WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1797

Nowy stadion - w co gra NWDA ?!

Artykuł z cyklu Artykuły


Pięć lat trwało planowanie i składanie do kupy projektu Stanley Park – nowego stadionu Liverpool FC. Odwołano się do wrażliwości społecznej. Stare Anfield, które mogłoby zostać sprzedane jako wartościowa nieruchomość zostanie przekazane władzom miasta i oddane do użytku publicznego jako park.

Klub zachęca lokalną społeczność, żeby wykorzystać sportową i techniczną infrastrukturę, która miałaby być dostępna na nowym obiekcie dzięki nowemu centrum sportowemu oraz społecznemu liceum. Wykorzystując swoją słynną markę nakłonili prywatne firmy do zainwestowania w najbardziej zrujnowane obszary w Liverpoolu i Wielkiej Brytanii. O wiele łatwiej i taniej byłoby trzymać się przedmieść miasta, jak np. Kirkby albo Speke, ale klub wykazał niezwykłą lojalność wobec miejsca, które uznaje za swą duchową ojczyznę.

Możnaby pomyśleć, że postanowienie klubu, żeby zostać i pełnić rolę głównej siły na odrestaurowanym Anfield wywoła ogólny zachwyt i wdzięczność. Nic z tych rzeczy. Zamiast tego rozgorzała zacięta walka z organizacją pozarządową.

Owa organizacja to Północno–Wschodni Związek Rozwoju (NWDA), którego jak się wydaje za swoje główne zadanie obrało zastraszanie i szantażowanie klubu oraz niweczenie całej ciężkiej pracy i pieniędzy włożonych w projekt Stanley Park, żeby wejść w układy z innym przedsiębiorstwem, Evertonem (nie zapominajmy, że w Anglii wszystkie kluby piłkarskie to prywatne firmy), który cieszy się złą reputacją w kwestiach inwestycji budowlanych. Przedsiębiorstwem, któremu nie udaje się uzyskać poważnego zainteresowania wiarygodnego inwestora, a zamiast tego goni za jakimś zamorskim mitycznym Ľródłem funduszy. Owa niechęć inwestorów może wynikać z tego, że Everton ma na swoim koncie „prestiżowy” projekt Kings Dock. Tak, czy inaczej, wynika, że NWDA nie ma nic przeciwko temu.

NWDA była częścią bloku organizacji, które dały Evertonowi The Kings Dock I która określiła ten obiekt mianem „najbardziej prestiżowej nieruchomości północno – zachodniej Anglii”. Organizacja odrzuciła wiele niezwykle opłacalnych planów, mających finansowe poparcie kilku najlepszych międzynarodowych przedsiębiorstw o wysokich notowaniach giełdowych i oddała ten wspaniały plac w ręce upadającej firmy, której jedynym zapleczem była banda trzecioligowych prywaciarzy.

Everton przez lata nie odnotowywał zysków. Długi rosły w zastraszającym tempie. Brytyjskie instytucje finansowe nie tknęłyby ich nawet końcem kija, a jednak lwia część Kings Dock została im przekazana, aby przekształcić to w stadion wart wiele milionów funtów. Mieliby też prawo do dodatkowych wpływów.

Koszty budowy nie spędzały snu z powiek nawet tak marnie prosperującemu przedsiębiorstwu jak Everton. Niemal wszystkie wydatki miały pokryć prywatne firmy, Rada Miasta Liverpoolu, a przede wszystkim NWDA. Astronomiczna kwota 70 mln funtów z publicznych pieniędzy, czyli pula, która powinna zostać rozdzielona na cały region została w całości przeznaczona na realizację projektu przekraczającego potrzeby miasta.

Bo niby kto do cholery miałby wypełnić 55 tysięcy miejsc siedzących na stadionie, nawet podczas koncertów, czy innych imprez? Sam Everton ma problemy z zapełnieniem 40 tysięcznej powierzchni Goodison Park, a założenie, że na stadionie będą odbywać się gigantyczne koncerty, to nic innego jak mrzonki zrodzone w chorym umyśle. Rozsądniejszym pomysłem i dużo mniejszym obciążeniem dla publicznej kasy byłoby wybudowanie mniejszej Sali koncertowej.

