SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1409

Europejska przygoda Liverpoolu - część I

Artykuł z cyklu Artykuły


Liverpool znalazł się po raz pierwszych w Europejskiej dżungli rozgrywek w latach 1964-65. Jeszcze 10 lat temu była to drużyna, która z wielkim trudem wydostała się z 2 ligi. Wtedy pojawił się On, człowiek z małej, szkockiej wioski – Glenbuck. O kim mowa? Oczywiście o Billu Shanklym !!!

Po wcześniejszym odrzuceniu propozycji pracy na Anfield, Shankly był już znanym i utytułowanym managerem. Skończywszy swoją karierę w Preston North End, krótko po Drugiej Wojnie ¦wiatowej, Bill rozpoczął swą karierę trenera z Carlise United, potem Grimsby Town, następnie Workington i Huddersfield, aż wreszcie trafił na Anfiled.

Przychodząc do Liverpoolu, Shankly zastał drużynę zmagająca się w dolnej części tabeli drugiej ligi, z zawodnikami wkrótce przechodzącymi na emeryturę i ze stadionem wymagającym gruntownej renowacji.

Zadanie to przerosłoby nie jednego trenera, ale nie Billa Shanklego. Skupił się na tym, aby dać ludziom i Liverpoolowi to, czego potrzebowali: a mianowicie footballu na światowym szczeblu i najlepszych zawodników grających na najlepszym boisku.

Nawet najbardziej lojalny i oddany fan nie był w stanie sobie wyobrazić, aby ten człowiek stworzył podwaliny pod jeden z najlepszych klubów w Europie. A jednak… Bill zaczął od „wyprzątnięcia” i sprowadzenia „świeżej krwi”- nowych, młodych zawodników. Zawodników, którzy wierzyli w Billa Shanklego, tak jak on wierzył w nich. Będąc nieustępliwym w swych wymaganiach, szukał równocześnie młodzieńczego zapału i fenomenalnego indywidualizmu. Niewątpliwie najbardziej popularnym „młodzikiem”, który zrobił karierę w LFC za czasów Shanklego był genialny Ian Callaghan. Grał on w 800 meczach i cały czas w czerwonej koszulce.

W trakcie pierwszych trzech lat reżimu Shanklego, wyciągnął on Liverpool z 2 ligi. W tym czasie w europejskim footballu najcenniejszym trofeum był Puchar Europy i wygranie tego tytułu po raz pierwszy przez Liverpool graniczyło z cudem. Przecież trofeum to, zdobył 5 razy Real Madryt i wygranie go było bardzo łakomym i nęcącym kąskiem dla Liverpoolu. Warunkiem zakwalifikowania się do rozgrywek o Puchar Europy było wygranie narodowych rozgrywek ligowych…Niełatwe zadanie, a zwłaszcza dla nowo-ożywionego klubu. Ale nie dla Billa Shanklego i Liverpoolu.

Z niesamowitym bramkarzem Tommym Lawrencem, który stanowił kręgosłup drużyny i dzięki któremu wszystko trzymało się całości oraz Ronem Yatsem i Rowerem Huntem, Liverpool zaczął robić „niezłe” zamieszanie w angielskiej piłce. Shankly wpajał zawodnikom pasje i oddanie, tak jak kibice klubu dał im do zrozumienia, że mogą osiągnąć wszystko. Nie będą bać się nikogo oprócz samych siebie. Scenariusz został już napisany, a scena przygotowana na przyjęcie nowego aktora, w którego roli głównej miał wystąpić Liverpool. Everton został mistrzem w zeszłym roku, a to było w stanie naruszyć nawet olimpijski, stoicki spokój Shankleya. Fakt ten jeszcze bardziej pobudził i niczym benzyna podsycił płomień i żądzę zwycięstwa w lidze angielskiej. Któż, więc mógłby być bardziej szczęśliwy, kiedy to Liverpool wyprzedził o 4 punkty Manchester United i zakwalifikował się do najbardziej prestiżowych rozgrywek europejskich.

