Magia FA Cup
Artykuł z cyklu Artykuły
Byłem zachwycony, że zostałem jednym z 30 byłych zawodników Liverpoolu, którzy razem w hotelu świętowali „Najlepsze sześć”, czyli 6 Pucharów Anglii zdobytych przez Liverpool razem z 300 kibicami The Reds.
Wśród byłych zawodników, byli Ci, którzy odegrali kluczowe role w tych spotkaniach, na przykład, pierwszy kapitan, który wzniósł ten Puchar dla Liverpoolu – Ron Yeats. Ian St John i Ian Rush, który zdobył najwięcej bramek w FA Cup ze wszystkich.
To spotkanie zostało zorganizowane przez Stowarzyszenie Byłych Piłkarzy Liverpoolu i Liverpool Echo, jako coroczna impreza z której dochód przeznaczony jest na cele charytatywne. W ostatnich latach obchodziliśmy różne rocznice, czy przypominaliśmy sobie wspaniałe zwycięstwa w Pucharze Europy.
Pierwsze zwycięstwo na Wembley to jedno z mich pierwszych wspomnień, jako kibica The Reds. Dla ośmiolatka oglądanie, jak jego ukochana drużyna pokonuje 2-1 Leeds na czarno - białym ekranie było wspaniałe. Dla tak wielkiego klubu brak tego trofeum do 1965 roku to był wstyd i koledzy, którzy byli fanami Evertonu ciągle mi to wypominali, jak graliśmy w piłkę.
Nie wiedziałem wiele o Leeds w tamtych czasach, ale zdawałem sobie sprawę, że to dobra, twardo grająca drużyna. Sprawili nam dużo kłopotów w meczu, w którym do doliczonego czasu gry prawie nic się nie działo. Pamiętam, że myślałem, że chyba nigdy nie zdobędziemy tego Pucharu, dopóki Roger Hunt nie otworzył wyniku meczu, wspaniałym strzałem głową.
Potem Leeds zaczęło odrabiać straty i dzięki bramce Billy’ego Bremnera wyrównali stan meczu. Ale cała osobowość tamtej drużyny się pokazała, gdy Cally (Ian Callaghan) wspaniałym rajdem pognał na drugi koniec boisko, fantastycznie dorzucił na głowę Rogera Hunta, który w akrobatyczny sposób wpakował ją do bramki. Po tym, co zobaczyłem pobiegłem na ulicę świętować, a potem od razu wziąłem piłkę, żeby odwzorować, to co się właśnie wydarzyło.
Moim ulubionym jest Finał z 1974 roku, kiedy pokonaliśmy 3-0 Newcastle i to był mój pierwszy Puchar, jako profesjonalny piłkarz w tym klubie. Miałem 17 lat i pamiętam, jak razem z kolegami z drużyny wybieraliśmy się do Londynu na wspaniały mecz. Wynik nigdy nie był zagrożony, choć musieliśmy czekać do drugiej połowy na pierwszego gola Kevina Keegana. Wtedy już wszystko się skończyło. W pewnym momencie Tommy Smith zaczął tańczyć z piłką, niczym Brazylijczyk, ograł dwóch piłkarzy, zatrzymał się na trzecim i wywalczył rzut karny. To zwycięstwo jest pamiętne z jeszcze jednego powodu, to był pożegnalny mecz Billa Shankly’ego i wtedy było widać, że Bill naprawdę kochał ten klub.
Kilku piłkarzy Newcastle zagrało jednak dobry mecz i z pewnością jednym z nich był Terry McDermott i może właśnie tym występem przykuł uwagę Boba Paisleya. Jeśli chodzi o Alana Kennedy’ego to Liverpool był tak pod wrażeniem jego umiejętności, że czekał CZTERY lata na ten transfer.
Potem było 12 lat bez zwycięstwa z czego 9 ja grałem na Anfield. Marzyłem, żeby zdobyć FA Cup, ale niestety nie było mi to dane. Byłem tego bliski w 1977 roku, kiedy to graliśmy z Manchesterem United.
Krótki film z akcjami ze wszystkich Finałów pomógł stworzyć wspaniałą atmosferę w pokoju. Wiem, że fani uwielbiają oglądać stare sukcesy i tak samo jest z piłkarzami. Wielu z nas rzadko ogląda jakieś skróty, więc to było dla nas coś wyjątkowego, ale zarazem wspaniałego.
