Zaginiona generacja
Artykuł z cyklu Artykuły
Istnieje drużyna duchów – drużyna zniszczonego potencjału, przyszłości, która nigdy nie nadeszła, jutra, którego nigdy nie było. Jednego dnia się obudziliśmy i wszyscy znikli. Nie tylko z Liverpoolu, nie było ich już w grze.
W 1996 roku Liverpool miał najlepszy zbiór młodych piłkarzy w historii. Albo raczej piłkarzy, którzy powinni być najlepszymi młodymi piłkarzami w historii. W klubie zawsze była dobra młodzież: Steve Nicol, Ronnie Whelan, Ian Rush, którzy grali w latach 80 i wszyscy zaliczyli ponad 400 występów w barwach The Reds. Przed nimi byli Emlyn Hughues, Phil Thompson, Tommy Smith i wielu innych.
Ale w sezonie 1995/96 zbiór młodych piłkarzy (poniżej 25 lat) był naprawdę zdumiewający. Teraz są tylko zagubioną generacją, zagubioną w snach o tym kim mogli być, albo raczej kim powinni byli zostać.
David James powinien być numerem 1 w angielskiej bramce przez dekadę, jako że The Kop wychwalało go regularnie.
Rob Jones ciągle powinien być podstawowym prawym obrońcą w Liverpoolu i w Reprezentacji Anglii.
Robbie Fowler powinien teraz doganiać rekord 346 goli Iana Rusha, zamiast zatrzymać się w połowie.
Steve McManaman powinien wygrywać tytuły w barwach The Reds. (oczywiście odszedł i wygrał 2 Mistrzostwa Hiszpanii i Dwa Puchary Europy)
Jamie Redknapp powinien mieć conajmniej 50 występów w reprezentacji i powinien zostać wspaniałym środkowym pomocnikiem, jakim jest Xabi Alonso.
Dominic Matteo powinien (tutaj może trochę przesadzam) być bliski zostania ‘Nowym Alanem Hansenem’, a nie tylko marzyć o tym.
Stan Collymore powinien wykorzystać swój fenomenalny, naturalny talent i niszczyć obrony przeciwnika, a zamiast tego jest pamiętany za atakowanie Ulriki Jonsson.
Najbardziej uderzające jest nie to, że wszyscy byli piłkarzami The Reds, ale to, że już całkiem skończeni. Redknapp i Jones zakończyli kariery z powodu kontuzji i Steve McManaman też jest bliski podjęcia takiej decyzji. Fowler pokazał błyski swojej dawnej formy w drugiej części sezonu, ale jest daleki od tego co pokazywał w Liverpoolu. Stan Collymore całkiem stracił panowanie nad sobą. Jedynie David James gra lepiej, niż w Liverpoolu (pewnie dlatego, że jest mniejsza presja), a Steve McManaman jest jedynym, który coś wygrał, mimo, że nie pokazał swoich umiejętności w Realu.
Koniec kariery 31-letniego Redknappa jest końcem pewnego okresu w zgubie tak zwanych „Spice Boys”. Redknapp był bardziej profesjonalny, niż wielu sądziło, ale okres, który powinien być nazywany, jako złotu w historii klubu, stał się nic nieznaczącymi latami.
Siedem lat pragnienia
Siedem lat to dużo w futbolu. Ale, czy jest BARDZO dużo? Oczywiście siedem dni może wydawać się wiecznością. No i wspominając Stambuł wiemy, ile może się zdarzyć w 7 minut.
W niektórych przypadkach siedem lat to nawet nie jest połowa kariery zawodnika, to może być nawet tylko 1/3 (debiut w wieku 16 lat, koniec kariery 37 lat). Większość sukcesów Arsenalu z ostatnich lat była oparta na doświadczonych zawodnikach, którzy przeżywali drugą młodość. Tony Adams, David Seaman, Martin Keown, Dennis Bergkamp. Lee Dixon i Nigel Winterburn wypili swój talent do ostatniej kropli.
W 1998 roku Houllier wkroczył w kariery wszystkich wcześniej wspomnianych graczy oprócz Collymore’a. Było to siedem lat temu. Wszyscy Ci piłkarze mieli przed sobą wspaniałe kariery, patrząc na to, jak wyglądał klub 2 lata temu. Młodzież Liverpoolu była z pewnością tak samo dobra, jeśli nie lepsza od młodzików Manchesteru United. Jednak różnica była taka, że United miał Schmiechela, Keane i Cantona, którzy dawali doświadczenie tej drużynie, także ważny był duet Pallister – Bruce. W Liverpoolu wtedy prawie wszyscy byli młodzi.