Był to niebywały wyczyn zwłaszcza, że nikt by nawet nie pomyślał, że Liverpool miałby okazje stanąć przed szansą wygranie Pucharu Europy za pierwszym razem. Fani LFC byli przeszczęśliwi, gdy Liverpool wygrał ligę angielską i z ogromnymi nadziejami wypatrywali rozgrywek o Puchar Europy (1964-65). To, co klub dokonał zszokowało wszystkich, gdyż zespół radził sobie dobrze nie tylko z rozgrywkami domowymi, ale także mieli szanse na podniesienie pucharu po raz pierwszy, lub chociaż szansę zagrania w finale.

Pierwsze spotkanie Liverpoolu w rozgrywkach europejskich wypadło na Islandii z Reykiawikiem. Liverpool wystartował bardzo pewnie i z niebywałym zapałem. Wygrali 5-0 dzięki strzałom Phila Chisnalla, dwóm golom Hunta i także dwóm golom Gordona Walleca. Mecz rewanżowy Liverpool grał u siebie na Anfield z lekkością i swobodą. Wiedział, że ma zapewniony awans do drugiej rundy, dlatego piłkarze nie czując napięcia i stresu cieszyli się grą, szanując przy tym piłce i wygrywając 6-1. Pogrom ten uświadomił wszystkim, że trzeba

się liczyć z tym klubem.

Po meczu kibice po raz pierwszy poczuli smak europejskiego futbolu. Cieszyli się każdym momentem gry, a po meczu obydwie drużyny zostały obdarzone gromkimi brawami i owacjami na stojąco.

Belgijski Anderlecht był kolejnym przeciwnikiem w drugiej rundzie, z którym Liverpool miał się spotkać na Anfield. Zarówno kibice jak i zawodnicy z niecierpliwieniem wypatrywali tego spotkania, gdyż jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, a po takiej uczcie, jaki sobie LFC urządził z Reykiawikiem były one ogromne. Widzowie nie rozczarowali się. Marsz po zwycięstwo rozpoczął St John, a potem dołączyli do niego Hunt i Yeates i mecz zakończył się wynikiem 3-0. W meczu rewanżowym, Hunt dodał do swego dorobku goli zdobytych podczas Pucharu Europy jeszcze jedno trafienie, dając Liverpoolowi kompletne zwycięstwo 4-0. Triumf ten nabrał także nowe wymiaru i znaczenia, ponieważ przed meczem na Anfield, Belgijska reprezentacja zremisowała na Wembley z Anglią, z czego większość belgijskich piłkarzy z tego meczu grała w Anderlechcie.

Potem, Liverpool spotkał się w trzeciej rundzie z niemieckim FC Cologne. Niemcy udowodnili, że są wymagającymi i trudnymi przeciwnikami. Pierwszy mecz, który miał odbyć się na Anfiled, został odwołany z powodu obfitych opadów śnieżnych, dlatego trzeba było przenieść datę meczu, na kiedy indziej. Obydwa spotkania, (tzn. na Anfield i w Niemczech) zakończyły się wynikiem 0-0. Podczas, gdy dziś, doliczany jest czas dogrywki 30 minut, a potem rzuty karne (scenariusz już Nam znany), wtedy postanowiono rozegrać jeszcze jeden mecz na neutralnym gruncie. Rotterdam stał się polem bitwy, gdzie ponownie miały się spotkać dwie drużyny. Pierwszy gol padł dzięki podaniu Williego Stevensona do Hunta, który był popychany, ale zdążył podać prosto do St Johna a ten umieściwszy piłkę w siatce zmienił wynik na 1-0. Potem Liverpool strzelił drugiego gola po akcji w wykonaniu Callghana i Hunta. Piłka trafiając w poprzeczkę, odbiła się o linię bramkową i wpadał do bramki.

Mecz powinien się zakończyć wynikiem 2-0, ale Niemcy pozostali silni i nieustępliwi i odpowiedzieli kontratakiem tuż po rozpoczęciu drugiej połowy. Kilkoma sprawnymi akcjami zremisowali i było 2-2. Tak, więc wynik meczu musiał być rozstrzygnięty rzutem monety. Po wyrzuceniu monety górę ugrzęzła ona w błocie, ale kapitan Ron Yeates słusznie zauważył i Liverpool wygrał. Debata na temat tego, czy tak ważne mecze powinny być tak rozstrzygane trwała, ale niezależnie od głosów Liverpool przeszedł do półfinałów Pucharu Europy (pierwszy raz w tych zawodach).