To był prezent, którego Everton nie mógł nie przyjąć. Pewnie czuli się tak, jakby wreszcie wygrali puchar Europy. Musieli tylko dorzucić swój wkład, marne 30 mln. Z punktu widzenia całych kosztów inwestycji, była to symboliczna suma.

Jak wiemy, Everton nie był w stanie wyskrobać nawet tych 30 mln I po ponad dwóch latach, w czasie których zarząd klubu zwodził wszystkich dookoła, plan upadł. Inni licytatorzy wycofali się i nie chcieli mięć z tym nic więcej wspólnego. Koszt tej porażki, który spadł na barki podatników w całej Anglii i Walii nie został nigdy ujawniony, ale na pewno były to grube miliony.

Obiekt pozostał po dziś dzień tym, czym był, parkingiem. To co powtarza się w minionych i obecnych projektach jest to, że żadna z zaangażowanych instytucji, ani NWDA, ani Rada Miasta, ani jakikolwiek inna organizacja nie próbowali negocjować z Liverpool FC warunków ewentualnego podziału stadionu. Miała to być wyłączna własność Evertonu tylko do ich użytku i nawet, gdy kwestie finansowe stawały się coraz bardziej naglące, nikt nie zdecydował się zapytać, czy Liverpool nie zechciałby się w mnie zaangażować.

Po wszystkich mękach związanych z Kings Dock, nie wspominając olbrzymich kosztów, możnaby pomyśleć, że NWDA zapewni Evertonowi bezpieczną przyszłość odnośnie planów finansowania nowego stadionu.

Ale nie w tym przypadku. NWDA porusza niebo i ziemie, żeby zapewnić Evertonowi wspólne boisko z Liverpool FC. Nie, nie na tym terenie, na którym Liverpool zaplanował budowę i poświęcił pięć lat ciężkiej pracy oraz niemało pieniędzy, na co wskazywałaby logika. Nie chodzi o projekt, który pomaga lokalnej społeczności tak, jak to czyni Liverpool FC. Nie. NWDA postawiła na projekt, który Everton uznał za korzystniejszy dla siebie, gdzieś w North Docks. W rezultacie oba kluby na zawsze opuszczą rejon L4 miasta.

Evertonowi najbardziej zależy na partnerze, z którym zaangażowałby się w inwestycję na równych zasadach, ale jak klub miałby zapłacić za wspólny obiekt pozostaje tajemnicą, zważywszy, że nie potrafili wyłożyć 30 mln na Kings Dock, kiedy ich dług był możliwy do spłacenia parę lat temu. Prawdopodobnie NWDA zamierza zapłacić raz jeszcze z pieniędzy publicznych, których, jak mówią, dobrze strzegą.

Prawdopodobnie powstanie jakieś przedsiębiorstwo do administrowania wydatkami I finansami budowy planowanego North Dock Stadium. Ale co się stanie, jeśli jedna ze stron ma problemy ze zdobyciem gotówki na budowę, a póĽniej na pokrycie kosztów współużytkowania nowego obiektu? Nie trzeba mieć ukończonych studiów biznesowych, bo to oczywiste nawet dla laika, że w takiej sytuacji to druga ze stron musi zagwarantować spłatę całej kwoty na czas. Nazywa się to współodpowiedzialnością. Jest to bardzo ryzykowny układ dla Liverpool FC.

Odkładając na bok rywalizację piłkarską powinniśmy się sami siebie zapytać, jako obywatele Merseyside, dlaczego sfinalizowanie tego podziału jest tak ważne. Dlaczego organizacje typu NWDA tak bardzo chcą do tego doprowadzić? Jakie przyniesie to korzyści dla mieszkańców tych terenów? Właściwie powinniśmy zapytać się, kto na tym skorzysta? Bo na pewno nie L.F.C. Wysunięto błędną tezę, że podział obiektu przyniesie pieniądze dzięki którym Liverpool będzie mógł wzmocnić swój zespół. Byłby to smutny dzień dla L.F.C., gdyby zarząd klubu uzależniał od tego przebudowę drużyny. I w rzeczy samej, nie robią tego, a plany nowego stadionu wygenerują dodatkowe pieniądze na transfery.

