Król Carra: Jamie wielu rodzajów, Pan Jednego
Artykuł z cyklu Artykuły
Bardzo subtelna, ale zarazem bardzo ważna przemiana nastąpiła w sezonie 2004/05. Niemal niezauważalnie, z ukryciem zupełnie niezwiązanym z jego zachowaniem, Jamie Carragher człowiek na każdą pozycją, ale zanim Benitez przyszedł także zupełny mistrz niczego stał się idolem nr 1 kibiców Liverpoolu. Pierwszą wyraĽną oznaką tego, był grudzień 2004 roku, kiedy to Stevie Gerrard zaczął powoli tracić swój autorytet z powodu plotek o jego transferze do Chelsea i nagle kibic Evertonu z dzieciństwa stał się ulubieńcem fanów The Reds. Mimo braku jakiejkolwiek piosenki, która by podkreśliła uwielbienie fanów do Carraghera, kibice Liverpoolu w końcu uwielbiają Carre. Cichy bohater, który wciąż mimo wszystko pozostaje cichy i ciągle nie słychać na The Kop żadnej piosenki o nim (czym na pewno jest lekko zawiedziony) w końcu nie jest pomijany i wszyscy widzą jak ważnym jest ogniwem drużyny. Tak samo, jak Robbie Fowler kibic Evertonu, były kibic Evertonu, wybiega na Anfield z nr 23, jako ulubieniec fanów The Reds.
W końcu udało się Jamiemu odciągnąć od siebie określenia, które się go uczepiły, jak rzep psiego ogona – określenia, które nie wyrażały jego poświęcenia: uniwersalny i niezawodny. To brzmi, jak opis jakiejś średniej Skody.
Nagle Jamie jest: niezastąpiony i fenomenalny. Także ku mojemu zdziwieniu nawet angielskie media zauważyły dobrą grę Jamiego. Nagle jest nazywany jednym z najlepszych obrońców w kraju, a nie jest tak medialną postacią, jak Rio Ferdinand ( bardzo drogi transfer, ciągle zmieniające się fryzury), ani nie zdobywa tylu goli, co John Terry, który co chwila wskakuje na pierwsze strony gazet, za swoje dokonania na obu końcach boiska.
Nikt nigdy nie wątpił, że Jamie ma mentalność zwycięzcy. W dniu debiutu w 1997 roku w meczu z Aston Villą, jako szalony defensywny pomocnik wszystkich nas zszokował zdobywając gola, coś co powtórzył tylko raz w 300+ kolejnych występach w Liverpoolu. Kilka lat wcześniej Ronnie Moran, który był na Anfield bardzo długo, widział wszystko i zrobił wszystko w Liverpoolu, powiedział, że Jamie będzie wspaniałym środkowym obrońcą, ale jak każdy młody zawodnik popełnił parę błędów. Potem Gerard Houllier przesunął go na bok obrony i wiedział co robi. Grając na tej pozycji Jamie był określany, jako typowy ‘staromodny’ obrońca, który po prostu broni dostępu do bramki, dobrze przygotowany na starcie ze skrzydłowym. Jednak grając na boku obrony także widać było jego słabości: mała różnorodność zwodów i słabe dośrodkowania. Nawet teraz, jedyne, co Carra potrafi to podanie wewnętrzną częścią stopy, ponieważ jego nogi są inaczej zbudowane niż innych piłkarzy. Ataki Liverpoolu kończyły się wraz z momentem otrzymania piłki przez Carraghera, który się zatrzymywał i podawał piłkę do tyłu.
Jako kibice my kreujemy obrońców, którzy mają grać jak niemal skrzydłowi, jednak tacy defensorzy zapędzający się co chwila pod pole karne przeciwnika nie potrafią dobrze bronić. Idealny boczny obrońca jest połączeniem właśnie tych dwóch stylów, dobrym przykładem jest Markus Babbel podczas najlepszego sezonu na Anfield, kiedy mimo, że nie był najlepszym piłkarzem, to był efektywny na obu końcach boiska. (teraz Carra gra w środku i Steve Finnan w końcu może pokazać, co potrafi i za co go tak chwalili za czasów gry w Fulham. Także wiem, że nie jestem jedynym, który gdyba, co by było gdyby, Rob Jones nie doznawał tylu kontuzji w swojej karierze. Teraz miałby 33 lata i to było bardzo interesujące, oglądać go pod wodzą Rafy Beniteza, zwłaszcza, że wiek nie stanowi żadnej bariery dla Beniteza, co Hiszpan udowodnił stawiając na Amadeo Carboniego w 2004 roku. Jones był właśnie idealnym współczesnym bocznym obrońcą, połączeniem obrony i ataku.)