Liverpool radził sobie świetnie, nie tylko w rozgrywkach Pucharu Europy, ale również w rozgrywkach Premiership. 3 Dni po meczu z Cologne LFC pokonał Chelsea na Villa Park i zapewnił sobie miejsce w finale pucharu FA po raz trzeci. Liverpool przegrał dwa razy w finale pucharu FA, dlatego teraz zawodnicy byli jeszcze bardziej zdeterminowani, aby upragniony puchar zagościł po raz pierwszy na Anfiled. Aby dokonać tego LFC musiał pokonać piłkarskich gigantów tamtych czasów – Leeds United.

Przyszedł czas na półfinał Pucharu Europy. Z kapelusza nie wyskoczył królik, tylko cos jeszcze bardziej intrygującego i przejmującego – Inter Mediolan – najlepszy włoski klub tamtych czasów. Pierwszy mecz odbył się na Anfield, 3 dni po tym jak Liverpool wygrał z Leeds United i zdobył po raz pierwszy puchar FA.

Miało to być niepowtarzalne i jedno z najważniejszych wydarzeń w historii klubu. Gordon Milne i Gerry Byrne, którzy obydwaj byli kontuzjowani i nie grali w meczu, paradowali z pucharem FA wokół boiska. Pokaz ten wywołał na Anfield niesamowitą wrzawę. Nigdzie indziej na świcie w historii futbolu nie odnotowano takiego natężenia hałasu jak był słyszany tego wieczoru. Tłum krzyczał, śpiewał, tańczył. Niestety miał to być początek końca drogi, nie zawsze usianej różami dla Liverpoolu. Ale nie taki diabeł straszny jak go malują. Liverpool wystartował bardzo szybko i już w 4 minucie prowadził 1-0 po mistrzowskim strzale Hunta. The Reds pokazali fantastyczną i piękną grę, a kibice udowodnili, że są najlepszymi na świecie. Łatwo było zauważyć, że Włosi byli nieco oszołomieni i zdezorientowani dopingiem fanów. Widać, ze ten hałas i wrzawa deprymowała ich i odbierała chęć do walki. Ale jak wiadomo gra toczy się do ostatniego gwizdka. Włosi nie dali za wygraną i pomyłkę Rona Yeats’a wykorzystał Allesandro Mazzola, doprowadzając do remisu. Lecz The Reds nie mogli sobie na to pozwolić i po strzale Iana Callaghana LFC znów prowadził. Do połowy wynik był 2-1, a mógł być 3 -1 po tym jak Chris Lawler niczym „tańczący z piłką” prześlizgnął się przez obronę Interu i z lewej nogi strzelił. Niestety w poprzeczkę. W drugiej połowie Ian St John po nieudanej próbie Hunta, dobił i było 3-1. Liverpool powinien wygrać większą przewagą goli, ponieważ stworzyli bardzo dużo sytuacji i okazji do strzału. Ale jak wiadomo w piłce liczą się gole, a nie okazje i szanse. Wynik ten, dał początek nowej wersji popularnej piosenki „Santa Lucia”. Kibice z The Kop zmienili ją na potrzebę chwili i brzmiała ona tak:

„ Oh Inter 1-2-3, Go Back to Italy”

The Reds zdawali sobie sprawę z tego, że trudno będzie utrzymać tę 2-bramkową przewagę, a co dopiero mówić i pokonaniu Interu na ich własnym “podwórku”, w ich własnej “piaskownicy”.

I tak się niestety stało. Liverpool przegrał. Trzeba jednak powiedzieć, że Liverpool napotkał dwie przeszkody. Pierwsza, oczywista – nie grali u siebie i mieli tylko (albo aż?!) dwubramkową przewagę, druga mniej oczywista – kontrowersyjny sędzia „kalosz”. Liverpool przegrał 3-0, ale dwa pierwsze gole nie powinny być uznane i na pewno by nie były na Anfiled. Pierwszy gol był niebezpośrednim wolnym kopnięciem, a piłka utknęła w siatce, co jest niezgodne z zasadami footballu. Drugi gol padł, podczas, gdy Tommy Lawrence przygotowywał się do podania i odbijał piłkę, napastnik Interu podbiegł i strzelił, co było również wbrew zasadom. Padł jednak trzeci gol, co, do którego nie może być żadnych wątpliwości. Strzał Giacinto Fachettiego wysłał Liverpoolczyków do domu. Wiadomo, ze usprawiedliwienie znajdzie się na wszystko, ale trzeba przyznać się do porażki i głośno „dużymi literami” powiedzieć, że Inter wygrał, chociaż zasada, że lepszy wygrywa nie sprawdziła się.