Najpoważniejszym problemem dla L.F.C. są jego ewentualni partnerzy. Czy wszedłbyś w hipotekę z kimś kto ma większe długi niż przychody i reputację odstępowania od umów bez wyjaśnień? Everton obowiązuje umowa z Amerykańską spółką Bear & Stern na sprzedaż biletów przez najbliższe 20 lat. Jak sobie z tą poradzą? Everton nie prosperuje na tyle dobrze, żeby ją rozwiązać. Podpisał ją przecież po to, żeby spłacić kredyty bankowe.

Co mogłoby się stać z liverpoolską drużyną, gdyby pieniądze potrzebne na zakup wartościowych graczy wykorzystano na spłatę rywala – nowego partnera ciążącego niczym kula u nogi?

Liverpool mógłby dużo lepiej prosperować, mając własny stadion, który daje korzyści lokalnej społeczności, która ciężko pracuje, żeby to urzeczywistnić. Wystarczy tylko zapłacić inwestorom New Anfield stanie się od początku do końca własnością Liverpool FC. Nie tylko należy zachować historię i dziedzictwo klubu. Także z finansowego punktu widzenia jest to bezpieczna inwestycja.

Pieniądze wędrowałyby do liverpoolskiej kasy. Odrobina dobrej gospodarności i rozważne inwestycje na pewno się przydadzą, ale Liverpool ma przyzwoitą finansową reputację w piłkarskim biznesie i dzięki planowanemu wzrostowi wpływów łatwo poradzi sobie ze spłatami. Everton pokazał całemu światu, że pieniądze na Kings Dock to zupełnie osobna pula i nie ma wpłynie na dochody klubu. Akceptowane było to wcześniej przez NWDA, ale dla Liverpoolu jest to nie do przyjęcia. Klub nie potrzebuje partnera, a już na pewno nie takiego, który zawiśnie u szyi jak kamień.

Jakie korzyści będą mieć zwykli Liverpoolczycy ze wspólnego stadionu? NWDA nie chce tego zdradzić. Twierdzą, że istnieje duże wsparcie dla tego przedsięwzięcia, ale tak naprawdę większość fanów w mieście jest bardzo przeciwna temu projektowi. Nie wiadomo, jakiego zastrzyku gotówki z pieniędzy publicznych można się spodziewać. Czy nowy obiekt w dokach będzie otwarty dla ludzi? Czy będzie tam park miejski? Czy planuje się organizowanie koncertów i imprez jak w przypadku Kings Dock? Jeśli tak, to co z ostatnio zaproponowanym projektem nowej mniejszej areny na Kings Dock? Czy zrezygnują z niego na rzecz North Dock? Czy odbyło się już spotkanie z prywatnymi developerami?

Everton jest jedyną stroną, która w każdej z zaproponowanych możliwości wyjdzie z kawałkiem tortu. Jak w przypadku Kings Dock wydaje się, że czuwa nad nimi anioł stróż. Albo, jak nam się zdaje, członkowie NWDA.

Długi Evertonu rosną w alarmującym tempie. W tym roku przekroczą prawdopodobnie 50mln. Wzbudzili ogólną wesołość w mieście propozycją pakietu finansowego wespół z grupą zwaną Fortress Sports Founding. Nazwiska co poniektórych członków tej fundacji pasują bardziej do internetowego klubu samotnych serc, ale bez obaw, ta organizacja już rozpłynęła się w powietrzu, a pieniądze razem z nią. Jak więc Everton zapłaci za swój udział w nowym wspólnym obiekcie? Nawet ich wysoka pozycja w Premier League nie pomoże, gdy przyjdzie do sprostania wymogom stawianym przez banki oraz wierzycieli. Zakład, że z pomocą znów przyjdzie NWDA.