Od momentu zmiany pozycji przez Carraghera, jego podania są nadzwyczaj dokładne i teraz już nie patrzy tylko za siebie, ale także widzi co się dzieje na boisku. Także udowodnił, że potrafi ogrywać piłkarzy sprytnym zwodem (nie są to zwody w stylu Ronaldinho, ale takie sztuczki pozostawmy napastnikom). Wszystko podsumowują rajdy Jamiego, które są trochę szalone, ponieważ jest możliwość straty piłki. W sumie Jamie to fajny obrońca, który potrafi obronną ręka wybrnąć z kłopotów. Carra nawet jest specjalistą w takich sytuacjach, kiedy to przyjmuje piłkę, kiedy przeciwnik jest blisko, szybko zmienia kierunek biegu i dokładnie podaje do pomocnika. Ciągle jest lepszy w tego typu zagraniach i przypomina Tony’ego Adamsa. Benitez z pewnością nie poleca zbyt długiego rozgrywania piłki pomiędzy obrońcami, ale Jamie wnosi do zespołu mnóstwo spokoju, na pewno więcej niż jego poprzednicy. W ostatnich derbach Jamie pokazał, w jak trudnych sytuacjach. Everton raz, za razem rzucał długie piłki w jego kierunku, a on ze spokojem godnym mistrza je przechwytywał. Zasłużenie został wybrany Graczem Meczu.
Niezwykły pracownik
Były menadżer Southamptonu Lawrie McEnemy, drużyny która dzielnie walczyła w 1984 roku z Liverpoole o tytuł Mistrza Anglii idealnie podsumował kogo potrzebujesz, żeby odnieść sukces: ‘Graczy koncertowych” i „Zwykłych robotników”. Do pierwszej kategorii należą Kenny Dalglish, John Barnes, teraz Xabi Alonso – ludzie, którzy powodują, że futbol jest piękny dla oka. Płacisz pieniądze, żeby usłyszeć delikatne nuty, kiedy oni kopią piłkę. Jednak są nikim bez zawodników, którzy wykonują tytaniczną pracę w defensywie. McEnemy powiedział, że jeśli „robotnik” przyjdzie do niego prosić o podwyżkę, to otwiera okno i się pyta, kto jest chętny, by zając stanowisko obecnego „robotnika”. Uważał bowiem, że takiego „robotnika” można bardzo łatwo zastąpić, ale trzeba mieć w drużynie takich wielu. Także na myśl nasuwa się nazwanie przez Erica Cantonę, jego kolegi Didiera Deschampsa zwykłym „chłopcem do noszenia wody”.
Można uczciwie powiedzieć, że Carra raczej zalicza się do „robotników” jeśli weĽmiemy pod uwagę te kryteria. Na pewno nigdy byście nie zapłacili, żeby go oglądać robiącego różne sztuczki z piłką. Także można się zgodzić, że „robotnika” można łatwo zastąpić, ale nie takiego „robotnika” jakim jest Jamie. On jest typem zawodnika, który się poświęci dla dobra drużyny i mógłby nawet wybierać śmieci zębami, gdyby dałby to zwycięstwo jego drużynie. Chwała za to przeistoczenie Carry należy się trzem osobom: jemu samemu, ponieważ to by się nie stało, gdyby nie jego ciężka praca na treningach i podczas meczów, Rafie Benitezowi, który w końcu na niego postawił na środku obrony no i Gerardowi Houllier, który, jako pierwszy mu zaufał i w 2000 roku powiedział, że Jamie będzie naszym Marcelem Desaillym, jednak dopiero Rafa to udowodnił.