Było to pierwsze tak ważne wystąpienie dla Liverpool na kontynencie, z którego wyciągnęli dużo wniosków i spostrzeżeń. Wygranie pucharu FA tego roku, zapewniło LFC ponowny występ w Pucharze Europy w latach 1965-66.

We wstępnej rundzie rozgrywek Liverpool ponownie trafił na włoski klub. Tym razem Juventus. Po porażce 1-0 na Stadio Dell’Api, LFC zrewanżował się 2-0 na Anfiled. Zasłużone prowadzenie The Reds zdobyli w 19 minucie spotkania, kiedy Strong podał do Chrisa Lawlera, a ten umieścił piłkę w bramce. Niedługo po tym, bo tylko 5 minut włoski bramkarz znowu wyjmował piłkę z siatki. Akcja zaczęła się od szerokiego podania St Johna, górą na lewą stronę do Stronga. Strong strzelił taką „repetę”, że bramkarz nawet nie zdążył pomyśleć, żeby obronić ten strzał.

Po zwycięstwie nad Włochami przyszedł czas na belgijski Standard Liege. W pierwszym meczu (na Anfiled), The Reds wygrali 3-1, dzięki dwóm golom Lawrenca i jednemu Petera Thompsona. Wynik ten zadowalał Anglików, ale wiedzieli, że nie wolno im spocząć na laurach i że maja jeszcze dużo do zrobienia i pokazania.

Krótko po rozpoczęciu meczu Standard Liege objął prowadzenie. Wynik 1-0 nie był wynikiem, który by zadowalał Liverpool i piłkarze pozostali czujni i pewni siebie. 5 min po przerwie, Hunt strzałem z bliska znowu dał czas Liverpoolowi na uspokojenie i wyciszenie gry. The Reds byli pewni, że to prowadzenie nie może im się wyślizgnąć z rąk. Byli na miejscu kierowcy i to oni decydowali, gdzie ich ten mecz doprowadzi (albo do dalszej rundy, albo do domu). Liverpoolczycy byli bardzo skupieni, ale jednocześnie rozluĽnieni i przypieczętowali to zwycięstwo jeszcze jednym golem.

Następnym przeciwnikiem był węgierski Honved. Na Węgrzech wynik meczu był 0-0, a za to na Anfiled The Reds pokazali, na co ich stać. Lawler i St John udowodnili wyższość Liverpoolu wynikiem 2-0. I w ten sposób Liverpool doszedł do półfinału, w którym spotkał się ze Szkockim Celic Glasgow. I powtórka z historii. Po raz drugi odbyła się „bitwa o Anglię”, no może nie o Anglię, ale o Wielką Brytanię. Pierwsza odsłona spektaklu miała miejsce na Celitc Park przed 80,000 widownią, gdzie Celtic zdobyło gola. W drugim meczu, na Anfiled, w wyjściowej jedenastce wystąpił Geoff Strong jako napastnik, ponieważ Roger Hunt był kontuzjowany i nie mógł zagrać. W tym spotkaniu padły dwa gole dla Liverpoolu. Pierwszym golem mógł pochwalić się Tommy Smith, a tuż po nim strzałem z głowy popisał się Callaghan, podwyższając tym samym na 2-0.

Liverpool znalazł się w finale Pucharu Europy, który odbył się w Szkocji na gigantycznym stadionie Hampden Park,a przeciwnikiem była niemiecka Borussia Dortmund. Liverpool grał ustawieniem 4-3-3

Lawrence

Lawler, Smith, Yeats, Byrne

Callaghan, Milne, Stevenson

Hunt, St John, Thompson

Był to ten sam skład, który wygrał w poprzednią sobotę na Anfiled z Chelsea. Zwycięstwo zapewnił Liverpoolowi Roger Hunt, którego dwie bramki pozwoliły zdobyć Liverpoolowi Puchar Anglii po raz szósty oraz zagrać w przyszłorocznych rozgrywkach pucharu Europy.