Wciąż słyszymy, że obecnie piłka nożna jest biznesem I kluby muszą przyjąć podejście biznesowe. Mimo to kiedy nadchodzi NWDA ze swoją obsesją terroryzowania L.F.C. wizją dzielenia się z Evertonem, wszystkie dobre założenia biznesowe biorą w łeb.

Dyrektor I główny udziałowiec Evertonu, Paul Gregg, ma jasną wizję właściwych praktyk biznesowych. Był bardzo bezpośredni w zeszłym tygodniu, kiedy poskarżył się, że jeśli L.F.C. dostanie zgodę na budowę nowego Anfield w Stanley Park, to Everton w pięć tygodni stanie się w mieście obywatelem drugiej kategorii. Ten wybuch powiedział wiele o desperacji Evertonu w dążeniu do współdzielenia stadionu i utrzymania go z pieniędzy publicznych czy tez powstrzymaniu Liverpoolu w budowie nowego stadionu.

Nie zrozumcie mnie Ľle, przy tych wszystkich sztuczkach użytych przez zarząd Evertonu i NWDA, postawa walczącego otwarcie pana Gregga wydaje się krzepiąca. Wykorzystuje on filozofię biznesu, często doradzaną Liverpoolowi. Jest gotowy walczyć na śmierć i życie, żeby tylko jego główny rywal nie radził sobie za dobrze. Szuka strategicznego i do tego jak najkorzystniejszego wyjścia.

Czemu nie, ale co jeśli F.C. Liverpool zastosuje te same reguły co pan Gregg? Czyż nie byłoby dobrym biznesowym podejściem nieco pognębić Everton, a sprzedać im niewielkiego kopniaka, postawić pod ścianą, do której zmierzali przez ostatnie 10 lat? Pozbyto by się głównego rywala Liverpoolu, dając klubowi monopol w obszarze Merseyside dla chcących oglądać piłkę na najwyższym poziomie. Liverpool mógłby stać się Newcastle północnego zachodu (ale z tytułami), głównym piłkarskim miastem z jednym topowym klubem. Mogę się założyć, że w ciągu 5 lat w naszym mieście wszyscy młodzi kibice Evertonu nosiliby czerwone koszulki, a sprzedaż klubowych pamiątek wzrosłaby niebotycznie. Kto wie, może nowe Anfield okazałoby się za małe, żeby pomieścić wszystkich i trzeba by rozważyć stworzenie czegoś większego.

Zarząd L.F.C. nie chce tego, rzecz jasna, mimo, że fani byliby wniebowzięci. Jako klub dbają o poważny wizerunek. Cały L.F.C. chce budowy nowego stadionu I bardzo potrzebnego odrestaurowania swoich terenów. Arsenal rozpoczął swój projekt mniej więcej w tym samym czasie, co Liverpool, a na nowym obiekcie zagra jakoś w przyszłym sezonie. Rick Parry, Szef Wykonawczy Liverpoolu nie może nawet podać daty rozpoczęcia budowy, dopóki sytuacja jest wciąż niepewna.

Inwestorzy są już pewnie nieco zdenerwowani. Chcieliby zobaczyć zawrót inwestycji tak szybko, jak to tylko możliwe. Liverpool musiał zmienić przewidywalne koszty budowy. Przez czas zmarnowany na kunktatorstwo NWDA i nieudolną kampanię prowadzoną przez Evertońskich ex-radnych, ceny stali osiągnęły najwyższy poziom w historii, powiększając koszty o dalsze 10-15 mln. Dodajmy to tego opóĽnienie – czas, w którym koszty powinny się już zwracać dla klubu poprzez obroty, sponsoring etc i już jawi się nam bardzo poważne uchybienie ze strony instytucji państwowej.

Czy nie najwyższy czas, żeby NWDA wyjawiła ludziom w Liverpoolu, jakie ma tak naprawdę zamiary? Czy w ich gestii leży zarządzanie funduszami na projekt, który miałby jakiś wpływ na życie mieszkańców regionu, czy też widzą się raczej jako instytucja spiesząca z pomocą kulejącym finansowo klubom piłkarskim przez przydzielanie im pieniędzy z publicznych rezerw?



Autor: plu
Data publikacji: 25.03.2005 (zmod. 02.07.2020)