Zaprzeczenie
Może będzie to trochę niesprawiedliwe, ale porównajmy do drużyny z 1979 (Mistrzowie Anglii i to w jakim stylu) i widać, że pięć lat póĽniej Ci piłkarze ciągle wygrywali Puchary (Dalglish, Hansen, Souness, Neal, Kennedy), a inni jak Ray Clemence ciągle grali na wysokim poziomie. Jeszcze lepszym przykładem jest Jimmy Case, który grał wspaniale wiele lat po odejściu z Anfield.
Piłkarze zawsze kiedyś spadną z pedestiału, z biegiem czasu musi to nastąpić. Jednak w 1998 na Anfield było kilki piłkarzy, którzy spokojnie mogli grać wielki futbol w kolejnym milenium.
Teraz w 2005 roku nie chcielibyście, żeby choć jeden z wcześniej wspomnianych graczy grał w Liverpoolu (Fowler może załapałby się na ławkę rezerwowych ze względów sentymentalnych. To samu tyczy się Roba Jonesa, gdyby jeszcze grał.)
Z tych, którzy grali za Gerarda Houllier tylko Owen i Carragher mają umiejętności, jakie trzeba mieć, żeby grać w barwach The Reds (W 1998 roku Gerrard był jeszcze w Akademii, więc o nim nie wspominam). Patrick Berger był utalentowany, ale on jest kolejnym, któremu przeszkodziły kontuzje, Vegard Heggem dobrze się zapowiadał, ale nic z tego nie wyszło. Danny Murphy grał lepiej niż niektórzy się spodziewali, ale i tak skończył w Charltonie.
A reszta?
Leonhardsen, McAteer, Babb, Bjornebye, Ruddock, Harkness, Dundee i Staunton wszyscy bardzo szybko stoczyli się na dno (choć muszę przyznać, że niektórzy daleko nie musieli spadać). Wszyscy oprócz Dundeego ( nie wiem co się z nim stało) w ciągu trzech lat znaleĽli się drugiej lidze (tak samo, jak David James, David Thompson, czy Brad Friedel). Paul Ince ciągle tam gra, ale teraz i tak by się nie załapał do drużyny w takim wieku.
Ci piłkarze powoli staczali się na dno. Ciężko powiedzieć, czy porażka tych wszystkich piłkarzy spowodowana była jednym czynnikiem, czy wieloma: może podwyższenie poziomu Premiership, jako że inne drużyny sprowadziły utalentowanych graczy, brakiem motywacji po odejściu z Liverpoolu, kontuzjami, złym stylem życia, albo wybrali złe drużyny. Albo po prostu nie byli wystarczająco dobrzy.
Godne uwagi jest to, że żaden z nich nie zagrał w drużynie, która zajęłaby wyższe miejsce od Liverpoolu. Żaden piłkarz, z tych których wyrzucił Houllier nie wrócił, żeby zemścić się na byłym klubie. Mieli krótkie momenty zemsty, strzelając gole Liverpoolowi (Berger, Thompson, Fowler), albo wygrywali z The Reds grając w innej drużynie, ale żaden nie pokazał, że pozbycie się go było błędem.
Więc, jak mówię, że w 1998 Liverpool by spadł to się sprawdza w przypadku poszczególnych piłkarzy.
Houllier zostawił Benitezowi dobry skład, jak wszyscy uważali. Okazało się, że był na tyle dobry (dodając Alonso, Garcię, ale bez Owena), żeby wygrać Puchar Europy. Tutaj widać, że to był największy problem klubu w ostatnich latach – wszystko opierało się na Owenie: zakupy Houlliera + Alonso + Garcia – Owen = Puchar Europy, taka jest prawda.
Drużyna, jaką Evans zostawił Houlliera była słaba, nawet Benitezowi ciężko by się z nią pracowało. Ale z Pucharem Europy na stałe na Anfield i z Robbiem Fowlerem, który może dodać już kciuk to pozostałych czterech palców, smutek po straconej generacji zaginął.
Wielkość nigdy nie przyszła od piłkarzy z sezonu 1995/96. Jednak obecna drużyna, po wszystkich ich winach, dokonała czegoś wielkiego tego lata.
Jeśli ktoś by mi powiedział latem 1998 roku, że za siedem lat Liverpool zdobędzie Puchar Europy, a jedynym piłkarzem z tamtej drużyny będzie Jamie Carragher, to zaśmiałbym mu się prosto w twarz. Ponieważ on żartował, prawda?
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 28.06.2005 (zmod. 02.07.2020)