Pierwsza połowa meczu przeszła bez większych emocji, ale tuż po przerwie Liverpool cały czas naciskał. Niestety piłka została przechwycona i szybki, niemiecki napastnik kontratakował i piłka trafiła w górny róg. Borussia Dortmund była na prowadzeniu.

Liverpool doszedł do siebie po paru minutach i znów można było podziwiać „czerwoną siłę”. Peter Thompson minął paru zawodników i znalazł się na prawym skrzydle, tuż przy linii końcowej. Thompson minimalnie nie zdążył wyhamować z piłką, ale zdążył podać do Rogera Hunta, a ten mocnym strzałem pokonał bramkarza. Kontrowersje wzbudził sędzia liniowy, który najpierw podniósł chorągiewkę, aby wskazać na piątkę dla Borussi, ale chwile po tym opuścił i gol został uznany, ku zdziwieniu i zaskoczeniu Niemców.

W drugiej połowie doliczonego czasu Borussia Dortmund ruszyła do ataku. Lawrence wyruszył do końca swego pola, aby skrócić dystans do piłki, ale mógł tylko odbił piłkę w kierunku Reinhardta Libuda, który strzałem z 32 metrów przelobował angielskiego bramkarza. Tommy Lawrence mógł tylko patrzeć w rozpaczy i niemocy jak Ron Yeates w nieubłaganej walce z czasem próbował zatrzymać piłkę zanim ta wpadnie do bramki. Ale zanim to się stało, piłka trafiła w poprzeczkę i odbiła się od nogi kapitana The Reds i nieszczęśliwym trafem wpadła do bramki. Borussia Dortmund wygrała i zdobyła Puchar Europy.

Cudowna, liverpoolska podróż po puchar dobiegła końca. Przegrali finał, ale zaszli dalej w eliminacjach niż w poprzednim roku. Myślę jednak, że śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że Liverpool pokazał się z jak najlepszej strony Europie i światu.

Wygranie Premiership pozwoliło Liverpoolowi jeszcze raz uczestniczyć w wyścigu o Puchar Europy. Pierwszymi przeciwnikami był rumuński Petrolul Ploesti. Potrzeba było dogrywki, aby rozstrzygnąć tę rywalizację, ponieważ po wygraniu na Anfiled 2-0 (gole St Johna i Callaghana), wynik meczu w Bukareszcie był 3-1. Strzelcem jedynej bramki dla Liverpoolu był Hunt. Gole na wyjeĽdzie nie były traktowane tak jak są teraz, dlatego odbył się mecz rewanżowy w Brukseli. Liverpool szybko zdobył przewagę dzięki strzałowi St Johna, a krótko przed końcem pierwszej połowy Thompson ustanowił końcowy wynik meczu na 2-0. Liverpool wkroczył do ostatecznej serii rozgrywek. Pierwszą drużyną, jaką wylosował był Ajax z Holandii.

W tym czasie Ajax był małym i nieznanym klubem, dlatego wydawało się, że wygrana Liverpoolu była tylko kwestią czasu. Tak jednak nie było. Podczas meczu panowała bardzo gęsta mgła. Wszyscy się spodziewali, ze mecz zostanie odwołany, ponieważ nic nie było widać z odległości 30 metrów, ale sędzia nalegał, aby rozpocząć grę. Ajax przy pomocy młodego zawodnika- Johana Cruyffa rozgromił Liverpool 4-0 do pierwszej połowy. Z wynikiem 4-0 Liverpool był przybity i bez wiary, wtedy Bill Shankly niezauważony przez sędziów podszedł do zawodników i powiedział, że jest jeszcze szansa na remis i jest jeszcze, o co walczyć. Chris Lawler strzelił gola, który zapalił światełko w końcu tunelu, ale promyk ten szybko został zgaszony. Końcowy wynik meczu był przygniatający 5-1.

Shankly powiedział jasno, że trzeba strzelić 4 gole w meczu rewanżowym, aby Liverpool przeszedł i zawodnicy mu zaufali. Jednak samo zaufanie i wiara nie wystarczą. Liverpool zremisował z Ajaxem 2-2 i odpadł z tego wyścigu „przez płotki” po upragnione trofeum.