Pierwsze kroki Jamiego na środku obrony, po tym, jak się okazało, że nie nadaje się na środkowego pomocnika nie były najlepsze. Jak każdy młody piłkarz na tej pozycji popełniał błędy z powodu braku doświadczenia i stracił miejsce w drużynie. Strzelił tyle samobójczych bramek w jednym meczu z Manchesterem United, co w całej swojej karierze na Anfield. Na pewno nie pomagał mu fakt, że było otoczony przez zgraję niekompetentnych obrońców w tamtych dniach. W 1999 roku Gerard Houllier zdecydował się na zakup dwóch doświadczonych obrońców. Na Anfield przyszli Sami Hyypia i Stephane Henchoz i stworzyli bardzo dobry duet. Wtedy Jamie przeszedł na prawą obronę, gdzie grał dobrze. Kolejnym transferem było pozyskanie Markusa Babbela i wydawało się, że Jamie straci miejsce w składzie, jednak wtedy został przesunięty na lewą obronę. Grając na tej pozycji wszystkim zaimponował. Sezon póĽniej Markus Babbel zachorował, co wykluczyło go z gry na długi okres czasu i Jamie mógł wrócić na swoją starą pozycję. Grał tam do 2003 roku, kiedy to Houllier kupił Steve’a Finnan, który był wybrany do jedenastki sezonu w Premiership w poprzednim roku. Jednak i to nie powstrzymało Carry w utrzymaniu miejsca w składzie. Ponownie znalazł sobie miejsce po lewej stronie bloku defensywnego. Jedynym obrońcą, któremu udało się wygryĽć Jamiego ze składu był Lucas Neill, piłkarz Blackburn, który złamał Jamiemu nogę.
W pewnym sensie może podziękować za to Neillowi. To zabolało Carre psychicznie. Nie mógł patrzeć na grę drużyny ze świadomością, że nie może im pomóc. Jamie żyje, je, oddycha, śpi i pije myśląc o piłce nożnej. Gdy wrócił do gry zobaczyliśmy innego Carraghera, głodnego gry, lepszego w ofensywie i co najważniejsze oddawał strzały z dystansu i po jednym z nich był bardzo bliski zdobycia jedynego gola w derbach dzielnicy Mersyside. Albo może to my zauważyliśmy jak wiele ta drużyna traci bez Jamiego. Nie byliśmy zadowoleni z tego, co widzieliśmy w Liverpoolu bez Jamiego. Nasze jedno, wspólne, czerwone serce rosło w umiłowaniu Jamiego.
Jedenastu Carragherów
Pewnego dnia Gerard Houllier powiedział, że wygrałby ligę gdyby miał 11 Carragherów. Wtedy powiedział to, żeby podnieść na duchu niedocenianego Anglika i to nie jest prawdą, ponieważ potrzebujesz „graczy koncertowych”, którzy zdobywają więcej niż gola na 5 lat i potrafią kreować grę ofensywną zespołu. Jednak Houllier miał rację, że do zwycięstw potrzebna jest mentalność Carraghera. Houllierowi należy się chwała za to, że ze zwykłego angielskiego dziecka, które by przyniosło wstyd sobie i klubowi na świątecznym przyjęciu w profesjonalistę z krwi i kości, który inspiruje innych do pracy.
Większość wątpliwości, co do Carraghera zostało rozwianych jednak parę jeszcze pozostało. Zależy to z pewnością od partnera, który zagra u jego boku, ponieważ wszelkie braki mogą zostać uzupełnione przez kolegę z obrony. Niestety Carra nie jest najszybszy. Kiedy była szansa, że zagra za kontuzjowanego Sola Campbella na pierwszym meczu EURO 2004 wszyscy się bali, że sobie nie poradzi, ponieważ pamiętali obrazki, kiedy Henry ogrywał Jamiego szybkością. Z pewnością Carragher nie jest typem obrońcy, jak William Gallas, który potrafi dotrzymać kroku najszybszym zawodnikom w Premiership.
