.
Podczas lat chwały Liverpoolu sztab szkoleniowy mówił, że piłkarze muszą szybko wrócić po sukcesie do codzienności, ale tam grali zawodnicy, którzy już mieli doświadczenie w wygrywaniu trofeów.
Pierwszy smak sukcesu jest zawsze najwspanialszy i najbardziej pociągający i niektórym piłkarzom dłużej mógł zająć powrót do normalności. Tak samo, jak musisz się podnieść po porażce tak po sukcesie czas na powrót do codzienności. Ci piłkarze muszą się nauczyć być urodzonymi zwycięzcami, a nie „jedno-sezonowymi cudami.”
Także w tamtych czasach sukces był dużo mniej zaskakujący, ponieważ został osiągnięty przez drużyny ustabilizowane, a nie przez zespoły, które są w trakcie pierwszego roku budowy.
Pierwszy prawdziwy sukces ‘współczesnego’ Liverpoolu miał miejsce w 1964 roku, kiedy Shanks poprowadził zespół do wygrania ligi po pięciu latach przygotowań. Kilka lat póĽniej The Reds zdobyli Puchar Europy i byli bez wątpienia najlepszą drużyną w Anglii. Tamte sukcesy były dziełem dużo bardziej stabilnej drużyny niż obecnie.
Jedynym porównywalnym sukcesem do tegorocznego jest dokonanie Joe Fagana w 1984 roku, kiedy to zdobył potrójną koronę w swoim pierwszym sezonie, ale wtedy miał do dyspozycji wspaniały zespół, który ‘odziedziczył’ po Bobie Paisleyu.
Wiele osób uważa, że Gerard Houllier za wcześnie odniósł sukces, ale przecież to był już trzeci rok pracy na Anfield i dokonał tego z dobrą, stworzoną głównie przez siebie drużyną.
On musiał tylko tą drużynę popchnąć naprzód po tym, jak wykonał pół zadania, ale po obiecującej wiośnie w 2002 roku zaczął tracić panowanie i zepsuł całą swoją ciężką pracę i zostawił swojemu następcy bałagan w klubie.
Jedną z rzeczy o których nowy menadżer może tylko pomarzyć jest stabilność. Wynika to z faktu przeprowadzonych zmian. A bez stabilności, dużo ciężej o konsekwentną grę w każdym meczu. Właśnie dlatego potrzeba czasu, by wszystko wyglądało tak, jak się tego oczekuje.
Odbudowanie może powodować chaos
Tak, jak nie zbudujesz domu bez bałaganu i życia w nim przez jakiś czas, tak nie możesz zbudować drużyny nie napotykając na swojej drodze na trudności.
Czasem nowi piłkarze mogą być Ľródłem tego bałaganu, niepewność, która wynika ze zmian i braku zrozumienia stylu gry kolegów i tego, czego oczekuje od Ciebie menadżer.
Prawie wszyscy trenerzy zaczynają od fundamentów – czyli od obrony i potem powoli zaczynają pracę nad dalszymi formacjami. Zawsze najtrudniej jest stworzyć idealnie atakujący zespół, ale ze słabą obroną jest to wręcz niemożliwe.
W latach świetności nowy menadżer sprowadzał jednego, dwóch piłkarzy do drużyny, która już przed transferami była wspaniała.
Zadanie Rafy nigdy nie było łatwe.
Tak, jak Bill Shankly w 1959 roku wszystko zburzył, żeby od początku budować zespół (co zajęło mu kilka sezonów), Rafa miał bardzo podobne zadanie, jeśli nie musiał zrobić tego samego, co Shanks.
Jednak Rafa musiał zburzyć połowę swojego domu z powrotem do fundamentów (ostrożnie obchodząc się z lampką i kanapą), żeby zbudować nowy zespół.
Praca ciągle trwa, ale w ostatnich trzech meczach widzieliśmy, czego menadżer oczekuje od zespołu – twardej obrony, szybkich podań, różnorodności i pomysłowości w ataku i pewnych zwycięstw. W końcu zaczynamy powoli zdobywać więcej bramek.
Pewnie w kolumnie bramki byłaby większa liczba, gdyby latem Luis Figo powiedział „tak”, ale jedyne, czego nie mogliśmy mu obiecać to włoska pogoda przez cały rok.
Więc Figo wystawił nas do wiatru, Benfica w ostatniej chwili zmieniła zdanie, co do Simao Sabrosy i wyszło na to, że jedna pozycja w zespole została nieodbudowana.
Ale nawet jeśli przyszedłby klasowy prawo-skrzydłowy do zespołu, to ciągle byłby to jeden nowy komponent, jeden nowy język w szatni. Czasem chcesz, jak najszybciej wprowadzić wszystkie zmiany, żeby był czas na aklimatyzację, ale tym samy ryzykujesz jeszcze większym bałaganem.
Teraz w końcu prawie wszyscy piłkarze są zdrowi (odpukać w niemalowane drewno), zawodnicy, jak Kewell i Morientes wracają do formy i nowi piłkarze czują się coraz lepiej w zespole i lepiej widzimy, jaki pomysł na grę ma Rafa Benitez.
Jakiekolwiek transfery styczniowe przyjdą pewnie, jak już będziemy bardziej ustabilizowaną drużyną i będzie można powoli je wdrażać w życie, a nie będą aktem desperacji.
Więc bardzo ważne w futbolu jest to, żeby patrzeć na to, co masz, a nie narzekać, że czegoś Ci brakuje. Tak, jak w ostatnim sezonie, jeśli połączysz genialną grę The Reds w Lidze Mistrzów i słabszą w Premiership to i tak widzisz, że to jest dobra drużyna.
Jeszcze nie idealna, ale są dowody, że jest na czym budować świetność. Liverpool musi grać, jak najlepiej w Europie, żeby Chelsea była jeszcze bardziej zazdrosna o naszą grę w Lidze Mistrzów.
Tymczasem liczba meczów z czystym kontem świadczy o tym, że fundamenty są coraz trwalsze. Poprawiona defensywa w Lidze Mistrzów w drugiej połowie sezonu okazała się kluczem do sukcesu i nie widzę powodu, dlaczego Liverpool nie może zacząć wygrywać w Premiership na tej samej podstawie.
I na tej podstawie Rafa może zbudować nasz idealny dom marzeń.
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 19.11.2005 (zmod. 02.07.2020)