Czwarty występ Liverpoolu w Europie odbył się pod nową nazwą- Pucharu UEFA. Bill Shankly kupił w tym czasie dwóch nowych zawodników. Emlyna Hughsa z Blackpool za 65,000 funtów i Tonego Hateleya z Chelsea za 96,000 funtów.

Ci dwaj zawodnicy szybko dali się poznać w pierwszym meczu z Malmo. Liverpool wygrał 2-0, dzięki dwóm golom „nowego” – Toneygo Hateleya. Tak, więc Liverpool podejmował Malmo na Anfiled z dwubramkową przewagą. The Reds nie popuścili jednak i po podaniu Yeatesa do Callaghana było 1-0. Potem, Yeates wykorzystał zamieszanie na polu karnym Malmo i podał do Hateleya, a ten do Rogera Hunta i wynik był 2-0. Malmo, co prawda zdobyli gol na pocieszenie, ale to The Reds ogólnym wynikiem końcowym 4-1 przeszli do kolejnej rundy eliminacji.

Następnym przeciwnikiem, którego wylosowano dla Liverpoolu był niemiecki TSV Monachium. Ten mały i raczej nieznany klub został rozniesiony na Anfiled. Niemcy nie pozostawili po sobie żadnego wrażenia, poza oczywiście wymownym wynikiem 8-0. Na listę strzelców wpisali się: Hunt ( 2 gole), Callaghan (2 gole), St John, Hateley, Smith i Thompson. Mając taki wynik w zanadrzu można wybaczyć The Reds ich występ w Monachium. Co prawda przegrali 2-1, a jedynego gola strzelił Callaghan), ale „praca domowa” została odrobiona na Anfiled i w trzeciej rundzie LFC spotkał się ponownie z Węgierskim Ferencvaros. Węgrzy wygrali 1-0 u siebie i tym samym wynikiem pokonali The Reds na ich własnym stadionie. Był to pierwszy raz od 4 lat, kiedy Liverpool został pokonany na Anfield. Kibice z The Kop docenili jednak grę obydwu drużyn i obdarzyli piłkarzy owacjami na stojąco.

Liverpool ponownie wystąpił w rozgrywkach europejskich. Jego pierwszym przeciwnikiem był hiszpański klub Athletic Bilbao. Hiszpanie wygrali u siebie 2-1, wiec Liverpool miał nie łatwe zadanie do wykonania na Anfiled. Hunt trafił do bramki Bilbao w Hiszpanii, ale nie mógł jej odnaleĽć w Anglii. Argoita dał prowadzenie Bilbao przed końcem pierwszej połowy i dopiero teraz Liverpool miał nie lada orzech do zgryzienia. Liverpool otrząsnął się dosyć póĽno(, ale przecież lepiej póĽno niż wcale), bo 15 minut przed końcem meczu padł pierwszy gol dla Liverpoolu, a strzelcem tej bramki był Chris Lawler. Na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem Emlyn Hughes strzelił drugiego gola odrabiając stratę. Końcowy, ogólny wynik, po dwóch meczach wynosił 3-3. Po raz drugi i ostatni w historii piłki rzut monetą miał rozstrzygnąć losy meczu. Tym razem wybór okazał się pechowy dla Liverpoolu i ponownie The Reds musieli czekać rok, aby znów móc zagrać na kontynencie Europejskim.

W ostatnim sezonie dekady w rozgrywkach europejskich pierwszymi przeciwnikami Liverpoolu byli Irlandczycy. Już w pierwszym meczu na Anfield The Reds wygrali 10-0!!! Szarżę rozpoczął już w pierwszej minucie Alun Evans – młody napastnik kupiony z Wolvez za rekordową sumę 100,000 funtów. Potem po kolei strzałam popisali się: Chris Lawler, Tommy Smith, Bobby Graham i ponownie Evans. Do przerwy było 5-0. The Reds poszli za ciosem i nie odpuszczając strzelili kolejne 5 goli w drugiej połowie. Na listę strzelców wpisali się: Alec Lindsay, ponownie Smith, Thompson, Callaghan i ostatni gol w wykonaniu Grahama dał zwycięstwo Liverpoolowi 10 – 0. Na zegarze było jeszcze 8 min do końca, ale piłkarze wycofali atak i pojechali do Irlandii na mecz rewanżowy z przygniatającą przewagą.