Wystarczy spojrzeć na sezon 2003/04 kiedy Djimi Traore był kontuzjowany to Carra był najszybszym obrońcą w drużynie. To dużo mówi o problemach kadrowych jakimi boryka się Benitez. Houllier próbował na środku obrony wysokiego i dość szybkiego Biscana na tej pozycji i Chorwat genialne zagrania przeplatał fatalnymi wpadkami i za każdym razem, gdy popełnił błąd to wszyscy zwalali winę na niego, a na przykład takiego Rio Ferdinanda to nikt nie obwini za utratę gola. Mimo wielu dobrych meczów Biscana, było widać, że brakuje mu koncentracji, żeby grać na środku obrony w tak renomowanym klubie. To był interesujący eksperyment, ale szybko się skończył. Rok póĽniej Carra grał w obronie z Samim Hyypią. Jeśli Carra mógłby jakoś zrekompensować statyczne bieganie Fina to i tak byłaby to marna rekompensata. Żaden z nich nie jest sprinterem. Dobre czytanie gry może zapobiec groĽnym sytuacjom, jednak nie zawsze. Właśnie, dlatego ktoś taki jak Mark Lawrenson, który potrafił dogonić każdego napastnika jest niezastąpiony.
Inną słabością Carraghera jest fakt, że mimo iż gra w powietrzu wspaniale i jest odważny jak lew to jednak brak mu wzrostu. Jeśli Hyypia kiedykolwiek zostanie zastąpiony przez niższego obrońcę to znowu tak jak w 1990 może powrócić problem braku wysokich defensorów. Carra szybszy od Hyypi czasem naprawia jego błędy, a Fin właśnie specjalizuje się w pojedynkach powietrznych. Carragher miał ogromne problemy z Duncanem Fergusonem, a Sami walczyłby z nim, jak równym z równym. Teraz może angielski futbol odchodzi już od pomysłu gry wysokim napastnikiem, ponieważ Ferguson jest coraz starszy, a bardzo efektywny Nial Quinn już zakończył karierę. Teraz każda drużyna ma bardzo szybkiego zawodnika, który terroryzuje defensywę przeciwnika. Jednak ciągle są piłkarze, którzy nie wiadomo w jaki sposób osiągają ogromy wzrost, ale są chudzi jak patyk (przykładem służy Peter Crouch). W angielskim futbolu chyba już zawsze będą tacy piłkarze.
Dobry jak Ayala
Najprawdopodobniej największy komplement Carra usłyszał w tym sezonie od Rafy Beniteza, gdy ten powiedział: „Pracowałem z wieloma klasowymi obrońcami, jak Ayala, Pellegrino, czy Marchena. Pewnie powiedzielibyście, że najlepszy jest Ayala, ale ja powiem Jamie wcale nie jest gorszy od Argentyńczyka.”
W marcu tego roku John Terry powiedział, że Jamie jest chyba najlepszym angielskim obrońcą ostatnich lat. To trochę trwało, ale w końcu wszyscy zaczynają zauważać wspaniałą grę Jamiego. Ludzie mają własne opinie na temat piłkarzy i bardzo niechętnie je zmieniają, więc to musi potrwać.
Kiedy sam Carra udzielał wywiadu przed meczem z Evertonem, został zapytany czy kiedykolwiek odejdzie z Liverpoolu ( ile razy będą zadawać piłkarzom takie pytania). „Możesz odejść do lepszego klubu, zdobyć więcej medali” spytał się Jeff Shreeves. Jamie jednak się z nim nie zgodził i odpowiedział: „Większy niż Liverpool?” Widzicie dla Jamiego Carraghera znawcy historii klubu, jest to normalne, że nie ma w Anglii klubu, który zdobył więcej niż The Reds. Jeśli Liverpool byłby teraz gdzieś na dnie to może inaczej by to zabrzmiało, jednak to pytanie było zadane dzień po awansie do Æwierćfinału Ligi Mistrzów!
Jamie wie, że z pięciu możliwych krajowych i europejskich trofeów: Pucharu Europy, FA Cup, Pucharu Ligi, Mistrzostwa Anglii i Pucharu EUFA, jedynie w ilości zwycięstw w FA Cup Liverpool nie prowadzi wśród angielskich drużyn. 18 tytułów Mistrza Anglii nie podlega dyskusji. 7 tryumfów w Pucharze Ligi to też bardzo dobry rekord. 4 Puchary Europy to wyraĽny rekord wśród angielskich drużyn i tak 3 Puchary UEFA.
Jakiekolwiek dodatki na przestrzeni kilku lat do tych trofeów na pewno zostaną osiągnięte z ogromnym wkładem Jamiego Carraghera.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 01.04.2005 (zmod. 02.07.2020)