Z pewnością Jim Beglin i Jan Molby wspominając Finał z 1986 roku wzbudzili ogromne zainteresowanie i znacząco poprawili nastrój wszystkich uczestników.
Jak wszyscy mieszkańcy Merseyside chciałem zobaczyć pierwszy Finał w którym zmierzą się obie drużyny z Liverpoolu. Pojechałem do Londynu z grupką przyjaciół. Na Wembley nigdy nie było takiego wydarzenia, jak to zwłaszcza, że wtedy to jeszcze były przyjazne Derby, a atmosfera na trybunach byłą fenomenalna. The Reds chcieli zdobyć dublet po tym, jak zostali Mistrzami Anglii. Jednak Everton szybko objął prowadzenie, a nie tak miało być. Gary Lineker wykorzystał słabe krycie Alana Hansena i The Toffees zdobyli bardzo ważną bramkę.
Każde marzyło o zdobyciu bramki na Wembley w Finale FA Cup i marzenia Iana Rusha spełniły się podwójnie. W drugiej części spotkania zdobył dwa gole i zapewnił zwycięstwo Liverpoolowi.
Finał z 1989 roku był przyćmiony wydarzeniami z Hillsbrough, ale znowu spotkali się dwaj sąsiedzi z zza miedzy.
Wtedy grałem w Belgii i oglądałem fragmenty tego meczu w TV, więc nie pamiętam wiele z tego spotkania. Tym bardziej wspaniale było zobaczyć je jeszcze raz tego wieczoru. Ponownie Rushy był centralną postacią tego meczu i wyglądało na to, że pokonywanie kolegów Neville’a Southalla i Kevina Rutcliffe’a sprawiało mu wielką radość. Znowu zdobył dwie bramki i tym samym zapewnił zwycięstwo The Reds.
Big Jan był z siebie dumny, że udało mu się wymówić osiem razy pod rząd bez przerwy „Kenny Dalglish” i tym samym zaprzeczył, jakoby nie pałał zbytnią sympatią do Kenny’ego.
Następny był Finał z 1992 roku. Jeśli mówicie, że ten z 74 był jednostronny to o tym bardziej można tak powiedzieć.
Wszyscy dobrze pamiętali ten finałowy mecz z Sunderlandem wygrany tylko 1-0, ale po dobrym golu Michaela Thomasa, Liverpool zdobył to trofeum po raz piąty. Sunderland walczył, ale nikt nie dawał im szans na to, że choćby zbliżą się do wyrównania.
Tommo powiedział, że Thomas powinien zdobyć hat-tricka tego dnia, ale i tak ten jeden ładny gol wystarczył, by zapewnić zwycięstwo The Reds. Fani Liverpoolu pewnie bardziej pamiętają Michaela z tego, że w 1989 roku to on pozbawił Liverpoolu Mistrzostwa Anglii, kiedy to zdobył bramkę dla Arsenalu w doliczonym czasie gry. Teraz, jednak jest zaciekłym fanem Liverpoolu i jest niemal na każdym meczu The Reds.
Często było słychać tego dnia, że Liverpool miał trochę szczęścia na drodze do poszczególnych Finałów. Trudno się z tym nie zgodzić, ale to co się stało podczas pierwszego Finału na Millennium Stadium można tylko nazwać kradzieżą w biały dzień.
Dwa gole zdobyte w końcówce przez Michaela Owena dały Liverpoolowi zwycięstwo, mimo że to Arsenal dominował cały mecz, ale zdołał zdobyć tylko jednego gola. Potem Phil Thompson żartował, że bardziej niż Owenowi to Liverpool zawdzięcza ten Puchar Stephanowi Henchozowi, który wyczyniał cuda w bramce. W ten sposób zemściliśmy się na Kanonierach za porażki w 1951 i 71 roku.
Wieczory, jak ten potwierdzają tylko, że pomiędzy kibicami, a piłkarzami jest wyjątkowa więĽ. Razem cieszyliśmy się z sukcesów z poprzednich lat i, jak to ujął Michael Thomas wszyscy jesteśmy dumni, że jesteśmy częścią tej drużyny.
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 12.10.2005 (zmod. 02.07.2020)