Tym razem wynik nie był tak imponujący, jako że dwa gole Thompsona, jeden Grahama i jeden Callaghana dały Liverpoolowi cztero-bramkowe zwycięstwo. Ale w sumie po dwóch meczach 14-0 to nie lada wyczyn.

W drugiej rundzie Liverpool zmierzył się z portugalskim klubem Vitoria Steubal. Po szalonym strzale Cardosy z 20 metrów, piłka odbiła się od słupka i trafiła pod nogi Tomea, a potem wprost do bramki. Mecz zakończył się wynikiem 1-0. Liverpool, aby przejść do kolejnej rundy potrzebował strzelić 2 gole, co nie było łatwym zadaniem. Ale nie dla The Reds.

Przednia linia zespołu nie wyglądała dobrze. Hunt i Evans byli zastąpieni przez Grahama i Stevena Paplowa, który grał swój trzeci mecz w barwach Liverpoolu.

Vitoria odebrała mowę całemu Anfiled, gdy padły dwa gole dla Portugalczyków. W sumie na ich koncie widniały trzy bramki. Liverpool potrzebował strzelić cztery gole, aby przejść do dalszej rundy rozgrywek. Shankly szybko wprowadził na boiska Huna i Evansa. Wydawało się, że Portugalczycy nie dadzą tak łatwo sobie wyrwać zwycięstwa, ale chyba nie wiedzieli, z kim mają do czynienia. The Reds szybko nadrobili straty i po podaniu Hunta, Tonny Smith umieścił, po raz pierwszy w tym meczu piłkę w siatce Vitori. Liverpool, jako prawdziwy wojownik nie tracił nadziei i grał do końca.

Parę minut przed gwizdkiem końcowym Alun Evans podwyższył wynik, a tuż po nim „torpedą” z 10 metrów, Hunt zaskoczył portugalskiego bramkarza. Wynik 3-2. W tym momencie Anfield eksplodowało, jakoby wulkan, wyrzucając z siebie pokłady szczęcie, łez a jednocześnie niedowierzania, tym bardziej, że odrobienie 3 bramkowej przewagi to nie lada wyczyn( powtórka z rozrywki, tyle, że tym razem w 6 minut!!!). Podczas, gdy sędzia odgwizdywał 90 minut wszyscy czekali na dogrywkę, ale się nie doczekali. Liverpool pokazał w tym meczu jeden najbardziej spektakularnych powrotów w historii futbolu, ale niestety nie było im dane cieszyć się zwycięstwem, jako że UEFA w tym czasie wprowadziła nowe zasady (dotyczące goli strzelonych na wyjeĽdzie) i to Vitoria przeszła do następnego etapu bez potrzeby rozegrania dogrywki.

Anfield zamarło, tłum ogarnął szok i niezrozumienie. Potem miejsce tego zajęły łzy złości i uczucie niemocy. Wszyscy zadawali sobie jedno pytanie: Jak to jest możliwe?. Nie mogli uwierzyć, że po takiej walce, z takim poświeceniem i zaangażowaniem nie będzie im dane, aby obejrzeć dogrywkę. Po tym jak rok temu przegrali z powodu rzutu monetą, myśleli, że nic gorszego nie może ich spotkać. Jednak koło fortuny zatacza swoje kręgi i nigdy nie wiadomo, komu szczęcie tym razem będzie sprzyjać.

Roger Hunt, który brał udział w każdej przygodzie Liverpoolu na kontynencie europejskim odszedł z klubu w przeciągu miesiąca, a jego zmiennik – Steven Peplow nigdy więcej nie zgrał dla Liverpoolu.

Lata 60-te były dla klubu pasmem porażek, ale w lata 70-te Liverpool wkroczył z głową uniesioną wysoko do góry. Bill Shankly wprowadził wiele zmian w tym klubie i na pewno bez Niego klub ten nie byłyby taki, jakim jest teraz. Podniósł go do rangi światowej. Spowodował, że wszyscy szanowali klub i czuli przed nim respekt. Bill Shankly wiedział także, że jeszcze wiele jest do pokazania i do udowodnienia i już wkrótce czerwony dywan sławy i zwycięstwa będzie podsunięty pod „stopy” Liverpoolu.

THE END

Ľródło: lfchistory.net



Autor: Angela
Data publikacji: 06.06.2005 (zmod. 02.07.2020)